Jestem osobą współuzależnioną. Mój mąż nie pije od lat 11. Jest, jak to ja nazywam, "zapalonym aaowcem”. Mitingi dwa razy w tygodniu, służba rzecznika, jeździ do aresztów na mitingi, w które, aby się odbywały, włożył wiele wysiłku. Po prostu wzór trzeźwiejącego alkoholika. Jest tylko jedno "ale" - relacje w rodzinie. Bywa agresywny wobec mnie i naszej dorosłej już córki.
Gdy tylko coś "nie idzie po Jego myśli krzyczy nie przebierając w słowach. Potrafi powiedzieć do córki, że ma "oblezłą gębę" (nawet kiedyś położył Jej taką karteczkę z tym napisem na biurku). Ostatnio powiedział, że "jest poryta" (a chciała po prostu wyłączyć ruter i włączyć za chwile, bo nie działał w Jej laptopie internet, a że mąż też pracował na laptopie, to go po prostu o tym poinformowała.. i taką dostała odpowiedź). Sytuacji takich jest mnóstwo. Jak jest zły, to potrafi do mnie powiedzieć -"mam nadzieje, że szybko zdechniesz" albo "mam nadzieję, że wjedziesz pod jakiegoś tira, albo że jestem głupia lub inne epitety, których wstydzę się pisać. Z biegiem czasu uodporniłam się na takie hasła, gorzej jest z córką. Mam wrazenie, że mój mąż zatrzymał się emocjonalnie na latach wczesnej młodości. Traktuje córkę jak małe dziecko (dziewczyna ma 25 lat ), dołuje Ją, kpiąc, że jaki tam z Niej inżynier (za 2 miesiące będzie magistrem, a inżynierem już jest).
Chodzę na Al-anon od kilku lat i pewnie dlatego żyje mi się lżej. Próbowałam rozmawiać z mężem, ale On twierdzi, że nie ma czasu. Próbowałam namówić Go na wspólną terapię u psychologa, na wizytę u seksuologa (ta sfera nie istnieje od 3 lat a gdy już istniała, to było po prostu kiepsko) i nic. Po prostu NIC. Nigdzie nie chce pójść. Czytam mnóstwo literatury. Przez około 3 lata miałam kontakt terapeutyczny z alkoholikem trzeźwiejącym od ponad 20 lat – to terapeuta. Nawet udało się namówić mojego męża na kilka spotkań, ale to nic nie dało, bo mój mąż czuł się kimś lepszym ode mnie w tej terapii (to słowa terapeuty). Gdy terapeuta zwracał uwagę, że pewne rzeczy robi źle i że trzeba nad tym popracować, to był po prostu zły i mówił, że chcemy go zmieniać. To cały czas ja mam się zmieniać - tak twierdzi mąż. Myślę, że zrobiłam wiele dobrych rzeczy, staram się przekładać program Al-anon na dom. Odpuściłam już wiele rzeczy, ale żyje mi się dalej źle. Co mogę jeszcze zrobić? Wiem, że podstawą jest rozmowa, ale nie ma takiej siły, która by spowodowała, że mąż będzie rozmawiał. Próbowałam już wszystkiego. Pisałam listy, maile. Mówi, że wyrzuca to i wcale tego nie czyta. Mówi, że "ma w dupie to, co ja czuję, myślę i co chcę powiedzieć". Próbuję powiedzieć, że tak naprawdę to my się nie znamy. Mąż pił kilkanaście lat. Wszystko kręciło się wokół niego i alkoholu, a ten czas trzeźwienia to właśnie czas, w którym powinniśmy poznawać siebie, po prostu uczyć się siebie nawzajem.
Dla całego otoczenia on jest wzorem męża, ojca, wzorem trzeźwiejącego alkoholika. Co ja jeszcze mogę zrobić? Dodam, że mąż miał oboje rodziców alkoholików - nie żyją już. Szczególnie matka dopuściła się wobec Niego strasznych rzeczy (gdy był dzieckiem, wyrzucała Go z domu, głodziła, sypiała na Jego oczach z mężczyznami itp.). Czasami mam wrazenie, że tą nienawiść do matki przelał na mnie i na naszą córkę.
Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman
środa, 15 lutego 2012
wtorek, 14 lutego 2012
" AKCEPTACJA "
Akceptacja to nowe słowo, niezwykle ważne zarówno gdy chodzi o miłość jak i o psychologię komunikacji. Dosłownie: „akceptować" znaczy zgadzać się na to, co akceptuję. Pokrewne słowo „aprobata" wyraża więcej, a mianowicie pochwałę, uznanie. W codzienności często zaciera się różnica między tymi słowami.
Wtedy akceptacji przypisujemy także uznanie. Tymczasem mogę akceptować także i to, co nie koniecznie zasługuje na uznanie czy pochwałę. Akceptować znaczy głównie przyjąć, pozwolić być (przedmiotom lub człowiekowi) takim, jakim jest aktualnie i w ogóle. Tak rozumiana akceptacja jest akceptacją bezwarunkową. Tak akceptują swoje dzieci rodzice, tak akceptuje się przyjaciół.
Inny charakter ma akceptacja, która stawia jakby warunki: „akceptuję cię, jeżeli...". To akceptacja warunkowa. Dziecko spotyka się z nią najpóźniej w szkole ze strony nauczyciela: „akceptuję cię, gdy będziesz spokojnie siedział w ławce, uważał na lekcji i odrabiał zadania domowe." Podobnie w całym życiu społecznym: otrzymuję akceptację, gdy zachowuję normy obowiązujące w społeczności, płacę podatki i nie naruszam uprawnień współobywateli. Akceptacja warunkowa cechuje relacje w układach hierarchicznej nierówności, takich jak nauczyciel - uczeń, zwierzchnik - podwładny, pracodawca - pracownik, czasem także urzędnik - petent itp.
Akceptacja jest przedpolem miłości bliźniego i siebie samego, a także warunkiem dobrej komunikacji. Akceptować siebie i drugiego człowieka to znaczy praktycznie, pozwalać sobie i jemu być, jakim jest, ze wszystkim co stanowi jego wyposażenie a także bagaż psychiczny, a więc uzdolnienia, zalety i wady, własne i jego dokonania i nie-dokonania, sukcesy życiowe i porażki, zasługi i przewiny. W aktualnej teraźniejszości dotyczy to także nastroju uczuciowego: pogody ducha, ale też posępnego zniechęcenia. Dopiero na gruncie takiej bezwarunkowej akceptacji może rozwinąć się dobra komunikacja przede wszystkim z sobą, a także zrodzić miłość do bliźniego. Taka zdolność do akceptacji bezwarunkowej nie powstaje łatwo, wymaga bowiem wcześniejszego doznania takiej akceptacji od innych, z zewnątrz. Większość ludzi doznała jej we wczesnym dzieciństwie, wraz z miłością rodziców i dzięki niej dokonała także akceptacji siebie samych, a to dopiero sprawia, że potrafią także obdarować swoją akceptacją innych ludzi. W tym miejscu takie funkcjonowanie u nas alkoholików zostało zachwiane. Droga rozwoju zdolności do akceptacji przebiega więc od zewnątrz do wnętrza życia psychicznego, by z kolei stać się zdolnością okazywania akceptacji na zewnątrz.
Trudniej, gdy komuś poskąpiono akceptacji bezwarunkowej na początku życia, gdy stale napotykał na stawiane mu trudne do spełnienia warunki, gdy musiał na akceptację zasługiwać, a przez to także miał trudności z zaakceptowaniem siebie, ustawicznie wewnętrznie i sobie samemu stawiając warunki. Takiemu człowiekowi trudno przychodzi rezygnować ze stawiania warunków także innym ludziom - wydaje mu się, że może akceptować tylko tych, którzy te warunki spełniają. Taka postawa bardzo utrudnia rozwój pozytywnych relacji międzyludzkich, więzi rodzinnych i wspólnotowych.
Ważne jest, by zdać sobie sprawę z własnej postawy: czy akceptuje siebie bezwarunkowo, czy był taką akceptacją obdarowany i czy potrafi pozwolić innym i sobie być takimi, jakimi są, bez wewnętrznego stawiania im wymagań i czy od ich wypełnienia uzależnia swoją dla nich akceptację.
Zakres akceptacji obejmuje całego człowieka - a więc jego cielesność, granice jego możliwości, jednocześnie jego zdolność do działania, zdolność dokonywania przez niego wyborów a także jego odrębność (inność) i więzi uczuciowe z innymi ludźmi. Tylko taka akceptacja, która obejmuje wszystkie te elementy przeżywana bywa jako pełna. Wyłączenie z akceptacji jakiegokolwiek elementu bywa odbierane jako brak akceptacji. Jest w nas jakiś dodatkowy zmysł, specjalnie nastawiony na odbiór akceptacji. Bardzo szybko w kontakcie z drugim człowiekiem czujemy się albo przyjęci przez niego, czyli zaakceptowani, albo orientujemy się, że stawia się nam - bezsłownie! - a w dodatku nieświadomie warunki, albo tez odmawia akceptacji.
Od tego, czy czuję się akceptowana, czy nie, zależy przebieg komunikacji - nie tylko zresztą aktualnej komunikacji, ale całej relacji międzyosobowej. Właśnie dlatego nazywam akceptację przedpolem miłości bliźniego.
