Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

wtorek, 29 czerwca 2010

Alkohol w moim barku, cz.III

     Sądziłem wtedy, że alkoholik to ktoś całkowicie pozbawiony świadomości, kto musi odczuwać silny pociąg do wypicia alkoholu. Jest swego rodzaju zombie, który nic niewidzącymi oczyma podąża tylko drogą do alkoholowego samounicestwienia. Udawałem przed sobą, że ze mną wszystko jest w porządku, bo przecież nie odczuwam niczego takiego. Ponieważ miałem umysł zaprzątnięty sprawami całego świata i to na mych barkach, jak mniemałem spoczywał jego los, zupełnie nie dostrzegałem, że oszukuję samego siebie. Wmawiałem sobie, że alkoholizm to coś, co nie może zdarzyć się mnie. Dziecku alkoholika, które widziało jak jego ojciec powoli umiera dzień po dniu. Do głowy mi nie przyszło, że już jestem chory, że po prostu chcę być blisko alkoholu, chcę go mieć w zasięgu ręki, że wcale nie zależy mi na tym aby pozbyć się go z pola widzenia.


      
     Alkohol musiał już wtedy być obecny w moim otoczeniu. Musiał być blisko – możliwie jak najbliżej mnie, tak blisko jak nitrogliceryna dla chorego na serce. Nie uświadamiałem sobie wówczas, że ja już jestem zombie, że dostęp i łatwość zdobycia alkoholu jest dla mnie tak ważna. Wtedy był to dla mnie objaw normalności. To wydawało się takie nowoczesne. Alkoholowy ołtarzyk w salonie. Nie wyobrażałem sobie żeby mogło być inaczej. Wszyscy, a przynajmniej większość ludzi trzyma alkohol w domach. Ja też chciałem być normalny. Nie chciałem być chory. Nie godziłem się z wizją samego siebie jako człowieka ułomnego. Nie zdawałem sobie sprawy, że już dawno przestałem kontrować picie. Byłem już wtedy alkoholikiem robiącym wszystko aby tego nie dostrzec. Alkohol w moim barku stal się podmiotem, a nie przedmiotem. Kiedy po latach bezskutecznych prób odzyskania kontroli nad piciem wreszcie to sobie uświadomiłem usunąłem z go mieszkania.
  

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Zapraszamy na mityng!

     Już w najbliższą środę mityng, na który zapraszamy wszystkie osoby uzależnione. Będzie to ostatni mityng tego półrocza, na którym podsumujemy dotychczasową działalność oraz wybierzemy chętnych do pomocy – inaczej nazywanej służbami. Zgodnie z tradycją grupy mityng ten będzie spotkaniem zamkniętym dla osób nieuzależnionych. Zainteresowanych działalnością AA zapraszamy na mityng otwarty, który odbywa się zawsze w pierwszą środę miesiąca – czyli już 7-go lipca. Jeżeli są wśród Was takie osoby – które chciałyby przyjrzeć się jak wygląda spotkanie, dowiedzieć się czegoś więcej o nas „trzeźwiejących alkoholikach” – to zapraszamy w przyszłym tygodniu. Mityng otwarty jest właśnie dla Was.

  
   
     Prowadząc działalność sprawozdawczo – wyborczą nie zapomnimy oczywiście o głównym celu naszego spotkania. 

Proponowany temat mityngu: Czy robiąc coś dla wspólnoty robię to także dla siebie samego?

Temat jest oczywiście jedynie sugestią. Nie musi zostać wykorzystany jeśli padnie inna propozycja. W życiu każdego biorącego udział w mityngu może wydarzyć się coś, czym zechce się podzielić z innymi i co może stać się tematem naszego spotkania.

niedziela, 27 czerwca 2010

Nareszcie wakacje!

    
     No i w końcu nadeszło lato. Słońce świeci mocniej, dni stały się dłuższe, a i ludzie sprawiają wrażenie pogodniejszych. Przed wieloma z nas okres letniego wypoczynku, inni w pocie czoła, wykonywać będą swoje obowiązki w pracy. W obu wypadkach warto pomyśleć o swojej trzeźwości, warto o nią zadbać zawczasu. Wakacje sprzyjają odchodzeniu od codzienności. Porzuceniu jej przynajmniej na chwilę. Odsunięciu na bok dręczących nas spraw i rozluźnieniu wewnętrznych hamulców. Większość ludzi w tych dniach – a ja nie jestem tutaj żadnym wyjątkiem - uwielbia przeistaczać się w kogoś zupełnie innego. Zagrać rolę, na którą w codziennym życiu, z różnych powodów nie mogą sobie pozwolić.


     Wszyscy znamy przyjemny stan beztroski i przyzwolenia na przynajmniej chwilowe zwolnienie z odpowiedzialności. Pamiętajmy jednak, że nam - osobom uzależnionym - folgowanie swoim emocjom może nie wyjść na dobre. Spieszę jednak zapewnić, że moim zdaniem nie ma oczywiście niczego złego w dawaniu sobie urlopu od prozy życia. Przynajmniej od czasu do czasu. Mówię jedynie, że często takie zachowania grożą wywołaniem przypadków niosących za sobą zagrożenie dla trzeźwości. A przeżyłem już ich kilka i nie skończyły się dla mnie dobrze. Jeśli dysponujesz doświadczeniem, a twoja trzeźwość jest już dostatecznie ugruntowana, doprowadzenie do takich sytuacji uruchomić powinno wewnętrzny system ostrzegawczy. Staram się go nie lekceważyć. Nie zdusić ani nie odsuwać od siebie jakby był najbardziej niepożądaną rzeczą w moim życiu. Po prostu zdaję sobie sprawę, że ochota na napicie się alkoholu może pojawić się znienacka. Taka jest cena choroby, na którą cierpię. Szukanie okazji do próbowania się już nie dla mnie. Znam nader dobrze poruszanie się w zatłoczonych nadmorskich alejkach, w których co dziesięć metrów ktoś oferuje spędzenie czasu w tętniącym życiem piwnym ogródku. Gwar i radość ulicy wakacyjnego kurortu. Gdy nachodzi mnie czasem myśl, żeby trochę odpuścić, żeby może wstąpić i posiedzieć chwilkę w rozbawionym, wyluzowanym towarzystwie włącza się we mnie logiczne myślenie. Wiem, że akurat wtedy pewnie nie napiłbym się alkoholu, ale czy nie byłby to pierwszy krok aby to uczynić? Czy nie miałoby to czegoś wspólnego z poddaniem się próbie? A może już mogę? Może już nie ma mojej choroby, może odeszła i teraz już będę pił w sposób kontrolowany? Natychmiast uświadamiam sobie, że nie ma o tym mowy. Porzuć nadzieję! – krzyczę w myślach do siebie. Moje osobiste doświadczenie podpowiada mi co stałoby się dalej.



