Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

poniedziałek, 22 października 2012

" ŚWIĘTO ZMARŁYCH "

Zbliża się święto zmarłych, święto zadumy i refleksji. Wszyscy wybieramy się w ten dzień na groby bliskich by zpalić znicz, położyć wiązankę kwiatów i oddać się wspomnieniom. Ja proponuję zaprosić Was na mój grób, w którym zapewne bym spoczywał, gdybym pił dalej. A co można by było pomyśleć nad grobem? No to proszę: Człowiek ten nie podejął leczenia nawet wtedy, gdy jego stan naprawde zagrażał życiu. Nawet nie wybrał się do lekarza w celu sprawdzenia, czy jest alkoholikiem, czy nie. Nie chciał się leczyć i nie przyjmował żadnych sugestii dotyczących podjęcia leczenia. To był wręcz jeden z bardziej znaczących symptomów rozpoznawczych choroby alkoholowej. Dlaczego alkoholik nie chciał się leczyć? Najkrócej można odpowiedzieć na to pytanie stwierdzeniem, iż zaprzeczanie chorobie jest elementem choroby. Jest to efekt głębokich i długotrwałych zmian psychicznych, charakterologicznych i neurologicznych. Ale wiąże się to także z brakiem elementarnej wiedzy o chorobie alkoholowej. Alkohol oszukiwał alkoholika, tak jak wszystkich. Przychodzi taki moment, gdy pijacy pije już bo musi, gdyż jest fizjologicznie uzależniony od alkoholu. A to oznacza, że przerwanie picia siłą woli jest niemożliwe, bo wywołuje to poważne następstwa w postaci stanów, w których alkoholik czuje się bardzo chory, a nawet umierający. I to zagrożenie może być odczuwane prawidłowo. Przyjęcie kolejnej dawki alkoholu łagodzi te dolegliwości, ale pogłębia chorobę alkoholową. Tak wiec z jednej strony alkohol jest naprawdę lekarstwem, a z drugiej czynnikiem zabijającym. Ale początkowo jego picie miało inny charakter, spełniało funkcje towarzyskie, odreagowania napięcia, poprawiania nastroju. Już wtedy trzeba było jednak w jakiś sposób usprawiedliwić przed otoczeniem okresy nietrzeźwości. Społeczne normy temu sprzyjały. Usprawiedliwianie picia towarzyszyło alkoholikowi od samego początku. Gdy jeszcze choroba nie była rozwinięta usprawiedliwienia te były logiczne, prawdopodobne i „trzymały się rzeczywistości". Czy były jednak prawdziwe? Być może do pewnego czasu tak, potem prawda przestała się liczyć, gdyż najistotniejsze stało się dla niego to, by stwarzać pozory powodów umożliwiających picie. Niekoniecznie też zabiegi te były świadome. Podawane rodzinie zmyślone powody nadużywania alkoholu trzeba było usprawiedliwić przed samym sobą, by mieć poczucie racji, dobrego mniemania o sobie, itd. Prawdopodobnym usprawiedliwieniem mogło być na przykład to, że rodzina nie rozumie sytuacji w pracy, czy wszystkich warunków robienia „kariery zawodowej", której elementem jest picie przy rożnych okazjach. Było to tym bardziej konieczne, gdy coraz widoczniejsze i poważniejsze stawały się konsekwencje picia. Nikt nie chce się czuć gorszy. Alkoholik też chce się czuć wartościowym człowiekiem. Na domiar złego, najbliższe otoczenie początkowo chętnie przyjmowało te usprawiedliwienia lub błednie je interpretowało. Np. rodzina zamiast dostrzegać nasilający się typowo problem alkoholowy, czyli postępujące fizjologiczne uzależnienie od alkoholu, dostrzegała problem „złego towarzystwa" i w nim upatrywała przyczynę nasilającego się picia. Tymczasem alkohol robił swoje. Uzależniał powoli i systematycznie. Nikt jednak tego nie dostrzegał, ani pijacy, ani jego otoczenie. Zamiast tego zaczęły być dostrzegane konsekwencje picia i na nich skupiała się uwaga. Ale interpretacje nadal były błędne. Przyczyna wszelkich nieszczęść był wprawdzie alkohol, ale przyczyny jego picia upatrywane były dalej w czynnikach zewnętrznych /np. koledzy/, lub zlej woli pijącego, który stal się „złym człowiekiem", lub „dobrym, jak nie pije". Czy mógł to przyjąć? Nie mógł i to z paru powodów. Po pierwsze dlatego, że coraz częściej był pijany, a w tym stanie nie ma mowy o rozsądku. W upojeniu alkoholowym rzeczywistość przybiera inne kształty i wymiary. Jest to oczywiste, a przecież najczęściej „poważne rozmowy" z pijącym przeprowadzane są wtedy, gdy nie jest trzeźwy. Po drugie potrzeba picia stawała się koniecznością. Negatywne reakcje otoczenia wywoływały w naturalny sposób reakcje bronienia się, udowadniania, że nie jest źle, ze wszyscy przesądzają atakując go za picie, itp. Rosnące poczucie winy wobec najbliższych i rosnąca jednocześnie fizjologiczna zależność od alkoholu, z której nie zdawał sobie sprawy, sprzyjały postawie zaprzeczania. Te dwie napierające na niego siły stały się zagrożeniem dla poczucia własnej wartości, którego bal się utracić najbardziej. Gdyby przyznał racje otoczeniu musiałby wziąć na siebie, na swoje sumienie, wszystko co mu zarzucano. Gdyby nie był uzależniony od alkoholu może nawet mógłby to zrobić, powiedzieć sobie „stop", przestać pić, powoli naprawiać to, co zrujnowane. Miałby realna szanse. Ale to nie było możliwe, bo... nie mógł przestać pić. Nie można budować i rujnować jednocześnie. Nie można być pijanym i trzeźwym jednocześnie. Nie można prosić o wybaczenie i dalej czynić zło. A tak właśnie alkoholik funkcjonuje. Nie wierzył w to jednak. Dlatego przysięgał na wszystko, obiecywał, chciał – na chwile, do następnego picia... Dlaczego wiec nie rozumiał, że jest uzależniony? Ponieważ zagrożenie poczucia własnej wartości mu na to nie pozwalało, oraz dlatego, ze nie rozumiał, iż jest chory, a alkoholizm kojarzył mu się tylko z rynsztokiem, złą wolą, złym człowiekiem, marginesem społecznym, dnem dna, itd. Przyznanie się do tego pozbawiłoby go nadziei, którą cały czas miał. Wielokrotnie próbował przestać pić. Wierzył, że jutro mu się to uda..., żył w przekonaniu, że kontroluje picie. Były przecież okresy, gdy nie pił lub pił mniej, zaczął pić słabsze trunki, itd. Wraz z postępem choroby walka o poczucie własnej wartości przybierała absurdalne formy. Mógł wpaść w manie wielkości, co przejawiało się opowieściami o wspaniałych czynach jakich dokonał, o ważnych osobach, z którymi jest w przyjaźni itd. Lub też budował to poczucie poprzez obniżanie poczucia wartości innych. Mógł poniżać najbliższych, przyjaciół, czy znajomych. Poza tym jak miał zrozumieć, że jest uzależniony od alkoholu, gdy nikt z jego otoczenia tak nie myślał? Żona zarzucała mu wszystko co najgorsze, ale nie to że jest alkoholikiem. Wymagała tylko, by pil mniej i wtedy gdy są na to warunki, by się nie awanturował, przynosił pieniądze... To koledzy zawinili. Albo złe wzory z domu... Jego ojciec był taki sam... Ona tez broniła się przed prawdą, że ma męża alkoholika, bo dla niej również przyjęcie tej prawdy oznaczałoby utratę nadziei, poczucie degradacji społecznej, itd. Tak samo rozumiał pijacy – póki nie był alkoholikiem wierzył, że miął jeszcze szanse... Nikt nie chce się czuć gorszy. Czy wtedy, gdy wszystko naokoło jakby zmówiło się, by go utwierdzać w tym, że jest do niczego, a jedynym sposobem na to, by móc rano wstać i doczekać południa, było normalne wypicie „klina" – czy wtedy mógł powiedzieć sobie „jestem alkoholikiem, czyli zerem, skończonym człowiekiem z rynsztoku"? I co dalej? Dalej nie było nadziei. Żadnej perspektywy. Niczego. Zresztą tak naprawdę nawet to było bez znaczenia, bo „teraz" trzeba było zrobić wszystko by zdobyć kolejna porcje alkoholu, który gdzieś trzeba było wypić – to było najważniejsze. Ważniejsze od rodziny, pracy, przyjaciół. „Teraz" taka tylko istniała konieczność. Nie było nadziei. Ale żaden człowiek nie może żyć bez nadziei. Trzeba było wiec ja stworzyć, wymyslić ... Jakakolwiek, byle jaka nawet, obojętnie, byleby jakąś była, byleby można było się nią podeprzeć do następnego razu, odgonić jakieś zarzuty, przetłumaczyć sobie winy na niewinność, wyjaśnić powody... kumplowi przy butelce. Tak właśnie cale życie alkoholika staje się iluzja pod hasłem „nie jestem alkoholikiem". Wierzy w nią, walczy o nią, broni jej. Realnej nadziei nie widzi. Gdyby rozumiał od początku, że alkoholizm jest choroba, która dotyka ludzi niezależnie od inteligencji, wykształcenia, zawodu, itd., gdyby wiedział jakie są jej objawy i możliwości leczenia, gdyby wiedział, ze milionom ludzi na świecie udało się wytrzeźwieć, ze jest to możliwe – gdyby to wiedział nie musiałby walczyć z wiatrakami swoich zaprzeczeń i iluzji. Gdyby otoczenie także zdawało sobie z tego sprawę miałoby bardziej realistyczne oczekiwania wobec pijącego. „Jesteś alkoholikiem" nie byłoby oskarżeniem i obelgą. Byłoby nadzieja. Trudna nadzieja. Czy wystarczy mu o tym powiedzieć? Nie. Uf! Ratujcie się Kochani i do zobaczenia w trzeźwości!

czwartek, 20 września 2012

" DROGA DO WOLNOŚCI "

Nawet nie potrzeba być alkoholikiem, ani mieć takiego tatusia, ani być innym narkomanem, żarłokiem, złoczyńcą, albo wszetecznym erotomanem, z domu dziecka, z domu wariatów, ani grać na automatach godzinami. Aż do krwi wymiotować. Umierać w kółko. Wystarczy być człowiekiem po prostu, dorośleć, chcieć. No, do tego jednak, żeby nim być, i żeby chcieć, cierpienie przydaje się bardzo. Inaczej jest lenistwo. Nie chce się. To jak? Może to nieźle było zachorować na ohydztwo. Ile korzyści. Świat się otwiera. I oczy. Jednym zdaniem? Po pierwsze, dobrze jest godzić się z tym, co jest, z tym, że jak coś jest, to jest, a jak czegoś nie ma, to nie ma po prostu, a nie udawać, że jest inaczej, w baśni żyć, w starym iluzjonie, i dobrze jest wiedzieć, że jest tylko to, co być mogło, a jak czegoś nie ma, to nie mogło być widocznie, więc nie ma co żałować, i nie ma co kłócić się z rzeczywistością, bez powodu się buntować, a dobrze jest trzeźwo widzieć świat, na deszcz nie złorzeczyć, bo inaczej, to jak, a po drugie, dobrze jest nie myśleć o sobie, że się najważniejszym jest, a pamiętać zawsze, że jest czas, przestrzeń, i są oceany, że jest tajemnica i jest nieskończoność, i nie tylko raz na rok, na pogrzebie czyimś tak pomyśleć, ale zawsze to wiedzieć, i nazwać to Bogiem, bo to słowo krótkie, stare, piękne i wygodne, a samemu Bogiem nie być, broń Boże, nie próbować nawet, bo to się nie da, i nie ma po co, bo frustracja tylko z tego jest, i złość rośnie, a po trzecie, dobrze jest wiedzieć, że świat wielki i stary, jest przyjazny i ciepły, jak dobry ojciec jest, i dobrze jest wierzyć, że jest po coś, i że Bóg taki sam jest, bo on jest światem przecież, więc można uspokoić się wreszcie, zaufać, wtulić się i poczuć bezpiecznie, a można też nie, ale męka z tego jest i dla najbliższych, bo się promieniuje przecież, i lęk jest, więc po co to, a jak cierpienie przyjdzie i trud, to też po coś, choć się nie rozumie, a po czwarte, dobrze jest przyjrzeć się sobie, poznać się, zobaczyć siebie prawdziwie, poprzez to, co było i to, co jest, chociaż to boli i odpycha, bo kto z nas jest bez grzechu, złoczyńca, wystarczy gazety przeczytać, jakie rzeczy się dzieją, a też dobrze jest dobro w sobie zobaczyć, bo kto z nas jest zły, bo nie ma człowieka złego, a wszystko to dla lepszego tego, co będzie, dobrego jutrzejszego dzisiaj, bo tylko dzisiaj jest, a co było, nie zmienisz, a po piąte, dobrze jest powiedzieć o sobie, i prawdę powiedzieć, a na nieprawdę już nie tracić czasu, bo nie ma go w nadmiarze, i truje nieprawda, i dobrze jest Bogu powiedzieć, chociaż Bóg wie, więc niby nie trzeba, ale i tak dobrze jest powiedzieć mu wszystko, i dobrze jest potem poczuć się dobrze, lekko, bez kamieni w sobie, ołowiu, jak po spowiedzi, bo dobrze jest tajemnic nie mieć, bo na co one komu, medale, a po szóste, dobrze jest dbać, a nie nie dbać, a najpierw o siebie dbać, bo żeby dbać o innych ludzi kochanych, trzeba samemu być zadbanym, a to robota jest, bo dobrze jest mądrzeć, i siły zbierać, i odwagę, i pewność kierunku, i pewność, że warto, krok po kroku, dzień po dniu, a zmiany są z tego wielkie, z drążenia skały, i dobrze jest zobaczyć je potem, a niedobrze jest uczyć się dopiero dzień przed maturą, po nocy, bo czasu jest mało, bo wszystko ma swój kres, a po siódme, dobrze jest rzeźbić się, lepić świadomie, bo i tak się człowiek zmienia, czy chce czy nie chce, to się zmienia, ale dobrze jest wiedzieć, widzieć, co i jak, więc świadomie się zmieniać, a nie niechcący, dobrze jest poczuć co uwiera, co truje, i nazwać to, i oddać, z pomocą Boga, świata, poprosić, żeby zabrał, a on to zabierze, a potem dobrze jest miejsce puste wypełnić mądrym i pięknym, bo czego się wstydzić w tym wieku, więc znowu staranie i praca, a to dobrze, a po ósme, dobrze jest w przeszłość spojrzeć znowu, jeszcze raz, i wspomnieć tych ludzi, którzy byli, którzy są, co było i jak było naprawdę, jak kto zmienił się, ile stracił, i ile stracił siebie, bo ciebie napotkał na drodze, i napisać na papierze, komputerze, bo jak się napisze, to jest, a jak się pomyśli tylko, to raz tak, a raz tak, bo myśl płynie i wymywa, i zostaje co innego, bo zakłamać lubi, a tak to jest praca i jest zobowiązanie, więc napisać jednak, a po dziewiąte, dobrze jest wynagrodzić im wszystkim, najlepiej jak się umie, tym ludziom kochanym, bo kochani są przecież, choćby się tego nie widziało na razie, że są kochani, przez lęk, więc dobrze jest zadośćuczynić, dla ich dobra, a nie swojego, więc i swojego przecież, bo inaczej się nie godzi po prostu, żeby to tak zostało niby zapomniane, zapaćkane, a to trudne jest, trochę strach, ale też radość jest wielka jak się uda, i sens wielki, i dorosłość cieszy, a po dziesiąte, dobrze jest być z sobą, przyglądać się sobie stale, monitorować, reagować, bo po co osad gromadzić, ludzi do siebie zrażać, a potem ich unikać, czy co, i dobrze jest uważnym być i na sobie uważność ćwiczyć, być przy sobie stale, dla szczęścia po prostu, żeby wiedzieć, że się jest, choć kiedyś chciało się nie być, i wiedzieć, że wszystko jest, ta tajemnica, świat, a po jedenaste, dobrze jest być częścią świata, ziarnem, a nie przeciw niemu być wielkiemu, i w walce z nim, bo się nie wygra, i dobrze jest stopić się z nim, czuć, że jest z tobą stale, że masz go w sobie, a masz, a bez tego czucia życie marnieje i lęk się odradza, a dobrze jest spokój mieć w sobie, a nie rozgadanie, i dobrze jest nie żądać za wiele, bo on, Bóg, świat, mądry jest, i sam dobrze wie, co dać i kiedy dać, i daje przecież, i od tego jest, żeby wiedzieć najlepiej, a po dwunaste, dobrze jest być z Bogiem, blisko, z ludźmi, bo samemu, to po co, a jak już bogactwa nazbierasz, to dobrze jest dzielić się z ludźmi tym dobrem całym, miłością i nadzieją, bo kto daje, ten bierze, a kto nie daje, ten schnie w samotności, a dobro zawsze wraca, choć nie zawsze wtedy, kiedy się spodziewasz, i nie zawsze ze strony spodziewanej, ale wraca zawsze, tak jak i zło wraca, więc lepiej dobro. Dobrze jest mieć drogowskazy.

