Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

środa, 22 września 2010

"SAMOTNOŚĆ"

„ Samotność to taka wielka trwoga, ogarnia mnie, otacza mnie” - śpiewał Rysiek Riedel. Coś z tą samotnością jest nie tak u ludzi uzależnionych i warto się temu bliżej przyjrzeć. Nie chcę się tu rozwodzić o samotności która doskwiera podczas okresów opilczych, lecz tą która może się pojawić w okresie trzeźwienia. Rzeczywiście na podstawie własnych przeżyć mogę powiedzieć że nie tylko, ogarnia i otacza, ale także otumania i usypia czujność.
Żeby wszystko było zrozumiałe to na wstępie chcę wyjaśnić że przez picie straciłem wszystko, zostałem bez dachu nad głową i po trzech miesiącach znoszenia niewygód znalazłem się na terapii w Gorzycach. Po ukończeni terapii za sprawą mojej terapeutki zamieszkałem w schronisku. Chcąc, nie chcąc, ale raczej nie chcąc, trochę z przymusu zacząłem trzeźwieć.
Rozum, ciało i dusza uwolnione od toksyn które namiętnie gromadziłem przez ostatnich kilkanaście lat zaczęły mnie pozytywnie zaskakiwać. Horyzonty myślowe mocno mi się rozszerzyły, zacząłem używać głowy do innych celów niż jak wykombinować flaszkę a i ciało zaczęło mi służyć. Wszystko zaczęło mi się układać i wychodzić. Znalazłem pracę i byłem z siebie i ogólnie z życia bardzo zadowolony. Otaczali mnie różni ludzie, - bezdomni w miejscu zamieszkania , którzy mnie denerwowali, bo czułem się od nich lepszy i ci w miejscu pracy z którymi czułem się dobrze i najchętniej bym się z nimi nie rozstawał. Tak że obcowanie z jednymi było dla mnie uciążliwe a z drugimi zbyt krótkie i nie zaspakajające w całości moich potrzeb. Czułem się z tego powodu nieszczęśliwy i bardzo samotny. Wówczas to przekonałem się jak można być samotnym wśród ludzi. Stan ten utrzymywał się przez jakieś pół roku i gdy byłem już osiemnaście miesięcy trzeźwy, nadarzyła się okazja by pobyć trochę dłużej z tymi z którymi tak było mi dobrze. Poszedłem na imprezę taneczną, organizowaną przez zakład pracy, na której był również mój kolega alkohol. Nie wdając się w szczegóły - Co? i - Jak? , po prostu chcąc udowodnić że zasługuję na ich przyjaźń, piłem na równi z nimi. Skończyło się to tym że znów nie miałem nic i nikogo, nawet tych od których rzekomo miałem być lepszy. Druga sytuacja związana z samotnością, przytrafiła mi się dwa lata później i wówczas też egzamin oblałem i poniosłem sromotną klęskę. Ciężką pracą i niemałym zaangażowaniem wypracowałem sobie możliwość zamieszkania w miejscu pracy. Była to restauracja z hotelem a ja sprawowałem nadzór konserwatorski. Dostałem śliczny hotelowy pokoik z łazienką, telewizorem, pięknym małym tarasikiem z widokiem na kort i las. Właścicielami byli dość znani ludzie show-biznesu i darzyli mnie dużym zaufaniem. Miejsce to położone było przy bardzo ruchliwej drodze, ale co tu dużo mówić, była to normalna wiocha. W czasie pracy byłem sam, po pracy w pokoju byłem sam. Jedynie gdy była jakaś awaria, czy podczas obiadu mogłem liczyć na towarzystwo kelnerek i kucharek. Całkowity brak przyjaciół, nie ciekawa miejscowość do nawiązywania kontaktów, aż wreszcie moje niedoświadczenie z trzeźwością i nie przestrzeganie zaleceń, doprowadziło do tego że zacząłem szukać starych wypróbowanych przyjaciół. Tak po pięciu miesiącach bycia trzeźwym, wpadłem w ciąg a potem znów nie miałem nic.
Dziś wiem jakie to ważne więc zrobiłem wszystko i ciągle robię, by nie odczuwać samotności.
Przyjaciele z mityngów są ważni ale i inni ludzie są potrzebni, nieważne jacy, byle by nie zagrażali naszej trzeźwości.

DO ZOBACZENIA W TRZEŹWOŚCI ! "ZYGI"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz