Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

czwartek, 20 września 2012

" DROGA DO WOLNOŚCI "

Nawet nie potrzeba być alkoholikiem, ani mieć takiego tatusia, ani być innym narkomanem, żarłokiem, złoczyńcą, albo wszetecznym erotomanem, z domu dziecka, z domu wariatów, ani grać na automatach godzinami. Aż do krwi wymiotować. Umierać w kółko. Wystarczy być człowiekiem po prostu, dorośleć, chcieć. No, do tego jednak, żeby nim być, i żeby chcieć, cierpienie przydaje się bardzo. Inaczej jest lenistwo. Nie chce się. To jak? Może to nieźle było zachorować na ohydztwo. Ile korzyści. Świat się otwiera. I oczy. Jednym zdaniem? Po pierwsze, dobrze jest godzić się z tym, co jest, z tym, że jak coś jest, to jest, a jak czegoś nie ma, to nie ma po prostu, a nie udawać, że jest inaczej, w baśni żyć, w starym iluzjonie, i dobrze jest wiedzieć, że jest tylko to, co być mogło, a jak czegoś nie ma, to nie mogło być widocznie, więc nie ma co żałować, i nie ma co kłócić się z rzeczywistością, bez powodu się buntować, a dobrze jest trzeźwo widzieć świat, na deszcz nie złorzeczyć, bo inaczej, to jak, a po drugie, dobrze jest nie myśleć o sobie, że się najważniejszym jest, a pamiętać zawsze, że jest czas, przestrzeń, i są oceany, że jest tajemnica i jest nieskończoność, i nie tylko raz na rok, na pogrzebie czyimś tak pomyśleć, ale zawsze to wiedzieć, i nazwać to Bogiem, bo to słowo krótkie, stare, piękne i wygodne, a samemu Bogiem nie być, broń Boże, nie próbować nawet, bo to się nie da, i nie ma po co, bo frustracja tylko z tego jest, i złość rośnie, a po trzecie, dobrze jest wiedzieć, że świat wielki i stary, jest przyjazny i ciepły, jak dobry ojciec jest, i dobrze jest wierzyć, że jest po coś, i że Bóg taki sam jest, bo on jest światem przecież, więc można uspokoić się wreszcie, zaufać, wtulić się i poczuć bezpiecznie, a można też nie, ale męka z tego jest i dla najbliższych, bo się promieniuje przecież, i lęk jest, więc po co to, a jak cierpienie przyjdzie i trud, to też po coś, choć się nie rozumie, a po czwarte, dobrze jest przyjrzeć się sobie, poznać się, zobaczyć siebie prawdziwie, poprzez to, co było i to, co jest, chociaż to boli i odpycha, bo kto z nas jest bez grzechu, złoczyńca, wystarczy gazety przeczytać, jakie rzeczy się dzieją, a też dobrze jest dobro w sobie zobaczyć, bo kto z nas jest zły, bo nie ma człowieka złego, a wszystko to dla lepszego tego, co będzie, dobrego jutrzejszego dzisiaj, bo tylko dzisiaj jest, a co było, nie zmienisz, a po piąte, dobrze jest powiedzieć o sobie, i prawdę powiedzieć, a na nieprawdę już nie tracić czasu, bo nie ma go w nadmiarze, i truje nieprawda, i dobrze jest Bogu powiedzieć, chociaż Bóg wie, więc niby nie trzeba, ale i tak dobrze jest powiedzieć mu wszystko, i dobrze jest potem poczuć się dobrze, lekko, bez kamieni w sobie, ołowiu, jak po spowiedzi, bo dobrze jest tajemnic nie mieć, bo na co one komu, medale, a po szóste, dobrze jest dbać, a nie nie dbać, a najpierw o siebie dbać, bo żeby dbać o innych ludzi kochanych, trzeba samemu być zadbanym, a to robota jest, bo dobrze jest mądrzeć, i siły zbierać, i odwagę, i pewność kierunku, i pewność, że warto, krok po kroku, dzień po dniu, a zmiany są z tego wielkie, z drążenia skały, i dobrze jest zobaczyć je potem, a niedobrze jest uczyć się dopiero dzień przed maturą, po nocy, bo czasu jest mało, bo wszystko ma swój kres, a po siódme, dobrze jest rzeźbić się, lepić świadomie, bo i tak się człowiek zmienia, czy chce czy nie chce, to się zmienia, ale dobrze jest wiedzieć, widzieć, co i jak, więc świadomie się zmieniać, a nie niechcący, dobrze jest poczuć co uwiera, co truje, i nazwać to, i oddać, z pomocą Boga, świata, poprosić, żeby zabrał, a on to zabierze, a potem dobrze jest miejsce puste wypełnić mądrym i pięknym, bo czego się wstydzić w tym wieku, więc znowu staranie i praca, a to dobrze, a po ósme, dobrze jest w przeszłość spojrzeć znowu, jeszcze raz, i wspomnieć tych ludzi, którzy byli, którzy są, co było i jak było naprawdę, jak kto zmienił się, ile stracił, i ile stracił siebie, bo ciebie napotkał na drodze, i napisać na papierze, komputerze, bo jak się napisze, to jest, a jak się pomyśli tylko, to raz tak, a raz tak, bo myśl płynie i wymywa, i zostaje co innego, bo zakłamać lubi, a tak to jest praca i jest zobowiązanie, więc napisać jednak, a po dziewiąte, dobrze jest wynagrodzić im wszystkim, najlepiej jak się umie, tym ludziom kochanym, bo kochani są przecież, choćby się tego nie widziało na razie, że są kochani, przez lęk, więc dobrze jest zadośćuczynić, dla ich dobra, a nie swojego, więc i swojego przecież, bo inaczej się nie godzi po prostu, żeby to tak zostało niby zapomniane, zapaćkane, a to trudne jest, trochę strach, ale też radość jest wielka jak się uda, i sens wielki, i dorosłość cieszy, a po dziesiąte, dobrze jest być z sobą, przyglądać się sobie stale, monitorować, reagować, bo po co osad gromadzić, ludzi do siebie zrażać, a potem ich unikać, czy co, i dobrze jest uważnym być i na sobie uważność ćwiczyć, być przy sobie stale, dla szczęścia po prostu, żeby wiedzieć, że się jest, choć kiedyś chciało się nie być, i wiedzieć, że wszystko jest, ta tajemnica, świat, a po jedenaste, dobrze jest być częścią świata, ziarnem, a nie przeciw niemu być wielkiemu, i w walce z nim, bo się nie wygra, i dobrze jest stopić się z nim, czuć, że jest z tobą stale, że masz go w sobie, a masz, a bez tego czucia życie marnieje i lęk się odradza, a dobrze jest spokój mieć w sobie, a nie rozgadanie, i dobrze jest nie żądać za wiele, bo on, Bóg, świat, mądry jest, i sam dobrze wie, co dać i kiedy dać, i daje przecież, i od tego jest, żeby wiedzieć najlepiej, a po dwunaste, dobrze jest być z Bogiem, blisko, z ludźmi, bo samemu, to po co, a jak już bogactwa nazbierasz, to dobrze jest dzielić się z ludźmi tym dobrem całym, miłością i nadzieją, bo kto daje, ten bierze, a kto nie daje, ten schnie w samotności, a dobro zawsze wraca, choć nie zawsze wtedy, kiedy się spodziewasz, i nie zawsze ze strony spodziewanej, ale wraca zawsze, tak jak i zło wraca, więc lepiej dobro. Dobrze jest mieć drogowskazy.