     Na początku czułbym się zdezorientowany. Radosne chwile, jakie spędziłem w knajpie bez picia alkoholu zachęcałyby mnie do kontynuowania eksperymentu. Zacząłbym myśleć, że może z tym uzależnieniem wcale nie jest tak jak mówią. Już bez obaw chodziłbym do barów i pubów. W końcu – może nie zaraz i nie od razu złamałbym abstynencję. Jeszcze jakiś czas (a może nie?) piłbym w sposób kontrolowany. Rzecz jednak w tym, że nie postępowałbym w tym piciu jak człowiek zdrowy. Ja cały czas liczyłbym wypity alkohol, co dawałoby mi złudę kontroli. Planowałbym kiedy mogę wypić i ile. Stopniowo przesuwałbym granicę. W ogóle, w swoim piciu wykazywałbym wszystkie cechy uzależnienia. Bo na tym to właśnie polega. Jeśli sięgnę po alkohol to wszystkie znane mi mechanizmy uzależnienia włączą się z tą samą siłą, z jaką działały jeszcze niedawno - jakby nigdy nie zostały zatrzymane. To właśnie jest istota uzależnienia. Stopniowo piłbym coraz więcej, aż w końcu przestałbym trzeźwieć nawet na chwilę. Później ruszyłbym drogą całkowitej degradacji. Może jeszcze Bóg pozwoliłby mi się zatrzymać, ale równie prawdopodobne jest to, że nie umiałbym już tego zrobić. Znowu obudziłyby się we mnie wszystkie te demony, które odesłałem do lochów własnego umysłu. Przecież wcale się ich nie pozbyłem. One nie zniknęły, śpią jedynie pogrążone w letargu. Ale wystarczy tylko jedno skinienie… Strach, lęk i upokorzenie. Czarna rozpacz i wstyd. Słońce zgasłoby w moim świecie. Znowu wyblakłyby wszystkie kolory, znów w głowie pojawiłby się dobrze znany chaos i bezustanny krzyk, którego poza mną nikt nie może usłyszeć. Jeszcze raz zostałbym sam. Umarłby rozsądek i rozwiała się nadzieja. Życie straciłoby sens.

     Przypominając sobie ten stan uśmiecham się do siebie w myślach i powoli odchodzę w stronę plaży, nie oglądając się na rozbawiony, rozemocjonowany tłum ze szklankami, kieliszkami i kubkami w rękach.
     Pamiętam także, że to nie na mojej rodzinie, ani znajomych spoczywa obowiązek myślenia o tym, które sytuacje mogą stanowić dla mnie zagrożenie. Problem polega na tym aby w każdej sytuacji pozostawać wiernym zasadom. Swoim, bo zalecenia dla trzeźwiejących są już moimi zasadami. My alkoholicy aż nadto dobrze wiemy, że każdy powód jest dobry i każda okazja warta wykorzystania…

     A więc powinienem pamiętać, pomimo że szczególnie mocno właśnie w czasie wakacji chciałbym uciec od pamiętania. To właśnie zdolność przypominania czyni mnie wolnym. Zrdrowych, spokojnych i trzeźwych wakacji!

   

piątek, 25 czerwca 2010

Alkohol w moim barku, cz.II

       
      Po tym pierwszym razie poszło już gładko. Najbardziej odpowiadały mi sytuacje, gdy zostawałem sam na dłuższy czas. Mogłem sobie wtedy zupełnie nieskrępowany folgować w korzystaniu z alkoholu. Jakże byłem głupi sądząc, że jestem na tyle sprytny, że nikt nie potrafi dostrzec mojego picia… Byłem tak obłudny, że w rozmowach z innymi chwaliłem się swoją wiedzą na temat objawów choroby, jej skutków oraz zasad postępowania. Uważałem najwidoczniej, że mnie te zasady nie dotyczą. W mojej chorej opinii zalecenia skierowane były do innych – nie do mnie. Także ta dotycząca trzymania w domu alkoholu. Sądziłem, że to gruba przesada. Byłem skłonny przyznać, że są inne – ważniejsze zalecenia. Ale właśnie to i kilka innych uważałem za błahe i zupełnie nie przystające do życia. Oderwane od niego równie zdecydowanie jak rozprawy o pustynnieniu klimatu w czasie powodzi. Na moja opinię nie miało wpływu nawet to, że po uzupełnieniu zapasów w barku prawie od razu pozwalałem sobie łapać za butelczynę. Logika moich wywodów – przedstawianych samemu sobie - opierała się na założeniu dużej ogólności zaleceń. Według mnie zasady skierowane były do wszystkich, a ponieważ wszyscy to nie ja, uważałem że mogę stosować je wybiórczo tak jak sam uznam za stosowne. Innymi słowy, część z nich nie jest skierowana do mnie, a zwłaszcza ta część, która bezpośrednio wpływała na moje myślenie o sobie jako osobie chorej. Tak to sprytnie tłumacząc doszedłem do wniosku, ze jestem innym alkoholikiem. Może nie lepszym, nie gorszym ale z pewnością innym – takim, któremu należy się specjalne traktowanie. I żyłbym w tym przeświadczeniu dalej gdyby nie kolejna alkoholowa wpadka. Kolejny wstyd, upokorzenie i depresja. A potem kolejna i jeszcze jedna…


     W AA często mówi się o tym, że masz tak daleko do sięgnięcia po alkohol, jak duża odległość w metrach cię od niego dzieli. Nie dla mnie były wówczas takie hasła. Ja wiedziałem lepiej. Kiedyś moja żona przyłapała mnie na skrytym pijaństwie, co w końcu stać się musiało. Było mi bardzo wstyd, ale nie za fakt picia ale za to, że dałem się przyłapać…
cdn
         

czwartek, 24 czerwca 2010

Już po mityngu!

     
     I już po kolejnym spotkaniu! Znowu byliśmy razem – Ci, którzy mają już za sobą pewien staż trzeźwości, i Ci, którzy rozpoczęli dopiero swoją abstynencję. Znowu zgromadziliśmy się wokół świecy i podzieliliśmy się swoimi spostrzeżeniami na temat trzeźwienia. Było spokojnie, kameralnie i cicho. To zadziwiające jak nawet w dużej grupie osób może być cicho. A przecież rozmawialiśmy i dzieliliśmy się własnym doświadczeniem. Wymienialiśmy się poglądami. Nie milczeliśmy. A jednak było cicho…
     Pamiętam, że pierwszy raz zwróciłem na to uwagę , na jednym z mityngów, na który trafiłem niedługo po kolejnym zapiciu. Na początku nie potrafiłem nazwać tego stanu spokoju, ale wydawał mi się on czymś dobrym i pożądanym. Uwalniał mnie od zgiełku ulicy, a przecież dobiegały do mnie dźwięki ruchliwej części miasta. Byłem tam z rozbitą duszą, rozedrganymi nerwami, gonitwą myśli i brakiem jakiegokolwiek gruntu pod stopami. Nie, nie zrozumiałem od razu. Najpierw poczułem stan uspokojenia po każdym mityngu w jakim brałem udział. Gdy opuszczałem miejsce spotkania zawsze towarzyszył mi spokój. Później ze zdumieniem odkryłem jeszcze nadzieję i optymizm. Oczywiście te uczucia na początku nie trwały długo. Często po powrocie do domu i rzuceniu się w wir zajęć i obowiązków gubiłem gdzieś te emocje. Z czasem dostrzegłem, że zaczynają trwać coraz dłużej. W końcu sam zacząłem ich w sobie poszukiwać…
     Tym razem było nas niewielu. Ale to właśnie między innymi to wpływa na kameralny nastrój. Nie ma zamieszania i wrzawy, choć przyznaję, że tuż przed mityngiem pękł nam - podobno nietłukący - kubek z duraleksu. Oczywiście zgodnie z prawami Murphy’ego zrobił to wtedy gdy był już napełniony wrzątkiem i mógł wyrządzić jak największe szkody. Na szczęście nikt się nie oparzył, a sytuacja szybko została opanowana przy pomocy wiadra i mopa. Później już w skupieniu mogliśmy zająć się spotkaniem, a po jego zakończeniu bez pośpiechu rozstaliśmy się. Do zobaczenia za tydzień!


