- Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny, z miejsca przyznając się do popełnianych błędów.
Rachunek sumienia robiony dalej, prowadzony ciągle, na bieżąco. Dla wszystkich alkoholików jest to bardzo trudne a szczególnie na początku, gdy w każdym z nas jest jeszcze dużo pychy i przekonania, że ma się rację, że się słusznie postępuję. Jest to jednak bardzo często fałszywe przekonanie, o czym przekonujemy się nieraz w bardzo bolesny sposób.
Jedną z wytycznych tego kroku stosowanym przez AA jest sformułowanie " z miejsca przyznając się do popełnionych błędów". Każdy przecież dobrze wie z własnego doświadczenia, że błędów w swoim życiu robi się bardzo dużo i niestety niechętnie każdy z nas się do nich przyznaje. Ale gdy uda nam się taki błąd zauważyć, gdy nie będziemy sami siebie oszukiwac i tkwic w nim, gdy "z miejsca i natychmiast” przynajmniej sami przed sobą się do tego przyznamy - to jesteśmy szczerzy wobec siebie, uczciwi i nie zakłamujemy rzeczywistości. Możemy sami siebie poznać lepiej, nie obwiniamy wówczas innych za własne niepowodzenia a do tego jest nam dużo lżej i łatwiej.
Ale byśmy to mogli robić musimy bardzo mocno przyłożyć się do "pierwotnego" rachunku sumienia, do poznania siebie, swoich wad i zalet - do tej podstawy, którą był krok czwarty i piaty. Spróbujmy oceniac samych siebie, poznajmy swoje nawyki , co sprawi, że wzrośnie nasza samoświadomość. Krok Dziesiąty sygnalizuje, że stale powinniśmy oceniać błędy, które popełniamy.
Praktykowanie dziesiątego kroku Programu Zdrowienia pomaga zmienić wzorce zachowania, zniechęca do żywienia negatywnych emocji, a zachęca do rozwijania poczucia własnej godności oraz innych pozytywnych emocji. Ta kontynuacja procesu oceniania siebie sprzyja w zdrowieniu i dojrzewaniu.
Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman
poniedziałek, 10 października 2011
niedziela, 9 października 2011
" SAMODYSCYPLINA "
Człowiek jest coś wart, gdy zaczyna walkę z samym sobą.
Robert Browning (1812-1889)
Jak wyrobić w sobie samo dyscyplinę
My alkoholicy zawsze szliśmy drogą na skróty i byliśmy w tym mistrzami. Lecz teraz czeka nas trudna droga w stronę zdrowia a to wymaga wysiłku i samodyscypliny.
Aby wyrobić w sobie samodyscyplinę musimy jasno określać swoje cele, wierzyć we własne możliwości, efektywnie zarządzać czasem i być wytrwałym. Samodyscyplina to postawa, polegająca na konsekwentnym dążeniu do celu, mimo pojawiających się trudności i zniechęcenia. To konsekwentne realizowanie założonego planu, prowadzące do osiągnięcia sukcesu a sukcesem w naszym przypadku będzie trwanie w trzeźwości. Jest to zdolność do wykonywania swoich obowiązków mimo przeszkód, które kiedyś omijaliśmy wlewając w siebie niezliczone litry alkoholu by znaleźć się ponownie przed nimi. Choć nie jest to łatwe można wyrobić w sobie samodyscyplinę, a efekty tego mogą zaskoczyć nas samych.
Podstawy samodyscypliny
Pierwszym i najważniejszym krokiem, aby wyrobić w sobie samodyscyplinę, jest jasne i precyzyjne określenie, na czym nam właściwie zależy( Czy chcemy zadac sobie trud pracy nad sobą, czy znów sobie odpuścic a w rezultacie tego wróci do nałogu). Nierzadko zdarza się, że wracając do starych obowiązków nie wiemy od czego zacząć, które zadania zrealizować najpierw. Warto ustalić, które z nich są absolutnie najważniejsze i to nimi się zająć. Jeśli nie wiemy, czego tak naprawdę chcemy, nie będziemy potrafili tego dokonać. Poza planami najbliższymi(24h), dobrze jest ustalić także bardziej odległe. Ważne jednak, aby były realne. Konsekwentne realizowanie mniejszych zadań daje dużą szansę na osiągnięcie sukcesu w bardziej odległych przedsięwzięciach. Nauczmy się przykładac wagę do tych małych rzeczy, cieszmy się ich zrealizowaniem i zbierajmy je jak perełki, bo to ich suma da nam w przyszłości odczuc że osiągnęliśmy to co wydawało się odległe i nieosiągalne.
Wiara w siebie
Żadne zadanie nie zostanie zrealizowane, jeśli będziemy wmawiać sobie, że jest zbyt trudne. Lepiej jest przekonać siebie, że każdy plan jest do zrealizowania. Samodyscyplina wymaga sporej ilości samozaparcia, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się trudności. Dobrym sposobem na walczenie z negatywnymi myślami jest zapisywanie własnych sukcesów, nawet tych niewielkich. W chwili zwątpienia zawsze można zerknąć do notesu, w którym zapisane są nasze osiągnięcia – to na pewno pomoże przywrócić wiarę w siebie.
Zarządzanie czasem
Jeśli kładziemy się spać, nie wiedząc, co począć z następnym dniem, to prawdopodobnie niewiele z nim zrobimy. Aby wyrobić w sobie samodyscyplinę należy dokładnie planować swoje zajęcia. Trzeba jednak pamiętać, żeby zawsze mierzyć siły na zamiary i nie podejmować się obowiązków, których nie da się rady wykonać. Warto też walczyć ze złymi nawykami, jak oglądanie telewizji całymi dniami lub narzekanie na sytuacje polityczną. Marnuje się przez to mnóstwo czasu, który można spożytkować w bardziej konstruktywny sposób. Dobrym pomysłem jest wyznaczenie sobie drobnych nagród, które będą motywowały do usuwania złych nawyków – może to być chociażby świadomość, że po kilku godzinach efektownej pracy w miejscu zatrudnienia nie będzie trzeba myśleć o niej w domu.
Wytrwałość
Aby wyrobić w sobie samodyscyplinę konieczne jest przekonanie siebie do kontynuowania podjętego działania, mimo braku natychmiastowych efektów. Nikt nie jest w stanie od razu przebiec maratonu, czy w jeden dzień nauczyć się języka obcego. Wytrwałość jest niezbędna do tego, aby po pierwszym kroku do sukcesu, postawić następne. Nawet jeśli jakiś pomysł, czy plan na początku wydaje się szalony i niemożliwy do realizacji, zazwyczaj można go wykonać. Trzeba pamiętać, że każdy mały krok przybliża do realizacji celu. Jest to ważne zwłaszcza wtedy, gdy na drodze do sukcesu pojawiają się porażki. Pokonanie ich świadczy o sile charakteru i woli.
Pamiętajmy że naszym celem są profity z trzeźwego życia!
Sukces nigdy nie jest efektem „słomianego zapału" — tu trzeba przejść przez prawdziwy ogień.
James Madison
Robert Browning (1812-1889)
Jak wyrobić w sobie samo dyscyplinę
My alkoholicy zawsze szliśmy drogą na skróty i byliśmy w tym mistrzami. Lecz teraz czeka nas trudna droga w stronę zdrowia a to wymaga wysiłku i samodyscypliny.
Aby wyrobić w sobie samodyscyplinę musimy jasno określać swoje cele, wierzyć we własne możliwości, efektywnie zarządzać czasem i być wytrwałym. Samodyscyplina to postawa, polegająca na konsekwentnym dążeniu do celu, mimo pojawiających się trudności i zniechęcenia. To konsekwentne realizowanie założonego planu, prowadzące do osiągnięcia sukcesu a sukcesem w naszym przypadku będzie trwanie w trzeźwości. Jest to zdolność do wykonywania swoich obowiązków mimo przeszkód, które kiedyś omijaliśmy wlewając w siebie niezliczone litry alkoholu by znaleźć się ponownie przed nimi. Choć nie jest to łatwe można wyrobić w sobie samodyscyplinę, a efekty tego mogą zaskoczyć nas samych.
Podstawy samodyscypliny
Pierwszym i najważniejszym krokiem, aby wyrobić w sobie samodyscyplinę, jest jasne i precyzyjne określenie, na czym nam właściwie zależy( Czy chcemy zadac sobie trud pracy nad sobą, czy znów sobie odpuścic a w rezultacie tego wróci do nałogu). Nierzadko zdarza się, że wracając do starych obowiązków nie wiemy od czego zacząć, które zadania zrealizować najpierw. Warto ustalić, które z nich są absolutnie najważniejsze i to nimi się zająć. Jeśli nie wiemy, czego tak naprawdę chcemy, nie będziemy potrafili tego dokonać. Poza planami najbliższymi(24h), dobrze jest ustalić także bardziej odległe. Ważne jednak, aby były realne. Konsekwentne realizowanie mniejszych zadań daje dużą szansę na osiągnięcie sukcesu w bardziej odległych przedsięwzięciach. Nauczmy się przykładac wagę do tych małych rzeczy, cieszmy się ich zrealizowaniem i zbierajmy je jak perełki, bo to ich suma da nam w przyszłości odczuc że osiągnęliśmy to co wydawało się odległe i nieosiągalne.
Wiara w siebie
Żadne zadanie nie zostanie zrealizowane, jeśli będziemy wmawiać sobie, że jest zbyt trudne. Lepiej jest przekonać siebie, że każdy plan jest do zrealizowania. Samodyscyplina wymaga sporej ilości samozaparcia, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się trudności. Dobrym sposobem na walczenie z negatywnymi myślami jest zapisywanie własnych sukcesów, nawet tych niewielkich. W chwili zwątpienia zawsze można zerknąć do notesu, w którym zapisane są nasze osiągnięcia – to na pewno pomoże przywrócić wiarę w siebie.