piątek, 13 lipca 2012

" KTO SIĘ BOI PSYCHOLOGA ? "

W świadomości Polaków istnieją uprzedzenia do korzystania z pomocy psychologa czy psychiatry. Wizyta u takiego lekarza nadal uważana jest za oznakę słabości i większości osób kojarzy z czymś wstydliwym, co należy ukrywać. Wg badań CBOS uważa tak zdecydowana większość Polaków ( 76%).

Jedynie ok. 2,5% Polaków podjęło leczenie psychiatryczne. Tymczasem w naszym kraju na schorzenia psychiczne cierpi około 6 mln osób. Sławomir , ordynator Kliniki Psychiatrycznej i Terapii Uzależnień Wolmed: - Bardzo często bagatelizujemy lżejsze zaburzenia związane z nadużywaniem alkoholu, leków uspokajających czy innych substancji psychoaktywnych. Co gorsza, lekceważymy także poważne problemy rodzinne i konflikty, a nawet depresję .
Sławomir : - Czasami pogorszenie kondycji psychicznej może okazać się niegroźne. Jednak nie warto ryzykować. Psychika może ulegać zaburzeniom, tak jak inne sfery naszego zdrowia. Tak samo jak ciało - wymaga pielęgnacji, a w przypadku choroby – właściwej diagnozy i leczenia.
W przypadku przeziębienia czy grypy idziemy do lekarza pierwszego kontaktu.

Czy nasz umysł nie zasługuje na podobną troskę?

Przykładowo, w naszym społeczeństwie często bagatelizuje się długotrwałe przygnębienie, które może przerodzić się w poważną depresję. Wstyd i utarte stereotypy sprawiają, że wielu chorych wybiera samotne cierpienie, aby tylko uniknąć wizyty u lekarza. Tymczasem w przypadku większości dolegliwości psychicznych właściwa kuracja może pomóc w powrocie do normalnego funkcjonowania.

Jak u księdza

Zdarza się, że napotykamy na kłopoty w pracy czy konflikty rodzinne, z którymi nie możemy sobie poradzić. Często sprawy te są na tyle osobiste, że nie chcemy dzielić się nimi w obawie przed ujawnieniem naszych tajemnic. Tymczasem zbyt długi stres, wywołany problemami może prowadzić do zaburzeń natury psychicznej. – Jeżeli czujemy, że sprawy zaczynają nas przerastać warto skorzystać z fachowej pomocy.
Rolą psychologa jest wysłuchanie pacjenta. Często okazuje się, że już sama możliwość opowiedzenia o problemach bezstronnej osobie, czy udzielone wskazówki dotyczące dalszego postępowania, pozwalają na powrót do dobrej kondycji psychicznej.
- Osoby, które uważają, że wizyta u psychologa czy psychiatry może być kompromitująca nie mają powodu do obaw – podkreśla psychiatra.. - Lekarze mają obowiązek zachowania wszelkich informacji nt. pacjentów w tajemnicy, a złamanie takiej tajemnicy niesie poważne konsekwencje włącznie z pozbawieniem prawa do wykonywania zawodu.