piątek, 13 lipca 2012

" KTO SIĘ BOI PSYCHOLOGA ? "

W świadomości Polaków istnieją uprzedzenia do korzystania z pomocy psychologa czy psychiatry. Wizyta u takiego lekarza nadal uważana jest za oznakę słabości i większości osób kojarzy z czymś wstydliwym, co należy ukrywać. Wg badań CBOS uważa tak zdecydowana większość Polaków ( 76%).

Jedynie ok. 2,5% Polaków podjęło leczenie psychiatryczne. Tymczasem w naszym kraju na schorzenia psychiczne cierpi około 6 mln osób. Sławomir , ordynator Kliniki Psychiatrycznej i Terapii Uzależnień Wolmed: - Bardzo często bagatelizujemy lżejsze zaburzenia związane z nadużywaniem alkoholu, leków uspokajających czy innych substancji psychoaktywnych. Co gorsza, lekceważymy także poważne problemy rodzinne i konflikty, a nawet depresję .
Sławomir : - Czasami pogorszenie kondycji psychicznej może okazać się niegroźne. Jednak nie warto ryzykować. Psychika może ulegać zaburzeniom, tak jak inne sfery naszego zdrowia. Tak samo jak ciało - wymaga pielęgnacji, a w przypadku choroby – właściwej diagnozy i leczenia.
W przypadku przeziębienia czy grypy idziemy do lekarza pierwszego kontaktu.

Czy nasz umysł nie zasługuje na podobną troskę?

Przykładowo, w naszym społeczeństwie często bagatelizuje się długotrwałe przygnębienie, które może przerodzić się w poważną depresję. Wstyd i utarte stereotypy sprawiają, że wielu chorych wybiera samotne cierpienie, aby tylko uniknąć wizyty u lekarza. Tymczasem w przypadku większości dolegliwości psychicznych właściwa kuracja może pomóc w powrocie do normalnego funkcjonowania.

Jak u księdza

Zdarza się, że napotykamy na kłopoty w pracy czy konflikty rodzinne, z którymi nie możemy sobie poradzić. Często sprawy te są na tyle osobiste, że nie chcemy dzielić się nimi w obawie przed ujawnieniem naszych tajemnic. Tymczasem zbyt długi stres, wywołany problemami może prowadzić do zaburzeń natury psychicznej. – Jeżeli czujemy, że sprawy zaczynają nas przerastać warto skorzystać z fachowej pomocy.
Rolą psychologa jest wysłuchanie pacjenta. Często okazuje się, że już sama możliwość opowiedzenia o problemach bezstronnej osobie, czy udzielone wskazówki dotyczące dalszego postępowania, pozwalają na powrót do dobrej kondycji psychicznej.
- Osoby, które uważają, że wizyta u psychologa czy psychiatry może być kompromitująca nie mają powodu do obaw – podkreśla psychiatra.. - Lekarze mają obowiązek zachowania wszelkich informacji nt. pacjentów w tajemnicy, a złamanie takiej tajemnicy niesie poważne konsekwencje włącznie z pozbawieniem prawa do wykonywania zawodu.

Coraz częściej zgłaszamy się do specjalistów

Pomimo negatywnego stosunku do leczenia psychiatrycznego z każdym rokiem wzrasta liczba osób korzystających z pomocy specjalistów. Wg raportu GUS opracowanego na podstawie danych Instytutu Psychiatrii i Neurologii, obecnie z pomocy psychiatrów korzysta już ponad milion Polaków. To dwa razy więcej niż 10 lat temu. Doliczając pacjentów korzystających z leczenia prywatnego liczba może wynosić ok. 1,5 mln.
Chociaż statystyki nie wyglądają dobrze, widać światełko w tunelu. Obserwowana jest stopniowa poprawa podejścia do chorych psychicznie i leczenia, szczególnie wśród osób lepiej wykształconych, mających wyższą pozycję zawodową i lepsze warunki materialne, a także z większych miejscowości.
W miastach zgłasza się do lekarza ponad 60% więcej osób niż na wsi. Statystyki mówią, że średnio co trzydziesta osoba jest zarejestrowana w publicznej przychodni.

Terapia z gwiazdami

W przełamaniu stereotypów pomagają gwiazdy, które przyznają się do korzystania z porady specjalistów psychiatrów czy psychologów. Udział mają również seriale telewizyjne oraz filmy, w których bohaterowie korzystają z pomocy psychologicznej. Ta dziedzina nauki znalazła także zastosowanie w sporcie czy biznesie. Coraz powszechniejsza obecność tej tematyki w mediach sprawia, że stopniowo „oswajamy się” z możliwością korzystania z porad specjalisty.

Pomoc psychologa pozwala przezwyciężyć problemy natury psychicznej, w tym nałogi i depresje. Jeżeli napotkamy na takie dolegliwości musimy sami zrobić rachunek sumienia – odpowiedzieć sobie na pytanie: czy lepiej tkwić w świecie stereotypów i udawać, że nie ma problemu czy zaciągnąć porady eksperta. Pamiętajmy tylko, że niepotrzebne obawy i uprzedzenia mogą poważnie zaszkodzić nam i naszym bliskim.

czwartek, 21 czerwca 2012

" POCZUCIE WINY "

Każdy upadek jest okazją do nauki, do zdobycia cennego wglądu w siebie, do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje życie. A jednak to, że tak często doznajemy rozczarowań z powodu naszych upadków moralnych, sprawia, iż poczucie winy nie opuszcza nas, i potępiamy siebie. W takich sytuacjach poczucie winy jest szkodliwe dla nas: staje się męczarnią, zamiast być bodźcem.


Poczucie winy towarzyszy życiu, a wyrzuty sumienia to normalne doświadczenie dla większości z nas. Sposób, w jaki traktujemy poczucie winy, wpływa na nasz rozwój emocjonalny i duchowy. Tylko psychopata twierdzi, że nie ma poczucia winy. Ten typ osobowości nie jest przedmiotem naszych rozważań. Będziemy tutaj mówić raczej o tych, którzy doświadczają w swoim życiu "normalnego" poczucia winy. Absurdem jest twierdzenie, że nie powinniśmy nigdy poczuwać się do winy z jakiegokolwiek powodu. Jeśli byłoby to prawdą, zaiste mielibyśmy psychopatyczne społeczeństwo. Nikt z nas nie byłby bezpieczny w czyjejkolwiek obecności. Normalne, zdrowe poczucie winy jest czymś, co ochrania zdrowie społeczeństwa.

Poczucie winy może być bodźcem, szybkim, bolesnym wstrząsem pobudzającym nas do zmiany. Wyrzuty sumienia pomagają nam przyznać, że postąpiliśmy źle - i tak powinno być. Uczucia te powinny również pomóc nam w uczeniu się na własnych błędach. Czy kiedykolwiek zatrzymujemy się po to, by uświadomić sobie, jak wiele upadków, błędów, grzechów jest w naszym życiu? Jak radzimy sobie z konsekwencjami tego - z poczuciem winy, i czy wyciągamy z tego naukę?

Każdy upadek jest okazją do nauki, do zdobycia cennego wglądu w siebie, do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje życie. A jednak to, że tak często doznajemy rozczarowań z powodu naszych upadków moralnych, sprawia, iż poczucie winy nie opuszcza nas, i potępiamy siebie. W takich sytuacjach poczucie winy jest szkodliwe dla nas: staje się męczarnią, zamiast być bodźcem. Stajemy się mniej ludzcy; przeżywamy nie odkupienie, lecz odrzucenie. W przeciwieństwie do psychopaty, który jest uwięziony przez innych, my więzimy siebie samych... za kratami wyrzutów sumienia.

Taki stan to chroniczne poczucie winy. Towarzyszy ono człowiekowi po otrzymaniu przebaczenia i akcie żalu, a nawet zadośćuczynieniu za popełniony grzech; wciąż go obciąża i paraliżuje. Takie poczucie winy staje się niezdrowe albo neurotyczne i utrudnia nam normalne funkcjonowanie. Trwanie w poczuciu winy jest rodzajem wymierzania sobie kary lub samozadręczaniem się, co występuje w naszym społeczeństwie znacznie częściej, niż zdajemy sobie z tego sprawę.

Obserwujemy czasami takie wymierzanie sobie kary z powodu rozpadu małżeństwa, śmierci kogoś kochanego, utraty pracy, czy też rozczarowania; albo też wtedy, gdy rozmyślnie rani się kogoś, jest się złośliwym lub mściwym. W takich wypadkach strona winna niepotrzebnie torturuje się za swoje wady i błędy. Świadomie lub nieświadomie, ludzie zadają sobie czasami rany, by własnoręcznie wymierzać sobie karę.

Nic bardziej nie podkopuje obrazu własnej osoby i poczucia wartości, niż ostre ataki wynikające z nie rozwiązanego problemu poczucia winy. Jest niezwykle istotne, by mieć kontakt z subtelnym, ukrytym poczuciem winy i wydobywać je na powierzchnię - inaczej będzie ono dezorganizować nasze życie. Wyparte poczucie winy będzie nas prześladować w innej formie: niepokoju, depresji, rozdrażnienia lub w postaci licznych zaburzeń psychosomatycznych. Czasami mamy wyrzuty sumienia bez widocznego powodu. Nie popełniliśmy niczego złego w sposób świadomy. Mówimy: "Mam wyrzuty sumienia, ale nie potrafię powiedzieć, dlaczego". Takie bezsensowne poczucie winy może wytwarzać niepokój i męczarnie bez końca. Od czasu do czasu możemy być nękani przez takie uczucia. Jeśli pozwolimy, by "dosięgły" nas, mogą zapanować nad naszym życiem,. Przeważnie są nielogiczne i nieuzasadnione.



Często, gdy mamy szczególne trudności w związku z bezpodstawnym poczuciem winy, powinniśmy zanalizować przeszłość rodzinną. Nierzadko odkrywamy w niej atmosferę oraz model niezdrowego poczucia winy, które w sposób świadomy i nieświadomy było częścią naszego wychowania. W takim przypadku musimy ten problem rozwiązać i zdobyć się na większy dystans w stosunku do rodzinnej przeszłości. Zdarza się również, iż ktoś oskarża nas o czyn, za który nie ponosimy odpowiedzialności. Wynikające z tego poczucie winy może być również spowodowane naszym wychowaniem. Powinniśmy wziąć odpowiedzialność za to, że dopuściliśmy do tego, iż inni nas obciążyli, a wtedy bardziej skutecznie poradzimy sobie z poczuciem winy. Kiedy pozwolimy innym wzbudzać w nas nieuzasadnione poczucie winy, będą sterować i manipulować nami, świadomie lub nieświadomie.



Wszystko to odbywa się na niezliczone sposoby w naszych związkach, szczególnie w małżeństwach i rodzinach. Oczywiście taki rodzaj poczucia winy może stać się całkowicie destrukcyjny dla naszych związków. Nieuczciwe powodowanie poczucia winy w drugim to w gruncie rzeczy poniżanie go i próba zniszczenia jego pewności siebie. Jakże często ludzie mają wyrzuty sumienia, dlatego że okazali całkowicie słuszny gniew, a w rezultacie ktoś poczuł się zraniony. W codziennych kontaktach nie sposób uniknąć zranień powstałych w tych sytuacjach, w których dążymy do prawdy. Taki ból jest po prostu częścią życia. Nasza szczerość może być bolesna, ale dopóki jest właściwa i pozbawiona złośliwości, nie ma potrzeby, byśmy mieli czuć się winni z tego powodu. Być szczerym to przyczyniać się do rozwoju pełnych zaufania kontaktów międzyludzkich. W rzeczywistości ranimy siebie nawzajem tak często, ponieważ nie potrafimy być wobec siebie szczerzy - i z tego powodu powinniśmy mieć wyrzuty sumienia. Tak wiele małżeństw i rodzin jest zranionych przez brak szczerości lub ze strachu przed konfliktem. Tak wiele małżeństw i rodzin przestaje istnieć z powodu milczenia, a nie przemocy. W takich przypadkach poczucie winy jest często nie na miejscu.