Między akceptacją a miłością istnieje coś na kształt sprzężenia zwrotnego: w atmosferze akceptacji może rozwijać się miłość - miłość także dyktuje akceptację, pozwala przyjąć drugiego człowieka bez zastrzeżeń. Miłość pozbawiona atmosfery akceptacji powoli umiera. Widać to najwyraźniej, gdy chodzi o miłość erotyczną.
Jej początkiem bywa coś znacznie gwałtowniejszego niż akceptacja, mianowicie podziw, zachwyt, fascynacja - zniekształcająca spostrzeganie, prześlepiająca wady, tak gwałtowna jak i nietrwała. Gdy fascynacja wygasa - a zawsze wygasa, gdy jej przedmiot stanie się uczestnikiem życia codziennego - razem z nią, gdy brak akceptacji bezwarunkowej, wygasa i miłość. Stąd tyle bolesnych rozczarowań, pretensji i raniących oskarżeń, gdy przyczyny wygasania uczucia szuka się w człowieku kochanym przedtem tak gwałtownie i bezkrytycznie.
Słusznie rodzi się pytanie o to, co robić, by objąć akceptację, okazywaną drugiemu uważną świadomością wierząc, że służy ona pielęgnowaniu więzi, rozwojowi miłości.
Jest wiele sposobów okazywania akceptacji. Najprostszym jest ofiarowanie człowiekowi czasu: w tym darowanym czasie można okazywać gestem i słowem szacunek. Najprostszym gestem szacunku będzie uważne słuchanie wypowiedzi. Ważnym elementem akceptacji jest akcentowanie wolności osoby, liczenie się z tą wolnością, a także koncentracja uwagi na osobie i jej przeżywaniu oraz powstrzymywanie się od ocen.
Tu może pojawić się zdziwienie: dlaczego powstrzymywanie się od ocen? Przecież pozytywna ocena jest potężnym ładunkiem akceptacji - tak się przynajmniej wydaje. A jednak lepiej powstrzymywać się od oceniania, mimo, że istnieje w nas subiektywna potrzeba ocen, jako znaków orientacyjnych. Wtedy jednak domagamy się ocen od osób wybranych, kompetentnych, obdarzanych zaufaniem. Ocena jest przeważnie porównywaniem z jakąś normą często idealną, nie osiągalną powszechnie; często jednak tylko porównywaniem między sobą ludzi rywalizujących. Dość często myli się ocenę z akceptacją: niektórzy dokładają wielu starań dla uzyskania pozytywnych ocen jako namiastki akceptacji i miłości!
Mamy więc sporo okazji i możliwości okazywania ludziom akceptacji - obdarzania nią. Dlaczego więc tak jej skąpimy - zwłaszcza najbliższym, tym, których kochamy?
Wtedy akceptacji przypisujemy także uznanie. Tymczasem mogę akceptować także i to, co nie koniecznie zasługuje na uznanie czy pochwałę. Akceptować znaczy głównie przyjąć, pozwolić być (przedmiotom lub człowiekowi) takim, jakim jest aktualnie i w ogóle. Tak rozumiana akceptacja jest akceptacją bezwarunkową. Tak akceptują swoje dzieci rodzice, tak akceptuje się przyjaciół.
Inny charakter ma akceptacja, która stawia jakby warunki: „akceptuję cię, jeżeli...". To akceptacja warunkowa. Dziecko spotyka się z nią najpóźniej w szkole ze strony nauczyciela: „akceptuję cię, gdy będziesz spokojnie siedział w ławce, uważał na lekcji i odrabiał zadania domowe." Podobnie w całym życiu społecznym: otrzymuję akceptację, gdy zachowuję normy obowiązujące w społeczności, płacę podatki i nie naruszam uprawnień współobywateli. Akceptacja warunkowa cechuje relacje w układach hierarchicznej nierówności, takich jak nauczyciel - uczeń, zwierzchnik - podwładny, pracodawca - pracownik, czasem także urzędnik - petent itp.