Wasz Skryba

środa, 23 czerwca 2010

Alkohol w moim barku, cz.I

    
     Pamiętam, że kończąc terapię, przy odejściu z ośrodka otrzymałem kartkę formatu A-4 z zaleceniami dla alkoholików, którzy chcą trzeźwieć. Byłem wówczas bardzo nieufny i zamknięty na, jak wydawało mi się wtedy, próby wchodzenia z butami w moje życie przez terapeutów. Cóż, wykształcone przez lata mechanizmy obronne działały w najlepsze i musiało minąć jeszcze wiele miesięcy zanim, stosując moje własne metody bronienia się przed zapiciem zorientowałem się, że nie odbiegają one od tych, które otrzymałem już wcześniej… Wyhodowane przez lata picia alkoholu pijane myślenie broniło ze wszystkich sił dostępu do mnie. W moim przypadku objawiało się to przede wszystkim myśleniem: terapeuta - mój wróg, członkowie AA - sekta, ja - najmądrzejszy. Ego jak u każdego uzależnionego od alkoholu rozrosło się do gigantycznych rozmiarów i z powodzeniem przysłaniało mi horyzonty.




     Jednym z pierwszych zapisów na które zwróciłem uwagę krytycznym okiem było zalecenie, aby zrezygnować z trzymania alkoholu w domu. Byłem przekonany i byłbym gotów bronić swego sądu, że w żaden sposób nie wpływa na moją świadomość jego obecność. Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że pomimo iż nie czuję jakiegoś silnego przyciągania do barku, to alkoholikowi takiemu jak ja w zupełności wystarcza sama pewność, że w przypadku kryzysu zawsze można za niego złapać. I tak też właśnie było. W swoim domu trzymałem alkohol i choć wiedziałem już, że mam alkoholowy problem regularnie po niego sięgałem. Zwłaszcza gdy już zrobiłem to pierwszy raz...
     Najtrudniej było mi to zrobić właśnie ten pierwszy raz. Zerwać z dotychczasową abstynencją i poddać się nałogowi, cały czas przekonany, że wszystko jest jeszcze pod kontrolą. Na własnej skórze odczułem bolesną prawdę, że od pijących alkoholików różni mnie tylko pierwszy kieliszek. Dobrze pamiętam towarzyszące temu uczucia – narastające napięcie, niepokój, lęk, i niepohamowane pragnienie aby jak najszybciej przynieść sobie choć odrobinę ulgi… Towarzyszył mi wtedy zawód, że oto łamię kolejną daną samemu sobie obietnicę, że kolejny bastion mojej odpowiedzialności padł i przekroczona została kolejna granica. Nienawidziłem siebie za to. Za te wszystkie złamane zobowiązania i przyrzeczenia…
   cdn

wtorek, 22 czerwca 2010

Czternaście miesięcy

    
     Moja trzeźwość ma już czternaście miesięcy, więc pozwolę sobie na trochę refleksji. Kiedy rok temu w maju rozpocząłem terapię miałem bardzo nikłą nadzieję na sukces, choć bardzo pragnąłem tego trzeźwienia. Myślę że brak wiary spowodowany był tym, że raz już trzeźwiałem i wiedziałem ileż trzeba włożyć w to pracy i samozaparcia by gdzieś tam po czasie zobaczyć efekt.
     A drugą taką rzeczą dającą złe rokowania było to, że mieszkałem wówczas z dwoma czynnymi alkoholikami. Tak, że po terapii wracałem do alkoholowego świata wypełnionego alkoholowymi oparami, pijackim bełkotem i tworami pijanej wyobraźni. Jedyną rzeczą której się nie spodziewałem, a która była dla mnie bardzo korzystna było to, że im było na rękę że ja przestałem pić. Nie namawiali mnie do picia, jedna gęba do butelki mniej to luksus.


     Terapię odbywałem w ośrodku „Droga” w Dąbrowie Górniczej i szybko polubiłem to miejsce, jak i ludzi. Okazało się, że na ten początkowy, trudny dla mnie moment znalazłem alternatywę dla mojego picia - był nim kurs komputerowy. Terapię skończyłem pomyślnie, wyprowadziłem się z pijanego świata i zamieszkałem w miejscu, w którym kiedyś pozostawiłem moją przerwaną trzeźwość i gdzie widziałem dla siebie największe szanse na trzeźwe życie i rozwój. Różnie bywało przez te czternaście miesięcy, nie wszystko mi wychodziło i nie wszystko było takie, jak bym sobie tego życzył. Przez cały ten czas miałem kontakt z trzeźwiejącymi alkoholikami, zresztą prawie rok jeszcze byłem w terapii pogłębionej i uczestniczyłem w mityngach. Nigdy jednak nie upadałem na duchu bo wiedziałem, że kiedyś moja praca nad sobą da mi wymierne korzyści. Najwięcej korzyści odnoszę z otwarcia się na ludzi i otaczający mnie świat. Ułatwiło mi to budowanie zaufania, szacunku i wszystkiego tego co utraciłem przez picie.
     Zawsze będę powtarzał, że trzeźwienie to nie spacerek na Kopiec Kościuszki, tylko ciężka harówka. To także wyrzeczenia, trzeba przestrzegać zaleceń dla trzeźwiejących alkoholików bo ten, który tego nie robi zgubionym będzie i przekonałem się o tym na własnej skórze.
     Ten okres czternastu miesięcy to także radość i to zdecydowanie. To radość z tego, że potrafiłem się nauczyć cieszyć z rzeczy małych, codziennych. To radość z czyjegoś życzliwego uśmiechu, dobrego słowa, czy rady. Boże, jakże mi kiedyś tego brakowało. To takie moje perełki a ich suma to mój skarb, a że człowiek zachłanny bogactwa to chce więcej. Dzięki ludziom, którzy zauważyli we mnie człowieka który pragnie żyć inaczej dostałem kredyt zaufania w postaci pracy. Myślę że kredyt ten już spłaciłem, a praca ta jest najfajniejszą rzeczą jaką obecnie posiadam. Drugą taką ważną rzeczą dla mnie są środowe mityngi grupy „ W Drodze ”. Uczestniczę w nich od samego prawie początku istnienia i przez ostatnie pół roku nawet je prowadziłem. Panuje tam fajna atmosfera, duży luz, poruszane są ciekawe tematy, czuję że jestem wśród przyjaciół i gdybym nie mógł z jakiegoś powodu nie być na którymś z nich, czułbym się jak rozładowana bateria.
     Ostatnio odebrałem certyfikat umiejętności komputerowych i też jakąś tam dumę z siebie poczułem. Przypomniałem sobie momentalnie jak kiedyś się źle z tym czułem, że jestem analfabetą komputerowym - a teraz proszę. Naprawdę fajne uczucie. Chcę go poczuć znów i dlatego postanowiłem zdobyć średnie wykształcenie. Zaczynam od września w ogólniaku.

Czy się nie boję porażki?
     Przecież moje pijane życie było jedną wielką porażką, to co mi szkodzi zobaczyć czy umiem latać.
A co dalej z trzeźwością?
     Dokładnie to samo, ona jest najważniejsza! Trzeźwość to taka bombka choinkowa, ładna ale bardzo delikatna i krucha. Trzeba uważać żeby się nie zbiła.
     Natomiast reszta życia trzeźwiejącego alkoholika (praca, rodzina itd.), bez bombki po prostu nie przeżyje. Pełna symbioza!

Do zobaczenia w trzeźwości!

ZYGI
    

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Spotkajmy się na mityngu!

    
     Już niebawem kolejny mityng! Bardzo serdecznie zapraszamy wszystkich członków naszej wspólnoty na cotygodniowe spotkanie „W Drodze”. Mityng w tym tygodniu ma charakter zamknięty, a więc przeznaczony jest przede wszystkim dla osób uzależnionych od alkoholu. Mile widziani będą także ci, którzy chcieliby pomóc sobie w zdrowieniu z alkoholizmu, ale jeszcze nigdy nie uczestniczyli w mityngu AA. Pamiętajcie! Zgodnie z trzecią tradycją jedynym warunkiem przynależności do AA jest pragnienie zaprzestania picia. Zgodnie z nią sami decydujecie, czy należycie do AA. Nikt inny nie ma na to wpływu.


     Jeśli jesteś osobą zainteresowaną problematyką alkoholową albo jeszcze nie zdecydowałeś czy pomoc AA jest Ci potrzebna, zapraszamy na spotkania otwarte – zawsze w pierwszy mityng miesiąca.
    
Sugerowany temat mityngu: Jak organizowałeś i zmieniałeś swoje życie by móc pić?

Temat jest oczywiście jedynie sugestią. Nie musi zostać wykorzystany jeśli padnie inna propozycja. W życiu każdego biorącego udział w mityngu może wydarzyć się coś, czym zechce się podzielić z innymi i co może stać się tematem naszego spotkania.

sobota, 19 czerwca 2010

Moje AA - Rafał

      
     Rafał na swój pierwszy mityng trafił podczas pobytu na odwyku. Przedtem zupełnie się nie interesował działalnością grup Anonimowych Alkoholików. Starał się wręcz unikać miejsc kojarzących mu się z abstynencją. Póki pił nie zajmowało go także dokąd chodzi jego uzależniona żona. Był skupiony wyłącznie na sobie i swoim piciu. Nie zwracał uwagi na innych. Ostatnie piwa wypił jeszcze na dzień, zanim trafił na szpitalny oddział. Nie wyobrażał sobie życia bez alkoholu, ale ponieważ wcześniej narozrabiał i w oczy zajrzało mu widmo pójścia do więzienia, zdecydował się zadbać o swoją reputację przed grożącą mu rozprawą sądową. W ośrodku, w Skoczowie pierwszy raz usłyszał o funkcjonowaniu AA i sposobach radzenia sobie z własną słabością wobec alkoholu.


     Mityngi zorganizowane na oddziale nie spodobały mu się. Wszystkie były do siebie podobne – nudne, mdłe i pozbawione dla niego sensu. Brał w nich udział, bo chociaż teoretycznie nie były obowiązkowe, zostały wpisane w fakultatywny rozkład dnia dla pacjentów. Tłum ludzi na nich obecny nie sprzyjał skupieniu i poszukiwaniu w sobie odpowiedzi. Nie identyfikował się z ludźmi przychodzącymi z zewnątrz i opowiadającymi o swoim trzeźwieniu. Oni wszyscy mieli za sobą przynajmniej kilkumiesięczne, jak mu się wtedy wydawało dla niego nieosiągalne, staże trzeźwości. Nie rozumiał o czym mówią, ale stopniowo zaczynał przyglądać się sobie i swojej chorobie. Pod koniec pobytu w ośrodku, realizując jedno z terapeutycznych zadań, wybrał się wraz z kilkoma innymi pacjentami, na mityng odbywający się w miejscowym klubie abstynenta. Zaskoczył i poruszył go kameralny nastrój tam panujący. Było to zupełnie nowe i inne doświadczenie w porównaniu do niespokojnej, chaotycznej i hałaśliwej atmosfery mityngu w ośrodku. Tutaj klimat odpowiadał mu o wiele bardziej.

     Jednak pierwszym prawdziwie samodzielnym mityngiem Rafała, na którym się pojawił było spotkanie w rodzinnym Ustroniu. Pierwszy raz poszedł razem z żoną. Była słoneczna niedziela września. Dwa dni wcześniej wyszedł spod opieki terapeutów i zaczynał stawiać swoje pierwsze trzeźwe kroki. Towarzyszyła mu obawa i lęk, ale chciał zrobić dla siebie coś pozytywnego i nie trzeba było go namawiać. Pomimo, iż wiedział już jak przebiega spotkanie i czego się spodziewać nadal odczuwał tremę.

     Mityngi zorganizowane były w pomieszczeniu dawnego liceum, które dla własnych potrzeb wynajmował klub abstynenta. Kiedy podenerwowany wszedł na salę ujrzał osoby, jakie dobrze zapamiętał z czasów kiedy pił. W pierwszej chwili był zaskoczony ich obecnością, ale po chwili całe napięcie, które w sobie kumulował, opuściło go. Został bardzo mile przyjęty. Był pod wrażeniem. W czasie przerwy mógł bez obaw zwracać się do innych uczestników i zadawać im pytania. Spodobało mu się od razu na tyle, że zaczął chodzić na kolejne mityngi.

     Dziś Rafał nadal jest pod wrażeniem tego co zobaczył. To doświadczenie, gdy kilkanaście osób siedzi przy kawie, herbacie i oranżadzie w przyjemnej atmosferze - gdy nikt nie narzuca swojego zdania i nie usiłuje przekrzyczeć innych, niezwykle mu odpowiada. Nie ma wrzasków, zamieszania, tumultu i głupich rozmów o tym, że ktoś komuś coś obieca, albo coś załatwi. Jak sam mówi jeden słucha drugiego, żaden nie przerywa i to jest coś niesamowitego. Gdy coś cię boli, masz zmartwienie lub kłopot możesz to powiedzieć i wszyscy cię wysłuchają. Potem ktoś opowie jak to było w jego przypadku, albo w przerwie coś doradzi. Rafał dodaje, że to naprawdę wspaniałe i budujące gdy spotyka się znajomych, którzy chodzą na mityngi i potrafią nie pić. Czemu w takim razie miałby tam nie chodzić i on – pyta.

     Minęło już ponad trzy lata, a Rafał wraz z żoną dalej są obecni na mityngach. Dziś już nie musi się niczego wstydzić, a sam cieszy się ze swych osiągnięć. Choćby z tego, że może iść z nastoletnią córką pod rękę przez miasto i inni wskazują go jako przykład tego, któremu się udało uwolnić od alkoholowej zmory.
    

czwartek, 17 czerwca 2010

Kolejny mityng za nami!

   
     I znów minął nam kolejny mityng. Nasze wspólne spotkania są dla nas – podobnie jak dla członków innych grup AA - chwilami pełnymi bezpieczeństwa i spokoju. Wypełniają nas nadzieją na kolejne dni i umożliwiają naładowanie życiowych akumulatorów. Znów przez jakiś czas dysponujemy energią do mierzenia się z przeciwnościami. Dla mnie osobiście te spotkania stały się ważną częścią mnie samego. Doskonale zdaję sobie sprawę, że bez nich, bez tych ludzi, bez spraw o których mówią mógłbym ponownie powrócić do nałogu. Jeszcze nie tak dawno byłem nastawiony bardzo krytycznie do działalności aowskiej. Nie rozumiałem o co chodzi w tych spotkaniach, cóż takiego mogą mi one dać. Z czasem wszystko się zmieniło…

     Tym razem na naszym spotkaniu oprócz głównego trzonu grupy obecny był nowicjusz. Cieszymy się, że dołączył do nas nowy kolega i kibicujemy mu aby wytrwał na początek w abstynencji, a później w trzeźwości. Być może wśród nas odnajdzie swoje miejsce. Znów dzieliliśmy się swoimi przeżyciami i przemyśleniami. Przypominaliśmy sobie jak to było, kiedy byliśmy jeszcze więźniami swojego nałogu. Rozmawialiśmy o swoich smutkach i radościach, sprawach małych i wielkich – tych ważnych tylko dla nas i tych dotyczących ogółu. Poza tematami związanymi z mityngiem, w części organizacyjnej przypomnieliśmy o zbliżającym się terminie wyboru służb – o czym informuję jedynie z kronikarskiego obowiązku. Ponadto omówiliśmy sprawę tabliczki informacyjnej, poruszyliśmy też temat docierania z przesłaniem do zainteresowanych za pośrednictwem ulotek. Kwestia ta wzbudziła reakcję uczestników, spowodowaną wątpliwościami związanymi z przestrzeganiem tradycji jedenastej. Oprócz tego padła propozycja zorganizowania mityngu spikerskiego oraz formalnego dołączenia do struktur AA. Na razie nie zapadły żadne wiążące decyzje, o czym w ramach kronikarskiej powinności poinformował:

Wasz Skryba
    

środa, 16 czerwca 2010

Zalecenia dla trzeźwiejących alkoholików

    
• Zadbaj o to, aby w domu nie było żadnego alkoholu. Nie zgadzaj się aby ktoś przynosił alkohol na spotkania z Tobą i do Twojego domu. Nie utwierdzaj się w przekonaniu, że nie odczuwasz żadnej potrzeby jego wypicia.


• Usuń z domu przedmioty kojarzące Ci się z alkoholem, lub rytuałem alkoholowym.


• Staraj się unikać miejsc, w których kiedyś piłeś.


• Nie chodź do restauracji, lokali, kawiarń, pubów, ogródków piwnych i innych miejsc, w których podawany jest alkohol. Nie przebywaj w miejscach, w których piją inni.


• Zrezygnuj ze spotkań towarzyskich, na których podaje się alkohol, nawet jeżeli są to uroczystości rodzinne. Pamiętaj, że większość uroczystości ma część na której się nie pije – na nią możesz pójść.


• Unikaj robienia zakupów w sklepach, gdzie sprzedawany jest alkohol – w tych, w których sam najczęściej go kupowałeś.


• Pamiętaj o tym, że picie bezalkoholowego piwa lub szampana jest tak samo niebezpieczne jak wypicie innego rodzaju alkoholu.


• Przyjmowanie i dawanie prezentów i łapówek alkoholowych, branie udziału w składkach na alkohol, chodzenie po alkohol, stanie na czatach, przebywanie tam gdzie piją, polewanie innym jest braniem udziału w obyczaju pijackim i jako takie bezpośrednio zagraża Twojej trzeźwości.


• Staraj się jeść do syta, z pełnym żołądkiem odczuwać będziesz mniejszą chęć do picia alkoholu.


• Nie rozmawiaj z osobami nietrzeźwymi.


• Na ile to możliwe unikaj kontaktu wzrokowego i węchowego z alkoholem.


• Nie pożyczaj pieniędzy jeśli wiesz, że przeznaczone zostaną na zakup alkoholu.


• Środki chemiczne zmieniające nastrój (leki nasenne, uspokajające, psychotropowe, narkotyki) są zamiennikiem alkoholu i branie ich bez kontroli lekarskiej jest formą odurzania się.


• Niektóre produkty spożywcze i lekarstwa zawierają alkohol, dbaj o siebie i sprawdzaj skład zawsze przed jedzeniem czy zażyciem. Smak i zapach alkoholu to najsilniejszy wyzwalacz głodu alkoholowego.


• Ogarniająca Cię chęć do napicia się alkoholu może być spowodowana tym, że organizm usilnie domaga się płynów. Wypij wtedy dużo, na przykład: wody mineralnej, soku owocowego, herbaty z cukrem.


• Pamiętaj, że ważne jest abyś dużo czasu poświęcał na sprawy związane z trzeźwieniem, takich jak: terapia, mityng AA, czytanie literatury dotyczącej trzeźwienia, rozmowy z trzeźwiejącymi alkoholikami, stosowanie technik wspomagających trzeźwienie – dzienniczek uczuć, dzienniczek głodu alkoholowego, planowanie dnia, modlitwa, medytacja, HALT, 24 godziny i inne programy zdrowienia.


• Pamiętaj, że na początku trzeźwienia ważne jest abyś umiał zaplanować sobie dzień tak, aby nie było w nim przesadnych obciążeń ani okresów zupełnej bezczynności. Staraj się być czynnym i aktywnym, szczególnie w sferze trzeźwienia.


• Jak najszybciej naucz się mówić nie, gdy ktoś proponuje Ci lub tyko sugeruje wypicie alkoholu.


• Wykorzystuj telefon do uzyskiwania wsparcia od innych osób. Wtedy źródłem siły będzie dla Ciebie kontakt z trzeźwiejącymi alkoholikami. Pamiętaj, ze osoba do której się zwrócisz zazwyczaj potrzebuje takiej rozmowy tak samo jak Ty. Nigdy się nie wahaj, dzwoń! O numery telefonu możesz poprosić kolegów i koleżanki z terapii lub spotkań AA, gdzie jest to powszechnie stosowany obyczaj.


