Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

środa, 18 kwietnia 2012

" MOJA CHOROBA "

JUREK ALKOHOLIK
Jeżeli ponosisz konsekwencje picia , przez alkohol zawalasz różne sprawy, powodujesz konflikty z ludźmi – jeżeli mając do wykonania jakieś obowiązki i zdarza się że je zaniedbujesz wybierając alkohol.. - jest duże prawdopodobieństwo że masz problem.

Czy denerwuje cię jak ktoś bliski powie ci że jesteś alkoholikiem? … Osoba wolna od nałogu potraktuje to jako dobry żart i najwyżej się uśmieje. Alkoholik nie pogodzony ze swoją chorobą prawie zawsze reaguje emocjonalnie – złość, agresja, atak.. A ty jak reagujesz?

Musimy pamiętać że to choroba umysłu i ciała. Wypracowane przez lata mechanizmy uzależnienia, tysiące trików by zmanipulować własnego siebie po to by przynajmniej ten jeden problem ( alkoholizm) do nas nie docierał, byśmy mogli dowolnie manipulować faktami zwalając całą winę za poniesione straty na złych ludzi, pecha, brak Boga, itd.pozwalają nam przez wiele lat cierpieć w błogiej nieświadomości własnej ułomności. Dlatego tak ciężko jest się przyznać . A nawet przyznanie się często niczego nie zmienia. Bo poza przyznaniem – musimy podjąć konkretne działania – dziś,teraz, już – by walczyć z chorobą. Planowanie podejmowanych działań ( od jutra nie piję, jutro idę na terapię, jutro zadzwonię umówić się do lekarza psychiatry, jutro pójdę na miting..) zazwyczaj kończy się tym że jutro znowu jest jutro .. a my nadal możemy pić... .U mnie trwało to latami...

DZISIAJ NIE PIJĘ

Nigdy nie przypuszczał bym ile może dać radości i samozadowolenia bycie odpowiedzialnym. To że można na mnie liczyć, to że można na mnie polegać, to że jestem trzeźwy. Kolejny dowód na to że mój kierunek jest dobry...
Bo na tym polega trzeźwe życie.. na tej wspaniałej, radosnej codzienności, na pokonywaniu własnych granic, słabości, wad. Na nauce - jak dzisiaj mogę pomóc innemu człowiekowi. I jak sam mogę byś szczęśliwy.