Akceptacja jest przedpolem miłości bliźniego i siebie samego, a także warunkiem dobrej komunikacji. Akceptować siebie i drugiego człowieka to znaczy praktycznie, pozwalać sobie i jemu być, jakim jest, ze wszystkim co stanowi jego wyposażenie a także bagaż psychiczny, a więc uzdolnienia, zalety i wady, własne i jego dokonania i nie-dokonania, sukcesy życiowe i porażki, zasługi i przewiny. W aktualnej teraźniejszości dotyczy to także nastroju uczuciowego: pogody ducha, ale też posępnego zniechęcenia. Dopiero na gruncie takiej bezwarunkowej akceptacji może rozwinąć się dobra komunikacja przede wszystkim z sobą, a także zrodzić miłość do bliźniego. Taka zdolność do akceptacji bezwarunkowej nie powstaje łatwo, wymaga bowiem wcześniejszego doznania takiej akceptacji od innych, z zewnątrz. Większość ludzi doznała jej we wczesnym dzieciństwie, wraz z miłością rodziców i dzięki niej dokonała także akceptacji siebie samych, a to dopiero sprawia, że potrafią także obdarować swoją akceptacją innych ludzi. W tym miejscu takie funkcjonowanie u nas alkoholików zostało zachwiane. Droga rozwoju zdolności do akceptacji przebiega więc od zewnątrz do wnętrza życia psychicznego, by z kolei stać się zdolnością okazywania akceptacji na zewnątrz.
Trudniej, gdy komuś poskąpiono akceptacji bezwarunkowej na początku życia, gdy stale napotykał na stawiane mu trudne do spełnienia warunki, gdy musiał na akceptację zasługiwać, a przez to także miał trudności z zaakceptowaniem siebie, ustawicznie wewnętrznie i sobie samemu stawiając warunki. Takiemu człowiekowi trudno przychodzi rezygnować ze stawiania warunków także innym ludziom - wydaje mu się, że może akceptować tylko tych, którzy te warunki spełniają. Taka postawa bardzo utrudnia rozwój pozytywnych relacji międzyludzkich, więzi rodzinnych i wspólnotowych.
Ważne jest, by zdać sobie sprawę z własnej postawy: czy akceptuje siebie bezwarunkowo, czy był taką akceptacją obdarowany i czy potrafi pozwolić innym i sobie być takimi, jakimi są, bez wewnętrznego stawiania im wymagań i czy od ich wypełnienia uzależnia swoją dla nich akceptację.
Zakres akceptacji obejmuje całego człowieka - a więc jego cielesność, granice jego możliwości, jednocześnie jego zdolność do działania, zdolność dokonywania przez niego wyborów a także jego odrębność (inność) i więzi uczuciowe z innymi ludźmi. Tylko taka akceptacja, która obejmuje wszystkie te elementy przeżywana bywa jako pełna. Wyłączenie z akceptacji jakiegokolwiek elementu bywa odbierane jako brak akceptacji. Jest w nas jakiś dodatkowy zmysł, specjalnie nastawiony na odbiór akceptacji. Bardzo szybko w kontakcie z drugim człowiekiem czujemy się albo przyjęci przez niego, czyli zaakceptowani, albo orientujemy się, że stawia się nam - bezsłownie! - a w dodatku nieświadomie warunki, albo tez odmawia akceptacji.
Od tego, czy czuję się akceptowana, czy nie, zależy przebieg komunikacji - nie tylko zresztą aktualnej komunikacji, ale całej relacji międzyosobowej. Właśnie dlatego nazywam akceptację przedpolem miłości bliźniego.
Między akceptacją a miłością istnieje coś na kształt sprzężenia zwrotnego: w atmosferze akceptacji może rozwijać się miłość - miłość także dyktuje akceptację, pozwala przyjąć drugiego człowieka bez zastrzeżeń. Miłość pozbawiona atmosfery akceptacji powoli umiera. Widać to najwyraźniej, gdy chodzi o miłość erotyczną.
Jej początkiem bywa coś znacznie gwałtowniejszego niż akceptacja, mianowicie podziw, zachwyt, fascynacja - zniekształcająca spostrzeganie, prześlepiająca wady, tak gwałtowna jak i nietrwała. Gdy fascynacja wygasa - a zawsze wygasa, gdy jej przedmiot stanie się uczestnikiem życia codziennego - razem z nią, gdy brak akceptacji bezwarunkowej, wygasa i miłość. Stąd tyle bolesnych rozczarowań, pretensji i raniących oskarżeń, gdy przyczyny wygasania uczucia szuka się w człowieku kochanym przedtem tak gwałtownie i bezkrytycznie.
Słusznie rodzi się pytanie o to, co robić, by objąć akceptację, okazywaną drugiemu uważną świadomością wierząc, że służy ona pielęgnowaniu więzi, rozwojowi miłości.
Jest wiele sposobów okazywania akceptacji. Najprostszym jest ofiarowanie człowiekowi czasu: w tym darowanym czasie można okazywać gestem i słowem szacunek. Najprostszym gestem szacunku będzie uważne słuchanie wypowiedzi. Ważnym elementem akceptacji jest akcentowanie wolności osoby, liczenie się z tą wolnością, a także koncentracja uwagi na osobie i jej przeżywaniu oraz powstrzymywanie się od ocen.
Tu może pojawić się zdziwienie: dlaczego powstrzymywanie się od ocen? Przecież pozytywna ocena jest potężnym ładunkiem akceptacji - tak się przynajmniej wydaje. A jednak lepiej powstrzymywać się od oceniania, mimo, że istnieje w nas subiektywna potrzeba ocen, jako znaków orientacyjnych. Wtedy jednak domagamy się ocen od osób wybranych, kompetentnych, obdarzanych zaufaniem. Ocena jest przeważnie porównywaniem z jakąś normą często idealną, nie osiągalną powszechnie; często jednak tylko porównywaniem między sobą ludzi rywalizujących. Dość często myli się ocenę z akceptacją: niektórzy dokładają wielu starań dla uzyskania pozytywnych ocen jako namiastki akceptacji i miłości!
Mamy więc sporo okazji i możliwości okazywania ludziom akceptacji - obdarzania nią. Dlaczego więc tak jej skąpimy - zwłaszcza najbliższym, tym, których kochamy?
piątek, 10 lutego 2012
" ASERTYWNOŚĆ DLA ALKOHOLIKA "
KAŻDA DROGA ZACZYNA SIĘ OD PIERWSZEGO KROKU...
... już w połowie drogi zadziwią nas osiągnięte rezultaty. Poznamy nową wolność i nowe szczęście. Nie będziemy żałować przeszłości ani zatrzaskiwać za nią drzwi. Pojmiemy sens słów - Pogoda Ducha i zaznamy spokoju. Bez względu na to, jak nisko upadliśmy, dostrzeżemy, że i z naszego doświadczenia mogą skorzystać inni. Zniknie uczucie bezużyteczności i pokusa rozczulania się nad sobą. Bardziej niż sobą zainteresujemy się bliźnimi. Zniknie egoizm. Zmieni się cały nasz stosunek do życia. Opuści nas strach przed ludźmi i niepewnością materialną. Znajdziemy intuicyjnie sposób postępowania w sytuacjach, których dotąd nie umieliśmy rozwiązać. Nagle zaczniemy pojmować, ze Bóg czyni dla nas to, czego sami nie byliśmy w stanie dla siebie uczynić. Czy są to obietnice bez pokrycia? Sądzimy, że nie. Urzeczywistniają się czasem szybko, czasem wolniej, ale zawsze się materializują, jeśli nad nimi pracujemy.
Anonimowi Alkoholicy str.72
Asertywność to w psychologii termin oznaczający bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nie naruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych. Jest to umiejętność nabyta.
Asertywność to zachowania wyrażające uczucia, postawy, życzenia, opinie lub prawa człowieka, w sposób bezpośredni, stanowczy i uczciwy, a jednocześnie respektujący uczucia, postawy, życzenia, opinie i prawa drugiego człowieka.
Zachowanie asertywne może obejmować wyrażanie gniewu, strachu, zaangażowania, nadziei, radości, rozpaczy, oburzenia, zakłopotania ...i takich tam, ale w każdym z tych przypadków uczucia te wyrażone są w sposób, który nie narusza praw drugiego człowieka.
Zachowanie asertywne odróżnia się od zachowania agresywnego, które wyrażając uczucia, postawy, życzenia, opinie lub prawa nie respektuje tego samego u innych osób.
Asertywność to umiejętność pełnego wyrażania siebie w kontaktach z drugim człowiekiem bez naruszania jego praw.
Postawa asertywna to obrona poczucia własnej godności, umiejętność osiągania porozumienia, szacunek i sympatia dla siebie, szacunek dla innych, umiejętność wyrażania siebie, niekrzywdzenie i nieranienie innych, bezpośrednie i uczciwe zachowanie, umiejętność obrony swoich praw i wartości, przyjmowanie odpowiedzialności za własne życie.
Korzyści z bycia asertywnym to na pewno poczucie własnej wartości, poczucie własnej mocy i siły, wzrost pewności siebie, otwartości, unikanie konfliktów, większa skuteczność, dobre, poprawne stosunki z innymi, poczucie satysfakcji i zadowolenia z siebie oraz szacunek innych.
Asertywne przyjmowanie opinii wiąże się z przyjęciem postawy "Jestem w porządku". Cudza ocena nie jest jedyną obiektywną prawdą czy wyrokiem, jest jedną z możliwych opinii. Dopuszczajmy posiadanie przez innych odmiennego zdania. Opinia innych jest tylko opinią, z którą możemy się zgodzić lub nie. Jeśli ktoś nas ocenia krytycznie, zgodnie lub niezgodnie z prawdą, to potraktujmy tę ocenę jak opinię i wyraźmy własne zdanie na ten temat. Jeżeli ktoś nas krytykuje na podstawie pojedynczych faktów, to należy sprowadzić uogólnienie do konkretnego faktu, a potem ustosunkować się do tego faktu.