Zjawisko to przyjmuje dzisiaj niezwykle dramatyczną postać w przypadku rodziców, którzy bezpodstawnie czują się winni z powodu zachowania swoich dzieci, są skrępowani ich postępowaniem. Są rodzice, którzy mają poczucie winy, gdy karcą własne dzieci lub wtedy, gdy złoszczą się na nie; czują się winni, gdy dzieciom nie powiedzie się w szkole lub w życiu, gdy wpadną w tarapaty, a czasami nawet wtedy, gdy dzieci się rozwodzą. Niektórzy rodzice mają wyrzuty sumienia, gdy dzieci są złe na nich lub nienawidzą ich. Lista nie ma końca i jest niepokojąca. Nic dziwnego, że tak wiele rodzin przeżywa dzisiaj poważne trudności. Dzieci sterują rodzicami poprzez doprowadzanie ich do stanu nieuzasadnionego poczucia winy. Taki rodzaj wyrzutów sumienia może zaatakować nawet najbardziej pewnych siebie rodziców, jeśli nie podejmą tego wyzwania. Ważne jest, aby pamiętać o tym, że niektórzy ludzie potrafią zepchnąć całą odpowiedzialność za własne błędy na każdego, kto czuje się na tyle winny, by na to pozwolić.

Autentyczne wyrzuty sumienia powinny być rozważone i opanowane poprzez szukanie przebaczenia, naprawienie krzywdy i akt przeproszenia. Fałszywe wyrzuty sumienia mogą być opanowane lub, co najmniej skontrolowane poprzez konfrontację i zrozumienie. Tak często dokonuje się spustoszenie w naszym życiu z powodu ignorancji religijnej i niezrozumienia. Im dłużej przysłuchuję się ludzkim problemom, tym coraz bardziej jestem przekonany, że to one właśnie są powodem wielu niepotrzebnych trudności. Do nich należy nieuzasadnione poczucie winy, które przenika i opanowuje nasze życie. Jeśli irracjonalne poczucie winy utrudnia nam normalne funkcjonowanie, powinniśmy skorzystać z fachowej pomocy.

Rozwiązanie problemu poczucia winy nie oznacza uwolnienia się od konsekwencji naszych upadków. Musimy z nimi żyć i je naprawiać, na przykład: musisz zapłacić za talerz, który stłukłeś rzucając nim w brata; musisz odwołać kłamstwo wypowiedziane o kimś. Szczególnie bolesne są dla nas konsekwencje zranień, gdy chodzi o nasze bliskie związki. Zdarza się, bowiem, że, mimo iż otrzymaliśmy przebaczenie od zranionej przez nas osoby, mimo iż żałowaliśmy swego czynu, nasz związek z nią nie odnawia się w dawnej postaci albo nawet rozpada się. W ten sposób rozpadają się małżeństwa; kiedy jeden z partnerów nie jest w stanie przekonać drugiego do powrotu, dochodzi do rozwodu. W takich sytuacjach potrzeba więcej czasu, by wyrzuty sumienia wygasły.


środa, 18 kwietnia 2012

" MOJA CHOROBA "

JUREK ALKOHOLIK
Jeżeli ponosisz konsekwencje picia , przez alkohol zawalasz różne sprawy, powodujesz konflikty z ludźmi – jeżeli mając do wykonania jakieś obowiązki i zdarza się że je zaniedbujesz wybierając alkohol.. - jest duże prawdopodobieństwo że masz problem.

Czy denerwuje cię jak ktoś bliski powie ci że jesteś alkoholikiem? … Osoba wolna od nałogu potraktuje to jako dobry żart i najwyżej się uśmieje. Alkoholik nie pogodzony ze swoją chorobą prawie zawsze reaguje emocjonalnie – złość, agresja, atak.. A ty jak reagujesz?

Musimy pamiętać że to choroba umysłu i ciała. Wypracowane przez lata mechanizmy uzależnienia, tysiące trików by zmanipulować własnego siebie po to by przynajmniej ten jeden problem ( alkoholizm) do nas nie docierał, byśmy mogli dowolnie manipulować faktami zwalając całą winę za poniesione straty na złych ludzi, pecha, brak Boga, itd.pozwalają nam przez wiele lat cierpieć w błogiej nieświadomości własnej ułomności. Dlatego tak ciężko jest się przyznać . A nawet przyznanie się często niczego nie zmienia. Bo poza przyznaniem – musimy podjąć konkretne działania – dziś,teraz, już – by walczyć z chorobą. Planowanie podejmowanych działań ( od jutra nie piję, jutro idę na terapię, jutro zadzwonię umówić się do lekarza psychiatry, jutro pójdę na miting..) zazwyczaj kończy się tym że jutro znowu jest jutro .. a my nadal możemy pić... .U mnie trwało to latami...

DZISIAJ NIE PIJĘ

Nigdy nie przypuszczał bym ile może dać radości i samozadowolenia bycie odpowiedzialnym. To że można na mnie liczyć, to że można na mnie polegać, to że jestem trzeźwy. Kolejny dowód na to że mój kierunek jest dobry...
Bo na tym polega trzeźwe życie.. na tej wspaniałej, radosnej codzienności, na pokonywaniu własnych granic, słabości, wad. Na nauce - jak dzisiaj mogę pomóc innemu człowiekowi. I jak sam mogę byś szczęśliwy.

Często w swoim życiu spotykałem się z pytaniem - kiedy zacząłem mieć problem, kiedy przekroczyłem tą granicę za którą przestałem pić kontrolowanie.. kiedy to już było uzależnienie a kiedy jeszcze nie..
Granica... granica kojarzy mi się z murem.. wiele lat waliłem głową w mur.. ale żeby przeskoczyć go musiałem najpierw upaść i poznać go od fundamentów.. - tak właśnie zaczęło się moje trzeźwienie.
Nie raz nad tym się zastanawiałem. Dzisiaj wiem że nie znalazł bym w swoim starym życiu takiej granicy. To raczej mozolne , z uporem maniaka schodzenie po schodkach w dół...
Niby łatwiej niż do góry, niby stopnie nie duże, niby każdy czasami schodzi.. tylko że ludzie wokoło schodzili dwa-trzy stopnie, zatrzymywali się i wracali.. a ja ciągle w dół i w dół... Bez sensu... . Schodząc w dół coraz mniej widziałem, coraz mniej dostrzegałem, ogarniały mnie coraz większe ciemności... coraz słabiej widziałem.. szczególnie siebie i drugiego człowieka. Kolejne żaróweczki w mojej lampie przygasały, coraz częściej używałem wódki dla rozjaśnienia ogarniających mnie ciemności.. coraz większy strach, złość, frustracje, agresja.. wciąż schodziłem w dół zataczając się i zadając sobie co schodek pytanie po co ja tam lezę, wymyślając sobie tysiące wirtualnych, bzdurnych powodów - które setki razy powtarzane jak mantra - stawały się w moim umyśle prawdą. Zdarzało się też że prosiłem Boga by mnie z tej dziury wyciągnął - ale .. oczekiwałem że ktoś zbuduje mi windę - wejdę wcisnę przycisk i już.. - bo drałować pod górę nie miałem zamiaru... Bo ja dalej chciałem schodzić..okłamywałem się że tak przecież jest łątwiej. W końcu wszyscy zostali wyżej - a ja zostałem sam, sam z sobą, z rozpierduchą w moim życiu, tracąc rodzinę, firmę, znajomych... Konsekwencje,, konsekwencje, konsekwencje...
Ale w dół dalej było łatwiej, wtedy już nawet nie pamiętałem że można iść także w górę.
Każdy schodek - to tak naprawdę każda moja zła decyzja, odrzucona wartość, wada której pozwalałem działać, każdy objaw egoizmu, każda manipulacja, każde kłamstwo, każda krzywda którą zrobiłem, każdy lekkomyślny uczynek , każde złamanie dekalogu, itd....
Miałem powoli dość ( tak mi się wydawało..) stałem w ciemnościach zapłakany, zdewastowany, rozdarty - dzierżąc ostatnią rzecz która mi została - butelkę. Trzymałem kurczowo - i każdy kto chciał mi ją zabrać stawał się moim wrogiem. Wtedy już było niewielu takich.
Ktoś spuścił mi linę - i powiedział że wciągnie mnie trochę do góry - ale mam się jej trzymać i nie puszczać. Była to moja żona. powiedziała że to ostatni raz... Chwyciłem się kurczowo .. ale jak zobaczyłem jadąc do góry - że tam troszkę wyżej wcale nie jest lepiej ( zaczynało razić mnie światło - w którym zaczynałem dostrzegać jaki jestem ..), a rączki zaczynały boleć.. więc puściłem.
I znowu głęboka d..... .
Musiałem mocno się potłuc i parę rzeczy sobie połamać - żeby zdecydować że wchodzę z powrotem do góry. Spostrzegłem porównanie - pomiędzy tym co trochę wyżej - a tym co u mnie na dnie.. . Ale sam nie miał bym szans. Wsparcie, dobre słowo, dobre rady, wyciągnięta ręka z szklanką kawy czy herbaty ( wiadomo gdzie..), ciepły uścisk ręki, przytulenie. głos mówiący "dobrze że jesteś", brzęczący telefon w kieszeni i piękna, kompleksowa instrukcja z tysiącami przykładów jak nauczyć się znowu żyć. Przykładów okupionych łzami, cierpieniem, płaczem - czasami śmiercią..
Potykałem się, cierpiałem, wstawałem, ból kolan był nie do zniesienia. Ale gdy wydawało się że już nie dam rady - przychodził spokój i nowa siła. Parę razy byłem bliski upadku - ale za każdym razem gdy tylko poprosiłem o pomoc - znalazł się ktoś kto mnie podtrzymał, pomógł, postawił krzesło bym na chwile mógł spocząć..
I dalej wchodzę - od prawie 4 lat.. dzisiaj idę uśmiechnięty, zadowolony, dostrzegam coraz więcej światła wokoło. I pomimo tego że czasem jestem zmęczony, niewyspany - jestem szczęśliwy. Ja już byłem na dole - i zrobię wszystko by tam więcej nie trafić.
I wcale nie jest ciężej pod górę.. pod prąd.. Dzisiaj idąc dalej podaję rękę tym którzy się zastanawiają, wachają, tym którzy zaczynają dopiero nieudolną wędrówkę do góry..zabieram ich ze sobą - jeśli tylko chcą. Czasami podtrzymam, , zaparzę kawę, podstawię krzesło, pomogę zrozumieć technikę wchodzenia..
Oddaję to co sam kiedyś dostałem, bez czego nie dał bym rady. Ale nie jest to tak - że robię to całkiem bezinteresownie. Łatwiej wchodzić w towarzystwie innych, raźniej.. a gdy przyjdzie moment że zacznę się zastanawiać czy to ma sens.. gdy przyjdzie zwątpienie - ci ludzie zmobilizują mnie do dalszej drogi Rozmawiając z nimi przypominam sobie jak to było tam na dole , co czułem , jak myślałem.. To bardzo ważne. I dzięki nim zacząłem uczyć się dawać siebie innym ludziom.
Dzisiaj wiem że nie alkohol był moim podstawowym problemem. Alkoholizm jest skutkiem. I nie ma sensu go leczyć bez leczenia jednocześnie przyczyn - bo to tzw. leczenie syfa za pomocą kremu Nivea. Niby nie widać - nikt nie widzi, zasmarowany, wybielony.. - ale pod spodem rośnie i zbiera się ropa... i kiedyś pęknie.. i opryska wszystkich wokoło..
Dlatego nie tyle ważne dla mnie jest kiedy utraciłem zdolność picia kontrolowanego - ale od kiedy zacząłem podejmować nieodpowiedzialne, samolubne decyzje , których jedną z wielu było pozwalanie sobie na zbyt częste picie.. - które z czasem stało się przymusem, koniecznością.. Ale jak pisałem - to był skutek a nie przyczyna..
A ze przyczynami doskonale radzi sobie program wspólnoty AA, pod warunkiem że jest realizowany z całą szczerością, odwagą i konsekwencją. Bez manipulacji i odstępstw.
To akurat gorąco polecam, i tym którzy już leżą na dnie - jak i tym którzy niedawno dopiero zaczęli wędrówkę w dół...

Ciężko czasem na początku drogi znaleźć bratnią duszę z którą można porozmawiać o wszystkim. Miałem szczęście - ja znalazłem na początku taką osobę we wspólnocie AA. Usłyszałem doświadczenia ludzi którzy realizowali program ze sponsorem. I to było to - czego potrzebowałem. Osoby z którą mogę pogadać o wszystkim, przy której nie muszę grać twardziela, przy której pierwszy raz od wielu lat mogłem być sobą, której pozwoliłem się poznać na prawdę...

POPROSIŁEM CZŁOWIEKA O POMOC

Dzisiaj wiem że sam bym sobie nie poradził. Realizując program wspólnoty nie potrafiłem na początku szczerze spojrzeć na swoje życie, na siebie. Przy tej drugiej osobie uczyłem się i trenowałem szczerość. Ale też że wiele,wiele problemów które dla mnie wydawały się nie do przeskoczenia, okazywały się przy realnym zdrowym spojrzeniu na świat drugiej osoby - banalnymi drobiazgami których rozwiązań nie widziałem ze względu na mój specyficzny sposób widzenia i dostrzegania.

Mi to pomogło. I przyszedł czas, że tą szczerość i uczciwość bez obaw zacząłem trenować wżyciu...

Dzisiaj jestem sobą. Jestem szczęśliwym sobą. I dzisiaj doświadczam szczęścia pomagania innym tak jak kiedyś mi ktoś pomógł. Jest to ważny składnik mojego rozwoju.

Myślę że jak się rozejrzysz -znajdziesz osobę z którą możesz porozmawiać o wszystkim . Oczywiście jeżeli będziesz tego chciał. Dzisiaj nikt walczący z alkoholizmem nie musi być sam...