Często w swoim życiu spotykałem się z pytaniem - kiedy zacząłem mieć problem, kiedy przekroczyłem tą granicę za którą przestałem pić kontrolowanie.. kiedy to już było uzależnienie a kiedy jeszcze nie..
Granica... granica kojarzy mi się z murem.. wiele lat waliłem głową w mur.. ale żeby przeskoczyć go musiałem najpierw upaść i poznać go od fundamentów.. - tak właśnie zaczęło się moje trzeźwienie.
Nie raz nad tym się zastanawiałem. Dzisiaj wiem że nie znalazł bym w swoim starym życiu takiej granicy. To raczej mozolne , z uporem maniaka schodzenie po schodkach w dół...
Niby łatwiej niż do góry, niby stopnie nie duże, niby każdy czasami schodzi.. tylko że ludzie wokoło schodzili dwa-trzy stopnie, zatrzymywali się i wracali.. a ja ciągle w dół i w dół... Bez sensu... . Schodząc w dół coraz mniej widziałem, coraz mniej dostrzegałem, ogarniały mnie coraz większe ciemności... coraz słabiej widziałem.. szczególnie siebie i drugiego człowieka. Kolejne żaróweczki w mojej lampie przygasały, coraz częściej używałem wódki dla rozjaśnienia ogarniających mnie ciemności.. coraz większy strach, złość, frustracje, agresja.. wciąż schodziłem w dół zataczając się i zadając sobie co schodek pytanie po co ja tam lezę, wymyślając sobie tysiące wirtualnych, bzdurnych powodów - które setki razy powtarzane jak mantra - stawały się w moim umyśle prawdą. Zdarzało się też że prosiłem Boga by mnie z tej dziury wyciągnął - ale .. oczekiwałem że ktoś zbuduje mi windę - wejdę wcisnę przycisk i już.. - bo drałować pod górę nie miałem zamiaru... Bo ja dalej chciałem schodzić..okłamywałem się że tak przecież jest łątwiej. W końcu wszyscy zostali wyżej - a ja zostałem sam, sam z sobą, z rozpierduchą w moim życiu, tracąc rodzinę, firmę, znajomych... Konsekwencje,, konsekwencje, konsekwencje...
Ale w dół dalej było łatwiej, wtedy już nawet nie pamiętałem że można iść także w górę.
Każdy schodek - to tak naprawdę każda moja zła decyzja, odrzucona wartość, wada której pozwalałem działać, każdy objaw egoizmu, każda manipulacja, każde kłamstwo, każda krzywda którą zrobiłem, każdy lekkomyślny uczynek , każde złamanie dekalogu, itd....
Miałem powoli dość ( tak mi się wydawało..) stałem w ciemnościach zapłakany, zdewastowany, rozdarty - dzierżąc ostatnią rzecz która mi została - butelkę. Trzymałem kurczowo - i każdy kto chciał mi ją zabrać stawał się moim wrogiem. Wtedy już było niewielu takich.
Ktoś spuścił mi linę - i powiedział że wciągnie mnie trochę do góry - ale mam się jej trzymać i nie puszczać. Była to moja żona. powiedziała że to ostatni raz... Chwyciłem się kurczowo .. ale jak zobaczyłem jadąc do góry - że tam troszkę wyżej wcale nie jest lepiej ( zaczynało razić mnie światło - w którym zaczynałem dostrzegać jaki jestem ..), a rączki zaczynały boleć.. więc puściłem.
I znowu głęboka d..... .
Musiałem mocno się potłuc i parę rzeczy sobie połamać - żeby zdecydować że wchodzę z powrotem do góry. Spostrzegłem porównanie - pomiędzy tym co trochę wyżej - a tym co u mnie na dnie.. . Ale sam nie miał bym szans. Wsparcie, dobre słowo, dobre rady, wyciągnięta ręka z szklanką kawy czy herbaty ( wiadomo gdzie..), ciepły uścisk ręki, przytulenie. głos mówiący "dobrze że jesteś", brzęczący telefon w kieszeni i piękna, kompleksowa instrukcja z tysiącami przykładów jak nauczyć się znowu żyć. Przykładów okupionych łzami, cierpieniem, płaczem - czasami śmiercią..
Potykałem się, cierpiałem, wstawałem, ból kolan był nie do zniesienia. Ale gdy wydawało się że już nie dam rady - przychodził spokój i nowa siła. Parę razy byłem bliski upadku - ale za każdym razem gdy tylko poprosiłem o pomoc - znalazł się ktoś kto mnie podtrzymał, pomógł, postawił krzesło bym na chwile mógł spocząć..
I dalej wchodzę - od prawie 4 lat.. dzisiaj idę uśmiechnięty, zadowolony, dostrzegam coraz więcej światła wokoło. I pomimo tego że czasem jestem zmęczony, niewyspany - jestem szczęśliwy. Ja już byłem na dole - i zrobię wszystko by tam więcej nie trafić.
I wcale nie jest ciężej pod górę.. pod prąd.. Dzisiaj idąc dalej podaję rękę tym którzy się zastanawiają, wachają, tym którzy zaczynają dopiero nieudolną wędrówkę do góry..zabieram ich ze sobą - jeśli tylko chcą. Czasami podtrzymam, , zaparzę kawę, podstawię krzesło, pomogę zrozumieć technikę wchodzenia..
Oddaję to co sam kiedyś dostałem, bez czego nie dał bym rady. Ale nie jest to tak - że robię to całkiem bezinteresownie. Łatwiej wchodzić w towarzystwie innych, raźniej.. a gdy przyjdzie moment że zacznę się zastanawiać czy to ma sens.. gdy przyjdzie zwątpienie - ci ludzie zmobilizują mnie do dalszej drogi Rozmawiając z nimi przypominam sobie jak to było tam na dole , co czułem , jak myślałem.. To bardzo ważne. I dzięki nim zacząłem uczyć się dawać siebie innym ludziom.
Dzisiaj wiem że nie alkohol był moim podstawowym problemem. Alkoholizm jest skutkiem. I nie ma sensu go leczyć bez leczenia jednocześnie przyczyn - bo to tzw. leczenie syfa za pomocą kremu Nivea. Niby nie widać - nikt nie widzi, zasmarowany, wybielony.. - ale pod spodem rośnie i zbiera się ropa... i kiedyś pęknie.. i opryska wszystkich wokoło..
Dlatego nie tyle ważne dla mnie jest kiedy utraciłem zdolność picia kontrolowanego - ale od kiedy zacząłem podejmować nieodpowiedzialne, samolubne decyzje , których jedną z wielu było pozwalanie sobie na zbyt częste picie.. - które z czasem stało się przymusem, koniecznością.. Ale jak pisałem - to był skutek a nie przyczyna..
A ze przyczynami doskonale radzi sobie program wspólnoty AA, pod warunkiem że jest realizowany z całą szczerością, odwagą i konsekwencją. Bez manipulacji i odstępstw.
To akurat gorąco polecam, i tym którzy już leżą na dnie - jak i tym którzy niedawno dopiero zaczęli wędrówkę w dół...

Ciężko czasem na początku drogi znaleźć bratnią duszę z którą można porozmawiać o wszystkim. Miałem szczęście - ja znalazłem na początku taką osobę we wspólnocie AA. Usłyszałem doświadczenia ludzi którzy realizowali program ze sponsorem. I to było to - czego potrzebowałem. Osoby z którą mogę pogadać o wszystkim, przy której nie muszę grać twardziela, przy której pierwszy raz od wielu lat mogłem być sobą, której pozwoliłem się poznać na prawdę...

POPROSIŁEM CZŁOWIEKA O POMOC

Dzisiaj wiem że sam bym sobie nie poradził. Realizując program wspólnoty nie potrafiłem na początku szczerze spojrzeć na swoje życie, na siebie. Przy tej drugiej osobie uczyłem się i trenowałem szczerość. Ale też że wiele,wiele problemów które dla mnie wydawały się nie do przeskoczenia, okazywały się przy realnym zdrowym spojrzeniu na świat drugiej osoby - banalnymi drobiazgami których rozwiązań nie widziałem ze względu na mój specyficzny sposób widzenia i dostrzegania.

Mi to pomogło. I przyszedł czas, że tą szczerość i uczciwość bez obaw zacząłem trenować wżyciu...

Dzisiaj jestem sobą. Jestem szczęśliwym sobą. I dzisiaj doświadczam szczęścia pomagania innym tak jak kiedyś mi ktoś pomógł. Jest to ważny składnik mojego rozwoju.

Myślę że jak się rozejrzysz -znajdziesz osobę z którą możesz porozmawiać o wszystkim . Oczywiście jeżeli będziesz tego chciał. Dzisiaj nikt walczący z alkoholizmem nie musi być sam...

Najważniejszym narzędziem na początek był dla mnie telefon. Często nawet godzinne rozmowy z przyjaciółmi potrafiły rozładować wiele emocji które dla mnie były śmiertelnym niebezpieczeństwem. Złość, strach, samotność, brak umiejętności rozwiązywania problemów były dla mnie zabójcze.

Z tego narzędzia trzeba nauczyć się korzystać bez skrupułów. Mało jest rzeczy wspanialszych niż telefon choćby i w środku nocy od człowieka który potrzebuje pomocy, ma problem lub tylko poważnie musi pogadać gdyż się boi. Są to dla mnie wspaniałe doświadczenia. Nie dość że ktoś mi zaufał, to jeszcze mogę oddać to co kiedyś i ja dostałem. Co więcej działa to często zbawiennie nie tylko na dzwoniącego ale i na mnie...

Tylko nie można czekać z telefonem do samego końca. Bo jak zacznie już się poważnie mieszać w życiu -bardzo ciężko schylić się po książkę, zadzwonić czy pójść miting.

Zawsze mówię moim przyjaciołom :zadzwoń jak potrzebujesz, zadzwoń nawet wtedy jak będziesz szedł już pić. Nie bądź samolubem i egoistą, powiedz że idziesz, może wybiorę się z tobą i wypijemy razem :):) Tylko zadzwoń nim podniesiesz kieliszek.. bo potem jedyne co mogę powiedzieć to -wypij to co masz do wypicia i jak wytrzeźwiejesz, zadzwoń... Niestety wczoraj musiałem tak powiedzieć... :( Cóż, zapicia na początku drogi czy przy zaprzestaniu pracy nad sobą są wpisane w moją chorobę.