Żeby być w porządku sami możemy przyjąć postawę asertywną, mówmy tylko o sobie, własnych doświadczeniach, poglądach i przeżyciach, bez zbytniego filozofowania, nie krytykujmy i nie oceniajmy innych. Nie ukrywajmy się za innymi (my, wy, oni), pamiętając o własnej, niewątpliwej przecież, wartości, szacunku i sympatii dla siebie. Nie udzielajmy innym rad, to zwykłe wtrynianie się w życie drugiego człowieka, a tego nikt nie lubi. Pomożemy opowiadając o własnych przeżyciach i zachowaniach w podobnych sytuacjach. Nie przerywajmy innym i nie komentujmy ich słów. Nie musimy walczyć z czymkolwiek i kimkolwiek, mamy prawo do wolności. Pamiętajmy, że interpretacja jest decyzją, w której decydujemy jakie znaczenie ma dane doświadczenie i dokonujemy ją poprzez ocenę, albo poprzez analizę. Ocena polega na podjęciu decyzji co do tego, że coś jest dobre, lub złe, pozytywne lub negatywne, natomiast analiza to decyzja, że coś jest lub nie jest. Różnica ta jest bardzo ważna, ponieważ ocena zwykle powoduje emocjonalna reakcje np. szczęścia, lęku lub gniewu, podczas gdy czysta analiza nie powoduje takich reakcji, dzieje się tak dlatego, że to, co "dobre", tworzy wzorce oczekiwania przyjemności, aprobaty i akceptacji, a to "złe" - wzorce oczekiwania bólu, potępienia i odrzucenia. Natomiast czyste istnienie wywołuje zainteresowanie lub obojętność, przyjmujemy to co ważne dla nas, a resztę zostawiamy.
W rzeczywistości asertywność jest bardzo stara i ujmuje ją powiedzenie - "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" albo jeszcze pokrętniej - "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". Moim osobistym zdaniem, staroświecka nazwa asertywności to pokora. A pokora według mnie jest niczym czoło. Czoło, które nie jest ani za nisko, ani za wysoko, ale na swoim miejscu. Trzeba się nauczyć chodzić wyprostowanym, najlepiej być prostym, prawdziwym i dostojnym.
Asertywność wyrażana jest prawem do:
- wyrażania własnych myśli i opinii, nawet jeśli różnią się one od poglądów innych ludzi,
- wyrażania własnych uczuć i brania za nie odpowiedzialności
- mówienia "tak" bez poczucia winy
- mówienia "nie" bez poczucia winy
- mówienia "nie wiem" bez konieczności usprawiedliwiania się
- mówienia "nie rozumiem" bez konieczności usprawiedliwiania się
- zmiany zdania bez konieczności usprawiedliwiania się
- popełniania błędów i do ponoszenia za nie odpowiedzialności
- proszenia o to, czego się chce
- szacunku u innych ludzi oraz ich szanowania
- wysłuchania i poważnego potraktowania
- niezależności
- odnoszenia sukcesów
- odmówienia sobie i innym asertywnego zachowania
Prawa te wydają się oczywiste, jednak w praktyce bardzo często okazuje się, że mamy z tym problemy.
---------------------------------------------------------------------------
Jak nauczyłem się asertywnie odmawiać alkoholu
Potrafiłem idealnie odmówić wejścia na jezdnię pod pędzące samochody, czy przebiegania przed pociągami. Ale jeśli chodziło o alkohol nawet pomyśleć „nie” jakoś mi nie wychodziło. Wprawdzie miałem zajęcia, na których ćwiczyliśmy odmawianie alkoholu. Ale co innego zabawa na terapii, co innego rozmowa z kompanami od flaszki, a co innego odmówienie samemu sobie.
Okazje do wypicia ciągle mi towarzyszyły, ale przebywając z ludźmi, którzy potrafili sobie odmówić alkoholu sam nabierałem tej mocy. Nie potrafię tu użyć określenia umiejętności. Odmawianie alkoholu przez alkoholika to coś więcej niż talent. Jest jakimś rodzajem samozaprzeczenia. To wyklucza samo siebie. Stawałem się trzeźwym alkoholikiem. Zaczynałem bardzo nielogiczny okres swojego życia. Trudno to zrozumieć ludziom, którzy nigdy nie byli uzależnieni, ale to coś jakby z przyrody usunąć wodę, a ona by miała dalej funkcjonować.