Zarządzanie czasem
Jeśli kładziemy się spać, nie wiedząc, co począć z następnym dniem, to prawdopodobnie niewiele z nim zrobimy. Aby wyrobić w sobie samodyscyplinę należy dokładnie planować swoje zajęcia. Trzeba jednak pamiętać, żeby zawsze mierzyć siły na zamiary i nie podejmować się obowiązków, których nie da się rady wykonać. Warto też walczyć ze złymi nawykami, jak oglądanie telewizji całymi dniami lub narzekanie na sytuacje polityczną. Marnuje się przez to mnóstwo czasu, który można spożytkować w bardziej konstruktywny sposób. Dobrym pomysłem jest wyznaczenie sobie drobnych nagród, które będą motywowały do usuwania złych nawyków – może to być chociażby świadomość, że po kilku godzinach efektownej pracy w miejscu zatrudnienia nie będzie trzeba myśleć o niej w domu.
Wytrwałość
Aby wyrobić w sobie samodyscyplinę konieczne jest przekonanie siebie do kontynuowania podjętego działania, mimo braku natychmiastowych efektów. Nikt nie jest w stanie od razu przebiec maratonu, czy w jeden dzień nauczyć się języka obcego. Wytrwałość jest niezbędna do tego, aby po pierwszym kroku do sukcesu, postawić następne. Nawet jeśli jakiś pomysł, czy plan na początku wydaje się szalony i niemożliwy do realizacji, zazwyczaj można go wykonać. Trzeba pamiętać, że każdy mały krok przybliża do realizacji celu. Jest to ważne zwłaszcza wtedy, gdy na drodze do sukcesu pojawiają się porażki. Pokonanie ich świadczy o sile charakteru i woli.
Pamiętajmy że naszym celem są profity z trzeźwego życia!
Sukces nigdy nie jest efektem „słomianego zapału" — tu trzeba przejść przez prawdziwy ogień.
James Madison
środa, 14 września 2011
" DUSZA ALKOHOLIKA "
Dusza alkoholika
rzucona w ogień
szala rozsądku
wypaliła znamię na sumieniu
na moście do ukojenia
skopana dusza
wisi za balustradą nadziei
znów widziano go
jak zniknął w nurcie
rzeki pijaństwa
DLACZEGO JEDNI IDĄ DROGĄ A INNI NA SKRÓTY ?
Po dwudziestu latach wsłuchiwania się w tęsknoty ludzkich serc nie mam wątpliwości, że wszyscy przynosimy ze sobą na świat pragnienie Boga. Niezależnie od tego, czy ktoś jest religijny, czy nie, pragnienie to jest najgłębszą tęsknotą i najdrogocenniejszym skarbem każdego człowieka. Nadaje ono sens i znaczenie ludzkiemu istnieniu. Niektórzy to pragnienie tłumią, chowając je pod tyloma rozmaitymi zainteresowaniami, że przestają je dostrzegać. Możemy więc być zupełnie nieświadomi tego pragnienia. Możemy też przezywać je w innej formie niż szukanie Boga � jako tęsknotę za pełnią, dopełnieniem, spełnieniem. Jakkolwiek byśmy je opisywali, jest to zawsze tęsknota za miłością. Jest to głód miłości, pragnienie bycia kochanym i zbliżenia do źródła miłości. Tęsknota ta jest istotą ludzkiego ducha; jest źródłem naszych najgłębszych nadziei i najszlachetniejszych marzeń.
Niektórzy alkoholicy przed piciem nie podjęli rozwoju duchowego a przez to ich dojrzałość życiowa była minimalna, albo nie było jej wcale. Niedojrzałość, nie pozwoliła rozwinąć sztuki życia i osiągnąć taką jakość życia aby mieć z niego satysfakcję. W niedojrzałości człowiek skoncentrowany jest na swoim ego, chce brać, doznawać, czuć, zaspakajać swoje głody nową porcją wrażeń. Doświadczanie duchowości umożliwia człowiekowi wejście na taki etap rozwoju na którym człowiek jest zdolny się dzielić, dawać, wspierać, przekraczać własne ego. Ci którzy mieli kontakt z swoją duchowością, choćby w małym stopniu, częściej i szybciej do niej wracają, widzą w niej szansę dla swojego zdrowienia.
Duchowość to wrażliwość na wartości.
Duchowość to Dobro, którego warto pragnąć i o nie się starać, część ludzi nie została nauczona wrażliwości na to Dobro, ale niewiedza nie zwalania z odpowiedzialności za swój rozwój. Jednym alkoholikom brakuje umiejętności, innym wiedzy, a niektórym woli podjęcia decyzji rozwoju duchowego. Część alkoholików jest skoncentrowana na "doznawaniu" dobrego nastroju, co jest często kontynuacją uzależnienia. Uważają, że życie wtedy jest dobre, kiedy się dobrze czują. Mocno są skoncentrowani na tym aby poszukiwać" dobrego czucia", samopoczucia. Ci są jak skała "nie przemakalni" dla Dobra, wszystko w ich życiu ślizga się po powierzchni, skoncentrowani tylko na własnych przeżyciach, to co istotne w ich życiu po nich spływa. Kiedyś kupowali energię w puszkach i butelkach, tak załatwiali sobie dobre samopoczucie. Dziś domagają się tego od grup, ludzi, spotkań religijnych. To wielka pułapka być przywiązanym do przeżyć i tak chcieć czuć energię życia. Ci ludzi nie chcą zmiany, bo zmiana często boli, jest procesem, który trwa. Są nastawieni na szybki efekt. To wymaga decyzji, a decyzja wymaga udziału woli � a ta u alkoholików kuleje albo jej wcale nie ma. Wolę trzeba wyćwiczyć przez dyscyplinę, która uporządkuje życie, trzeba nauczyć się pokory, podejmowania wysiłku wewnętrznego, pewnej stałości, bez chwilowych zrywów, które są oparte na magicznym myśleniu. Życie jest trudnym wysiłkiem i wymaga wielu sprawności i umiejętności życiowych. Niektórzy alkoholicy oceniają swoje życie po przez "czucie", wartościowanie u nich dokonuje się, nie przez zmianę jakości życia ale przez siłę doznań. Taka koncepcja życia alkoholików, jest nadal infantylna. To czy alkoholicy podejmą rozwój duchowy czy nie, zależy oczywiście od nich samych, od zmiany koncepcji życia z "brać" na "dać" z "mieć" na "być", z "czuć" na "przeżywać"(doświadczać). To na skutek zmiany, przemiany, uporządkowania życia, odzyskania sensu życia, znalezienia odpowiedzi na pytanie po co żyję, odzyskuje się wpływ na to jak się żyje, czyli podejmuje się rozwój człowieka. Obserwuję alkoholików, którzy przyjeżdżają na spotkanie modlitewne, są szczęśliwi i mówią o swoim szczęściu, że się świetnie czują, tylko nie kontynuują tego "szczęścia" po przez podejmowanie dobrych decyzji ,nie podejmują rozwoju religijnego, nie włączają się w wspólnoty religijne, społeczne. Naładowali baterię na jakiś czas, mają dobre samopoczucie i to niektórym wystarczy, zostali poklepani, (zmiśowani), czują się fajnie. A Jak się inni z nimi czują?, oni zrobili sobie dobrze, czy są w stanie innym dać "Dobro" ? Czy znowu weszli w stare buty, choć lekko odświeżone. Część alkoholików jest znudzona monotonią trzeźwienia, szukają czegoś ekstra, wrażeń. Na jednym z spotkań, terapeuta alkoholik zaproponował zgromadzonym aby zrobić sobie "urlop od trzeźwości", duża liczba uzależnionych podjęła z entuzjazmem propozycję, były oklaski, świetny nastrój. Byłem zaskoczony jak łatwo ulegli czarowi, magicznego myślenia. Zachęcenie do urlopu od trzeźwości, to zachęcenie do urlopu od życia, od odpowiedzialności za proces własnego rozwoju, wiemy czym się to kończy. Trzeźwość to przecież zająć się życiem, uczyć się życia. Na szczęście później zdystansowano się od takiego pomysłu.
Rozwój człowieka to ciężka praca, aby żyć godnie � to podjąć pracę polegająca na zmaganiu z sobą, swoimi słabościami ale i rozwijaniem swojej potencjalności, talentów, które wcześniej trzeba odkryć. To kształtowanie wrażliwości swojego sumienia. Miarą dojrzałego człowieka, jest prawidłowo ukształtowane sumienie. Nie wystarczy wegetować, takie życie jest niegodne człowieka. Człowieka stać na świadome życie, jest istotą zdolną do refleksji, decyzji i działania. Minimalizm w życiu, jest groźny dla człowieka, bo może doprowadzić, do bolesnych konsekwencji. W trakcie picia alkoholik nauczył się wszystko minimalizować. Człowiek potrzebuje ideałów, wymagań, wysoko postawionej poprzeczki, aby nie stracić godności, siebie. Raz zdradzone ideały zostawiają w nas zawstydzenie, niektórych ono mobilizuje, przypomina im o bolesnej przeszłości, przestrzega aby nie bylin tylko konsumentami życia. Inni swoje zawstydzenie omijają z daleka, bo jest nie wygodne i trzeba coś z nimi zrobić, jakoś uśmierzyć. Terapeutycznie pozbywają się wszystkiego co sprawia im przykrość; wstydu, poczucia winy, wyrzutów sumienia, a wraz z nimi czasem najbardziej podstawowej wrażliwości moralnej. Komunikaty otrzymywane w czasie procesu terapii nie zawsze są właściwie rozumiane, "zadbaj o siebie" niejednokrotnie jest zamieniane na "czuj się dobrze". "Mi się teraz wszystko należy, przecież tak długo i ciężko cierpiałem." Czy można się dobrze czuć kiedy prawda o własnym życiu zawstydza, kiedy jest się winnym wielu cierpień, kiedy człowiek nie rozumie własnej przeszłości i aktualnego życia. To przecież nie czucie tu jest najważniejsze i pierwsze, ale prawda i to co z tej prawdy wyniknie dla dalszego losu człowieka. Trzeźwość często boli, kiedy podejmuje się porządkowanie swojego życia. Wystarczy spojrzeć na 12 kroków AA, tam jest odpowiedź, zawarta w krokach drabina rozwoju duchowego musi zaowocować nowym życiem, jeśli się ją konsekwentnie podejmie, ilu alkoholików ją podjęło? ........