Najważniejszym narzędziem na początek był dla mnie telefon. Często nawet godzinne rozmowy z przyjaciółmi potrafiły rozładować wiele emocji które dla mnie były śmiertelnym niebezpieczeństwem. Złość, strach, samotność, brak umiejętności rozwiązywania problemów były dla mnie zabójcze.

Z tego narzędzia trzeba nauczyć się korzystać bez skrupułów. Mało jest rzeczy wspanialszych niż telefon choćby i w środku nocy od człowieka który potrzebuje pomocy, ma problem lub tylko poważnie musi pogadać gdyż się boi. Są to dla mnie wspaniałe doświadczenia. Nie dość że ktoś mi zaufał, to jeszcze mogę oddać to co kiedyś i ja dostałem. Co więcej działa to często zbawiennie nie tylko na dzwoniącego ale i na mnie...

Tylko nie można czekać z telefonem do samego końca. Bo jak zacznie już się poważnie mieszać w życiu -bardzo ciężko schylić się po książkę, zadzwonić czy pójść miting.

Zawsze mówię moim przyjaciołom :zadzwoń jak potrzebujesz, zadzwoń nawet wtedy jak będziesz szedł już pić. Nie bądź samolubem i egoistą, powiedz że idziesz, może wybiorę się z tobą i wypijemy razem :):) Tylko zadzwoń nim podniesiesz kieliszek.. bo potem jedyne co mogę powiedzieć to -wypij to co masz do wypicia i jak wytrzeźwiejesz, zadzwoń... Niestety wczoraj musiałem tak powiedzieć... :( Cóż, zapicia na początku drogi czy przy zaprzestaniu pracy nad sobą są wpisane w moją chorobę.

Raz w życiu mając pół roku trzeźwości - będąc po prawie 2 tygodniach detoksu i 6 tygodniach terapii zamkniętej, chodząc na terapię poszerzoną i mitingi, doprowadziłem do sytuacji w której już nie widziałem sensu dzwonienia... Długo ponosiłem konsekwencje ....

Dziś oddzwaniam na każde połączenie którego nie mogłem w danej chwili odebrać, bo wiem jak jest to ważne . To moja odpowiedzialność za drugiego człowieka. Dziś mam w telefonie wiele numerów przyjaciół - i wiem że jeżeli kiedykolwiek podzieje się ze mną źle, obojętnie gdzie będę i w jakiej sytuacji będę - jeżeli zadzwonię, otrzymam pomoc i wsparcie. Jeżeli zadzwonię....

Jeżeli potrzebujesz z kimś pogadać, możesz zawsze zadzwonić na infolinię AA w Polsce
0 801 033 242.

wtorek, 3 kwietnia 2012

" ETAPY ŻYCIA ALKOHOLIKA "

1. Cierpienie(dyskomfort) i nieudane próby radzenia sobie z nim. Stany te, mówiąc w sposób niezwykle uproszczony, wynikają u jednych osób z braku umiejętności "życia w zgodzie" z samym sobą lub z otoczeniem, a u innych z nadmiernego zapotrzebowania na pobudzenie (stymulację);

2. Olśnienie (odkrycie) - stwierdzenie i uświadomienie sobie, że alkohol wpływa korzystnie na samopoczucie i może pomóc w radzeniu sobie z dyskomfortem psychicznym.

3. Unikanie cierpienia (dyskomfortu) - podejmowanie prób radzenia sobie z przykrymi i nieakceptowanymi stanami przy pomocy alkoholu, a więc używanie alkoholu do regulowanie swojego samopoczucia. Dzięki alkoholowi możliwe staje się uzyskanie ulgi w cierpieniu, tj. redukcja czy też uśmierzanie (tłumienie) napięcia, niepokoju, lęku, poczucia małej wartości, poczucia winy, smutku czy też tzw. "bólu istnienia", a także osiąganie dzięki niemu chwilowej przyjemności i zadowolenia bądź oczekiwanego pobudzenia (okres "nadużywania").

4. Zagubienie (obecne już są wyraźne objawy uzależnienia) - okres systematycznego regulowania swojego samopoczucia przy pomocy alkoholu, kiedy to staje się on coraz częściej źródłem chwilowego dobrego samopoczucia i zaczyna stopniowo wypierać dotychczasowe źródła przyjemności. W miarę rozwoju uzależnienia stopniowo narasta dezorganizacja życia, jednak alkoholik zdaje się tego nie dostrzegać. Właściwą ocenę sytuacji utrudnia, a często uniemożliwia mu system zaprzeczeń (zakłamania), wykorzystujący psychologiczne mechanizmy obronne. Alkoholik stopniowo przystosowuje się do swojej choroby (uczy się manipulować ludźmi po to, żeby inni robili za niego to czego z powodu picia robić nie może; reorganizuje swoje życie po to, żeby móc pić i ponosić jak najmniej konsekwencji picia; zmienia swój styl życia i zachowania, system wartości i przekonań, rezygnuje z aktywności kolidujących z piciem; zmienia towarzystwo itp.). W końcu picie staje się najważniejszą rzeczą w jego życiu, a alkoholik traci zdolność racjonalnego planowania, działania i rozwiązywania problemów.

5. Rozterka i poszukiwanie pomocy. Narastająca dezorganizacja życia powoduje, że alkoholik dopuszcza do siebie myśl, że sposób w jaki pije różni się od sposobu picia innych osób. Dodatkowym powodem jest jeszcze fakt, że picie przestaje już przynosić ulgę w cierpieniu. To z kolei zmusza do podejmowania samodzielnych prób ograniczania picia i podsuwa myśli o konieczności poszukiwania pomocy. Przed skorzystaniem z pomocy alkoholik próbuje jednak opanować swoją chorobę przy pomocy "silnej woli" i podejmuje kolejne kroki, których celem jest opanowanie sytuacji. Najczęściej zaczyna od zmiany tempa picia (ilość wypijanego alkoholu pozostaje bez zmian, natomiast stara się pić wolniej), później stara się ograniczać ilość wypijanego alkoholu (np. ustala sobie limity i czasami udaje mu się ich dotrzymać ), usiłuje ograniczać częstotliwość picia (np. planuje dłuższe przerwy w piciu, czasami to udaje mu się i jest z tego dumny), zmienia rodzaj alkoholu (np. pije piwo zamiast wódki). Cały czas poszukuje sposobów na szybkie pozbycie się objawów abstynencyjnych (zaczyna np. "pomagać" sobie lekami). Z czasem udaje się mu się uzyskiwać dłuższe przerwy w piciu, ale powrót do alkoholu następuje nieuchronnie, bowiem nie dokonuje on równocześnie żadnych istotnych zmian w swoim życiu. Ten okres kończy się, albo decyzją o skorzystaniu z pomocy i podjęciu leczenia lub/i przystąpienie do samopomocowego programu zdrowienia (np. do Programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików), albo dalszym nawarstwianiem się problemów i powikłań prowadzącym do "wypadnięcia" z normalnego życia lub do śmierci.

6. Początek powrotu do zdrowia - podjęcie i realizacja decyzji o dokonywaniu zmian, które umożliwią funkcjonowanie bez alkoholu. Zmiany te powinny dotyczyć postaw, przekonań, zachowań, przyzwyczajeń, relacji z innymi, a także sposobów przeżywania, odczuwania, reagowania, myślenia itp. Zanim jednak alkoholik zdecyduje się na dokonywanie tych zmian musi uwierzyć w to, że jest chory i zaakceptować ten fakt. Następnie musi uwierzyć, że możliwe jest powstrzymywanie się od alkoholu przez dłuższy okres czasu, później nabrać zaufania do siebie oraz zaufać innym, a na koniec - zaryzykować i podjąć działania tj. uczestniczyć w programie terapii uzależnienia i/lub w Programie Dwunastu Kroków AA.

7. Kontynuacja powrotu do zdrowia polega na utrwalaniu uzyskanych zmian (korzystając z pomocy terapeutów), z położeniem szczególnego nacisku na nabywania umiejętności zapobiegania nawrotowi choroby i/lub pogłębianie znajomości Programu Dwunastu Kroków.

8. Dbałość o zdrowie (fizyczne, psychiczne, duchowe). Dbałość o stan swojego zdrowia to czynność powszechna, bo przecież prawie każdy z nas stara się dbać o swoje zęby, wkłada ciepłe ubranie żeby się nie przeziębić itp. Wielu alkoholików, którzy osiągnęli ten etap rezygnuje z picia nie dlatego, że chorują na alkoholizm lecz dlatego, że przejawiają dbałość o stan swojego zdrowia i stan taki chcą utrzymać, chcą nadal czuć się zdrowo i funkcjonować tak jak funkcjonują inni zdrowi ludzie.

" WYBACZYĆ SOBIĘ "

Trudne, ale możliwe, najważniejsza idea to wybaczenie samemu sobie. Nie jest to łatwe, ponieważ najczęściej wewnętrzny krytyk jest bardzo rozbudowanym elementem naszej psychiki i nie daje on spokoju, gdy popełnimy jakiś błąd. Wybaczenie sobie wszelkich negatywnych zachowań (wybaczanie to nie „puszczanie płazem” i uznanie sprawy za nieważną, a raczej uznanie swojej odpowiedzialności bez poczucia winy) jest aktem wielce oczyszczającym i dającym przestrzeń na wprowadzanie zmian i uleczenie duszy oraz psychiki. Ciągłe biczowanie się powoduje mentalne i emocjonalne utknięcie w przeszłych zdarzeniach, co nie sprzyja rozwojowi.

Zastanów się, co możesz sobie już teraz, od ręki wybaczyć? Zrób to w jakiś symboliczny sposób, pomedytuj nad tym lub porozmawiaj sam ze sobą. Rozważ motywy swojego postępowania i zauważ, że w tamtym momencie działałeś w sposób, który wydawał się całkiem dobry. Za każdym działaniem, nawet tym „najgorszym”, kryje się jakaś pozytywna intencja (może to być na przykład obrona siebie lub czegoś ważnego, ochrona poczucia własnej wartości, uchronienie przed odrzuceniem przez innych). Uznaj to. Podobnie możesz zrobić w stosunku do kogoś, kto, jak uważasz, wyrządził ci krzywdę. Warto.

środa, 28 marca 2012

" ŻYCIE KONTROLOWANE "

Uznawanie bezsilności wobec alkoholu zadziwiająco często przekłada się na uznawanie niemożności wpływania na kształt swojego życia

Doświadczenie utraty kontroli związanej z używaniem alkoholu i poczucie ograniczonego wpływu na swoje zachowanie jest dla alkoholika jednym z najtrudniejszych do zaakceptowania problemów.



Dla terapeutów całkowita abstynencja jest ważnym kryterium zdrowienia dla pacjentów stanowi wyzwanie związane z nadzieją na powrót do picia kontrolowanego. Widać, iż cele terapeuty i pacjenta rozmijają się zupełnie praktycy psychoterapii uzależnień nader często spotykają się z tęsknotami swoich pacjentów za możliwością zmiany życia bez zmiany przyzwyczajeń i zachowań. Nie ma wątpliwości, że przyznanie się do porażki i uznanie braku wpływu na dotychczasowe życie daje początek zdrowieniu. Jednak uznawanie bezsilności wobec alkoholu zadziwiająco często przekłada się na uznawanie niemożności wpływania na kształt swojego życia. Pozostaje więc do rozstrzygnięcia problem, jak dalece zdrowiejący alkoholik ma wpływ na swoje trzeźwienie i może kontrolować własne zachowania. Innymi słowy, czy proces trzeźwienia może być rozważany jako rozwój zdolności do samokontroli? Z pewną obawą przed oskarżeniami o nadmierne "spsychologizowanie" terapii alkoholików proponuję, aby rozważyć również ten aspekt trzeźwienia.



* * *
Czym jest samokontrola? Dla wielu stanowi niebezpieczeństwo samowystarczalności, dla innych jest przejawem nadużywania siły woli lub bezgranicznego zaufania "sile ego". Zgodnie z tradycyjnym rozumieniem, człowiek ma być zdolny do samoregulacyjnych czynności dzięki silnej woli. W tym znaczeniu "samokontrola" jest posiadaną właściwością, a nie zdolnością nabywaną w procesie uczenia i treningu. Prawdopodobnie konsekwencją takiego stanowiska jest zanegowanie samokontroli przez niektóre nurty leczenia alkoholików nawet, jeżeli kontrola nie odnosi się do samego picia lecz również do wszelkich działań, które zmierzały do regulowania zachowań w procesie trzeźwienia. Nurt behawioralno-poznawczy coraz silniej akcentuje znaczenie samokontroli w powrocie do zdrowia. Traktuje ją nie jako cechę osobowości, lecz raczej jako opis działania człowieka w szczególnej sytuacji. W tym znaczeniu samokontrola jest związana z możliwością nabywania i poszerzania kompetencji przez pacjentów na różnych etapach trzeźwienia. Wprowadzane do programów terapeutycznych procedury, dotyczą nie tylko uczenia kontroli własnych zachowań, ale też myślenia i procesów emocjonalnych.



PROCES SAMOKONTROLI
Proces samokontroli można opisać jako złożenie trzech elementów:

Samoobserwacja określana jako skierowanie wzmożonej uwagi na własne zachowanie oraz wewnętrzne doznania jednostki (reakcje sensoryczne i afektywne). Może mieć charakter selektywny, co wpływa na różnice indywidualne w sposobach samoobserwacji.
Samoocenianie porównanie efektów własnego zachowania z kryteriami dla niego przyjętymi. Zachodzi tu reakcja różnicowania pomiędzy tym, co człowiek faktycznie robi, a tym co powinien robić. Istotnym czynnikiem przy ocenie efektu zachowania jako sukcesu lub porażki jest dobór kryteriów, według których ocena się dokonuje.
Samowzmacnianie dostarczenie samonagradzania lub samokarania w zależności od stopnia rozbieżności pomiędzy zachowaniem, a przyjętymi przez jednostkę standardami wykonania.
Do podjęcia zachowań autokorygujących konieczne jest świadome zaangażowanie samego pacjenta, przyjmującego kryteria, według których powinna dokonywać się zmiana. Działanie mechanizmów utrudniających, a czasem uniemożliwiających pacjentowi ocenę siebie, otoczenia oraz swojego wpływu na różne aspekty życia, wyklucza możliwość uczenia się. Nabywanie zdolności do samokontroli jest możliwe wyłącznie w przypadku osób podejmujących leczenie, a nie w oparciu o utrzymanie samej abstynencji.