Na początku używałem alibi o leczeniu alkoholizmu. Nawet największe pijaki potrafiły zrozumieć, że nie piję bo się leczę. Oczywiście dla nich to był tylko stan przejściowy. Każde leczenie kiedyś się kończy. Potem zaczynałem mówić, że już nie chce pić. Byłem na tyle przekonujący, że dawano mi spokój – dopóki mi nie przejdzie. To był proces, który jednak w pewnym momencie zaowocował tym, że przestałem zauważać proponowanie alkoholu i moje odmowy. Stały się tak naturalne, ponieważ zaczęły stanowić prawdę o mnie.
W pewnych kwestiach muszę się przyznać do najlepszej postawy, do jakiej potrafiłem sięgnąć. Np. nie podnosiłem toastów zastępnikami. „Nie piję” było dla mnie postawą życiową, a nie tylko unikaniem alkoholu. Podobnie nie wchodziłem do knajp napić się koli. Abstynent to przecież nie jest idiota. Nie chodziłem już na imprezy, które były tylko pretekstem do sięgania po alkohol. Podczas spotkań, na których był alkohol, wychodziłem albo wtedy, gdy nie było już z kim pogadać, albo dlatego, że nie miałem obowiązku tkwić na nich w nieskończoność. Cały czas jednak dbałem o to by być wśród niepijących alkoholików. Do swojej terapki chodziłem jeszcze w drugim roku abstynencji, po terapii pogłębionej. Bywałem tam gdzie odbywały się większe spotkania otrzeźwieńców – zloty, warsztaty itp.
W końcu naprawdę przestałem zauważać alkohol. Przestał cokolwiek znaczyć w moim życiu. Albo zaczął nic nie znaczyć. Zostałem uwolniony, chociaż były czasy, że przez myśl by mi nie przeszło, że tak może być. Alkohol nie jest mi już do niczego potrzebny. Nawet monitor potrafię wyczyścić bez alkoholu. Kiedyś myślałem, że trzeba zaorać całe miasto i zbudować je od nowa, bez sklepów z alkoholem, bym miał szansę. Dziś znam moc słowa „nie” i wiem, że to dar pochodzący od Boga, który kiedyś objawił mi się w okolicznościach mojego upadku na alkoholowe dno i poprzez ludzi, którzy wtedy się wokół mnie znaleźli. Przecież to nie ja ich zaprosiłem do swojego życia, tylko oni mnie.
Alkohol nie jest groźny jedynie dla tych,
którzy umieją dojrzale myśleć, kochać i pracować.
Zaczerpnięto z "Jaras"
... już w połowie drogi zadziwią nas osiągnięte rezultaty. Poznamy nową wolność i nowe szczęście. Nie będziemy żałować przeszłości ani zatrzaskiwać za nią drzwi. Pojmiemy sens słów - Pogoda Ducha i zaznamy spokoju. Bez względu na to, jak nisko upadliśmy, dostrzeżemy, że i z naszego doświadczenia mogą skorzystać inni. Zniknie uczucie bezużyteczności i pokusa rozczulania się nad sobą. Bardziej niż sobą zainteresujemy się bliźnimi. Zniknie egoizm. Zmieni się cały nasz stosunek do życia. Opuści nas strach przed ludźmi i niepewnością materialną. Znajdziemy intuicyjnie sposób postępowania w sytuacjach, których dotąd nie umieliśmy rozwiązać. Nagle zaczniemy pojmować, ze Bóg czyni dla nas to, czego sami nie byliśmy w stanie dla siebie uczynić. Czy są to obietnice bez pokrycia? Sądzimy, że nie. Urzeczywistniają się czasem szybko, czasem wolniej, ale zawsze się materializują, jeśli nad nimi pracujemy.
Anonimowi Alkoholicy str.72
Asertywność to w psychologii termin oznaczający bezpośrednie wyrażanie emocji i postaw w granicach nie naruszających praw i psychicznego terytorium innych osób oraz własnych, bez zachowań agresywnych, a także obrona własnych praw w sytuacjach społecznych. Jest to umiejętność nabyta.
Asertywność to zachowania wyrażające uczucia, postawy, życzenia, opinie lub prawa człowieka, w sposób bezpośredni, stanowczy i uczciwy, a jednocześnie respektujący uczucia, postawy, życzenia, opinie i prawa drugiego człowieka.
Zachowanie asertywne może obejmować wyrażanie gniewu, strachu, zaangażowania, nadziei, radości, rozpaczy, oburzenia, zakłopotania ...i takich tam, ale w każdym z tych przypadków uczucia te wyrażone są w sposób, który nie narusza praw drugiego człowieka.
Zachowanie asertywne odróżnia się od zachowania agresywnego, które wyrażając uczucia, postawy, życzenia, opinie lub prawa nie respektuje tego samego u innych osób.
Asertywność to umiejętność pełnego wyrażania siebie w kontaktach z drugim człowiekiem bez naruszania jego praw.