Coraz częściej zgłaszamy się do specjalistów

Pomimo negatywnego stosunku do leczenia psychiatrycznego z każdym rokiem wzrasta liczba osób korzystających z pomocy specjalistów. Wg raportu GUS opracowanego na podstawie danych Instytutu Psychiatrii i Neurologii, obecnie z pomocy psychiatrów korzysta już ponad milion Polaków. To dwa razy więcej niż 10 lat temu. Doliczając pacjentów korzystających z leczenia prywatnego liczba może wynosić ok. 1,5 mln.
Chociaż statystyki nie wyglądają dobrze, widać światełko w tunelu. Obserwowana jest stopniowa poprawa podejścia do chorych psychicznie i leczenia, szczególnie wśród osób lepiej wykształconych, mających wyższą pozycję zawodową i lepsze warunki materialne, a także z większych miejscowości.
W miastach zgłasza się do lekarza ponad 60% więcej osób niż na wsi. Statystyki mówią, że średnio co trzydziesta osoba jest zarejestrowana w publicznej przychodni.

Terapia z gwiazdami

W przełamaniu stereotypów pomagają gwiazdy, które przyznają się do korzystania z porady specjalistów psychiatrów czy psychologów. Udział mają również seriale telewizyjne oraz filmy, w których bohaterowie korzystają z pomocy psychologicznej. Ta dziedzina nauki znalazła także zastosowanie w sporcie czy biznesie. Coraz powszechniejsza obecność tej tematyki w mediach sprawia, że stopniowo „oswajamy się” z możliwością korzystania z porad specjalisty.

Pomoc psychologa pozwala przezwyciężyć problemy natury psychicznej, w tym nałogi i depresje. Jeżeli napotkamy na takie dolegliwości musimy sami zrobić rachunek sumienia – odpowiedzieć sobie na pytanie: czy lepiej tkwić w świecie stereotypów i udawać, że nie ma problemu czy zaciągnąć porady eksperta. Pamiętajmy tylko, że niepotrzebne obawy i uprzedzenia mogą poważnie zaszkodzić nam i naszym bliskim.

czwartek, 21 czerwca 2012

" POCZUCIE WINY "

Każdy upadek jest okazją do nauki, do zdobycia cennego wglądu w siebie, do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje życie. A jednak to, że tak często doznajemy rozczarowań z powodu naszych upadków moralnych, sprawia, iż poczucie winy nie opuszcza nas, i potępiamy siebie. W takich sytuacjach poczucie winy jest szkodliwe dla nas: staje się męczarnią, zamiast być bodźcem.


Poczucie winy towarzyszy życiu, a wyrzuty sumienia to normalne doświadczenie dla większości z nas. Sposób, w jaki traktujemy poczucie winy, wpływa na nasz rozwój emocjonalny i duchowy. Tylko psychopata twierdzi, że nie ma poczucia winy. Ten typ osobowości nie jest przedmiotem naszych rozważań. Będziemy tutaj mówić raczej o tych, którzy doświadczają w swoim życiu "normalnego" poczucia winy. Absurdem jest twierdzenie, że nie powinniśmy nigdy poczuwać się do winy z jakiegokolwiek powodu. Jeśli byłoby to prawdą, zaiste mielibyśmy psychopatyczne społeczeństwo. Nikt z nas nie byłby bezpieczny w czyjejkolwiek obecności. Normalne, zdrowe poczucie winy jest czymś, co ochrania zdrowie społeczeństwa.

Poczucie winy może być bodźcem, szybkim, bolesnym wstrząsem pobudzającym nas do zmiany. Wyrzuty sumienia pomagają nam przyznać, że postąpiliśmy źle - i tak powinno być. Uczucia te powinny również pomóc nam w uczeniu się na własnych błędach. Czy kiedykolwiek zatrzymujemy się po to, by uświadomić sobie, jak wiele upadków, błędów, grzechów jest w naszym życiu? Jak radzimy sobie z konsekwencjami tego - z poczuciem winy, i czy wyciągamy z tego naukę?

Każdy upadek jest okazją do nauki, do zdobycia cennego wglądu w siebie, do wzięcia większej odpowiedzialności za swoje życie. A jednak to, że tak często doznajemy rozczarowań z powodu naszych upadków moralnych, sprawia, iż poczucie winy nie opuszcza nas, i potępiamy siebie. W takich sytuacjach poczucie winy jest szkodliwe dla nas: staje się męczarnią, zamiast być bodźcem. Stajemy się mniej ludzcy; przeżywamy nie odkupienie, lecz odrzucenie. W przeciwieństwie do psychopaty, który jest uwięziony przez innych, my więzimy siebie samych... za kratami wyrzutów sumienia.

Taki stan to chroniczne poczucie winy. Towarzyszy ono człowiekowi po otrzymaniu przebaczenia i akcie żalu, a nawet zadośćuczynieniu za popełniony grzech; wciąż go obciąża i paraliżuje. Takie poczucie winy staje się niezdrowe albo neurotyczne i utrudnia nam normalne funkcjonowanie. Trwanie w poczuciu winy jest rodzajem wymierzania sobie kary lub samozadręczaniem się, co występuje w naszym społeczeństwie znacznie częściej, niż zdajemy sobie z tego sprawę.

Obserwujemy czasami takie wymierzanie sobie kary z powodu rozpadu małżeństwa, śmierci kogoś kochanego, utraty pracy, czy też rozczarowania; albo też wtedy, gdy rozmyślnie rani się kogoś, jest się złośliwym lub mściwym. W takich wypadkach strona winna niepotrzebnie torturuje się za swoje wady i błędy. Świadomie lub nieświadomie, ludzie zadają sobie czasami rany, by własnoręcznie wymierzać sobie karę.