• Pamiętaj, że wielki wpływ na Twój nastrój ma dyspozycja fizyczna. Prowadź regularny tryb życia, gimnastykuj się, spaceruj. Znajdź sobie odpowiedni dla Ciebie sposób rekreacyjnego spędzania czasu, turystyka, rower, basen, itp.


• Dbaj o zdrowie, gdy trzeba korzystając z pomocy specjalistów.


• Układaj sobie plan dnia, tak aby wprowadzić jak najwięcej porządku w swoje działania.


• Realizując swoje plany dawaj pierwszeństwo rzeczom najważniejszym. Pamiętaj, że Twoja trzeźwość powinna być na pierwszym miejscu – jeżeli chcesz nie pić.


• Dbaj o pogodę ducha. Zmień płytę w głowie.


     Witaj AA! Czy aby na pewno stosujesz w codziennym życiu przedstawione tutaj zasady? Czy też może znajdujesz wśród nich punkty, z którymi się nie zgadzasz? Może są też takie, które stosujesz tyko wybiórczo, albo od czasu do czasu? Być może realizowałbyś niektóre z nich, ale w zmodyfikowanej wersji… Zastanów się. Te zasady zostały dawno temu sformułowane przez innych trzeźwiejących dla takich jak Ty! Nie wynikały one z rozważań teoretycznych, ale z praktyki radzenia sobie z zagrożeniami dla trzeźwości. Opracowali je ci, którzy poradzili sobie z chęcią napicia się alkoholu. My też na początku wątpiliśmy. Wielu z nas musiało zaczynać swoją trzeźwość od początku wiele razy zanim przyznało, że być może coś w nich jest. Bądź mądrzejszy od nas. Uwierz, że nie istnieje żadna droga na skróty! Ale jak zawsze wybór należy tylko do Ciebie!

    

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Zapraszamy na mityng!


     Jest mi niezwykle miło, jak co tydzień zaprosić Was na kolejny zbliżający się mityng. Jak zwykle zobaczymy się w najbliższą środę o godz. 17–tej. To kolejny mityng miesiąca, który jest zamknięty dla osób nieuzależnionych. Nie odbiega on zasadniczo od spotkania otwartego. Jedyną różnicą jest udział w nim wyłącznie tych, którzy dostrzegają u siebie problem alkoholowy. AA oferuje nowoprzybyłym poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Zasada ta znajduje zastosowanie w oparciu o anonimowość i jeśli ktoś wyraża różne obawy związane z własnym bezpieczeństwem wybiera uczestnictwo tylko w mityngach zamkniętych.


     Pamiętam dobrze samego siebie, gdy pierwszy raz szedłem na mityng. Moją najważniejszą myślą było aby za wszelką cenę uniknąć spotkania kogoś znajomego. Mój toksyczny wstyd, a przez to paraliżujący strach nie pozwalał mi jeszcze wtedy odnaleźć się w nowej sytuacji . Większym wstydem było więc dla mnie przyznawanie się do własnej choroby, niż publiczne obnoszenie się ze swoim pijaństwem oraz zaniedbywaniem rodziny i siebie samego. Mając na uwadze jak trudną decyzję musi podjąć nowicjusz i ile wysiłku kosztuje go przełamanie w sobie obaw, grupy AA wprowadziły podział na mityngi zamknięte i otwarte. Pomysłem, który przyświecał temu przedsięwzięciu była także chęć przybliżenia ludziom spoza wspólnoty celów i przesłania grup AA.
     Podczas spotkania będziemy jak zawsze dzielili się swoimi doświadczeniami związanymi z radzeniem sobie z chorobą i funkcjonowaniem w codziennym życiu. Wymienimy też poglądy na ważne dla nas tematy. Zapraszamy wszystkich serdecznie!
      
Proponowany temat mityngu to:   Jak tłumaczyłem swoje nadmierne picie?     

     Temat jest oczywiście jedynie sugestią. Nie musi zostać wykorzystany jeśli padnie inna propozycja. W życiu każdego biorącego udział w mityngu może wydarzyć się coś, czym zechce się podzielić z innymi i co może stać się tematem naszego spotkania.
    

piątek, 11 czerwca 2010

Moje AA - Zbyszek

        
     Zbyszek trafił na swój pierwszy mityng AA w grudniu, po intensywnym miesięcznym alkoholowym ciągu. Nie widział dla siebie już żadnej możliwości ratunku. Był zagubiony i zmęczony. Nie chciał już dłużej walczyć. Poddał się.

     Początkowo trafił na terapię, jednak oferowano mu jedynie leczenie zamknięte, na które nie chciał się zgodzić. Podczas jednej ze wstępnych sesji terapeutycznych pewna kobieta zaproponowała mu pójście na mityng. Nie wiedział co to takiego, słyszał o tym niewiele. Swoją wiedzę na temat choroby zdobywał głównie z tego, co udało mu się samemu usłyszeć i ukradkiem wyczytać. Nie miał wątpliwości, co do tego kim się stawał z każdym kieliszkiem. Z czasem zrozumiał, że jeśli niczego nie zrobi, pewnie zapije się wkrótce na śmierć. Kolejna alkoholowa wpadka w pracy spowodowała chwilowe otrzeźwienie. Wiedział, że na mityngu spotka podobnych sobie ludzi. Osoby, które przygniecione ciężarem alkoholowego brzemienia trwają w trzeźwości. Jak sam przyznaje osiągnął swoje dno, choć wtedy jeszcze w pełni nie zdawał sobie z tego sprawy. Był za to mocno zmotywowany do tego żeby przestać pić. Totalnie zmęczony alkoholem nie chciał wracać do tego co było - do picia, kaca i niekończących się wyrzutów sumienia. Przychodząc na swój pierwszy w życiu mityng kompletnie nie wiedział gdzie się znalazł. Nie miał zielonego pojęcia czym jest wspólnota AA, ani o tym co tam się dzieje.

     W grudniowy poniedziałek, przyjechał tramwajem na miejsce. Towarzyszył mu strach. Rodzaj lęku jaki towarzyszy ciekawości pomieszanej z obawą - uczuciu obecnym przy poznawaniu nowych osób i odnajdywaniu się w nowych relacjach. Było już ciemno, gdy o 18-tej weszli na salę. Trzeba było zdjąć buty, bo w pomieszczeniu rozłożone były materace. Niepewnie wszedł. Ktoś zapalił świeczkę na środku. Dziewczyna, która powiedziała mu o spotkaniach krótko poinstruowała go o obowiązujących zasadach. Nie specjalnie chciał się odzywać, zdecydowanie wolał słuchać innych. Rytuał był dla niego czarną magią. Nie wiedział co się właściwie dzieje, czemu to wszystko ma służyć, co tutaj będą robili. Był natomiast na tyle mocno wycieńczony alkoholem, że przyjmował wszystko z pokorą, bez słowa skargi, czy sprzeciwu. Dziwił się rytuałowi, nie mając pojęcia w jaki sposób mityng może pomóc i jemu. Siedział w milczeniu przysłuchując się innym, przekonany o tym, że skoro pozostałym pomaga, to widocznie coś w tym musi być.
Spotkanie prowadził człowiek, który z czasem okazał się bardzo sympatyczny. Zbyszka uderzyło, że każdą wypowiedź zaczynał słowami: „Mam na imię Adam i jestem alkoholikiem”. Adam mówił bardzo szczerze i w sposób bardzo dojrzały o swoim piciu. Zbyszek odnajdywał w jego opowieści kawałek siebie. Sytuacje jakie przedstawiał były bardzo podobne do tych, które i on przeżywał. Słuchając wypowiedzi Adama i innych nie sądził, że mógłby coś wartościowego przekazać pozostałym. Wszystko zaczęło się zmieniać znacznie później…