Zadośćuczynienie, wdzięczność jest owocem zdrowienia, jest postawą normalizowania swoich stosunków z ludźmi i otaczającym światem. Ilu ludzi uzależnionych podejmuje to wyzwanie. Postawa roszczeniowa wobec świata i próba podporządkowania sobie innych, niejednokrotnie dzieli alkoholików między sobą, to "rogate" ego chce ciągle być pierwsze, bo inaczej czuje się gorsze i ostatnie. Pragnąć Dobra to Być dobrym, stać się (być) dobrym człowiekiem jest ważniejszym zadaniem od tego aby się dobrze czuć. Być Dobrym to uczestniczyć w Dobru , to nie tylko podziwiać wartości, zachwycać się, odkrywać je, mieć o nich wiedzę, ale zacząć je wprowadzać w życie, stosować je w życiu, liczyć się z nimi podejmując kolejne decyzje. Nie skazywać się na niewolnictwo od nastroju "robienia sobie dobrze", ale być w dobrym, a to wymaga ascezy, wysiłku, pokory, prawdy, wyrzeczeń.
Uzależnienie powoduje niezdolność do przeżywania siebie jako całości, uzależnionemu towarzyszy poczucie pustki wewnętrznej, stan wewnętrznej niepewności, wrażenie że czegoś brakuje. Uzależnienie popycha ludzi do ślepego przywiązania się do siebie, nie dając szans miłości dojrzałej, która mogłaby coś z siebie dać innym, chce nieustannie brać, jest infantylny, nie ma miejsca na rozwój duchowy. Ludzie uzależnieni interesują się wspieraniem samych siebie, pragną dopełnienia, marzą o szczęściu, ale nie chcą się rozwijać, nie mają ochoty znosić cierpień związanych z rozwojem, nie dbają o rozwój drugiego człowieka, zależy im aby był i służył ich zaspokojeniu.
W alkoholizmie jest obecny pierwiastek magiczny, po przez który, dąży się do kontroli i manipulacji to jest codzienność alkoholika. Przeciwieństwem magii jest duchowość, która przynosi uzdrowienie po przez otwarcie się na tajemnicę życia, na prawdę o nim. Praca nad sobą prowadzą do odkrycia doświadczenia nieograniczoności która wynika z rozwoju. Postawy duchowego życia można się nauczyć, tak jak można nauczyć się rozumienia duchowości........
Ks. Marcin Marsollek
rzucona w ogień
szala rozsądku
wypaliła znamię na sumieniu
na moście do ukojenia
skopana dusza
wisi za balustradą nadziei
znów widziano go
jak zniknął w nurcie
rzeki pijaństwa
DLACZEGO JEDNI IDĄ DROGĄ A INNI NA SKRÓTY ?
Po dwudziestu latach wsłuchiwania się w tęsknoty ludzkich serc nie mam wątpliwości, że wszyscy przynosimy ze sobą na świat pragnienie Boga. Niezależnie od tego, czy ktoś jest religijny, czy nie, pragnienie to jest najgłębszą tęsknotą i najdrogocenniejszym skarbem każdego człowieka. Nadaje ono sens i znaczenie ludzkiemu istnieniu. Niektórzy to pragnienie tłumią, chowając je pod tyloma rozmaitymi zainteresowaniami, że przestają je dostrzegać. Możemy więc być zupełnie nieświadomi tego pragnienia. Możemy też przezywać je w innej formie niż szukanie Boga � jako tęsknotę za pełnią, dopełnieniem, spełnieniem. Jakkolwiek byśmy je opisywali, jest to zawsze tęsknota za miłością. Jest to głód miłości, pragnienie bycia kochanym i zbliżenia do źródła miłości. Tęsknota ta jest istotą ludzkiego ducha; jest źródłem naszych najgłębszych nadziei i najszlachetniejszych marzeń.
Niektórzy alkoholicy przed piciem nie podjęli rozwoju duchowego a przez to ich dojrzałość życiowa była minimalna, albo nie było jej wcale. Niedojrzałość, nie pozwoliła rozwinąć sztuki życia i osiągnąć taką jakość życia aby mieć z niego satysfakcję. W niedojrzałości człowiek skoncentrowany jest na swoim ego, chce brać, doznawać, czuć, zaspakajać swoje głody nową porcją wrażeń. Doświadczanie duchowości umożliwia człowiekowi wejście na taki etap rozwoju na którym człowiek jest zdolny się dzielić, dawać, wspierać, przekraczać własne ego. Ci którzy mieli kontakt z swoją duchowością, choćby w małym stopniu, częściej i szybciej do niej wracają, widzą w niej szansę dla swojego zdrowienia.
Duchowość to wrażliwość na wartości.
Duchowość to Dobro, którego warto pragnąć i o nie się starać, część ludzi nie została nauczona wrażliwości na to Dobro, ale niewiedza nie zwalania z odpowiedzialności za swój rozwój. Jednym alkoholikom brakuje umiejętności, innym wiedzy, a niektórym woli podjęcia decyzji rozwoju duchowego. Część alkoholików jest skoncentrowana na "doznawaniu" dobrego nastroju, co jest często kontynuacją uzależnienia. Uważają, że życie wtedy jest dobre, kiedy się dobrze czują. Mocno są skoncentrowani na tym aby poszukiwać" dobrego czucia", samopoczucia. Ci są jak skała "nie przemakalni" dla Dobra, wszystko w ich życiu ślizga się po powierzchni, skoncentrowani tylko na własnych przeżyciach, to co istotne w ich życiu po nich spływa. Kiedyś kupowali energię w puszkach i butelkach, tak załatwiali sobie dobre samopoczucie. Dziś domagają się tego od grup, ludzi, spotkań religijnych. To wielka pułapka być przywiązanym do przeżyć i tak chcieć czuć energię życia. Ci ludzi nie chcą zmiany, bo zmiana często boli, jest procesem, który trwa. Są nastawieni na szybki efekt. To wymaga decyzji, a decyzja wymaga udziału woli � a ta u alkoholików kuleje albo jej wcale nie ma. Wolę trzeba wyćwiczyć przez dyscyplinę, która uporządkuje życie, trzeba nauczyć się pokory, podejmowania wysiłku wewnętrznego, pewnej stałości, bez chwilowych zrywów, które są oparte na magicznym myśleniu. Życie jest trudnym wysiłkiem i wymaga wielu sprawności i umiejętności życiowych. Niektórzy alkoholicy oceniają swoje życie po przez "czucie", wartościowanie u nich dokonuje się, nie przez zmianę jakości życia ale przez siłę doznań. Taka koncepcja życia alkoholików, jest nadal infantylna. To czy alkoholicy podejmą rozwój duchowy czy nie, zależy oczywiście od nich samych, od zmiany koncepcji życia z "brać" na "dać" z "mieć" na "być", z "czuć" na "przeżywać"(doświadczać). To na skutek zmiany, przemiany, uporządkowania życia, odzyskania sensu życia, znalezienia odpowiedzi na pytanie po co żyję, odzyskuje się wpływ na to jak się żyje, czyli podejmuje się rozwój człowieka. Obserwuję alkoholików, którzy przyjeżdżają na spotkanie modlitewne, są szczęśliwi i mówią o swoim szczęściu, że się świetnie czują, tylko nie kontynuują tego "szczęścia" po przez podejmowanie dobrych decyzji ,nie podejmują rozwoju religijnego, nie włączają się w wspólnoty religijne, społeczne. Naładowali baterię na jakiś czas, mają dobre samopoczucie i to niektórym wystarczy, zostali poklepani, (zmiśowani), czują się fajnie. A Jak się inni z nimi czują?, oni zrobili sobie dobrze, czy są w stanie innym dać "Dobro" ? Czy znowu weszli w stare buty, choć lekko odświeżone. Część alkoholików jest znudzona monotonią trzeźwienia, szukają czegoś ekstra, wrażeń. Na jednym z spotkań, terapeuta alkoholik zaproponował zgromadzonym aby zrobić sobie "urlop od trzeźwości", duża liczba uzależnionych podjęła z entuzjazmem propozycję, były oklaski, świetny nastrój. Byłem zaskoczony jak łatwo ulegli czarowi, magicznego myślenia. Zachęcenie do urlopu od trzeźwości, to zachęcenie do urlopu od życia, od odpowiedzialności za proces własnego rozwoju, wiemy czym się to kończy. Trzeźwość to przecież zająć się życiem, uczyć się życia. Na szczęście później zdystansowano się od takiego pomysłu.