Nic bardziej nie podkopuje obrazu własnej osoby i poczucia wartości, niż ostre ataki wynikające z nie rozwiązanego problemu poczucia winy. Jest niezwykle istotne, by mieć kontakt z subtelnym, ukrytym poczuciem winy i wydobywać je na powierzchnię - inaczej będzie ono dezorganizować nasze życie. Wyparte poczucie winy będzie nas prześladować w innej formie: niepokoju, depresji, rozdrażnienia lub w postaci licznych zaburzeń psychosomatycznych. Czasami mamy wyrzuty sumienia bez widocznego powodu. Nie popełniliśmy niczego złego w sposób świadomy. Mówimy: "Mam wyrzuty sumienia, ale nie potrafię powiedzieć, dlaczego". Takie bezsensowne poczucie winy może wytwarzać niepokój i męczarnie bez końca. Od czasu do czasu możemy być nękani przez takie uczucia. Jeśli pozwolimy, by "dosięgły" nas, mogą zapanować nad naszym życiem,. Przeważnie są nielogiczne i nieuzasadnione.



Często, gdy mamy szczególne trudności w związku z bezpodstawnym poczuciem winy, powinniśmy zanalizować przeszłość rodzinną. Nierzadko odkrywamy w niej atmosferę oraz model niezdrowego poczucia winy, które w sposób świadomy i nieświadomy było częścią naszego wychowania. W takim przypadku musimy ten problem rozwiązać i zdobyć się na większy dystans w stosunku do rodzinnej przeszłości. Zdarza się również, iż ktoś oskarża nas o czyn, za który nie ponosimy odpowiedzialności. Wynikające z tego poczucie winy może być również spowodowane naszym wychowaniem. Powinniśmy wziąć odpowiedzialność za to, że dopuściliśmy do tego, iż inni nas obciążyli, a wtedy bardziej skutecznie poradzimy sobie z poczuciem winy. Kiedy pozwolimy innym wzbudzać w nas nieuzasadnione poczucie winy, będą sterować i manipulować nami, świadomie lub nieświadomie.



Wszystko to odbywa się na niezliczone sposoby w naszych związkach, szczególnie w małżeństwach i rodzinach. Oczywiście taki rodzaj poczucia winy może stać się całkowicie destrukcyjny dla naszych związków. Nieuczciwe powodowanie poczucia winy w drugim to w gruncie rzeczy poniżanie go i próba zniszczenia jego pewności siebie. Jakże często ludzie mają wyrzuty sumienia, dlatego że okazali całkowicie słuszny gniew, a w rezultacie ktoś poczuł się zraniony. W codziennych kontaktach nie sposób uniknąć zranień powstałych w tych sytuacjach, w których dążymy do prawdy. Taki ból jest po prostu częścią życia. Nasza szczerość może być bolesna, ale dopóki jest właściwa i pozbawiona złośliwości, nie ma potrzeby, byśmy mieli czuć się winni z tego powodu. Być szczerym to przyczyniać się do rozwoju pełnych zaufania kontaktów międzyludzkich. W rzeczywistości ranimy siebie nawzajem tak często, ponieważ nie potrafimy być wobec siebie szczerzy - i z tego powodu powinniśmy mieć wyrzuty sumienia. Tak wiele małżeństw i rodzin jest zranionych przez brak szczerości lub ze strachu przed konfliktem. Tak wiele małżeństw i rodzin przestaje istnieć z powodu milczenia, a nie przemocy. W takich przypadkach poczucie winy jest często nie na miejscu.

Zjawisko to przyjmuje dzisiaj niezwykle dramatyczną postać w przypadku rodziców, którzy bezpodstawnie czują się winni z powodu zachowania swoich dzieci, są skrępowani ich postępowaniem. Są rodzice, którzy mają poczucie winy, gdy karcą własne dzieci lub wtedy, gdy złoszczą się na nie; czują się winni, gdy dzieciom nie powiedzie się w szkole lub w życiu, gdy wpadną w tarapaty, a czasami nawet wtedy, gdy dzieci się rozwodzą. Niektórzy rodzice mają wyrzuty sumienia, gdy dzieci są złe na nich lub nienawidzą ich. Lista nie ma końca i jest niepokojąca. Nic dziwnego, że tak wiele rodzin przeżywa dzisiaj poważne trudności. Dzieci sterują rodzicami poprzez doprowadzanie ich do stanu nieuzasadnionego poczucia winy. Taki rodzaj wyrzutów sumienia może zaatakować nawet najbardziej pewnych siebie rodziców, jeśli nie podejmą tego wyzwania. Ważne jest, aby pamiętać o tym, że niektórzy ludzie potrafią zepchnąć całą odpowiedzialność za własne błędy na każdego, kto czuje się na tyle winny, by na to pozwolić.

Autentyczne wyrzuty sumienia powinny być rozważone i opanowane poprzez szukanie przebaczenia, naprawienie krzywdy i akt przeproszenia. Fałszywe wyrzuty sumienia mogą być opanowane lub, co najmniej skontrolowane poprzez konfrontację i zrozumienie. Tak często dokonuje się spustoszenie w naszym życiu z powodu ignorancji religijnej i niezrozumienia. Im dłużej przysłuchuję się ludzkim problemom, tym coraz bardziej jestem przekonany, że to one właśnie są powodem wielu niepotrzebnych trudności. Do nich należy nieuzasadnione poczucie winy, które przenika i opanowuje nasze życie. Jeśli irracjonalne poczucie winy utrudnia nam normalne funkcjonowanie, powinniśmy skorzystać z fachowej pomocy.

Rozwiązanie problemu poczucia winy nie oznacza uwolnienia się od konsekwencji naszych upadków. Musimy z nimi żyć i je naprawiać, na przykład: musisz zapłacić za talerz, który stłukłeś rzucając nim w brata; musisz odwołać kłamstwo wypowiedziane o kimś. Szczególnie bolesne są dla nas konsekwencje zranień, gdy chodzi o nasze bliskie związki. Zdarza się, bowiem, że, mimo iż otrzymaliśmy przebaczenie od zranionej przez nas osoby, mimo iż żałowaliśmy swego czynu, nasz związek z nią nie odnawia się w dawnej postaci albo nawet rozpada się. W ten sposób rozpadają się małżeństwa; kiedy jeden z partnerów nie jest w stanie przekonać drugiego do powrotu, dochodzi do rozwodu. W takich sytuacjach potrzeba więcej czasu, by wyrzuty sumienia wygasły.


środa, 18 kwietnia 2012

" MOJA CHOROBA "

JUREK ALKOHOLIK
Jeżeli ponosisz konsekwencje picia , przez alkohol zawalasz różne sprawy, powodujesz konflikty z ludźmi – jeżeli mając do wykonania jakieś obowiązki i zdarza się że je zaniedbujesz wybierając alkohol.. - jest duże prawdopodobieństwo że masz problem.

Czy denerwuje cię jak ktoś bliski powie ci że jesteś alkoholikiem? … Osoba wolna od nałogu potraktuje to jako dobry żart i najwyżej się uśmieje. Alkoholik nie pogodzony ze swoją chorobą prawie zawsze reaguje emocjonalnie – złość, agresja, atak.. A ty jak reagujesz?

Musimy pamiętać że to choroba umysłu i ciała. Wypracowane przez lata mechanizmy uzależnienia, tysiące trików by zmanipulować własnego siebie po to by przynajmniej ten jeden problem ( alkoholizm) do nas nie docierał, byśmy mogli dowolnie manipulować faktami zwalając całą winę za poniesione straty na złych ludzi, pecha, brak Boga, itd.pozwalają nam przez wiele lat cierpieć w błogiej nieświadomości własnej ułomności. Dlatego tak ciężko jest się przyznać . A nawet przyznanie się często niczego nie zmienia. Bo poza przyznaniem – musimy podjąć konkretne działania – dziś,teraz, już – by walczyć z chorobą. Planowanie podejmowanych działań ( od jutra nie piję, jutro idę na terapię, jutro zadzwonię umówić się do lekarza psychiatry, jutro pójdę na miting..) zazwyczaj kończy się tym że jutro znowu jest jutro .. a my nadal możemy pić... .U mnie trwało to latami...

DZISIAJ NIE PIJĘ

Nigdy nie przypuszczał bym ile może dać radości i samozadowolenia bycie odpowiedzialnym. To że można na mnie liczyć, to że można na mnie polegać, to że jestem trzeźwy. Kolejny dowód na to że mój kierunek jest dobry...
Bo na tym polega trzeźwe życie.. na tej wspaniałej, radosnej codzienności, na pokonywaniu własnych granic, słabości, wad. Na nauce - jak dzisiaj mogę pomóc innemu człowiekowi. I jak sam mogę byś szczęśliwy.