     Zajął miejsce przy oknie, na wprost drzwi. I odtąd to było jego stałe miejsce. Powitali go brawami, co po wielu upokorzeniach jakie go do tej pory spotykały, w związku z piciem, było przyjemne. Odczuł z tego powodu radość. Potem przyszła ulga. Już w przerwie mityngu i tuż po jego zakończeniu okazało się, że kontakty z innymi uzależnionymi zaczynają przybierać ludzką twarz. Mógł z nimi normalnie porozmawiać. Dowiedział się wtedy więcej o pozostałych. Kim byli, czym się zajmowali, jaki był ich sposób picia i jak radzili sobie z chorobą. Z czasem zaczął lubić tych ludzi. Dosłownie z dnia na dzień zastąpili mu towarzystwo, w którym obracał się pijąc. Zaoferował im swoją przyjaźń, a ona została przyjęta. Polubił ich. Polubił ludzi – nie sam rytuał mityngu. Uczestnicząc w spotkaniu i przysłuchując się mówiącym alkoholikom chłonął to co mógł, bo nie było niczego innego, co wydawałoby mu się sensowne, co dawałoby choć cień szansy na zdrowienie. Odczuwał autentyczną bezsilność wobec alkoholu. Choć w pierwszej chwili wszystko wydawało mu się obce i niespotykane, to pobyt na mityngu nie wywoływał u niego odruchu wymiotnego. Nie chciał odpuszczać, ani uciekać. Szukał pomocy, a nie walki. Uchwycił się nadziei, którą dawały kontakty z uzależnionymi. Przypuszczał, że sam jest alkoholikiem już od dłuższego czasu. Nie chciał udowadniać sobie, że nie jest chory. Potrzebował akceptacji. Jeszcze wtedy nie wiedział jak radzić sobie z alkoholizmem. Z czasem dowiedział się dużo więcej o sobie i swojej chorobie.
     Od tamtego czasu minęło 19 lat, a Zbyszek nadal uczestniczy w mityngach, choć jego pierwsza grupa już nie istnieje…
   

czwartek, 10 czerwca 2010

I po mityngu!

         
     Zakończyliśmy kolejne udane spotkanie. Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy zdołali dotrzeć do nas w ten jakże upalny dzień! Zapowiadano burze, ale w końcu na ziemię nie spadła ani jedna kropla deszczu. Patrząc na płonącą świecę – jeden z symboli AA – odnosiło się wrażenie, że jest jeszcze goręcej… Jednak wszyscy obecni dzielnie znieśli niedogodności za co chapeau bas!
     Mityng minął nam bardzo owocnie i mam nadzieję, że każdemu z uczestniczących przyniósł coś pożytecznego. W ramach spraw organizacyjnych podjęliśmy decyzję o przygotowaniu tabliczki zewnętrznej informującej o istnieniu naszej grupy AA. Rozwiązana została również sprawa oznaczenia książek nazwą grupy. Wydrukowane naklejki okazały się praktyczne i estetyczne. W związku z tym temat pieczątek i biurokratycznego ich używania stał się na szczęście nieaktualny, przez co odetchnęliśmy z ulgą. Zdecydowaliśmy też, że z literaturą aowską będą mogły podczas zajęć zapoznawać się osoby uczestniczące w terapii.
     Przypominamy również o zbliżającym się mityngu, na którym wybrane zostaną nowe służby, choć niepokojem napawa nas obawa, że niektórzy będą starali się obejść to właśnie spotkanie szerokim łukiem. Nie lękajcie się przyjaciele! Nie będzie łapanek, czy innych nacisków zmuszających Was do objęcia funkcji. Gdy zaczynaliśmy prowadzący był jednocześnie, rzecznikiem, skarbnikiem, witającym, przygotowującym herbatę i kawę, a na dodatek zmywał naczynia i sprzątał salę. Jak sam stwierdził „Póki może służył będzie”, przez co życzymy mu niewyczerpanych zapasów energii. ;)


Pozdrawiam – Wasz Skryba!

środa, 9 czerwca 2010

Nasze miejsce na ziemi.

        
     Siedzibą grupy, w której odbywają się nasze spotkania są pomieszczenia przy ośrodku leczenia uzależnień „Droga”, w budynku ośrodka zdrowia przy Hucie „Katowice”. Przypominamy nasz adres: 41-308 Dąbrowa Górnicza, ul. Piłsudskiego 92/56. Zapraszamy wszystkich zainteresowanych. Oto kilka zdjęć:



 



Zapraszamy serdecznie!

wtorek, 8 czerwca 2010

Kolejne spotkanie!

                
Już jutro, w środę 9 czerwca, zapraszamy wszystkich na mityng zamknięty. Mityng zamknięty to forma spotkania przeznaczona wyłącznie dla osób uzależnionych oraz takich, które dostrzegły problem alkoholowy w swoim życiu i szukają pomocy. Czekamy na Was jak zwykle o 17-stej. Do zobaczenia!

           

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Czy pisanie bloga może być zagrożeniem dla trzeźwości?

        
     Rozpoczynając swą wątpliwą karierę w internecie niektórzy ludzie często nie dostrzegają czyhających nań zagrożeń. Są wśród nich także osoby takie jak ja - zmagające się z własnym uzależnieniem. Publikowanie swoich tekstów lub innego rodzaju twórczości niesie za sobą chęć stania się kimś sławnym i podziwianym, a więc kimś innym – kimś bliższym indywidualnemu pojęciu ideału. Nieświadomi zaczynamy wtedy karmić własną pychę, nawet nie w pełni zdając sobie z tego sprawę. Nie! Nie! Nie zaprzeczę, że tego typu uczucia są mi obce. I ja ulegam czasem czarowi przyjemności ujrzenia siebie jako kogoś kim chciałbym być, ale niestety nie jestem. Magia jest o tyle silniejsza, im więcej kompleksów niesiemy w swoim życiowym bagażu, a zarazem im mocniej chcielibyśmy stać się kimś kim nigdy nie będziemy. Jak zatem pogodzić chęć podzielenia się swymi przemyśleniami z innymi ludźmi, nie narażając się na niebezpieczeństwo ponownego nadmuchania swojego ego?