Rozwój człowieka to ciężka praca, aby żyć godnie � to podjąć pracę polegająca na zmaganiu z sobą, swoimi słabościami ale i rozwijaniem swojej potencjalności, talentów, które wcześniej trzeba odkryć. To kształtowanie wrażliwości swojego sumienia. Miarą dojrzałego człowieka, jest prawidłowo ukształtowane sumienie. Nie wystarczy wegetować, takie życie jest niegodne człowieka. Człowieka stać na świadome życie, jest istotą zdolną do refleksji, decyzji i działania. Minimalizm w życiu, jest groźny dla człowieka, bo może doprowadzić, do bolesnych konsekwencji. W trakcie picia alkoholik nauczył się wszystko minimalizować. Człowiek potrzebuje ideałów, wymagań, wysoko postawionej poprzeczki, aby nie stracić godności, siebie. Raz zdradzone ideały zostawiają w nas zawstydzenie, niektórych ono mobilizuje, przypomina im o bolesnej przeszłości, przestrzega aby nie bylin tylko konsumentami życia. Inni swoje zawstydzenie omijają z daleka, bo jest nie wygodne i trzeba coś z nimi zrobić, jakoś uśmierzyć. Terapeutycznie pozbywają się wszystkiego co sprawia im przykrość; wstydu, poczucia winy, wyrzutów sumienia, a wraz z nimi czasem najbardziej podstawowej wrażliwości moralnej. Komunikaty otrzymywane w czasie procesu terapii nie zawsze są właściwie rozumiane, "zadbaj o siebie" niejednokrotnie jest zamieniane na "czuj się dobrze". "Mi się teraz wszystko należy, przecież tak długo i ciężko cierpiałem." Czy można się dobrze czuć kiedy prawda o własnym życiu zawstydza, kiedy jest się winnym wielu cierpień, kiedy człowiek nie rozumie własnej przeszłości i aktualnego życia. To przecież nie czucie tu jest najważniejsze i pierwsze, ale prawda i to co z tej prawdy wyniknie dla dalszego losu człowieka. Trzeźwość często boli, kiedy podejmuje się porządkowanie swojego życia. Wystarczy spojrzeć na 12 kroków AA, tam jest odpowiedź, zawarta w krokach drabina rozwoju duchowego musi zaowocować nowym życiem, jeśli się ją konsekwentnie podejmie, ilu alkoholików ją podjęło? ........
Zadośćuczynienie, wdzięczność jest owocem zdrowienia, jest postawą normalizowania swoich stosunków z ludźmi i otaczającym światem. Ilu ludzi uzależnionych podejmuje to wyzwanie. Postawa roszczeniowa wobec świata i próba podporządkowania sobie innych, niejednokrotnie dzieli alkoholików między sobą, to "rogate" ego chce ciągle być pierwsze, bo inaczej czuje się gorsze i ostatnie. Pragnąć Dobra to Być dobrym, stać się (być) dobrym człowiekiem jest ważniejszym zadaniem od tego aby się dobrze czuć. Być Dobrym to uczestniczyć w Dobru , to nie tylko podziwiać wartości, zachwycać się, odkrywać je, mieć o nich wiedzę, ale zacząć je wprowadzać w życie, stosować je w życiu, liczyć się z nimi podejmując kolejne decyzje. Nie skazywać się na niewolnictwo od nastroju "robienia sobie dobrze", ale być w dobrym, a to wymaga ascezy, wysiłku, pokory, prawdy, wyrzeczeń.
Uzależnienie powoduje niezdolność do przeżywania siebie jako całości, uzależnionemu towarzyszy poczucie pustki wewnętrznej, stan wewnętrznej niepewności, wrażenie że czegoś brakuje. Uzależnienie popycha ludzi do ślepego przywiązania się do siebie, nie dając szans miłości dojrzałej, która mogłaby coś z siebie dać innym, chce nieustannie brać, jest infantylny, nie ma miejsca na rozwój duchowy. Ludzie uzależnieni interesują się wspieraniem samych siebie, pragną dopełnienia, marzą o szczęściu, ale nie chcą się rozwijać, nie mają ochoty znosić cierpień związanych z rozwojem, nie dbają o rozwój drugiego człowieka, zależy im aby był i służył ich zaspokojeniu.
W alkoholizmie jest obecny pierwiastek magiczny, po przez który, dąży się do kontroli i manipulacji to jest codzienność alkoholika. Przeciwieństwem magii jest duchowość, która przynosi uzdrowienie po przez otwarcie się na tajemnicę życia, na prawdę o nim. Praca nad sobą prowadzą do odkrycia doświadczenia nieograniczoności która wynika z rozwoju. Postawy duchowego życia można się nauczyć, tak jak można nauczyć się rozumienia duchowości........
Ks. Marcin Marsollek
środa, 17 sierpnia 2011
LATO, LATO !
Witam wszystkich po wakacjach i zachęcam do odwiedzenia mojego bloga "UŻYCZ MI", gdzie będę chciał się z wami podzielić moimi wakacyjnymi wspomnieniami.
zygi-grupawdrodze.blogspot.com
zygi-grupawdrodze.blogspot.com
sobota, 2 lipca 2011
" SPOKÓJ DUCHA "
Nasze codzienne życie, alkoholików trzeźwiejących obfituje w różnego rodzaju “przeszkódki”, które wyprowadzają nas z równowagi. To może być czyjś komentarz, niemiła uwaga, krytyka naszej osoby, “złośliwość przedmiotów martwych”, “złośliwość losu”, wypadki, przypadki, i wiele innych.
Choć często mamy wrażenie, że to inni ludzie najczęściej są powodem naszej irytacji. Tak czy inaczej, stan podenerwowania nie jest ani przyjemny, ani nie powoduje lepszego działania. Najczęściej jest to poddanie się impulsowi i utrata przytomnego umysłu.
Jak więc zachować spokój?
Warto zdać sobie sprawę, że nasza reakcja na nieprzyjemności zależy całkowicie od nas samych. Tłumaczenie, że “to przecież on/ona powiedział/a to i tamto” jest oddawaniem kontroli nad własnym stanem emocjonalnym innym ludziom lub jakimś bliżej niesprecyzowanym siłom. A przecież jesteśmy w stanie podjąć decyzję o tym jak zareagować, potrzeba jedynie trochę dobrej woli i ćwiczenia. Nauczmy się choć trochę medytować – nawet najprostsza i krótka medytacja pozwala osiągnąć spokój umysłu i uzyskać spojrzenie z pewnej perspektywy. Ważne jest takie małe odłączenie od samego siebie, by stać się obserwatorem.Wyobraźmy sobie, że opuszczamy ciało, unosimy się nad nim coraz wyżej i wyżej aż będziemy mogli spojrzeć z góry na siebie i otaczających nas ludzi. Jesteśmy całkowicie niezaangażowani w nic obserwatorami. Jako obserwatorzy nie denerwujemy się i nie angażujemy się emocjonalnie. Po prostu obserwujemy bez oceniania. A może głębokie oddychanie pomoże, gdy zorientujemy się, że jesteśmy źli, lub unosimy się emocjami. Często najlepiej jest nie reagować pod wpływem emocji – możemy tego potem żałować. Bądźmy nie wzruszeni i pozwólmy by sprawy spływały po nas. Zrozummy, że zawsze będą ludzie zezłoszczeni, chamscy, mający zły dzień. Ich problemy nie muszą być naszymi. Jeśli są złośliwi, nie musimy być również złośliwi. Niech ich komentarze, złość i złośliwości spłyną po nas jak po kaczce. Jedynie gdy pozwolimy by te uczucia chwyciły nas, damy złości zasiać swe ziarno w naszym ciele i rozwijać się. Gdy się uśmiechniemy i zignorujemy je, często sprawy zaczną iść w dobrym kierunku. Nie zawsze jest to proste, ale trening czyni mistrza. Jeśli damy się ponieść emocjom, zauważmy to, ale nie gańmy siebie za niepowodzenie. Jesteśmy ludźmi, emocje są naszym ewolucyjnym wyposażeniem i nie ma co ich piętnować. Niech celem będzie świadomość tego, co się z nami dzieje i kontrola nad emocjami. Uważajmy też by nie wpaść w pułapkę ignorowania czyjejś złości za wszelką cenę. Nie chodzi tu o to, by się spiąć, zebrać w sobie i stłumić emocje, które się w nas już pojawiły. W ten sposób zamiast osiągać spokój ducha, hodujemy sobie wrzody żołądka lub inną chorobę. Dążmy do tego, by w świadomy sposób odcinać się od cudzych emocji, na tyle, na ile w danej chwili potrafimy. Szukajmy zrozumienia – gdy ktoś powie nam coś nieprzyjemnego, zamiast brać to do siebie, zrozummy, że nie jesteśmy w centrum świata tej osoby. Może miała ona zły poranek, ma problemy małżeńskie albo nie rozumie za dobrze całej sprawy. Zawsze jest jakiś powód złości i nieuprzejmości, jeśli potrafimy je zrozumieć, będzie nam łatwiej sobie z nimi poradzić. Bardzo ważna uwaga. Nasze ego kocha być w centrum zainteresowania i chętnie odnosi wszystko do siebie. To iluzja. A umiejętność wczucia się w czyjąś sytuację, zrozumienie jej i zrozumienie czyichś emocji bez egocentrycznego odnoszenia ich do siebie to ważna i piękna rzecz. Na koniec warto zauważyć, że najlepsze co możemy dla siebie zrobić, to zaakceptować, że jesteśmy istotami emocjonalnymi. Akceptacja nie oznacza jednak przyzwolenia na bezrefleksyjne działanie pod wpływem emocji. Akceptacja nie prowadzi do wymówek w rodzaju “bo się zdenerwowałam”. Akceptacja idzie w parze ze świadomością tego co się z nami dzieje, a jednocześnie z przekonaniem, że jesteśmy w stanie kształtować swoje reakcje i nauczyć się czerpać z emocji ważne informacje jednocześnie nie stając się ich niewolnikiem.