Często w swoim życiu spotykałem się z pytaniem - kiedy zacząłem mieć problem, kiedy przekroczyłem tą granicę za którą przestałem pić kontrolowanie.. kiedy to już było uzależnienie a kiedy jeszcze nie..
Granica... granica kojarzy mi się z murem.. wiele lat waliłem głową w mur.. ale żeby przeskoczyć go musiałem najpierw upaść i poznać go od fundamentów.. - tak właśnie zaczęło się moje trzeźwienie.
Nie raz nad tym się zastanawiałem. Dzisiaj wiem że nie znalazł bym w swoim starym życiu takiej granicy. To raczej mozolne , z uporem maniaka schodzenie po schodkach w dół...
Niby łatwiej niż do góry, niby stopnie nie duże, niby każdy czasami schodzi.. tylko że ludzie wokoło schodzili dwa-trzy stopnie, zatrzymywali się i wracali.. a ja ciągle w dół i w dół... Bez sensu... . Schodząc w dół coraz mniej widziałem, coraz mniej dostrzegałem, ogarniały mnie coraz większe ciemności... coraz słabiej widziałem.. szczególnie siebie i drugiego człowieka. Kolejne żaróweczki w mojej lampie przygasały, coraz częściej używałem wódki dla rozjaśnienia ogarniających mnie ciemności.. coraz większy strach, złość, frustracje, agresja.. wciąż schodziłem w dół zataczając się i zadając sobie co schodek pytanie po co ja tam lezę, wymyślając sobie tysiące wirtualnych, bzdurnych powodów - które setki razy powtarzane jak mantra - stawały się w moim umyśle prawdą. Zdarzało się też że prosiłem Boga by mnie z tej dziury wyciągnął - ale .. oczekiwałem że ktoś zbuduje mi windę - wejdę wcisnę przycisk i już.. - bo drałować pod górę nie miałem zamiaru... Bo ja dalej chciałem schodzić..okłamywałem się że tak przecież jest łątwiej. W końcu wszyscy zostali wyżej - a ja zostałem sam, sam z sobą, z rozpierduchą w moim życiu, tracąc rodzinę, firmę, znajomych... Konsekwencje,, konsekwencje, konsekwencje...
Ale w dół dalej było łatwiej, wtedy już nawet nie pamiętałem że można iść także w górę.
Każdy schodek - to tak naprawdę każda moja zła decyzja, odrzucona wartość, wada której pozwalałem działać, każdy objaw egoizmu, każda manipulacja, każde kłamstwo, każda krzywda którą zrobiłem, każdy lekkomyślny uczynek , każde złamanie dekalogu, itd....
Miałem powoli dość ( tak mi się wydawało..) stałem w ciemnościach zapłakany, zdewastowany, rozdarty - dzierżąc ostatnią rzecz która mi została - butelkę. Trzymałem kurczowo - i każdy kto chciał mi ją zabrać stawał się moim wrogiem. Wtedy już było niewielu takich.
Ktoś spuścił mi linę - i powiedział że wciągnie mnie trochę do góry - ale mam się jej trzymać i nie puszczać. Była to moja żona. powiedziała że to ostatni raz... Chwyciłem się kurczowo .. ale jak zobaczyłem jadąc do góry - że tam troszkę wyżej wcale nie jest lepiej ( zaczynało razić mnie światło - w którym zaczynałem dostrzegać jaki jestem ..), a rączki zaczynały boleć.. więc puściłem.
I znowu głęboka d..... .
Musiałem mocno się potłuc i parę rzeczy sobie połamać - żeby zdecydować że wchodzę z powrotem do góry. Spostrzegłem porównanie - pomiędzy tym co trochę wyżej - a tym co u mnie na dnie.. . Ale sam nie miał bym szans. Wsparcie, dobre słowo, dobre rady, wyciągnięta ręka z szklanką kawy czy herbaty ( wiadomo gdzie..), ciepły uścisk ręki, przytulenie. głos mówiący "dobrze że jesteś", brzęczący telefon w kieszeni i piękna, kompleksowa instrukcja z tysiącami przykładów jak nauczyć się znowu żyć. Przykładów okupionych łzami, cierpieniem, płaczem - czasami śmiercią..
Potykałem się, cierpiałem, wstawałem, ból kolan był nie do zniesienia. Ale gdy wydawało się że już nie dam rady - przychodził spokój i nowa siła. Parę razy byłem bliski upadku - ale za każdym razem gdy tylko poprosiłem o pomoc - znalazł się ktoś kto mnie podtrzymał, pomógł, postawił krzesło bym na chwile mógł spocząć..
I dalej wchodzę - od prawie 4 lat.. dzisiaj idę uśmiechnięty, zadowolony, dostrzegam coraz więcej światła wokoło. I pomimo tego że czasem jestem zmęczony, niewyspany - jestem szczęśliwy. Ja już byłem na dole - i zrobię wszystko by tam więcej nie trafić.
I wcale nie jest ciężej pod górę.. pod prąd.. Dzisiaj idąc dalej podaję rękę tym którzy się zastanawiają, wachają, tym którzy zaczynają dopiero nieudolną wędrówkę do góry..zabieram ich ze sobą - jeśli tylko chcą. Czasami podtrzymam, , zaparzę kawę, podstawię krzesło, pomogę zrozumieć technikę wchodzenia..
Oddaję to co sam kiedyś dostałem, bez czego nie dał bym rady. Ale nie jest to tak - że robię to całkiem bezinteresownie. Łatwiej wchodzić w towarzystwie innych, raźniej.. a gdy przyjdzie moment że zacznę się zastanawiać czy to ma sens.. gdy przyjdzie zwątpienie - ci ludzie zmobilizują mnie do dalszej drogi Rozmawiając z nimi przypominam sobie jak to było tam na dole , co czułem , jak myślałem.. To bardzo ważne. I dzięki nim zacząłem uczyć się dawać siebie innym ludziom.
Dzisiaj wiem że nie alkohol był moim podstawowym problemem. Alkoholizm jest skutkiem. I nie ma sensu go leczyć bez leczenia jednocześnie przyczyn - bo to tzw. leczenie syfa za pomocą kremu Nivea. Niby nie widać - nikt nie widzi, zasmarowany, wybielony.. - ale pod spodem rośnie i zbiera się ropa... i kiedyś pęknie.. i opryska wszystkich wokoło..
Dlatego nie tyle ważne dla mnie jest kiedy utraciłem zdolność picia kontrolowanego - ale od kiedy zacząłem podejmować nieodpowiedzialne, samolubne decyzje , których jedną z wielu było pozwalanie sobie na zbyt częste picie.. - które z czasem stało się przymusem, koniecznością.. Ale jak pisałem - to był skutek a nie przyczyna..
A ze przyczynami doskonale radzi sobie program wspólnoty AA, pod warunkiem że jest realizowany z całą szczerością, odwagą i konsekwencją. Bez manipulacji i odstępstw.
To akurat gorąco polecam, i tym którzy już leżą na dnie - jak i tym którzy niedawno dopiero zaczęli wędrówkę w dół...

Ciężko czasem na początku drogi znaleźć bratnią duszę z którą można porozmawiać o wszystkim. Miałem szczęście - ja znalazłem na początku taką osobę we wspólnocie AA. Usłyszałem doświadczenia ludzi którzy realizowali program ze sponsorem. I to było to - czego potrzebowałem. Osoby z którą mogę pogadać o wszystkim, przy której nie muszę grać twardziela, przy której pierwszy raz od wielu lat mogłem być sobą, której pozwoliłem się poznać na prawdę...

POPROSIŁEM CZŁOWIEKA O POMOC

Dzisiaj wiem że sam bym sobie nie poradził. Realizując program wspólnoty nie potrafiłem na początku szczerze spojrzeć na swoje życie, na siebie. Przy tej drugiej osobie uczyłem się i trenowałem szczerość. Ale też że wiele,wiele problemów które dla mnie wydawały się nie do przeskoczenia, okazywały się przy realnym zdrowym spojrzeniu na świat drugiej osoby - banalnymi drobiazgami których rozwiązań nie widziałem ze względu na mój specyficzny sposób widzenia i dostrzegania.

Mi to pomogło. I przyszedł czas, że tą szczerość i uczciwość bez obaw zacząłem trenować wżyciu...

Dzisiaj jestem sobą. Jestem szczęśliwym sobą. I dzisiaj doświadczam szczęścia pomagania innym tak jak kiedyś mi ktoś pomógł. Jest to ważny składnik mojego rozwoju.

Myślę że jak się rozejrzysz -znajdziesz osobę z którą możesz porozmawiać o wszystkim . Oczywiście jeżeli będziesz tego chciał. Dzisiaj nikt walczący z alkoholizmem nie musi być sam...

Najważniejszym narzędziem na początek był dla mnie telefon. Często nawet godzinne rozmowy z przyjaciółmi potrafiły rozładować wiele emocji które dla mnie były śmiertelnym niebezpieczeństwem. Złość, strach, samotność, brak umiejętności rozwiązywania problemów były dla mnie zabójcze.

Z tego narzędzia trzeba nauczyć się korzystać bez skrupułów. Mało jest rzeczy wspanialszych niż telefon choćby i w środku nocy od człowieka który potrzebuje pomocy, ma problem lub tylko poważnie musi pogadać gdyż się boi. Są to dla mnie wspaniałe doświadczenia. Nie dość że ktoś mi zaufał, to jeszcze mogę oddać to co kiedyś i ja dostałem. Co więcej działa to często zbawiennie nie tylko na dzwoniącego ale i na mnie...

Tylko nie można czekać z telefonem do samego końca. Bo jak zacznie już się poważnie mieszać w życiu -bardzo ciężko schylić się po książkę, zadzwonić czy pójść miting.

Zawsze mówię moim przyjaciołom :zadzwoń jak potrzebujesz, zadzwoń nawet wtedy jak będziesz szedł już pić. Nie bądź samolubem i egoistą, powiedz że idziesz, może wybiorę się z tobą i wypijemy razem :):) Tylko zadzwoń nim podniesiesz kieliszek.. bo potem jedyne co mogę powiedzieć to -wypij to co masz do wypicia i jak wytrzeźwiejesz, zadzwoń... Niestety wczoraj musiałem tak powiedzieć... :( Cóż, zapicia na początku drogi czy przy zaprzestaniu pracy nad sobą są wpisane w moją chorobę.

Raz w życiu mając pół roku trzeźwości - będąc po prawie 2 tygodniach detoksu i 6 tygodniach terapii zamkniętej, chodząc na terapię poszerzoną i mitingi, doprowadziłem do sytuacji w której już nie widziałem sensu dzwonienia... Długo ponosiłem konsekwencje ....

Dziś oddzwaniam na każde połączenie którego nie mogłem w danej chwili odebrać, bo wiem jak jest to ważne . To moja odpowiedzialność za drugiego człowieka. Dziś mam w telefonie wiele numerów przyjaciół - i wiem że jeżeli kiedykolwiek podzieje się ze mną źle, obojętnie gdzie będę i w jakiej sytuacji będę - jeżeli zadzwonię, otrzymam pomoc i wsparcie. Jeżeli zadzwonię....

Jeżeli potrzebujesz z kimś pogadać, możesz zawsze zadzwonić na infolinię AA w Polsce
0 801 033 242.

wtorek, 3 kwietnia 2012

" ETAPY ŻYCIA ALKOHOLIKA "

1. Cierpienie(dyskomfort) i nieudane próby radzenia sobie z nim. Stany te, mówiąc w sposób niezwykle uproszczony, wynikają u jednych osób z braku umiejętności "życia w zgodzie" z samym sobą lub z otoczeniem, a u innych z nadmiernego zapotrzebowania na pobudzenie (stymulację);

2. Olśnienie (odkrycie) - stwierdzenie i uświadomienie sobie, że alkohol wpływa korzystnie na samopoczucie i może pomóc w radzeniu sobie z dyskomfortem psychicznym.

3. Unikanie cierpienia (dyskomfortu) - podejmowanie prób radzenia sobie z przykrymi i nieakceptowanymi stanami przy pomocy alkoholu, a więc używanie alkoholu do regulowanie swojego samopoczucia. Dzięki alkoholowi możliwe staje się uzyskanie ulgi w cierpieniu, tj. redukcja czy też uśmierzanie (tłumienie) napięcia, niepokoju, lęku, poczucia małej wartości, poczucia winy, smutku czy też tzw. "bólu istnienia", a także osiąganie dzięki niemu chwilowej przyjemności i zadowolenia bądź oczekiwanego pobudzenia (okres "nadużywania").

4. Zagubienie (obecne już są wyraźne objawy uzależnienia) - okres systematycznego regulowania swojego samopoczucia przy pomocy alkoholu, kiedy to staje się on coraz częściej źródłem chwilowego dobrego samopoczucia i zaczyna stopniowo wypierać dotychczasowe źródła przyjemności. W miarę rozwoju uzależnienia stopniowo narasta dezorganizacja życia, jednak alkoholik zdaje się tego nie dostrzegać. Właściwą ocenę sytuacji utrudnia, a często uniemożliwia mu system zaprzeczeń (zakłamania), wykorzystujący psychologiczne mechanizmy obronne. Alkoholik stopniowo przystosowuje się do swojej choroby (uczy się manipulować ludźmi po to, żeby inni robili za niego to czego z powodu picia robić nie może; reorganizuje swoje życie po to, żeby móc pić i ponosić jak najmniej konsekwencji picia; zmienia swój styl życia i zachowania, system wartości i przekonań, rezygnuje z aktywności kolidujących z piciem; zmienia towarzystwo itp.). W końcu picie staje się najważniejszą rzeczą w jego życiu, a alkoholik traci zdolność racjonalnego planowania, działania i rozwiązywania problemów.