SAMOKONTROLA JAKO ATRYBUT ROZWOJU TOŻSAMOŚCI ALKOHOLIKA
Jeżeli przyjmiemy, że proces trzeźwienia jest nabywaniem i rozwojem tożsamości alkoholika, to zdolność do samokontroli będzie zróżnicowana w zależności od etapu rozwoju tożsamości. Zróżnicowanie to dotyczy poczucia stopnia i lokalizacji samokontroli.

POCZUCIE STOPNIA SAMOKONTROLII
Początkowo doświadczenie utraty kontroli przekłada się na okresy picia i okresy całkowitej abstynencji, kiedy to narastające napięcie dezorganizuje normalne funkcjonowanie. Charakterystyczne dla dynamiki tego procesu jest zmieniające się przekonanie o możliwości wpływu na swoje postępowanie. Z jednej strony pojawia się ścisła samokontrola dotycząca uczestniczenia w sytuacjach alkoholowych, z drugiej zaś istnieje przekonanie o obecności szeregu obiektywnych przyczyn, z powodu których całkowita abstynencja jest niemożliwa. Poczucie sprawowania kontroli nad własnymi zachowaniami związanymi z piciem jest jeszcze podstawą do wyznaczania celów osobistych, jednak umiejętność dokonywania oceny siebie i podejmowanych efektywnych działań jest już znikoma. Zaprzeczanie uniemożliwia obiektywną weryfikację celów, a wszelkie niepowodzenia przypisywane są zewnętrznym czynnikom. Z czasem rośnie poczucie braku wpływu na własne zachowania, ale nie jako braku kompetencji, lecz jako bezradność wobec przytłaczającego i zniewalającego środowiska.

We wstępnym etapie leczenia większość pacjentów przyznaje się do utraty zaufania do siebie i do osłabionej samokontroli. Coraz wyraźniej dostrzegana destrukcja pogłębia poczucie słabości oraz przekonanie o utracie zdolności do kierowania swoim życiem. Na przemian pojawia się podporządkowanie w stosunku do terapeutów oraz zachowania świadczące o niechęci wobec leczenia, buntowniczość i opór. Część pacjentów po uzyskaniu podstawowych informacji o naturze uzależnienia i elementarnych wskazówek, dotyczących umiejętności koniecznych do utrzymania abstynencji, rezygnuje z terapii, podejmując kolejną najczęściej nieudaną próbę zmiany swojego funkcjonowania. Dla większości jest to jednak okres, w którym dokonuje się krytyczna autodiagnoza własnych umiejętności, a wraz z nią pojawiają się próby tworzenia nowych jakości w oparciu o normy przyjmowane z zewnątrz. To czas szczególnie ważny dla procesu rozwoju zdolności do samokontroli. Zachowanie zdominowane jest przez dostarczane z zewnątrz zasady, a próbom wprowadzania konstruktywnych zmian w życiu towarzyszy unikanie odpowiedzialności za ich konsekwencje. Wprawdzie pacjenci poświęcają dużo uwagi kontrolowaniu własnych zachowań i emocji, jednak w ocenie konsekwencji nadal pozostaje tendencja do przypisywania odpowiedzialności czynnikom zewnętrznym.

W miarę trwania procesu psychoterapii pojawia się coraz więcej prób kontrolowania swoich zachowań, myślenia i emocji. W przypadku kontroli zachowań zaczyna dominować realizacja zaleceń oraz postawa "muszę wytrzymać". Jest to ważny etap budowania odpowiedzialności za proces trzeźwienia. Kontrolowanie emocji często sprowadza się jeszcze do ich tłumienia, ale pojawiają się już pierwsze konstruktywne sposoby wyrażania uczuć i powstrzymywania impulsywnych reakcji. Trudne jest kontrolowanie myślenia, przede wszystkim ze względu na brak kompetencji w wyznaczaniu celów i planowaniu własnej aktywności. Świadomość tych deficytów jest jednak niewielka, więc konfrontacja nieumiejętnie wyznaczanych celów z trudnościami w ich realizacji rodzi frustrację i wzrost napięcia. Taki stan jest często pierwszym etapem w rozwoju nawrotu choroby.

W miarę realizacji programu terapii nastawionego na uczenie nowych umiejętności rośnie zarówno świadomość własnych kompetencji, jak i ograniczeń. Ocena możliwości kierowania swoim postępowaniem oraz samokontroli emocji i procesów poznawczych oparta jest, w coraz większym stopniu, na obiektywnych kryteriach. Wśród nich istotne są wskaźniki skuteczności planowego działania, realizacji stawianych sobie celów i przyjętych wartości. Na tym etapie budowanie zdolności do samokontroli opiera się zarówno na ocenie własnego zachowania, jak i gotowości do przyjmowania oceny z zewnątrz. Ocena jest ważnym elementem weryfikacji swoich umiejętności. Czynnik wyróżniający ten etap to poświęcenie uwagi nie tylko zachowaniom abstynenckim, ale i wszelkim innym, które są dla pacjenta źródłem negatywnych konsekwencji (zachowania nałogowe). Rosnące kompetencje w zakresie radzenia sobie z głodem, zapobiegania nawrotom, kontroli zachowań nałogowych są dla pacjentów bardzo dużym źródłem wzmocnień.

POCZUCIE LOKALIZACJI KONTROLI
Istotnym dla opisu rozwoju zdolności do samokontroli u osób uzależnionych jest zagadnienie poczucia lokalizacji kontroli. W literaturze przyjmuje się dwa typy samokontroli: osoby o poczuciu kontroli wewnętrznej oraz osoby o poczuciu kontroli zewnętrznej. Bez szczegółowego wdawania się w różnicowanie, można stwierdzić, iż osoby pierwszego typu kierują się w swoich zachowaniach wewnętrznymi, osobistymi kryteriami (można mówić tutaj o pewnej niezależności, autonomii, kreatywności w realizacji planów, większej akceptacji siebie), a u osób drugiego typu samokontrola jest wynikiem nacisków z zewnątrz ze strony środowiska i społeczeństwa (oparcie, jakie znajdują w innych, zapewnia im ochronę, sprawdzają siebie w porównaniu z innymi, są bardziej podatne na sugestię, dążą do zrutynizowania życia).

Osoba decydująca się na podjęcie leczenia kieruje się przede wszystkim naciskami z zewnątrz oraz negatywną opinią społeczną. Towarzyszy temu obawa bycia alkoholikiem oraz złość na otoczenie, a podporządkowanie występuje na przemian z buntem i wojowniczością. Wielu pacjentów przyznaje, że decyzja o rozpoczęciu leczenia była jedynie próbą uniknięcia dalszych, przykrych konsekwencji związanych z piciem alkoholu, a towarzyszyło temu poczucie niesprawiedliwości i przekonanie o możliwości powrotu do picia kontrolowanego. Pierwszy etap leczenia charakteryzuje się wzrostem zależności dominującą postawą jest próba przerzucenia ciężaru odpowiedzialności za postępy w terapii na terapeutów, a czasem na otoczenie. Obecne są przekonania typu: "jestem chory więc mnie leczcie", "bliscy powinni mnie wspierać" lub "oni nie powinni mnie denerwować". Jednocześnie część celów terapeutycznych akcentuje konieczność budowania zewnętrznego oparcia, korzystania z grup samopomocowych lub sponsoringu, jednak ważna jest aktywność własna pacjenta w aranżowaniu takich sytuacji.

Nabywanie kompetencji, stabilizacja życia i poprawa sytuacji społecznej sprzyja poszukiwaniu nowych norm, chociaż często motywacją do pozostawania w terapii nadal jest obawa przed konsekwencjami i brak innej alternatywy. Sama abstynencja zaczyna być dla pacjentów źródłem poczucia wartości, rośnie także przekonanie o możliwościach dokonywania samodzielnych zmian.

Stopniowo uwewnętrzniane są normy przekazywane w terapii. Przy rosnącej świadomości własnych ograniczeń i możliwości dokonuje się budowanie adekwatnego obrazu siebie. Potwierdzenie swojego uzależnienia i akceptacja faktu bycia alkoholikiem związane są z rosnącą autonomią i przyjęciem odpowiedzialności za własne wybory.

PROCEDURA PRACY NAD SAMOKONTROLĄ
Samokontrola związana jest z wytworzeniem jakiejś reakcji kontrolującej dotychczasowe zachowanie, którego konsekwencje stały się uciążliwe i przewyższają osiągane gratyfikacje. Pracę nad rozwojem zdolności do kierowania sobą można rozpocząć, gdy pacjent zaczyna zdawać sobie sprawę z problemu, podejmuje decyzję o rozpoczęciu pracy nad nim i oczekuje poprawy, jako efektu swoich wysiłków. W przypadku osób uzależnionych spełnienie każdego z tych warunków utrudnione jest działaniem silnych mechanizmów zaprzeczania. Uświadomienie problemu to zwykle długotrwały proces, angażujący otoczenie alkoholika, wymagający niekiedy określonych strategii postępowania i oparty przede wszystkim na postępującej destrukcji w różnych obszarach życia. Podjęcie decyzji o leczeniu nigdy nie jest równoznaczne z aktywną współpracą pacjenta. Motywacja do rozpoczęcia i kontynuowania terapii jest bardzo niestabilna i wymaga stałej uwagi terapeuty. Rozbieżność pomiędzy oceną własnych kompetencji, a faktycznym ich poziomem zwykle dla alkoholika jest nieczytelna oczekiwanie zmian staje się więc źródłem frustracji i postępującego spadku motywacji do leczenia.

Naturalne zjawiska w pracy z osobami uzależnionymi to: obecność nałogowych zachowań oraz szczególnej "nałogowej logiki", służącej do interpretacji siebie i otoczenia. Wzmacniają one obawy przed nieznanym i potencjalnie "mniej przyjemnym" stylem życia, opartym na abstynencji oraz obniżają zdolność do krytycznej oceny dotychczasowego życia. Zaangażowanie w pracę nad zwiększaniem zdolności do samokontroli zależy od obecności wielu czynników. Pierwszą grupą są czynniki zwiększające motywację do zmiany przede wszystkim silny dyskomfort związany z dotychczasowym zachowaniem i chęć uniknięcia dezaprobaty społecznej. Ważna jest także obecność innych leczących się alkoholików i trzeźwych terapeutów, jako element presji zewnętrznej i źródło modelowania. Wreszcie samo podjęcie decyzji o leczeniu i towarzysząca temu aprobata społeczna dają satysfakcję i poczucie znaczenia. Druga grupa to czynniki utrudniające zaangażowanie podstawowe wydaje się być tutaj traktowanie przez pacjenta swojego zachowania jako pozostającego poza wszelką kontrolą i zbyt trudnego do modyfikacji. Przez wielu pacjentów abstynencja, jako podstawowe kryterium zmiany jest spostrzegana jako nieosiągalna tym bardziej, że praktycznie w historii każdego z nich były już obietnice jej utrzymania. Całości dopełniają utrwalone schematy używania alkoholu i presja innych, pijących w środowisku. Biorąc pod uwagę fakt, iż działanie alkoholu jest źródłem ulgi, a bezpośrednie, pozytywne skutki wyprzedzają negatywne konsekwencje, to próby zmiany mogą być podejmowane tylko w oparciu o ustrukturalizowany program terapeutyczny.

Taki program zawiera szereg procedur, które mają pomóc pacjentowi w realizacji celów terapeutycznych, związanych z nabywaniem kompetencji do kontrolowania swoich zachowań, uczuć i myślenia. Niektóre z omówionych poniżej procedur, chociaż standardowo używane w terapii uzależnień, nie zawsze traktowane są jako narzędzia do uczenia samokontroli.

KONTRAKT TERAPEUTYCZNY
Zwykle jest to pierwszy element programu terapeutycznego, z którym styka się pacjent. Poprzez wzajemne ustalenia, dotyczące czasu trwania i warunków realizacji kontraktu, tworzymy podstawy kontroli, akcentując jednocześnie własną odpowiedzialność pacjenta za udział w leczeniu. Początkowo kierujemy jego uwagę na zachowania związane z udziałem w programie, podkreślając znaczenie abstynencji, uczestnictwa i zaangażowania. Ważnym elementem w przypadku budowania zdolności do samokontroli jest porządkujący charakter kontraktu. Stabilizacja życia i koncentracja zachowań wokół ustalonych kryteriów pomaga pacjentowi w utrzymaniu pożądanego kierunku zmian i umożliwia ocenę dokonanych postępów to z kolei wzmacnia przekonanie o możliwości wywierania wpływu na własne życie. Odpowiednio zbudowany kontrakt akcentuje znaczenie własnej aktywności pacjenta, wyznacza ramy współpracy i mobilizuje go do kontrolowania swoich zachowań w celu utrzymania się w programie. Początkowo dominują tu zachowania abstynenckie, pojawiające się w sytuacjach związanych dotychczas z piciem. Mają one za zadanie nie tyle zmniejszyć samą chęć napicia się lub doświadczenia ulgi, co dotrzymanie warunków kontraktu. W rezultacie takiego zachowania pojawia się satysfakcja wynikająca z realizacji nowych wartości, nabywanych w trakcie leczenia.

REALIZOWANIE ZADAŃ W OSOBISTYM PLANIE TERAPII
W programie terapeutycznym ukierunkowanym na uczenie się samokontroli, określenie zadań jest elementem o podstawowym znaczeniu. W ciągu wielu lat choroby narasta przekonanie o niemożności dokonania zmiany swojego życia. Stale obecne jest także wynikające z natury uzależnienia przekonanie o częściowej przynajmniej odpowiedzialności otoczenia za zaistniałą sytuację. Procedura OPT, dzięki diagnozie problemowej, pozwala na precyzyjny dobór i stopniowanie trudności zadań. Stworzenie warunków do szybkiej weryfikacji ich rezultatów jest podstawą budowania umiejętności samoobserwacji i oceny efektów. Dokonywanie małych zmian podnosi motywację i zwiększa zaangażowanie pacjenta, zaś konieczność realizowania "prac domowych" daje możliwość stałej ewaluacji wprowadzanych, konstruktywnych zachowań. Proces terapii wykracza tym sposobem poza ściany gabinetu i strukturalizuje życie codzienne pacjenta. Niebagatelnego znaczenia nabiera tu interakcja z osobą pomagającą wykorzystanie do planowania dalszej aktywności dotychczasowych doświadczeń pacjenta, buduje poczucie współtworzenia procesu. Jest to kolejny element ugruntowania odpowiedzialności za własne postępy w leczeniu.