A spokój ducha jaki można uzyskać dzięki zdystansowaniu się od negatywnych opinii, cudzej złości i chamstwa, itp., pozwoli na zdrowe i sensowne funkcjonowanie. Mniej złości, to zdrowsze ciało i duch
Opracował: SIGIMUND
Choć często mamy wrażenie, że to inni ludzie najczęściej są powodem naszej irytacji. Tak czy inaczej, stan podenerwowania nie jest ani przyjemny, ani nie powoduje lepszego działania. Najczęściej jest to poddanie się impulsowi i utrata przytomnego umysłu.
Jak więc zachować spokój?
Warto zdać sobie sprawę, że nasza reakcja na nieprzyjemności zależy całkowicie od nas samych. Tłumaczenie, że “to przecież on/ona powiedział/a to i tamto” jest oddawaniem kontroli nad własnym stanem emocjonalnym innym ludziom lub jakimś bliżej niesprecyzowanym siłom. A przecież jesteśmy w stanie podjąć decyzję o tym jak zareagować, potrzeba jedynie trochę dobrej woli i ćwiczenia. Nauczmy się choć trochę medytować – nawet najprostsza i krótka medytacja pozwala osiągnąć spokój umysłu i uzyskać spojrzenie z pewnej perspektywy. Ważne jest takie małe odłączenie od samego siebie, by stać się obserwatorem.Wyobraźmy sobie, że opuszczamy ciało, unosimy się nad nim coraz wyżej i wyżej aż będziemy mogli spojrzeć z góry na siebie i otaczających nas ludzi. Jesteśmy całkowicie niezaangażowani w nic obserwatorami. Jako obserwatorzy nie denerwujemy się i nie angażujemy się emocjonalnie. Po prostu obserwujemy bez oceniania. A może głębokie oddychanie pomoże, gdy zorientujemy się, że jesteśmy źli, lub unosimy się emocjami. Często najlepiej jest nie reagować pod wpływem emocji – możemy tego potem żałować. Bądźmy nie wzruszeni i pozwólmy by sprawy spływały po nas. Zrozummy, że zawsze będą ludzie zezłoszczeni, chamscy, mający zły dzień. Ich problemy nie muszą być naszymi. Jeśli są złośliwi, nie musimy być również złośliwi. Niech ich komentarze, złość i złośliwości spłyną po nas jak po kaczce. Jedynie gdy pozwolimy by te uczucia chwyciły nas, damy złości zasiać swe ziarno w naszym ciele i rozwijać się. Gdy się uśmiechniemy i zignorujemy je, często sprawy zaczną iść w dobrym kierunku. Nie zawsze jest to proste, ale trening czyni mistrza. Jeśli damy się ponieść emocjom, zauważmy to, ale nie gańmy siebie za niepowodzenie. Jesteśmy ludźmi, emocje są naszym ewolucyjnym wyposażeniem i nie ma co ich piętnować. Niech celem będzie świadomość tego, co się z nami dzieje i kontrola nad emocjami. Uważajmy też by nie wpaść w pułapkę ignorowania czyjejś złości za wszelką cenę. Nie chodzi tu o to, by się spiąć, zebrać w sobie i stłumić emocje, które się w nas już pojawiły. W ten sposób zamiast osiągać spokój ducha, hodujemy sobie wrzody żołądka lub inną chorobę. Dążmy do tego, by w świadomy sposób odcinać się od cudzych emocji, na tyle, na ile w danej chwili potrafimy. Szukajmy zrozumienia – gdy ktoś powie nam coś nieprzyjemnego, zamiast brać to do siebie, zrozummy, że nie jesteśmy w centrum świata tej osoby. Może miała ona zły poranek, ma problemy małżeńskie albo nie rozumie za dobrze całej sprawy. Zawsze jest jakiś powód złości i nieuprzejmości, jeśli potrafimy je zrozumieć, będzie nam łatwiej sobie z nimi poradzić. Bardzo ważna uwaga. Nasze ego kocha być w centrum zainteresowania i chętnie odnosi wszystko do siebie. To iluzja. A umiejętność wczucia się w czyjąś sytuację, zrozumienie jej i zrozumienie czyichś emocji bez egocentrycznego odnoszenia ich do siebie to ważna i piękna rzecz. Na koniec warto zauważyć, że najlepsze co możemy dla siebie zrobić, to zaakceptować, że jesteśmy istotami emocjonalnymi. Akceptacja nie oznacza jednak przyzwolenia na bezrefleksyjne działanie pod wpływem emocji. Akceptacja nie prowadzi do wymówek w rodzaju “bo się zdenerwowałam”. Akceptacja idzie w parze ze świadomością tego co się z nami dzieje, a jednocześnie z przekonaniem, że jesteśmy w stanie kształtować swoje reakcje i nauczyć się czerpać z emocji ważne informacje jednocześnie nie stając się ich niewolnikiem.
A spokój ducha jaki można uzyskać dzięki zdystansowaniu się od negatywnych opinii, cudzej złości i chamstwa, itp., pozwoli na zdrowe i sensowne funkcjonowanie. Mniej złości, to zdrowsze ciało i duch
Opracował: SIGIMUND
środa, 22 czerwca 2011
" ALKOHOLIK CZY TYLKO PIJAK ? "
Trawiąc niegdyś nad flaszką nocy i poranki,
Chory pijak stłukł wszystkie kieliszki i szklanki;
Klął miód, piwo znieważał, wino zwał tyranem.
Przyszedł potem do zdrowia i odtąd... pił dzbanem.
Ignacy Krasicki
Synonimy frazy pijak: Alkoholik, bibosz, menel, moczygęba, moczymorda, ochlaptus, pijus, opilec, opój, pijaczyna, pijaczysko, pijanica, pijus, żul
Niemal każdy z nas ma gotowy, zakorzeniony wizerunek alkoholika. Osoba obciążona chorobą alkoholową, według stereotypu, ma problemy w pracy, zaniedbuje rodzinę, bije żonę i dzieci, należy do innego, gorszego świata. I sporo w tym prawdy, jednak choroba ta ma różne stadia i przebieg. Rozwija się latami, jednak bardzo często, bez profesjonalnej pomocy, już nawet w początkowych etapach nie można jej zatrzymać. W "dobrej" rodzinie łatwiej chorować. Kiedy najbliżsi ukrywają problem, regulują długi, chcą wierzyć, że partner (choroba dotyczy obu płci, chociaż u kobiet zwykle rozwija się szybciej) po prostu jest rozrywkowy, albo przechodzi kryzys, nie ma przymusu wyjścia z picia. Nawet przed sobą nie trzeba przyznać się do choroby.
Mogą nadejść jednak takie dni, kiedy wstaniesz rano z łóżka i stwierdzisz, że to zupełnie nie tak.
Twoje coraz częstsze niedyspozycje spowodowane piciem oraz coraz silniejsze kojarzenie twojej osoby z alkoholem, zacznie skutkować stopniowym załamywaniem się twojej kariery zawodowej. Jako osoba niesolidna, mało wydajna i kompromitująca się podczas różnych imprez, zaczniesz trafiać powoli na boczny tor. Przestaniesz awansować, dostawać premie i podwyżki. Rzecz jasna, twój współmałżonek szybko się w tym zorientuje, przez co coraz częstsze kłótnie w domu wzbogacą się o nowy temat. Nieciekawy rozwój wypadków zacznie wreszcie do Ciebie docierać, wzbudzając niepokój, frustrację i złość na siebie i innych. Niestety, lata nadużywania alkoholu nauczą Cię, że najlepszym lekarstwem na wszelkie bolączki jest... alkohol. Im więcej szkód picie będzie czynić w twoim życiu, tym więcej będziesz pić. Ciągi alkoholowe będą coraz dłuższe, wielotygodniowe, pić będziesz od rana i coraz więcej. Przerwanie ciągu siłą własnej woli przestanie być możliwe - to organizm wymęczony codzienną intoksykacją i niedożywieniem będzie w pewnym momencie mówić "stop!". Niestety, odkryjesz, że przerwanie ciągu nie jest jeszcze końcem problemów, a wręcz przeciwnie - może być bardzo nieprzyjemne. A to za sprawą objawów abstynencyjnych, które zaczną towarzyszyć trzeźwieniu. Objawy abstynencyjne to przede wszystkim przypominające chorobę, bardzo złe samopoczucie psychiczne i fizyczne, stany lękowe, niepokój, bezsenność, drżenie rąk i całego ciała. I to one najprawdopodobniej sprawią, że zaczniesz wreszcie szukać pomocy. I tu masz do wyboru leczenie, lub odtrucie. Odtrucie, czyli detoksykacja, za którym nie idzie leczenie odwykowe, przynosi o wiele więcej szkody niż pożytku: daje złudne poczucie kontroli nad nałogiem i podtrzymuje w nałogu. Nie będziesz potrafił pogodzić się z myślą, że już nigdy żaden napój alkoholowy nie będzie dla Ciebie dozwolony. Będziesz się buntować. Prawie na pewno zechcesz sprawdzić, czy przypadkiem nie jesteś w stanie pić alkoholu w sposób kontrolowany, w małych ilościach i nie codziennie. I przeżyjesz kolejny wstrząs, gdy jedna, druga czy trzecia i czwarta taka próba pokażą Ci, że nie kontrolujesz swojego picia, że dla Ciebie każdy kontakt z alkoholem oznacza kolejny ciąg. Twój los się w tym miejscu waży. Możesz podjąć heroiczny wysiłek walki z nałogiem i pojedynek ten wygrać, czego z całych sił każdemu życzę. Może też jednak stać się i tak, a statystyka nie pozwala być optymistą, że poddasz się, że nie poradzisz sobie. I że wrócisz do picia.
Opracował: SIGIMUND
Chory pijak stłukł wszystkie kieliszki i szklanki;
Klął miód, piwo znieważał, wino zwał tyranem.
Przyszedł potem do zdrowia i odtąd... pił dzbanem.
Ignacy Krasicki
Synonimy frazy pijak: Alkoholik, bibosz, menel, moczygęba, moczymorda, ochlaptus, pijus, opilec, opój, pijaczyna, pijaczysko, pijanica, pijus, żul
Niemal każdy z nas ma gotowy, zakorzeniony wizerunek alkoholika. Osoba obciążona chorobą alkoholową, według stereotypu, ma problemy w pracy, zaniedbuje rodzinę, bije żonę i dzieci, należy do innego, gorszego świata. I sporo w tym prawdy, jednak choroba ta ma różne stadia i przebieg. Rozwija się latami, jednak bardzo często, bez profesjonalnej pomocy, już nawet w początkowych etapach nie można jej zatrzymać. W "dobrej" rodzinie łatwiej chorować. Kiedy najbliżsi ukrywają problem, regulują długi, chcą wierzyć, że partner (choroba dotyczy obu płci, chociaż u kobiet zwykle rozwija się szybciej) po prostu jest rozrywkowy, albo przechodzi kryzys, nie ma przymusu wyjścia z picia. Nawet przed sobą nie trzeba przyznać się do choroby.
Mogą nadejść jednak takie dni, kiedy wstaniesz rano z łóżka i stwierdzisz, że to zupełnie nie tak.
Twoje coraz częstsze niedyspozycje spowodowane piciem oraz coraz silniejsze kojarzenie twojej osoby z alkoholem, zacznie skutkować stopniowym załamywaniem się twojej kariery zawodowej. Jako osoba niesolidna, mało wydajna i kompromitująca się podczas różnych imprez, zaczniesz trafiać powoli na boczny tor. Przestaniesz awansować, dostawać premie i podwyżki. Rzecz jasna, twój współmałżonek szybko się w tym zorientuje, przez co coraz częstsze kłótnie w domu wzbogacą się o nowy temat. Nieciekawy rozwój wypadków zacznie wreszcie do Ciebie docierać, wzbudzając niepokój, frustrację i złość na siebie i innych. Niestety, lata nadużywania alkoholu nauczą Cię, że najlepszym lekarstwem na wszelkie bolączki jest... alkohol. Im więcej szkód picie będzie czynić w twoim życiu, tym więcej będziesz pić. Ciągi alkoholowe będą coraz dłuższe, wielotygodniowe, pić będziesz od rana i coraz więcej. Przerwanie ciągu siłą własnej woli przestanie być możliwe - to organizm wymęczony codzienną intoksykacją i niedożywieniem będzie w pewnym momencie mówić "stop!". Niestety, odkryjesz, że przerwanie ciągu nie jest jeszcze końcem problemów, a wręcz przeciwnie - może być bardzo nieprzyjemne. A to za sprawą objawów abstynencyjnych, które zaczną towarzyszyć trzeźwieniu. Objawy abstynencyjne to przede wszystkim przypominające chorobę, bardzo złe samopoczucie psychiczne i fizyczne, stany lękowe, niepokój, bezsenność, drżenie rąk i całego ciała. I to one najprawdopodobniej sprawią, że zaczniesz wreszcie szukać pomocy. I tu masz do wyboru leczenie, lub odtrucie. Odtrucie, czyli detoksykacja, za którym nie idzie leczenie odwykowe, przynosi o wiele więcej szkody niż pożytku: daje złudne poczucie kontroli nad nałogiem i podtrzymuje w nałogu. Nie będziesz potrafił pogodzić się z myślą, że już nigdy żaden napój alkoholowy nie będzie dla Ciebie dozwolony. Będziesz się buntować. Prawie na pewno zechcesz sprawdzić, czy przypadkiem nie jesteś w stanie pić alkoholu w sposób kontrolowany, w małych ilościach i nie codziennie. I przeżyjesz kolejny wstrząs, gdy jedna, druga czy trzecia i czwarta taka próba pokażą Ci, że nie kontrolujesz swojego picia, że dla Ciebie każdy kontakt z alkoholem oznacza kolejny ciąg. Twój los się w tym miejscu waży. Możesz podjąć heroiczny wysiłek walki z nałogiem i pojedynek ten wygrać, czego z całych sił każdemu życzę. Może też jednak stać się i tak, a statystyka nie pozwala być optymistą, że poddasz się, że nie poradzisz sobie. I że wrócisz do picia.
Opracował: SIGIMUND
środa, 8 czerwca 2011
" KROK 6 "
Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.
Kolejny krok zmierzenia się z pychą. Nie dość, że potrzebujemy przyznać się do błędów, wyrazić je publicznie, to jeszcze musimy stać się gotowi z nich zrezygnować i to w chwili, gdy niektóre błędy przynosiły ewidentne korzyści. Picie przynosiło ulgę, nie tylko krzywdę. Jakże często przyznawaliśmy się do winy tylko po to, aby pozbyć się nieznośnego poczucia winy, a nie po to, aby nie pić więcej. Krok 6 mówi, że przyznanie się to mało. Jeszcze trzeba podjąć decyzję o rezygnacji z zachowań, przyzwyczajeń, nawyków, które czasami są bardzo sztywne i oporne na zmiany.
My alkoholicy, powracający do zdrowia często mówimy: „Wciąż walczę z moimi wadami charakteru. Na różne sposoby usiłowałem się ich pozbyć, a one wciąż są. Coś nie skutkuje. Co robię źle?”
Pomimo szczerych wysiłków, by pracować nad programem, jakoś ciągle odczuwamy niepokój. Zrobiliśmy starannie Krok Czwarty i Piąty, ale wciąż nie znajdujemy spokoju umysłu, który świadczy o pogodzie ducha. Wyczuwamy, że czegoś nam brakuje, coś jest nie tak, ale nie wiemy co to takiego. Wkrada się czasami zwątpienie i powracając do zdrowia zaczynamy odczuwać nieudolność i rozczarowanie programem zdrowienia proponowanym przez Anonimowych Alkoholików.
Jedynym wywołującym zakłopotanie aspektem pracy nad krokiem Szóstym jest to, że wymaga on naszego bezpośredniego dialogu z Bogiem. Wymaga naszego głębszego spojrzenia na stosunek do Niego w odosobnieniu i samotności naszych serc i umysłów. Sprawia nam to olbrzymią trudność nie dlatego, że nie chcemy pracować nad tym Krokiem, ale dlatego, że nie wiemy jak. Szczególnie trudne jest to gdy nie zaakceptowaliśmy jeszcze obecności Siły Wyższej. Nawet gdy posiadamy ustaloną wiarę w swoją koncepcję Boga i mocne religijnie wychowanie; miewamy czasem kłopoty z zaakceptowaniem tego Kroku. Wczesne wychowanie religijne być może nauczyło nas, że musimy być „dobrzy”, jeśli oczekujemy dobrych rzeczy od Boga. Występuje uczucie, że musimy „wykazać się” przed Bogiem, że musimy „upiększyć nasze czyny” zanim zwrócimy się do Niego w modlitwie. Może nawet lękamy się, że gdyby On znał nas takimi jakimi naprawdę jesteśmy, to w ogóle by nie chciał, abyśmy byli blisko Niego w modlitwie. Czy tak bardzo wstydzimy się naszych czynów, że sami nie możemy na nie patrzeć, a tym bardziej dzielić się nimi z tak potężną istotą? Modlimy się o to, jacy chcielibyśmy być, albo jacy myślimy, że powinniśmy być, zamiast powiedzieć Mu prosto i szczerze jak to naprawdę z nami jest. Czy nie miałoby sensu, kiedy zwracamy się do Boga z naszymi wadami charakteru, przedstawić stan w jakim się znajdujemy, a nie ten , jaki chcielibyśmy, żeby był?. Przypomnijmy sobie nasze zmagania z Krokiem Pierwszym: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Może nasze modlitwy brzmiały w ten sposób: „Boże, spraw abym mógł pić normalnie”. „Boże, pomóż mi kontrolować moje picie”. ”Panie, ja nie chcę tak pić...Chcę pić jak inni.” Te modlitwy były dla nas logiczne, bo przecież Bóg powinien chcieć, abyśmy pili przyzwoicie. Wołaliśmy” Dlaczego nie możesz mi tego dać? Modlę się do ciebie, a budzę się pijany! No tak jak Bóg może istnieć?” Teraz znamy już odpowiedź na te modlitwy. Czy były to modlitwy samolubne- modlitwy całkowicie skupione na naszych potrzebach, na życzeniach dla samych siebie?. Leczenie mogło się rozpocząć dopiero wtedy, gdy pokornie i szczerze zwróciliśmy się do Niego i powiedzieliśmy Mu, jak to naprawdę jest, dopiero wtedy, gdy mogliśmy Mu powiedzieć: „Boże, jestem bezsilny i przestałem kierować własnym życiem” Proces zdrowienia mógł się rozpocząć dopiero wtedy, gdy ustało zmaganie i walka i gdy rozpoczęła się akceptacja. Powracając do kroku Szóstego, może powinniśmy pamiętać o problemach, jakie napotkaliśmy przy Kroku Pierwszym. Może powinniśmy zaczynać modlitwę od uczciwego stwierdzenia tego co jest!” Boże, jestem niecierpliwy. ”Boże, jestem osobą nie tolerancyjną.” „Boże, brak mi wiary.” „Boże , jestem nieuprzejmy. ”Zamiast naszych marzeń i pragnień odnośnie tego, jakimi chcemy być, przedstawiamy Mu się, jacy w rzeczywistości jesteśmy. Nie ma potrzeby ukazywać się Bogu w jakikolwiek sposób odbiegający od rzeczywistości. Nie potrzebujemy „upiększać naszych czynów”. Bóg nie ma wobec nas takich zamiarów. On mówi nam, że nie możemy niczego uczynić , aby pozyskać Jego miłość, obojętnie jak wiele dajemy kościołowi, ile robimy dobrych uczynków, czy jak dobrymi jesteśmy samarytaninami. Jego miłości nie można zdobyć. Miłość Jego jest już nasza poprzez samą laskę. Łaska jest miłością i życzliwością, na którą nie trzeba zasługiwać. Nie trzeba jej zdobywać ani jej wyczekiwać. Ona po prostu istnieje. Czy wierzysz w to czy nie , zależy od tego, czy mamy wiarę.
Czym jest wiara?
To po prostu wierzenie w coś , czego nie trzeba budować. Jeśli brak wiary nie pozwala nam żyć spokojnie, to z pewnością jest wadą- wadą, która stoi na drodze do zdrowienia i do więzi z Bogiem, tak jak Go pojmujemy. Może ten brak wiary jest pierwszą wadą charakteru, do której powinniśmy Mu się uczciwie przyznać Alkoholizm określony jest jako choroba potrójna: fizyczna, psychiczna i duchowa. Zdrowienie musi obejmować wszystkie trzy płaszczyzny, a wiara w Siłę większa od nas samych jest istotną, niezbędną częścią zdrowienia. Należy pamiętać, że jeżeli znaleźliśmy wiarę w Siłę Wyższa, to również potem powinniśmy trzymać się jej świadomie każdego dnia. Nawet ci z długotrwałą, solidna trzeźwością i silną wiarą maja czasem chwile zwątpienia i wtedy powinni poprosić o siłę. Praca nad Krokiem Szóstym oraz stosowanie go, musi być procesem stałym. Wiara jest jak roślina, którą trzeba podlewać jeśli ma żyć. Wymaga troski i uwagi, aby zawsze być silną i zdrową. Może to jest właśnie pole, na którym moglibyśmy spożytkować siłę woli, która była tak bezużyteczna w naszych próbach zaprzestania picia na własną rękę. Wola to po prostu siła do dokonywania wyboru. Mamy siłę wybrać takie postępowanie, jakie jest potrzebne do podtrzymywania naszej wiary, bez względu na to jak niewielka może ona być. Możemy wybrać chodzenie na mitingi. Możemy wybrać codzienne czytanie materiałów. Możemy wybrać próbę rzetelnego praktykowania Dwunastu Kroków. Możemy wybrać pójście na całego w pogoni za trzeźwością. Możemy wybrać modlitwę niesamolubną. To samo dotyczy wad naszego charakteru. Możemy wybrać ich rozpoznanie, uświadomienie sobie i zaakceptowanie, a w rezultacie zdobyć pewną siłę, by nimi kierować, zamiast być kierowanym przez nie. Możemy wybrać uczciwe podzielenie się nimi z naszą Siłą Wyższą i zwrócenie się do Niej o pomoc w ich usunięciu, wierząc, że Ona je usunie. Doskonalmy nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumiemy, modląc się jedynie o poznanie Jego woli wobec nas. Chcemy, żeby pomagał nam podejmować decyzje, ale tak naprawdę to powinniśmy Go pytać jaka jest jego wola wobec nas. Bo On chce, abyśmy byli trzeźwi, zdolni stawić czoła życiu z godnością i spokojem – polegać na Jego sile i przewodnictwie, a nie na alkoholu. Przeprowadzenie takich drastycznych zmian w sposobie radzenia sobie z życiem wymaga od nas oprócz zdrowienia fizycznego i psychicznego, również zdrowienia duchowego. Konieczność zdrowienia duchowego jest szczególnie widoczna, kiedy spojrzymy na spustoszenia, jakich choroba dokonała w naszych stosunkach z innymi ludźmi. Stosunki z bliskimi stopniowo pogarszały się, zastępowaliśmy je alkoholem. Nie było miejsca dla tych, na których nam zależało. To samo działo się z naszym stosunkiem do Boga, jakkolwiek Go pojmowaliśmy. Następowało odłączenie od Niego – odstąpienie. Uważaliśmy, że już Go nie potrzebujemy, bo mieliśmy coś innego. Mieliśmy alkohol a pod jego działaniem mieliśmy wspaniałe przeżycia pseudo-duchowe. W stanie upojenia doświadczaliśmy wspaniałych uczuć, mieliśmy poczucie powodzenia, na trzeźwo rzadko odczuwane. Czuliśmy, że jesteśmy mocni, byliśmy w stanie zrobić cokolwiek byśmy chcieli, bądź stać się kimkolwiek kim byśmy chcieli. Czuliśmy, że posiadamy ogromną inteligencję i rozum; że jesteśmy ponad problemami całej reszty ludzkości. Nie potrzebowaliśmy wiary, więc komu potrzebny był Bóg? Alkohol stał się naszym bogiem. Bogiem, na którym można było polegać i do którego mieliśmy zaufanie większe niż do czegokolwiek i kogokolwiek innego. Bogiem, który ostatecznie niszczył nas i tych, których kochaliśmy. Leczenie duchowe rozpoczyna się wtedy, gdy to sobie uświadomimy i zwrócimy się do Siły Wyższej, która nie zawiedzie naszego zaufania. Do życzliwego i kochającego Boga, który będzie nas znał takimi, jakimi jesteśmy naprawdę, a mimo to będzie nas kochał i będzie się o nas troszczył. Boga, który da nam poczucie powodzenia, które nie zniknie po kilku godzinach. Boga, który może nam dać poczucie siły, które nie przeminie. Boga, który nie zabierze naszego bólu, ale da nam siłę na dalszą drogę, Jeśli Mu na to pozwolimy. Boga, który będzie kierował naszymi stosunkami z tymi, których kochamy. Boga, który będzie sobie cenić nasz stosunek do Niego i który na zawsze zostanie z nami. Musimy wyzbyć się schematu myślenia, który sprawia, że czujemy, że jesteśmy wszechwładni, że nasza siła może usunąć braki charakteru. Tak jak jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, tak samo jesteśmy bezsilni wobec naszych wad charakteru. Potrzebujemy pomocy. Musimy stać się gotowi, aby Bóg je usunął. Nie możemy tego zrobić na własną rękę, tak jak na własną rękę nie mogliśmy przestać pić. Musimy zwrócić się do Niego w pokorze, by usunął nasze braki, a następnie wierzyć, że On to uczyni. My tylko musimy się do niego zwrócić.
Nie komplikujmy, tylko powoli oddajmy Bogu !
Opracował: SIGIMUND
Kolejny krok zmierzenia się z pychą. Nie dość, że potrzebujemy przyznać się do błędów, wyrazić je publicznie, to jeszcze musimy stać się gotowi z nich zrezygnować i to w chwili, gdy niektóre błędy przynosiły ewidentne korzyści. Picie przynosiło ulgę, nie tylko krzywdę. Jakże często przyznawaliśmy się do winy tylko po to, aby pozbyć się nieznośnego poczucia winy, a nie po to, aby nie pić więcej. Krok 6 mówi, że przyznanie się to mało. Jeszcze trzeba podjąć decyzję o rezygnacji z zachowań, przyzwyczajeń, nawyków, które czasami są bardzo sztywne i oporne na zmiany.
My alkoholicy, powracający do zdrowia często mówimy: „Wciąż walczę z moimi wadami charakteru. Na różne sposoby usiłowałem się ich pozbyć, a one wciąż są. Coś nie skutkuje. Co robię źle?”
Pomimo szczerych wysiłków, by pracować nad programem, jakoś ciągle odczuwamy niepokój. Zrobiliśmy starannie Krok Czwarty i Piąty, ale wciąż nie znajdujemy spokoju umysłu, który świadczy o pogodzie ducha. Wyczuwamy, że czegoś nam brakuje, coś jest nie tak, ale nie wiemy co to takiego. Wkrada się czasami zwątpienie i powracając do zdrowia zaczynamy odczuwać nieudolność i rozczarowanie programem zdrowienia proponowanym przez Anonimowych Alkoholików.
Jedynym wywołującym zakłopotanie aspektem pracy nad krokiem Szóstym jest to, że wymaga on naszego bezpośredniego dialogu z Bogiem. Wymaga naszego głębszego spojrzenia na stosunek do Niego w odosobnieniu i samotności naszych serc i umysłów. Sprawia nam to olbrzymią trudność nie dlatego, że nie chcemy pracować nad tym Krokiem, ale dlatego, że nie wiemy jak. Szczególnie trudne jest to gdy nie zaakceptowaliśmy jeszcze obecności Siły Wyższej. Nawet gdy posiadamy ustaloną wiarę w swoją koncepcję Boga i mocne religijnie wychowanie; miewamy czasem kłopoty z zaakceptowaniem tego Kroku. Wczesne wychowanie religijne być może nauczyło nas, że musimy być „dobrzy”, jeśli oczekujemy dobrych rzeczy od Boga. Występuje uczucie, że musimy „wykazać się” przed Bogiem, że musimy „upiększyć nasze czyny” zanim zwrócimy się do Niego w modlitwie. Może nawet lękamy się, że gdyby On znał nas takimi jakimi naprawdę jesteśmy, to w ogóle by nie chciał, abyśmy byli blisko Niego w modlitwie. Czy tak bardzo wstydzimy się naszych czynów, że sami nie możemy na nie patrzeć, a tym bardziej dzielić się nimi z tak potężną istotą? Modlimy się o to, jacy chcielibyśmy być, albo jacy myślimy, że powinniśmy być, zamiast powiedzieć Mu prosto i szczerze jak to naprawdę z nami jest. Czy nie miałoby sensu, kiedy zwracamy się do Boga z naszymi wadami charakteru, przedstawić stan w jakim się znajdujemy, a nie ten , jaki chcielibyśmy, żeby był?. Przypomnijmy sobie nasze zmagania z Krokiem Pierwszym: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Może nasze modlitwy brzmiały w ten sposób: „Boże, spraw abym mógł pić normalnie”. „Boże, pomóż mi kontrolować moje picie”. ”Panie, ja nie chcę tak pić...Chcę pić jak inni.” Te modlitwy były dla nas logiczne, bo przecież Bóg powinien chcieć, abyśmy pili przyzwoicie. Wołaliśmy” Dlaczego nie możesz mi tego dać? Modlę się do ciebie, a budzę się pijany! No tak jak Bóg może istnieć?” Teraz znamy już odpowiedź na te modlitwy. Czy były to modlitwy samolubne- modlitwy całkowicie skupione na naszych potrzebach, na życzeniach dla samych siebie?. Leczenie mogło się rozpocząć dopiero wtedy, gdy pokornie i szczerze zwróciliśmy się do Niego i powiedzieliśmy Mu, jak to naprawdę jest, dopiero wtedy, gdy mogliśmy Mu powiedzieć: „Boże, jestem bezsilny i przestałem kierować własnym życiem” Proces zdrowienia mógł się rozpocząć dopiero wtedy, gdy ustało zmaganie i walka i gdy rozpoczęła się akceptacja. Powracając do kroku Szóstego, może powinniśmy pamiętać o problemach, jakie napotkaliśmy przy Kroku Pierwszym. Może powinniśmy zaczynać modlitwę od uczciwego stwierdzenia tego co jest!” Boże, jestem niecierpliwy. ”Boże, jestem osobą nie tolerancyjną.” „Boże, brak mi wiary.” „Boże , jestem nieuprzejmy. ”Zamiast naszych marzeń i pragnień odnośnie tego, jakimi chcemy być, przedstawiamy Mu się, jacy w rzeczywistości jesteśmy. Nie ma potrzeby ukazywać się Bogu w jakikolwiek sposób odbiegający od rzeczywistości. Nie potrzebujemy „upiększać naszych czynów”. Bóg nie ma wobec nas takich zamiarów. On mówi nam, że nie możemy niczego uczynić , aby pozyskać Jego miłość, obojętnie jak wiele dajemy kościołowi, ile robimy dobrych uczynków, czy jak dobrymi jesteśmy samarytaninami. Jego miłości nie można zdobyć. Miłość Jego jest już nasza poprzez samą laskę. Łaska jest miłością i życzliwością, na którą nie trzeba zasługiwać. Nie trzeba jej zdobywać ani jej wyczekiwać. Ona po prostu istnieje. Czy wierzysz w to czy nie , zależy od tego, czy mamy wiarę.
Czym jest wiara?
To po prostu wierzenie w coś , czego nie trzeba budować. Jeśli brak wiary nie pozwala nam żyć spokojnie, to z pewnością jest wadą- wadą, która stoi na drodze do zdrowienia i do więzi z Bogiem, tak jak Go pojmujemy. Może ten brak wiary jest pierwszą wadą charakteru, do której powinniśmy Mu się uczciwie przyznać Alkoholizm określony jest jako choroba potrójna: fizyczna, psychiczna i duchowa. Zdrowienie musi obejmować wszystkie trzy płaszczyzny, a wiara w Siłę większa od nas samych jest istotną, niezbędną częścią zdrowienia. Należy pamiętać, że jeżeli znaleźliśmy wiarę w Siłę Wyższa, to również potem powinniśmy trzymać się jej świadomie każdego dnia. Nawet ci z długotrwałą, solidna trzeźwością i silną wiarą maja czasem chwile zwątpienia i wtedy powinni poprosić o siłę. Praca nad Krokiem Szóstym oraz stosowanie go, musi być procesem stałym. Wiara jest jak roślina, którą trzeba podlewać jeśli ma żyć. Wymaga troski i uwagi, aby zawsze być silną i zdrową. Może to jest właśnie pole, na którym moglibyśmy spożytkować siłę woli, która była tak bezużyteczna w naszych próbach zaprzestania picia na własną rękę. Wola to po prostu siła do dokonywania wyboru. Mamy siłę wybrać takie postępowanie, jakie jest potrzebne do podtrzymywania naszej wiary, bez względu na to jak niewielka może ona być. Możemy wybrać chodzenie na mitingi. Możemy wybrać codzienne czytanie materiałów. Możemy wybrać próbę rzetelnego praktykowania Dwunastu Kroków. Możemy wybrać pójście na całego w pogoni za trzeźwością. Możemy wybrać modlitwę niesamolubną. To samo dotyczy wad naszego charakteru. Możemy wybrać ich rozpoznanie, uświadomienie sobie i zaakceptowanie, a w rezultacie zdobyć pewną siłę, by nimi kierować, zamiast być kierowanym przez nie. Możemy wybrać uczciwe podzielenie się nimi z naszą Siłą Wyższą i zwrócenie się do Niej o pomoc w ich usunięciu, wierząc, że Ona je usunie. Doskonalmy nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumiemy, modląc się jedynie o poznanie Jego woli wobec nas. Chcemy, żeby pomagał nam podejmować decyzje, ale tak naprawdę to powinniśmy Go pytać jaka jest jego wola wobec nas. Bo On chce, abyśmy byli trzeźwi, zdolni stawić czoła życiu z godnością i spokojem – polegać na Jego sile i przewodnictwie, a nie na alkoholu. Przeprowadzenie takich drastycznych zmian w sposobie radzenia sobie z życiem wymaga od nas oprócz zdrowienia fizycznego i psychicznego, również zdrowienia duchowego. Konieczność zdrowienia duchowego jest szczególnie widoczna, kiedy spojrzymy na spustoszenia, jakich choroba dokonała w naszych stosunkach z innymi ludźmi. Stosunki z bliskimi stopniowo pogarszały się, zastępowaliśmy je alkoholem. Nie było miejsca dla tych, na których nam zależało. To samo działo się z naszym stosunkiem do Boga, jakkolwiek Go pojmowaliśmy. Następowało odłączenie od Niego – odstąpienie. Uważaliśmy, że już Go nie potrzebujemy, bo mieliśmy coś innego. Mieliśmy alkohol a pod jego działaniem mieliśmy wspaniałe przeżycia pseudo-duchowe. W stanie upojenia doświadczaliśmy wspaniałych uczuć, mieliśmy poczucie powodzenia, na trzeźwo rzadko odczuwane. Czuliśmy, że jesteśmy mocni, byliśmy w stanie zrobić cokolwiek byśmy chcieli, bądź stać się kimkolwiek kim byśmy chcieli. Czuliśmy, że posiadamy ogromną inteligencję i rozum; że jesteśmy ponad problemami całej reszty ludzkości. Nie potrzebowaliśmy wiary, więc komu potrzebny był Bóg? Alkohol stał się naszym bogiem. Bogiem, na którym można było polegać i do którego mieliśmy zaufanie większe niż do czegokolwiek i kogokolwiek innego. Bogiem, który ostatecznie niszczył nas i tych, których kochaliśmy. Leczenie duchowe rozpoczyna się wtedy, gdy to sobie uświadomimy i zwrócimy się do Siły Wyższej, która nie zawiedzie naszego zaufania. Do życzliwego i kochającego Boga, który będzie nas znał takimi, jakimi jesteśmy naprawdę, a mimo to będzie nas kochał i będzie się o nas troszczył. Boga, który da nam poczucie powodzenia, które nie zniknie po kilku godzinach. Boga, który może nam dać poczucie siły, które nie przeminie. Boga, który nie zabierze naszego bólu, ale da nam siłę na dalszą drogę, Jeśli Mu na to pozwolimy. Boga, który będzie kierował naszymi stosunkami z tymi, których kochamy. Boga, który będzie sobie cenić nasz stosunek do Niego i który na zawsze zostanie z nami. Musimy wyzbyć się schematu myślenia, który sprawia, że czujemy, że jesteśmy wszechwładni, że nasza siła może usunąć braki charakteru. Tak jak jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, tak samo jesteśmy bezsilni wobec naszych wad charakteru. Potrzebujemy pomocy. Musimy stać się gotowi, aby Bóg je usunął. Nie możemy tego zrobić na własną rękę, tak jak na własną rękę nie mogliśmy przestać pić. Musimy zwrócić się do Niego w pokorze, by usunął nasze braki, a następnie wierzyć, że On to uczyni. My tylko musimy się do niego zwrócić.
Nie komplikujmy, tylko powoli oddajmy Bogu !
Opracował: SIGIMUND
Subskrybuj:
Posty (Atom)