Raz w życiu mając pół roku trzeźwości - będąc po prawie 2 tygodniach detoksu i 6 tygodniach terapii zamkniętej, chodząc na terapię poszerzoną i mitingi, doprowadziłem do sytuacji w której już nie widziałem sensu dzwonienia... Długo ponosiłem konsekwencje ....

Dziś oddzwaniam na każde połączenie którego nie mogłem w danej chwili odebrać, bo wiem jak jest to ważne . To moja odpowiedzialność za drugiego człowieka. Dziś mam w telefonie wiele numerów przyjaciół - i wiem że jeżeli kiedykolwiek podzieje się ze mną źle, obojętnie gdzie będę i w jakiej sytuacji będę - jeżeli zadzwonię, otrzymam pomoc i wsparcie. Jeżeli zadzwonię....

Jeżeli potrzebujesz z kimś pogadać, możesz zawsze zadzwonić na infolinię AA w Polsce
0 801 033 242.

wtorek, 3 kwietnia 2012

" ETAPY ŻYCIA ALKOHOLIKA "

1. Cierpienie(dyskomfort) i nieudane próby radzenia sobie z nim. Stany te, mówiąc w sposób niezwykle uproszczony, wynikają u jednych osób z braku umiejętności "życia w zgodzie" z samym sobą lub z otoczeniem, a u innych z nadmiernego zapotrzebowania na pobudzenie (stymulację);

2. Olśnienie (odkrycie) - stwierdzenie i uświadomienie sobie, że alkohol wpływa korzystnie na samopoczucie i może pomóc w radzeniu sobie z dyskomfortem psychicznym.

3. Unikanie cierpienia (dyskomfortu) - podejmowanie prób radzenia sobie z przykrymi i nieakceptowanymi stanami przy pomocy alkoholu, a więc używanie alkoholu do regulowanie swojego samopoczucia. Dzięki alkoholowi możliwe staje się uzyskanie ulgi w cierpieniu, tj. redukcja czy też uśmierzanie (tłumienie) napięcia, niepokoju, lęku, poczucia małej wartości, poczucia winy, smutku czy też tzw. "bólu istnienia", a także osiąganie dzięki niemu chwilowej przyjemności i zadowolenia bądź oczekiwanego pobudzenia (okres "nadużywania").

4. Zagubienie (obecne już są wyraźne objawy uzależnienia) - okres systematycznego regulowania swojego samopoczucia przy pomocy alkoholu, kiedy to staje się on coraz częściej źródłem chwilowego dobrego samopoczucia i zaczyna stopniowo wypierać dotychczasowe źródła przyjemności. W miarę rozwoju uzależnienia stopniowo narasta dezorganizacja życia, jednak alkoholik zdaje się tego nie dostrzegać. Właściwą ocenę sytuacji utrudnia, a często uniemożliwia mu system zaprzeczeń (zakłamania), wykorzystujący psychologiczne mechanizmy obronne. Alkoholik stopniowo przystosowuje się do swojej choroby (uczy się manipulować ludźmi po to, żeby inni robili za niego to czego z powodu picia robić nie może; reorganizuje swoje życie po to, żeby móc pić i ponosić jak najmniej konsekwencji picia; zmienia swój styl życia i zachowania, system wartości i przekonań, rezygnuje z aktywności kolidujących z piciem; zmienia towarzystwo itp.). W końcu picie staje się najważniejszą rzeczą w jego życiu, a alkoholik traci zdolność racjonalnego planowania, działania i rozwiązywania problemów.

5. Rozterka i poszukiwanie pomocy. Narastająca dezorganizacja życia powoduje, że alkoholik dopuszcza do siebie myśl, że sposób w jaki pije różni się od sposobu picia innych osób. Dodatkowym powodem jest jeszcze fakt, że picie przestaje już przynosić ulgę w cierpieniu. To z kolei zmusza do podejmowania samodzielnych prób ograniczania picia i podsuwa myśli o konieczności poszukiwania pomocy. Przed skorzystaniem z pomocy alkoholik próbuje jednak opanować swoją chorobę przy pomocy "silnej woli" i podejmuje kolejne kroki, których celem jest opanowanie sytuacji. Najczęściej zaczyna od zmiany tempa picia (ilość wypijanego alkoholu pozostaje bez zmian, natomiast stara się pić wolniej), później stara się ograniczać ilość wypijanego alkoholu (np. ustala sobie limity i czasami udaje mu się ich dotrzymać ), usiłuje ograniczać częstotliwość picia (np. planuje dłuższe przerwy w piciu, czasami to udaje mu się i jest z tego dumny), zmienia rodzaj alkoholu (np. pije piwo zamiast wódki). Cały czas poszukuje sposobów na szybkie pozbycie się objawów abstynencyjnych (zaczyna np. "pomagać" sobie lekami). Z czasem udaje się mu się uzyskiwać dłuższe przerwy w piciu, ale powrót do alkoholu następuje nieuchronnie, bowiem nie dokonuje on równocześnie żadnych istotnych zmian w swoim życiu. Ten okres kończy się, albo decyzją o skorzystaniu z pomocy i podjęciu leczenia lub/i przystąpienie do samopomocowego programu zdrowienia (np. do Programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików), albo dalszym nawarstwianiem się problemów i powikłań prowadzącym do "wypadnięcia" z normalnego życia lub do śmierci.

6. Początek powrotu do zdrowia - podjęcie i realizacja decyzji o dokonywaniu zmian, które umożliwią funkcjonowanie bez alkoholu. Zmiany te powinny dotyczyć postaw, przekonań, zachowań, przyzwyczajeń, relacji z innymi, a także sposobów przeżywania, odczuwania, reagowania, myślenia itp. Zanim jednak alkoholik zdecyduje się na dokonywanie tych zmian musi uwierzyć w to, że jest chory i zaakceptować ten fakt. Następnie musi uwierzyć, że możliwe jest powstrzymywanie się od alkoholu przez dłuższy okres czasu, później nabrać zaufania do siebie oraz zaufać innym, a na koniec - zaryzykować i podjąć działania tj. uczestniczyć w programie terapii uzależnienia i/lub w Programie Dwunastu Kroków AA.

7. Kontynuacja powrotu do zdrowia polega na utrwalaniu uzyskanych zmian (korzystając z pomocy terapeutów), z położeniem szczególnego nacisku na nabywania umiejętności zapobiegania nawrotowi choroby i/lub pogłębianie znajomości Programu Dwunastu Kroków.

8. Dbałość o zdrowie (fizyczne, psychiczne, duchowe). Dbałość o stan swojego zdrowia to czynność powszechna, bo przecież prawie każdy z nas stara się dbać o swoje zęby, wkłada ciepłe ubranie żeby się nie przeziębić itp. Wielu alkoholików, którzy osiągnęli ten etap rezygnuje z picia nie dlatego, że chorują na alkoholizm lecz dlatego, że przejawiają dbałość o stan swojego zdrowia i stan taki chcą utrzymać, chcą nadal czuć się zdrowo i funkcjonować tak jak funkcjonują inni zdrowi ludzie.

" WYBACZYĆ SOBIĘ "

Trudne, ale możliwe, najważniejsza idea to wybaczenie samemu sobie. Nie jest to łatwe, ponieważ najczęściej wewnętrzny krytyk jest bardzo rozbudowanym elementem naszej psychiki i nie daje on spokoju, gdy popełnimy jakiś błąd. Wybaczenie sobie wszelkich negatywnych zachowań (wybaczanie to nie „puszczanie płazem” i uznanie sprawy za nieważną, a raczej uznanie swojej odpowiedzialności bez poczucia winy) jest aktem wielce oczyszczającym i dającym przestrzeń na wprowadzanie zmian i uleczenie duszy oraz psychiki. Ciągłe biczowanie się powoduje mentalne i emocjonalne utknięcie w przeszłych zdarzeniach, co nie sprzyja rozwojowi.

Zastanów się, co możesz sobie już teraz, od ręki wybaczyć? Zrób to w jakiś symboliczny sposób, pomedytuj nad tym lub porozmawiaj sam ze sobą. Rozważ motywy swojego postępowania i zauważ, że w tamtym momencie działałeś w sposób, który wydawał się całkiem dobry. Za każdym działaniem, nawet tym „najgorszym”, kryje się jakaś pozytywna intencja (może to być na przykład obrona siebie lub czegoś ważnego, ochrona poczucia własnej wartości, uchronienie przed odrzuceniem przez innych). Uznaj to. Podobnie możesz zrobić w stosunku do kogoś, kto, jak uważasz, wyrządził ci krzywdę. Warto.