TRENOWANIE NOWYCH ZACHOWAŃ
Szczególne miejsce w procesie nabywania zdolności do samokontroli ma trenowanie zachowań konstruktywnych. Przeważająca część pacjentów w początkach swojego leczenia jest przekonana o posiadaniu kompetencji niezbędnych do wprowadzania pożądanych zachowań. Na taki stan rzeczy wpływają nie tylko mechanizmy obronne, lecz także sposób realizacji programów terapeutycznych. Dominują niekiedy w nich intensywne oddziaływania, mające na celu przekazanie pacjentom niezbędnej wiedzy. Przy braku odpowiednich warunków umożliwiających porównanie posiadanych informacji z własnymi umiejętnościami, pacjenci nabierają przekonania o możliwościach wywierania wpływu i kontrolowania różnych sytuacji. Nie ma to najczęściej żadnego pokrycia w rzeczywistości, ale staje się potencjalnym źródłem napięcia i sprzyja budowaniu nieadekwatnego obrazu siebie jako alkoholika. Z drugiej strony ogromnie ważne jest, aby wprowadzanie trenowania nowych zachowań nie wyprzedzało zbytnio postępów w pracy nad identyfikacją i bezsilnością. O ile w pierwszej fazie terapii ważne jest dostarczenie pacjentom umiejętności służących do zachowania abstynencji jako warunku kontynuacji programu (i nie jest tu najistotniejsze, czy pacjent uznaje się już za alkoholika, czy też nie), o tyle utrwalanie na dalszych etapach przekonania, że do utrzymania abstynencji wystarczą jedynie zachowania konstruktywne, uniemożliwia praktycznie trzeźwienie.

Zgodnie z założeniami Teorii Uczenia Społecznego, braki w zakresie zachowań konstruktywnych są czynnikiem wysokiego ryzyka. W połączeniu z wymaganiami sytuacyjnymi mogą osłabiać zdolność pacjenta do skutecznego radzenia sobie z trudnościami. Jedna z głównych tez programu leczenia opartego na TUS zakłada, iż deficyty umiejętności interpersonalnych zmniejszają poziom kontroli nad sytuacją oraz utrudniają podjęcie zachowań alternatywnych. Dalszą konsekwencją tychże deficytów jest mała skuteczność w budowaniu systemu wsparcia społecznego i większa "interpersonalna wrażliwość", której efektem może być znaczny wzrost napięcia w sytuacjach społecznych. Trenowanie deficytowych zachowań stanowi podstawę w nabywaniu nowych umiejętności, pozwalających na lepsze radzenie sobie w sytuacjach zagrażających, dostarcza także narzędzi umożliwiających korzystanie ze wsparcia innych ludzi.

Podobnie rzecz się ma z czynnikami intrapersonalnymi. Oczekiwanie na szybki efekt działania alkoholu w postaci obniżenia napięcia, czy bardziej ogólnie doświadczenia ulgi jest podstawową motywacją picia w sytuacjach związanych z radzeniem sobie z przykrymi emocjami. Repertuar innych zachowań, których zastosowanie nie pociąga za sobą negatywnych konsekwencji, jest dla pacjentów na ogół nieznany. Ćwiczenia poznawcze np. zatrzymywanie myśli, powtarzanie określonych treści, używanie przedmiotów przypominających ważne informacje, przyczyniają się do utrzymania w świadomości zarówno negatywnych konsekwencji zachowań alkoholowych, jak i pozytywnych efektów zachowań abstynenckich. Pozwala to na świadome podjęcie decyzji o zaniechaniu niepożądanej aktywności. Z drugiej strony nabywanie efektywnych sposobów radzenia sobie z napięciem np. trening relaksacyjny, rozpoznawanie elementów sytuacji trudnej i ocena możliwości zmiany zachowań, zwiększają poczucie samokontroli i ułatwiają radzenie sobie w sytuacjach stresowych.

MODYFIKACJA OTOCZENIA
Osoby uzależnione mają z reguły za sobą wielokrotne, nieudane próby utrzymania abstynencji, podejmowane w różnych okresach życia. Jako najczęstsze źródło niepowodzeń wskazują zwykle niesprzyjające środowisko namawiających kolegów, obyczaj picia w pracy, stałą obecność alkoholu w domu itp. Terapeuci wyjaśnienia te traktują jako przejaw działania psychologicznych mechanizmów uzależnienia, bliscy jako wykręty i kłamstwa. Jednak trzeba stwierdzić, iż to, co dla czynnego alkoholika jest pretekstem do picia, dla osoby leczącej się stanowi rzeczywiste i poważne źródło zagrożeń. Niesprzyjające środowisko społeczne z całą pewnością wpływa na jakość trzeźwienia, chociaż błędem byłoby przypisywanie mu znaczenia podstawowego dla tego procesu. W różnych momentach realizacji programu terapeutycznego pacjent dokonuje oceny sytuacji trudnych, a wraz z nią planuje własną aktywność, która ma zabezpieczyć go przed negatywnymi konsekwencjami. Ocenia tym sposobem swój wpływ na daną sytuację oraz stopień, w jakim kontroluje różne jej aspekty. Oczywiście podstawą planowania są postępy w terapii, związane z rosnącą świadomością uzależnienia i coraz wyższym poziomem kompetencji. Jednak w początkowej fazie leczenia ani świadomość uzależnienia, ani kompetencje nie są na poziomie gwarantującym utrzymanie abstynencji. Istotną rolę w tej sytuacji może odgrywać modyfikacja otoczenia, której procedury służą do kreowania warunków minimalizujących wystąpienie niepożądanego zachowania. Zalecane tu sposoby kontroli obejmują wprowadzanie zmian:

w otoczeniu tak, aby uniemożliwić wystąpienie niepożądanego zachowania podstawowym sposobem jest usuwanie alkoholu z domu, umowa z bliskimi i znajomymi o nieużywaniu alkoholu w obecności pacjenta, unikanie sytuacji alkoholowych, bezalkoholowe imprezy, zmiana drogi do pracy, jeśli zachodziło prawdopodobieństwo napicia się, itp.,
w otoczeniu społecznym tak, aby inne osoby miały kontrolę nad okolicznościami sprzyjającymi wystąpieniu określonych zachowań najczęściej jest to zapewnienie sobie wsparcia ze strony sponsora lub innych trzeźwych alkoholików w sytuacjach, które pacjent uznaje za niebezpieczne dla swojej abstynencji, umawianie się z bliskimi na informacje o zachowaniu w różnych sytuacjach potencjalnie zagrażających, zmiana miejsca zamieszkania np. na hotel, by uniknąć powrotu do patologicznego środowiska,
fizycznych lub fizjologicznych wa runków funkcjonowania człowieka, tak aby nie dopuścić do niepożądanego zachowania w tym przypadku chodzi głównie o używanie środków farmakologicznych jako "zabezpieczenia" przed wypiciem alkoholu. Skuteczność tego sposobu jest ograniczona, a stosowanie go bez psychoterapii praktycznie nie rokuje poprawy. Szczególne miejsce ma w naszym kraju używanie anticolu jako stosunkowo taniego i bardzo rozpowszechnionego środka. Wprawdzie krytykowany, służy niekiedy do kontroli abstynencji w sytuacji, w której pacjent podejmujący leczenie ambulatoryjne, nie jest pewny jej utrzymania, a anticolu używa w bardzo ograniczonym zakresie i czasie.
Wszystkie te przypadki zakładają ograniczenie własnej kontroli na rzecz zewnętrznych czynników, pozwalających na uniknięcie niepożądanego zachowania. Metoda ta spełnia ogromną rolę w rozwijaniu zdolności do samokontroli, ale stosowanie jej bez jednoczesnego uczestnictwa w terapii i uczenia się nowych umiejętności jest niecelowe.

SAMOOBSERWACJA I SAMOWZMACNIANIE
Samoobserwacja i samowzmacnianie to elementy procesu samokontroli, ale i metody pracy nad osiąganiem zmiany. Już na bardzo wczesnym etapie terapii pacjenci otrzymują zadanie zapisywania w określony sposób uczuć towarzyszących różnym sytuacjom. Procedura ta zwana "Dzienniczkiem uczuć" stała się jednym z podstawowych sposobów samoobserwacji. Początkowo dotyczyła ogólnie pracy nad uczuciami, obecnie w różnych odmianach stanowi skuteczne narzędzie pracy nad złością, głodem alkoholowym, nawrotami choroby. Strategia, polegająca na systematycznym zapisywaniu emocji towarzyszących konkretnym zachowaniom czy wydarzeniom, okazała się bardzo użytecznym narzędziem budowania wglądu, rozpoznawania dynamiki własnych reakcji i planowania określonych zachowań. Obserwacja i notowanie własnych myśli, uczuć czy zachowań pomaga w większym stopniu zdać sobie sprawę z ich występowania w przeciągu określonego czasu pozwala również na obserwację zachodzących zmian i dokonywanie autokorekty. Satysfakcjonujące zmiany są źródłem pozytywnych wzmocnień i ważną informacją o nabywanych, nowych umiejętnościach oraz możliwościach większego wpływu na siebie i swoje otoczenie. Istotne jest, by proces ten był monitorowany i konsultowany przez terapeutę działanie psychologicznych mechanizmów uzależnienia może bowiem wpływać na nieadekwatną ocenę swoich możliwości. Pacjent zaczyna wtedy myśleć o kontrolowaniu i zmianie sytuacji, na które nie ma właściwie żadnego wpływu lub wpływ ograniczony. Szczególnie chodzi tutaj o nadmiarowe planowanie, pomijanie niektórych istotnych aspektów rzeczywistości, przecenianie swoich umiejętności, nieliczenie się z obiektywnymi przeszkodami. Równie ważna jest tendencja do koncentracji na natychmiastowych efektach swoich zachowań, a przez to pomijanie działań przynoszących pozytywne rezultaty dopiero po pewnym czasie.

Wiedza o własnych zachowaniach, schematach myślenia i emocjach pochodząca z samoobserwacji jest podstawą do wprowadzania nowych technik samokontroli. Wymienić trzeba tutaj: techniki pracy nad zapobieganiem nawrotom choroby rozpoznawanie sytuacji zagrażających, techniki zatrzymywania myśli, planowanie na wypadek wystąpienia sytuacji kryzysowych. Następnie kontrolowanie złości, gdzie znajomość powtarzających się wczesnych sygnałów pomaga w osłabianiu jej eskalacji i ułatwia konstruktywne wyrażanie. Wreszcie rozpoznawanie i praca nad nałogowymi schematami, których obecność zdecydowanie obniża jakość życia pacjentów.

Obok samoobserwacji istotny element budowania samokontroli to samowzmacnianie. Jego podstawą jest reflektowanie pozytywnych zmian zachodzących w życiu pod wpływem podjętych działań. Może przyjmować formę nagradzania siebie w postaci konkretnych zachowań czy rytuałów np. obchodzenie rocznic abstynencji, czy też w postaci afirmacji lub werbalnych wzmocnień np. stwierdzenie "dzisiaj się nie napiłem", "już mnie nie namawiają". Ważny jest tu związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy świadomym realizowaniem pewnego programu, a jego pozytywnymi skutkami. Demotywującą rolę odgrywa gotowość do krytykowania siebie i porównywanie z innymi.

PODSUMOWANIE
Proces nabywania zdolności do samokontroli dokonuje się w oparciu o nabywanie nowych umiejętności oraz, w pewnym stopniu, poprzez przekształcanie swojego otoczenia. Zdolność ta koreluje z rozwojem oparcia w sobie i budowaniem zintegrowanego obrazu własnej osoby. Dokonuje się w trakcie realizacji programu psychoterapii uzależnienia od alkoholu i stanowi pewien jego aspekt. Szczególnie istotne dla uczenia się samokontroli są:

diagnoza problemowa: określenie deficytów i umiejętności pacjenta oraz zasoby w środowisku, które można by wykorzystać do zmiany,
proces identyfikacji siebie jako alkoholika niezbędny do budowania motywacji oraz adekwatnego wykorzystywania nowych umiejętności,
opracowanie planu uczenia i zastosowanie odpowiednich procedur modyfikacji zachowań, kontroli uczuć i myślenia,
częsta zewnętrzna kontrola postępu w realizacji programu, analiza czynników utrudniających i modyfikacja planu,
monitorowanie zmian jakościowych i ilościowych zachodzących w terapii,
zwiększanie roli samowzmacniania w procesie nabywania samokontroli,
podejmowanie własnych inicjatyw i omawianie lub korygowanie tych zachowań.
Nawet ogólne spojrzenie na problematykę samokontroli u osób uzależnionych pokazuje ten proces jako złożenie wielu czynników wewnętrznych i zewnętrznych. Zapewne ważną rolę odgrywają różnice indywidualne oraz osobowość przedchorobowa. Pozostaje otwartym pytanie, na ile deficyty samokontroli wynikają z braków rozwojowych, a na ile z destrukcyjnego wpływu chemii na procesy samoregulacji. Dlatego osiągnięcie ostatecznego rezultatu może znacznie różnić się co do stopnia samokontroli, możliwości jej rozwoju i stosowanych strategii terapeutycznych.



Sławomir Grab

środa, 21 marca 2012

" TRUDY TRZEŹWEGO ŻYCIA cz. II "

O NAWROTACH W UZALEŻNIENIU

Zjawisko nawrotów może dotyczyć zarówno uzależnienia od alkoholu, jak i innych substancji chemicznych a nawet tzw. zachowań nałogowych, nie związanych z chemicznym uzależnieniem, jak np. hazard, jedzenie, seks, itd. Występuje także w przypadku przewlekłych chorób somatycznych, np. nowotworowych.

Jeśli ktoś zapyta: "po co zajmować się sprawą nawrotów..?" Otóż, nawrót ("relapse" - z ang.) jest częścią uzależnienia, choroby - jak wiadomo - chronicznej, śmiertelnej, nieuleczalnej. Istotą uzależnienia jest bowiem wysokie ryzyko załamywania się prób powstrzymywania się od picia u osób, które podjęły trud trzeźwienia i wprowadzania zmian w swoim życiu.
Nie można mówić o nawrocie w przypadku, gdy ktoś nie podejmował starań o utrzymywanie abstynencji i nie wprowadzał konstruktywnych zmian w swoim trzeźwym życiu.

Niektórzy alkoholicy mówią: "wpadłem w nawrót", "zafundowałem sobie nawrót" a przecież do niego nie dochodzi nagle.
Pamiętajmy, nawrót nigdy nie jest nagły, ani przypadkowy - jest procesem narastającym, postępującym i złożonym. Nie przebiega w linii prostej, zaczyna się długo przed powrotem do picia, poprzedzają go widoczne sygnały ostrzegawcze.