5. Rozterka i poszukiwanie pomocy. Narastająca dezorganizacja życia powoduje, że alkoholik dopuszcza do siebie myśl, że sposób w jaki pije różni się od sposobu picia innych osób. Dodatkowym powodem jest jeszcze fakt, że picie przestaje już przynosić ulgę w cierpieniu. To z kolei zmusza do podejmowania samodzielnych prób ograniczania picia i podsuwa myśli o konieczności poszukiwania pomocy. Przed skorzystaniem z pomocy alkoholik próbuje jednak opanować swoją chorobę przy pomocy "silnej woli" i podejmuje kolejne kroki, których celem jest opanowanie sytuacji. Najczęściej zaczyna od zmiany tempa picia (ilość wypijanego alkoholu pozostaje bez zmian, natomiast stara się pić wolniej), później stara się ograniczać ilość wypijanego alkoholu (np. ustala sobie limity i czasami udaje mu się ich dotrzymać ), usiłuje ograniczać częstotliwość picia (np. planuje dłuższe przerwy w piciu, czasami to udaje mu się i jest z tego dumny), zmienia rodzaj alkoholu (np. pije piwo zamiast wódki). Cały czas poszukuje sposobów na szybkie pozbycie się objawów abstynencyjnych (zaczyna np. "pomagać" sobie lekami). Z czasem udaje się mu się uzyskiwać dłuższe przerwy w piciu, ale powrót do alkoholu następuje nieuchronnie, bowiem nie dokonuje on równocześnie żadnych istotnych zmian w swoim życiu. Ten okres kończy się, albo decyzją o skorzystaniu z pomocy i podjęciu leczenia lub/i przystąpienie do samopomocowego programu zdrowienia (np. do Programu Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików), albo dalszym nawarstwianiem się problemów i powikłań prowadzącym do "wypadnięcia" z normalnego życia lub do śmierci.

6. Początek powrotu do zdrowia - podjęcie i realizacja decyzji o dokonywaniu zmian, które umożliwią funkcjonowanie bez alkoholu. Zmiany te powinny dotyczyć postaw, przekonań, zachowań, przyzwyczajeń, relacji z innymi, a także sposobów przeżywania, odczuwania, reagowania, myślenia itp. Zanim jednak alkoholik zdecyduje się na dokonywanie tych zmian musi uwierzyć w to, że jest chory i zaakceptować ten fakt. Następnie musi uwierzyć, że możliwe jest powstrzymywanie się od alkoholu przez dłuższy okres czasu, później nabrać zaufania do siebie oraz zaufać innym, a na koniec - zaryzykować i podjąć działania tj. uczestniczyć w programie terapii uzależnienia i/lub w Programie Dwunastu Kroków AA.

7. Kontynuacja powrotu do zdrowia polega na utrwalaniu uzyskanych zmian (korzystając z pomocy terapeutów), z położeniem szczególnego nacisku na nabywania umiejętności zapobiegania nawrotowi choroby i/lub pogłębianie znajomości Programu Dwunastu Kroków.

8. Dbałość o zdrowie (fizyczne, psychiczne, duchowe). Dbałość o stan swojego zdrowia to czynność powszechna, bo przecież prawie każdy z nas stara się dbać o swoje zęby, wkłada ciepłe ubranie żeby się nie przeziębić itp. Wielu alkoholików, którzy osiągnęli ten etap rezygnuje z picia nie dlatego, że chorują na alkoholizm lecz dlatego, że przejawiają dbałość o stan swojego zdrowia i stan taki chcą utrzymać, chcą nadal czuć się zdrowo i funkcjonować tak jak funkcjonują inni zdrowi ludzie.

" WYBACZYĆ SOBIĘ "

Trudne, ale możliwe, najważniejsza idea to wybaczenie samemu sobie. Nie jest to łatwe, ponieważ najczęściej wewnętrzny krytyk jest bardzo rozbudowanym elementem naszej psychiki i nie daje on spokoju, gdy popełnimy jakiś błąd. Wybaczenie sobie wszelkich negatywnych zachowań (wybaczanie to nie „puszczanie płazem” i uznanie sprawy za nieważną, a raczej uznanie swojej odpowiedzialności bez poczucia winy) jest aktem wielce oczyszczającym i dającym przestrzeń na wprowadzanie zmian i uleczenie duszy oraz psychiki. Ciągłe biczowanie się powoduje mentalne i emocjonalne utknięcie w przeszłych zdarzeniach, co nie sprzyja rozwojowi.

Zastanów się, co możesz sobie już teraz, od ręki wybaczyć? Zrób to w jakiś symboliczny sposób, pomedytuj nad tym lub porozmawiaj sam ze sobą. Rozważ motywy swojego postępowania i zauważ, że w tamtym momencie działałeś w sposób, który wydawał się całkiem dobry. Za każdym działaniem, nawet tym „najgorszym”, kryje się jakaś pozytywna intencja (może to być na przykład obrona siebie lub czegoś ważnego, ochrona poczucia własnej wartości, uchronienie przed odrzuceniem przez innych). Uznaj to. Podobnie możesz zrobić w stosunku do kogoś, kto, jak uważasz, wyrządził ci krzywdę. Warto.