     Wydaje mi się, że ważną rzeczą jest odpowiedzenie sobie na pytanie dlaczego chciałbym to robić? Dlaczego chcę pisać i dzielić się z kimś swoimi myślami? Po co mi to i co z tego będę miał? Dopiero odpowiedź na te pozornie proste pytania uzmysławia czy coś kryje się pod maską empatii i altruizmu. Zastanawiając się nad tymi kwestiami w pierwszej chwili odpowiedziałem sam sobie - no jak to co? Chcę pomagać innym. Chciałbym aby ci inni dowiedzieli się jak najwięcej o alkoholizmie i mogli dokonywać wyborów w oparciu o czyjeś doświadczenia, otrzymując przy tym odpowiednią wiedzę. Ale czy na pewno tak właśnie jest? A może po prostu byłoby fajnie myśleć o sobie jako o kimś dobrym i szlachetnym? Może tak naprawdę jestem tylko małą nędzną, chytrą kreaturą, która usiłuje przemycić do rzeczywistości hologram, omam, projekcję innej osoby – postaci - kogoś zupełnie innego? W związku z tym, co wobec tego świadczy o czystości intencji?

     Dziś sądzę, że prawdziwą i pełną odpowiedzią na tak postawione pytanie może być pokora. Pełne zrozumienie i uznanie własnych ograniczeń. Nie maszerowanie pod sztandarami posłania, misji albo co gorsza krucjaty przeciwko ośmielającym się mieć inne zdanie i inne poglądy, ale mówienie jasno i klarownie tego co chce się wyartykułować nie licząc przy tym na poklask i natychmiastowe nawet zrozumienie.

     Staram się nie zapominać kim jestem i w jakim momencie życia teraz się znajduję. Pomaga mi w tym kontakt z innymi uzależnionymi. Kontakt bezpośredni – rzekłbym namacalny – taki, który nawiązuje się z drugim człowiekiem patrząc mu prosto w oczy. Spoglądając w „zwierciadło duszy” spokojnie, z szacunkiem i bez lęku. Wtedy nie ma miejsca na występy przed innymi. Osoby uzależnione mają wielką umiejętność wyczuwania nieszczerości i każda próba odegrania roli jest bezwzględnie demaskowana. Między innymi temu właśnie służą mityngi. Ci, którzy chodzą wiedzą, że każda zmiana w ich zachowaniu zostanie wychwycona, często jeszcze zanim sami ją zauważą. Dlatego właśnie nie poprzestanę jedynie na pisaniu bloga i będę uczestniczył w spotkaniach grup wsparcia, ponieważ dają mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Ludzie w nich uczestniczący są dla mnie lustrem, w którym mogę zobaczyć swoje prawdziwe - to nieudawane oblicze. Choć istnieje na ten temat także odwrotna teoria. To o czym piszę najlepiej oddaje Thomas Merton: „Twoje wyobrażenie o mnie jest urobione z materiałów zapożyczonych od siebie i od innych. To, co o mnie myślisz, jest zależne od tego, co myślisz o sobie. Może stwarzasz swoją opinię o mnie z materiału, który radbyś wykreślić ze swego wyobrażenia o sobie. Może ona jest też odbiciem tego, co inni ludzie myślą o tobie. Możliwe również, że myślisz o mnie właśnie to samo, co ja o tobie”.

     Odpowiadając na postawione w tytule pytanie. Myślę, że samo pisanie zagrożeniem nie jest. Może nim za to być  intencja dla jakiej to robię, a co za tym idzie budowanie własnej, przesadnie nadmuchanej opinii o sobie. Uświęcenie postawy udawania pomocy innym, która przede wszystkim ma służyć dobremu samopoczuciu ją niosącego. Ale takie zagrożenia są możliwe i bez publicznego udzielania się w internecie. Czyż nigdy nie spotkaliście ludzi, którzy chcą być ważni gdziekolwiek się znajdą? Przypomnijcie sobie dobrze. W szkole, w pracy, na uczelni, mityngach, czy w dowolnie wybranym miejscu? Zasze był ktoś kto przekonywał innych, że wie najlepiej. Ktoś kto niby mówił do Was, a jednocześnie zachłystywał się własnymi słowami. Najważniejsza rzeczą zatem pozostaje umiar i dystans do tego co się robi i mówi. Powiedz to co masz do powiedzenia i nie licz na nic więcej. Oto dobra dewiza. Najpierw jednak naucz się słuchać…

     Reasumując - nie przesadzajmy z tym zagrożeniem. Niebezpieczeństwo zapicia jest znacznie większe na przykład przez niestosowanie się do zaleceń dla trzeźwiejących alkoholików. Będę rad jeżeli moje słowa komuś pomogą. Nie ważcie się jednak informować mnie o tym… Nie róbcie mi tego!

Mirek

czwartek, 3 czerwca 2010

I po mityngu!

     
      Witajcie! Na wczorajszym mityngu, dzięki nieugętej postawie naszego kolportera, wzbogaciliśmy się o literaturę AA. W naszej skromnej biblioteczce posiadamy na razie tylko pięć pozycji ale najważniejsze, że początek został zrobiony :)


     W sprawie wypożyczenia zainteresowani mogą kontaktować się na każdym mityngu z prowadzącym lub rzecznikiem grupy (choć obecnie wychodzi na to samo). Do dyspozycji są: "Wielka Księga AA", "Dwanaście kroków i dwanaście tradycji", "Jak to widzi Bill", "Codzienne refleksje" i "Życie w trzeźwości". Czytajcie ile wlezie i trzeźwiejcie!
     Ponadto ustaliliśmy termin spotkania, na którym wybierzemy nowe służby. Będzie to ostatnia środa czerwca, t.j. 30-go. Prosimy o czynny udział ;) Czekamy na kandydatów! Pamiętajcie: Kto szklanki myje, ten nie zapije!
     Kolejną sprawą wzbydzającą żywe reakcje stało się nabycie pieczątki do oznaczenia nowo zakupionych książek. Stoimy na stanowisku, że jeśli ceną za czyjeś wyjście z uzależnienia będzie utrata jakiejś pozycji to jej koszt ze wszechmiar byłby tego wart. Być może jednak trafi ona do innego potrzebującego, który będzie chciał się z nami skontaktować...? Emocjonująca dyskusja jaką wzbudziła kwestia pieczątki została na szczęście powstrzymana przez rzecznika grupy i sprawa pozostaje nadal otwarta.
     Trochę żałujemy, że na naszym mityngu otwartym nie pojawiła się żadna osoba nieuzależniona, która chciałaby dowiedzieć się czegoś więcej na temat naszego ruchu, ale kto wie? Może następnym razem? Odwiedzili nas za to członkowie zaprzyjaźnionej z nami grupy AA "Blok", którym serdecznie dziękujemy i pozdrawiamy.

     Pamiętajcie - Zasadniczą częścią mityngu są sprawy związane z niesieniem pomocy przez jednych alkoholików drugim.  To głównie po to się spotykamy i to nas łączy.  Nie piszemy jednak o tym ponieważ obowiązuje nas zasada anonimowości, którą traktujemy bardzo poważnie i której złamanie byłoby naruszeniem głównej reguły funkcjonowania AA.

Z kronikarskim pozdrowieniem - Wasz Skryba!