Proces nawrotu jest zjawiskiem skomplikowanym, składa się na niego wiele czynników. U każdej z osób uzależnionych może przejawiać się on nieco inaczej, co więcej, na różnych etapach leczenia, przy różnych "scenariuszach życiowych" elementy składowe nawrotu będą tworzyć inny układ.

W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że najczęściej do nawrotu choroby dochodzi u tych, którzy:

1. Wiedzą co mają robić (biorąc pod uwagę fakt bycia alkoholikiem / alkoholiczką oraz zalecenia dla zdrowiejących alkoholików), ale tego nie robią. To znaczy, odwrócili się od tego, co działa, nie realizują planu zdrowienia, wracają do "starych" zachowań z okresu picia.

2. Nie mogą sobie poradzić bo: sami nie rozumieją tego procesu i nie wiedzą, co robić lub nie wiedzą jak. Na przykład, brakuje im konstruktywnych sposobów radzenia sobie ze stresem.

Proces nawrotu choroby zaczyna się zwykle od zmiany, która w życiu każdego z nas jest zjawiskiem naturalnym a zarazem główną przyczyną stresu.

Czynnikami wyzwalającymi nawrót mogą być zarówno zdarzenia zewnętrzne jak i wewnętrzne, które zmuszają do zareagowania w określony sposób, nierzadko skojarzone są z piciem alkoholu.

Do tych pierwszych zaliczyć możemy np. zmianę stanowiska, miejsca pracy, przeprowadzkę, rozwód, śmierć kogoś bliskiego, trudny problem, sytuację interpersonalną do rozwiązania.

Wewnętrzne wyzwalacze nawrotu to: cierpienie psychiczne, bóle choroby somatyczne, tendencje autodestrukcyjne.

Zmiany wywołują stres (pamiętajmy, że alkoholicy mają zaniżoną tolerancję na stres i cierpienie), pojawia się napięcie emocjonalne.
W miarę narastania stresu pojawia się tendencja do włączania - uśpionych dotąd przez pracę w czasie terapii - psychologicznych mechanizmów uzależnienia:

- Mechanizmu Nałogowej Regulacji Uczuć: wzrost napięcia oraz pragnienie doznania ulgi jest "po staremu" kojarzone z piciem,

- Mechanizmu Iluzji i Zaprzeczeń: gdy postrzeganie rzeczy takimi, jakimi są staje się niewygodne lub zagrażające, wówczas łatwo jest "wymazać" je, zmienić w taki sposób, by wydawały się mniej groźne. Alkoholik jest nadal przyzwyczajony dopasowywać odbiór rzeczywistości do swoich pragnień i wyobrażeń. Zaczyna walczyć ze stresem za pomocą tego samego mechanizmu, którym wcześniej usprawiedliwiał picie: "nie mam problemów", "potrafię sobie poradzić", "wszystko jest w porządku". Takie doraźne poprawianie samopoczucia daje krótkotrwałą ulgę, ale co gorsze, pozwala, by proces nawrotu toczył się dalej i przybierał na sile.

- Mechanizmu Rozpraszania "JA": następuje osłabienie min.: poczucia własnej wartości, zdolności wyboru i realizacji zachowań - w tym utrzymywania abstynencji. Z czasem alkoholik zaczyna postrzegać siebie jako osobę, której zostało już tylko picie.

To co charakteryzuje nawrót, to min.: narastające uczucie dyskomfortu, przykrości. Osoba przeżywająca nawrót odczuwa ból, jest niezadowolona z życia. Zdarza się, że wybiera picie - stary i dobrze sobie znany sposób - po to, by przynajmniej na chwilę "złagodzić cierpienie".

Tak więc elementem procesu, jakim jest nawrót choroby, jest wewnętrzna walka między motywacją do utrzymywania abstynencji a nałogowo uzasadnianym pragnieniem wypicia alkoholu.

PSYCHOLOG: Magdalena Bąkiewicz

" TRUDY TRZEŹWEGO ŻYCIA cz. I "

ALKOHOLICY Z DŁUGĄ ABSTYNĘCJĄ

Rozmowa z Anną Dodziuk, kierownikiem Programu Rozwoju Osobistego w Instytucie Psychologii Zdrowia i Trzeźwości Polskiego Towarzystwa Psychologicznego


* Co właściwie oznacza "długa abstynencja"? Co jest w tym szczególnego, innego niż tylko zaliczanie kolejnych rocznic zaprzestania picia?

Na początek pewna oczywistość: istotne jest, żeby to nie była sama tylko abstynencja, lecz trzeźwienie - abstynencja to statyczna cecha, zaś trzeźwienie jest procesem, który można opisać jako powrót do życia nieskażonego mechanizmami choroby alkoholowej. Co to znaczy? W jakim stopniu człowiek wyzwolił się od działania tych nałogowych mechanizmów:

- na ile wyzbył się nałogowego regulowania uczuć na rzecz ich pełnego, naturalnego przeżywania;

- czy odstąpił od fałszowania obrazu rzeczywistości i postrzega ją coraz bardziej realistycznie, wyzwalając swoje myślenie z systemu iluzji i zaprzeczania;

- jak dalece sposób jego życia przestał być podobny do tego, co robił w czasach picia, a zaczął być rozsądnie planowany i odpowiedzialny, podporządkowany ważnym dla człowieka zasadom, celom, wartościom.

Można też mówić o trzeźwieniu jako o procesie zmian w obrazie samego siebie czy też poczuciu tożsamości. Jeśli na samym początku, w fazie wymuszonej abstynencji [1] centralnym pytaniem dla trzeźwiejącej osoby było: "Czy jestem alkoholikiem?"; jeśli w fazie dominacji abstynencji zastępuje je pytanie: "Co to dla mnie znaczy, że jestem alkoholikiem?", to u osób ugruntowanych w trzeźwieniu, w fazie rozwoju zaczynają wyłaniać się odpowiedzi na pytanie: "Oprócz tego, że jestem alkoholikiem, jakim jestem czlowiekiem?" Konsekwencją pojawiania się tych odpowiedzi jest coraz większa świadomość, jakie są moje potrzeby, co mam robić w życiu, z kim i jakie utrzymywać kontakty.

Albo da się to ująć jeszcze inaczej: do pewnego momentu w trzeźwieniu centralną sprawą był alkohol. Najpierw chodziło o to, jak się przed nim obronić, później - jak żyć z chorobą. Dalej rozwój polega na nie kończącym się odkrywaniu, co oprócz trzeźwienia jest ważne w życiu i jak to realizować.

*Czy możesz wskazać jakieś kryteria, na podstawie których dałoby się stwierdzić, że człowiek rzeczywiście trzeźwieje?

- Mogę tylko podzielić się swoimi intuicjami, bo badań czy choćby porządnych opracowań opartych o praktykę kliniczną lub teorię - o ile wiem - nie ma. Już 11 lat pracuję z trzeźwiejącymi alkoholikami z dość długą abstynencją: prowadzę zajęcia terapeutyczno-szkoleniowe w Programie Rozwoju Osobistego (PRO, dawniej SPP nieprofesjonalne) w Instytucie Psychologii Zdrowia i Trzeźwości. Są to cykle treningowe dla alkoholików i ich bliskich, wymagana minimalna abstynencja wynosi półtora roku, ale ze względu na długi czas czekiwania prawie nie ma wśród naszych kursantów osób niepijących krócej niż trzy lata.

Członkowie zespołu, z którym pracuję, i ja sama mamy mnóstwo doświadczeń, a na ich podstawie oczywiście również jakieś własne pomysły, po czym można poznać "stopień otrzeźwienia" danej osoby. Mogę podzielić się tymi ugruntowanymi w obserwacjach przypuszczeniami.

Pierwszym z takich mierników jest po prostu zadowolenie z życia, jednak takie, które uwzględnia realia. Człowiek realistycznie zadowolony z życia nie oczekuje ciągłej euforii czy nieustającego szczęścia, tylko spodziewa się, że życie w bilansie przyniesie mu więcej satysfakcji niż przykrości i kłopotów, a gdyby się one pojawiły, jest nastawiony na ich aktywne rozwiązywanie i ma poczucie, że sobie z nimi poradzi.

Inna ważna sprawa to praca zawodowa. Przy czym chodzi nie tylko o sam powrót do niej oraz odzyskanie szacunku i zaufania w środowisku pracy, ale przede wszystkim o aktywny stosunek do tej sfery życia, o kształtowanie swojego rozwoju zawodowego. Z tym wiąże się oczywiście sprawa wykształcenia: wśród osób z długą abstynencją jest mnóstwo takich, które kiedyś przepiły swoją szansę na ukończenie średniej szkoły czy uczelni, a teraz postanowiły zdobyć maturę albo dyplom.

Trzeba zwrócić uwagę, że część tych ludzi zaczyna używać pracy czy też sukcesu zawodowego i finansowego w taki sam nałogowy sposób jak alkoholu. Łatwiej tu o racjonalizacje: że jest to odbudowywanie swojego życia, nadrabianie strat, zadośćuczynienie rodzinie. Ale z zewnątrz dobrze widać, że pracoholizm czy obsesyjne robienie interesów służy zagłuszaniu różnych problemów osobistych. To jest raczej potwierdzenie, że alkoholik nie trzeźwieje - popadanie w inne nałogi dowodzi, jak silnie nadal działają mechanizmy uzależnienia.

Cały obszar zmian świadczących o postępach trzeźwienia to życie rodzinne, przy czym ten proces inaczej wygląda w relacji z najbliższą osobą, a inaczej z dziećmi. Trzeba dużych wysiłków i długiego czasu, żeby wspólne życie przestało być zdominowane przez wstyd, winę i poczucie krzywdy. Inaczej mówiąc, trzeźwienie w rodzinie oznacza, że problem przeproszenia za przeszłość i zadośćuczynienia został jakoś przez małżonków rozwiązany.

W relacji z dziećmi ważne jest również uporanie się z poczuciem winy oraz nabycie zdolności rozróżniania, co jest efektem alkoholowej przeszłości, a co zwyczajnym rodzicielskim kłopotem czy cechą danej fazy rozwoju dziecka. Najkrócej można powiedzieć, że o zaawansowanym trzeźwieniu świadczy taki układ rodzinny, w którym jego członkowie siebie nawzajem widzą, słyszą i wspierają.

O powracaniu do zdrowia świadczą też kontakty z innymi ludźmi. Bywa tak, że dość długo ich jest bardzo mało, że są ograniczone do środowiska abstynenckiego. Niepokoi mnie, kiedy słyszę, że ktoś nie pije na przykład dwa lata i ma kolegów tylko z klubu. Ta sytuacja dla alkoholika o krótkiej abstynencji jest bardzo dobra, bo chroni przed powrotem do towarzystwa, z którym się piło. Natomiast kiedy takie podstawowe zagrożenia stają się mniej istotne, ograniczanie się do środowiska abstyneckiego grozi przebywaniem w swego rodzaju getcie, zamykaniem się w sztucznym, iluzorycznym świecie, żeby uniknąć konfrontowania się ze swoimi trudnościami w byciu z ludźmi.

W żadnym wypadku nie chcę twierdzić, że objawem zdrowienia jest zaprzestanie kontaktów ze środowiskiem trzeźwościowym. Przeciwnie, ich całkowity zanik rokuje źle. Niemniej osoby zaawansowane w trzeźwieniu powiadają, że mają - oprócz alkoholików - również przyjaciół dobranych na innej zasadzie, na przykład wspólnych zainteresowań czy sąsiedztwa.

Nie można też nie wspomnieć o życiu duchowym: przychodzi taki czas w trzeźwieniu, kiedy znacznie głębiej niż dotąd zaczynają być traktowane pytania o sens życia, hierarchią wartości czy nadrzędne cele i kiedy z odpowiedzi na te pytania wynikają zmiany praktyki życiowej. Mam wrażenie, że osoby, które odnalazły jakiś rodzaj transcendencji, coś, co jest większe od nich samych, z czym odbudowały łączność i harmonię - takie osoby wchodzą w nowy etap trzeźwienia.

* Czy alkoholicy z długą abstynencją mają jakieś wspólne, charakterystyczne cechy ?

- Mogłabym odpowiedzieć: każdy człowiek jest inny, każdy alkoholik jest inny, każdy trzeźwiejący alkoholik z długą abstynencją to osobny świat. Ale sama jestem ciekawa odpowiedzi na takie pytanie. Chętnie dołączyłabym do zespołu, który na poważnie zająłby się tworzeniem narzędzia do pomiaru postępów w trzeźwieniu. Takich, które mogłyby służyć do badań nad określonymi grupami osób uzależnionych i pomóc w rozstrzygnięciu wątpliwości, o które spieramy się od lat, na przykład czy można trzeźwieć wyłącznie w oparciu o klub, bez terapii i AA. Czy różnego rodzaju oferty czątkowe dla osób z dłuższą abstynencją, powiedzmy trening asertywności lub trening radzenia sobie ze stresem, przydają trzeźwości ich uczestnikom? Czy osoby uzależnione zawodowo pomagające innym idą do przodu, czy też cofają się w trzeźwieniu i od czego to zależy?

Marzę o tym, żeby w odpowiedzi na wiele podobnych pytań, nieraz o bardzo praktycznym znaczeniu, można było oprzeć się o coś więcej niż tylko własne przekonanie. Może zebrać praktyków leczenia odwykowego i w oparciu o to, co uważają za dobre wskaźniki postępów w trzeźwieniu, ułożyć jakiś kwestionariusz? Może skorzystać z przykładu pioniera badań nad alkohoholizmem, E.M.Jellinka [2], który swoją koncepcję popadania w uzależnienie oparł o badanie historii około dwóch tysięcy alkoholików? Nie zostało nigdy zrobione podobne przedsięwzięcie dla trzeźwienia, a szkoda, bo czasami mnie samą żenuje nasza niewiedza, zwłaszcza w porównaniu z tym, jak dużo już wiemy o czynnych alkoholikach.

* A ilu właściwie jest w Polsce alkoholików z abstynencją dłuższą niż dwa, pięć, dziesięć lat?

- Nie sposób ich policzyć, nie ma takich statystyk ani badań. Mamy w Polsce ponad 100 tysięcy byłych pacjentów lecznictwa odwykowego, więc osoby z dłuższą abstynencją muszą już - wobec rosnącej skuteczności leczenia uzależnień - tworzyć grupę kilkudziesięciotysięczną. A przecież jeszcze dziesięć lat temu alkoholik, który nie pije dwa lata, był wyjątkowym zjawiskiem. Od tamtego czasu osób uzależnionych, trzeźwiejących od kilku lat, jest coraz więcej i nie dziwi już nawet oświadczenie o piętnastoletniej abstynencji. Ci ludzie mają zupełnie inne potrzeby i wymagania niż na początku drogi: domagają się psychoterapii, szkoleń dzięki którym będą lepiej pomagać, warsztatów uczących specyficznych umiejętności trzeźwego życia.

Te wymagania są kierowane do nas, profesjonalistów - na szczęście coraz więcej terapeutów odwykowych uczy się na nie odpowiadać. Pamiętam, jak dawniej profesjonaliści trafiający na Studium Pomocy Psychologicznej w rozpaczy pytali: "Co mamy robić dalej?", bo spotykali pierwszych w swoim życiu alkoholików, którzy dotrwali do drugiego czy trzeciego roku niepicia, i nie mieli im nic do zaproponowania. Teraz są to już zupełnie inne pytania: kiedy można robić trening małżeńskiej komunikacji, jaka część pracy nad poczuciem winy powinna znaleźć się w terapii podstawowej, a jaka ma być odłożona na później. Można powiedzieć, że profesjonalna opieka nad bardziej zaawansowanym trzeźwieniem dojrzewa wraz ze wzrostem ilości alkoholików, którzy osiągają tę fazę.

* Czy to w ogóle ma jakieś znaczenie, ile ktoś ma lat abstynencji: trzy, pięć czy dwanaście? Czy czas, jaki upłynął od zaprzestania picia, jest ważny?

Tak, choćby dlatego, że w miarę upływu kolejnych lat zdobywa się doświadczenie, które zmniejsza zagrożenie powrotu do picia i wzbogaca umiejętności zdrowego życia. Zwłaszcza teraz, kiedy życie środowisk trzeźwościowych w Polsce jest nasycone różnymi wartościowymi propozycjami rozwoju osobistego: oprócz rosnącego w siłę ruchu AA jest mnóstwo rozmaitych obozów terapeutycznych, treningów i warsztatów już to asertywności, już to pracy nad złością czy rozwiązywania problemów albo zwyczajnego relaksu.

Osoby nie pijące w samotności "w zaparte" należą już dzisiaj do rzadkości, a przebywanie w środowisku, zwłaszcza tak dynamicznym jak abstynenckie, sprzyja postępom w trzeźwieniu. W takim gronie pojawiają się rozmaite mody i - chociaż czasem narzekamy, że są powierzchowne - na ogół upowszechniają się dzięki nim bardzo zdrowe pomysły. Na przykład ci, którzy byli na rekolekcjach w Zakroczymiu, mówią o tym z pewnym odcieniem wyższości: nie wypada tam nie pojechać, kiedy ma się już za sobą ileś lat abstynencji. I okazuje się - choć niekiedy jest to pójście za modą - że ze znanych mi trzeźwiejących alkoholików, którzy wybrali się tam, 90% przeżyło w Zakroczymiu głęboki przełom. Inny przykład: teraz jest moda na to, żeby wszyscy uczesniczyli w warsztatach na temat złości i w treningu interpersonalnym. I bardzo dobrze, że tak się dzieje.

Przyglądam się dziesiątkom tych, którzy co roku trafiają na Program Rozwoju Osobistego, i odnoszę wrażenie, że z każdym kolejnym rocznikiem coraz krótsza abstynencja jest potrzebna do tego, żeby osiągnąć określony stopień trzeźwości. Osoby po dobrych ośrodkach odwykowych - na przykład po Łukowie, Zabłotach, Stanominie - po dwóch latach abstynencji dałyby się porównać pod względem realizmu w myśleniu czy radzenia sobie w sytuacjach emocjonalnie trudnych z dawnymi pięcio- siedmiolatkami.

* Czy wobec tego na dalszych etapach trzeźwienia potrzebny jest trening zapobiegania nawrotom?

- Uważam, że systematyczne powtarzanie treningu zapobiegania nawrotom jest potrzebne każdemu alkoholikowi, ponieważ na różnych etapach trzeźwienia zmaga się on z innymi problemami. A co za tym idzie, zmieniają się "wyzwalacze", sygnały ostrzegawcze i powinny się zmieniać sposoby zapobiegania. Nie jest więc tak, że człowiek ma wrócić do zapobiegania nawrotom, bo jest opóźniony czy niedouczony, lecz dlatego, że zmienia się jego sytuacja wewnętrzna i zewnętrzna.

* Z czym Ci się kojarzy określenie "szczęśliwy alkoholik"?

- Lubię to pytanie, bo podważa pewien ważny stereotyp: że trzeźwienie jest procesem jednoznacznie pozytywnym. Paradoksalnie więc skłania mnie ono do myślenia raczej o rafach i kryzysach. Jeden z nich - zwany przez Guya Kettelhacka [3] "kryzysem trzeciego roku trzeźwości" - pojawia się, gdy abstynencja przestaje przesłaniać całą resztę życia. Okazuje się wówczas, że samo "nie piję" to za mało: brakuje ważnych życiowych drogowskazów, nie ma wystarczająco atrakcyjnych celów ani żadnego alternatywnego środowiska poza abstynenckim.

Zaczyna się wtedy uporczywie pojawiać pytanie: "Właściwie po co mi ta trzeźwość?" Często słyszy się od alkoholików w tej fazie, że są smutni, przygnębienie, nie bardzo mogą sobie znaleźć miejsce w życiu. W porównaniu z pojawiającą się w początkach trzeźwienia depresją związaną z rozstaniem z piciem - ta depresja nie ma wyraźnych związków z alkoholem i przez to bywa bardziej dotkliwa. Osoby, które jej doświadczają, są kompletnie zdezorientowane i pogubione, nie widzą żadnej drogi wyjścia.

Czują się też oszukane, bo miało być coraz lepiej, a jest coraz gorzej. W dodatku często nie rozumieją i nie akceptują ich stanu ani terapeuci, ani rodziny. Bo stereotyp jest taki: "Nie pije - to dobrze, powinien się cieszyć". Tymczasem taki kryzys jest nieunikniony i oznacza przejście na nowy etap trzeźwienia, wymagający poważnego wysiłku, skoro trzeba na nowo podjąć trud zbudowania swego życia już nie tylko bez alkoholu, ale i niezależnie od niego. To długi, ale niosący z sobą wiele satysfakcji proces odnajdywania czy odzyskiwania siebie. Myślę, że - niezależnie od tego, czy jest się alkoholikiem, czy nie - podążanie taką drogą jest szczęściem. Paradoksalnie alkoholików choroba i powrót do zdrowia zmusza do tego szczególnie często.

poniedziałek, 12 marca 2012

WIOSENNE PORZĄDKI W EMOCJACH – POKOCHAJ SIEBIE!



Sztuka pokochania siebie polega na zaakceptowaniu siebie ze swoimi brakami i niedociągnięciami. Zdrowa miłość do samego siebie jest pierwszym krokiem do prawdziwego i szczerego kochania innych ludzi.


„W systemie wartości człowieka nie ma nic ważniejszego – bardziej decydującego o jego rozwoju psychicznym, duchowym i emocjonalnym – niż szacunek i miłość, którymi darzy on samego siebie” (Nathaniel Branden)

HISTORIA O FILIŻANKACH
Wyobraźmy sobie, że poczucie własnej wartości jest ładną filiżanką. Kiedy jesteśmy z siebie zadowoleni, nasza filiżanka jest pełna, a kiedy nie lubimy siebie – prawie pusta. Naszą filiżankę napełniają inni ludzie, gdy mówią o nas dobrze.

Jeśli nasza filiżanka jest prawie pusta, nie możemy się z nikim podzielić jej zawartością. Filiżanki innych ludzi opróżniają się, kiedy mówimy im złe i bolesne rzeczy. Jeśli będziemy ciągle opróżniać filiżanki innych, nasze własne też nie będą się napełniały. Jeśli natomiast będziemy się kochali, będziemy pewni siebie, wówczas napełnimy swoją i innych filiżankę wyrozumiałością, życzliwością i szacunkiem.

POKOCHAJ SIEBIE!

Osoby, którym czytam opowieść o filiżankach i sugeruję, aby spróbowali pokochać siebie, początkowo obruszają się i mówią: „Jak mam kochać samego siebie? To niemożliwe. To egoizm i zarozumialstwo. To coś niezdrowego, kochać można tylko innych, a nie siebie”.

A dlaczego nie można kochać siebie? Czy jesteśmy gorsi od innych ludzi? Nie zasługujemy na miłość i szacunek w oczach samych siebie? Jak możemy kochać innych skoro sami siebie nie darzymy miłością?

„Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego” (Mk 12,28-34). Kto z nas nie zna tej sentencji? Powtarzamy to często, ale rzadko zastanawiamy się nad sensem tych słów. Miłowanie siebie to podstawa zdrowia psychicznego, rozwoju duchowości i relacji z innymi ludźmi. Powinniśmy kochać innych równie mocno jak siebie. Jeżeli bowiem nie potrafimy kochać samych siebie, to jakże możemy kochać innych?

Izabela Kielczyk


wtorek, 28 lutego 2012

TERAPIA POGŁĘBIONA UZALEŻNIENIA - CZYM JEST I CZEMU SŁUŻY?

Po ukończeniu podstawowego programu terapii uzależnień, zdrowiejąca osoba uzależniona potrafi już dość dobrze radzić sobie w stresowych sytuacjach, bez konieczności sięgania po alkohol, hazard, narkotyki czy leki. Zna podstawy "instrukcji obsługi" swojej choroby, ale ciągle jeszcze życie na trzeźwo jest dla niej trudne.

Szczególne rozterki przeżywają osoby, które przebywały na leczeniu szpitalnym - wracają do rodziny, pustego domu albo schroniska. Często są to miejsca kojarzące się z piciem. Wracają na przykład do pracy, gdzie koledzy cieszą się z powrotu "tego, co za kołnierz nie wylewał" i proponują wspólne picie. Wracają do swoich codziennych obowiązków, które za wszelką cenę starają się wypełniać jak najlepiej - przecież podjęły decyzję o zmianie w swoim życiu, wraz z trzeźwością starają się zostać "lepszymi ludźmi". Te wszystkie sytuacje są trudne i często ciężko się w nich odnaleźć, wytrzymać na trzeźwo i nie sięgnąć po nałogowe sposoby poprawiania humoru.

Intensywne szpitalne leczenie podstawowe daje bardzo wiele, ale po wyjściu wiele osób orientuje się, że co prawda sporo wiedzą, ale z zastosowaniem nabytych umiejętności w życiu codziennym bywa gorzej... Bo terapeuta wprawdzie mówił, co robić w trudnej sytuacji, ale zginęły notatki. Bo na oddziale wyglądało na to, że wszyscy się ucieszą, gdy "ozdrowieniec" wróci do domu - ucieszyli się, a owszem, ale czekają też cieknące krany i sto tysięcy problemów... Bo komornik ściga za długi, bo szef chce zostawania po godzinach pracy... Trzeźwiejącej osobie uzależnionej zaczyna brakować cierpliwości, siły i czasu, aby temu sprostać. Wtedy szczególnie łatwo jest wrócić do wcześniejszych sposobów radzenia sobie - picia alkoholu, gry hazardowej, brania narkotyków czy leków.

Metodą na przezwyciężenie tych trudności może być terapia pogłębiona, która pomaga w zachowaniu kontaktu z innymi trzeźwiejącymi. Można dowiedzieć się od bardziej "zaawansowanych" w grupie osób, jak radziły sobie w początkowych etapach z podobnymi problemami. To ważne wsparcie - kontakt z innymi, którzy przeszli przez podobne sytuacje i nie napili się, przetrwali kryzys.

Istotne jest również stałe i regularne uczestnictwo w zajęciach - jest to cotygodniowa możliwość podzielenia się z innymi swoimi doświadczeniami, wątpliwościami oraz sukcesami w trzeźwieniu.

Co się robi w terapii pogłębionej, czyli co mi to da?
Zajęcia są grupowe, zwykle przez kilka spotkań omawiane jest jedno zagadnienie, są krótkie wykłady oraz ćwiczenia w podgrupach. Tematy pracy są dostosowane do tego, co sprawia trudności trzeźwiejącemu uzależnionemu, ale obejmują także umiejętności przydatne w codziennym życiu każdemu:

◦ćwiczenie asertywnych zachowań - zarówno w sytuacjach związanych z alkoholem, jak i w innych trudnych momentach,
◦komunikacja międzyludzka, zarówno w domu jak i w pracy, w kontaktach ze starymi i nowymi znajomymi,
◦rozpoznawanie swoich oczekiwań wobec innych i innych wobec siebie oraz czy są one możliwe do spełnienia,
◦zapobieganie nawrotom choroby, coraz skuteczniejsze radzenie sobie z chęcią sięgnięcia po "stare sposoby",
◦poszerzanie wiedzy o swojej chorobie i sposobach walki z nią - ciąg dalszy tego, czego uczestnicy dowiedzieli się na wcześniejszych etapach terapii,
◦odkrywanie bogactwa uczuć, jakie do tej pory rozmywały się gdzieś między "dobrze" i "niedobrze",
◦oswajanie "ryczącego w środku lwa" lub ośmielanie "pokornej owieczki" - czyli techniki radzenia sobie ze złością
◦odkrywanie tego, co jest ważne i co warto realizować w swoim życiu.
Oprócz programu terapeutycznego i korzyści związanych z pracą nad nim oraz poszerzeniem wiedzy psychologicznej, niewątpliwym plusem są nawiązane znajomości, wsparcie, kontakty oraz przepływ informacji między uczestnikami - o ciekawych mityngach AA, wyjazdach, nowych klubach abstynenta, imprezach bez alkoholu.
Terapia pogłębiona obejmuje spotkania grupowe (w większości poradni raz w tygodniu przez rok) oraz spotkania indywidualne z terapeutą, które dają możliwość dokładniejszego przyjrzenia się swoim problemom, zmiany niektórych przyzwyczajeń na zdrowsze. Warunkiem przyjęcia do tego etapu terapii jest ukończenie podstawowego etapu terapii uzależnień (w poradni, przychodni, na oddziale całodobowym lub dziennym).

Autor: Paulina Chocholska