Postawa asertywna to obrona poczucia własnej godności, umiejętność osiągania porozumienia, szacunek i sympatia dla siebie, szacunek dla innych, umiejętność wyrażania siebie, niekrzywdzenie i nieranienie innych, bezpośrednie i uczciwe zachowanie, umiejętność obrony swoich praw i wartości, przyjmowanie odpowiedzialności za własne życie.
Korzyści z bycia asertywnym to na pewno poczucie własnej wartości, poczucie własnej mocy i siły, wzrost pewności siebie, otwartości, unikanie konfliktów, większa skuteczność, dobre, poprawne stosunki z innymi, poczucie satysfakcji i zadowolenia z siebie oraz szacunek innych.
Asertywne przyjmowanie opinii wiąże się z przyjęciem postawy "Jestem w porządku". Cudza ocena nie jest jedyną obiektywną prawdą czy wyrokiem, jest jedną z możliwych opinii. Dopuszczajmy posiadanie przez innych odmiennego zdania. Opinia innych jest tylko opinią, z którą możemy się zgodzić lub nie. Jeśli ktoś nas ocenia krytycznie, zgodnie lub niezgodnie z prawdą, to potraktujmy tę ocenę jak opinię i wyraźmy własne zdanie na ten temat. Jeżeli ktoś nas krytykuje na podstawie pojedynczych faktów, to należy sprowadzić uogólnienie do konkretnego faktu, a potem ustosunkować się do tego faktu.
Żeby być w porządku sami możemy przyjąć postawę asertywną, mówmy tylko o sobie, własnych doświadczeniach, poglądach i przeżyciach, bez zbytniego filozofowania, nie krytykujmy i nie oceniajmy innych. Nie ukrywajmy się za innymi (my, wy, oni), pamiętając o własnej, niewątpliwej przecież, wartości, szacunku i sympatii dla siebie. Nie udzielajmy innym rad, to zwykłe wtrynianie się w życie drugiego człowieka, a tego nikt nie lubi. Pomożemy opowiadając o własnych przeżyciach i zachowaniach w podobnych sytuacjach. Nie przerywajmy innym i nie komentujmy ich słów. Nie musimy walczyć z czymkolwiek i kimkolwiek, mamy prawo do wolności. Pamiętajmy, że interpretacja jest decyzją, w której decydujemy jakie znaczenie ma dane doświadczenie i dokonujemy ją poprzez ocenę, albo poprzez analizę. Ocena polega na podjęciu decyzji co do tego, że coś jest dobre, lub złe, pozytywne lub negatywne, natomiast analiza to decyzja, że coś jest lub nie jest. Różnica ta jest bardzo ważna, ponieważ ocena zwykle powoduje emocjonalna reakcje np. szczęścia, lęku lub gniewu, podczas gdy czysta analiza nie powoduje takich reakcji, dzieje się tak dlatego, że to, co "dobre", tworzy wzorce oczekiwania przyjemności, aprobaty i akceptacji, a to "złe" - wzorce oczekiwania bólu, potępienia i odrzucenia. Natomiast czyste istnienie wywołuje zainteresowanie lub obojętność, przyjmujemy to co ważne dla nas, a resztę zostawiamy.
W rzeczywistości asertywność jest bardzo stara i ujmuje ją powiedzenie - "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" albo jeszcze pokrętniej - "miłuj bliźniego swego jak siebie samego". Moim osobistym zdaniem, staroświecka nazwa asertywności to pokora. A pokora według mnie jest niczym czoło. Czoło, które nie jest ani za nisko, ani za wysoko, ale na swoim miejscu. Trzeba się nauczyć chodzić wyprostowanym, najlepiej być prostym, prawdziwym i dostojnym.
Asertywność wyrażana jest prawem do:
- wyrażania własnych myśli i opinii, nawet jeśli różnią się one od poglądów innych ludzi,
- wyrażania własnych uczuć i brania za nie odpowiedzialności
- mówienia "tak" bez poczucia winy
- mówienia "nie" bez poczucia winy
- mówienia "nie wiem" bez konieczności usprawiedliwiania się
- mówienia "nie rozumiem" bez konieczności usprawiedliwiania się
- zmiany zdania bez konieczności usprawiedliwiania się
- popełniania błędów i do ponoszenia za nie odpowiedzialności
- proszenia o to, czego się chce
- szacunku u innych ludzi oraz ich szanowania
- wysłuchania i poważnego potraktowania
- niezależności
- odnoszenia sukcesów
- odmówienia sobie i innym asertywnego zachowania
Prawa te wydają się oczywiste, jednak w praktyce bardzo często okazuje się, że mamy z tym problemy.
---------------------------------------------------------------------------
Jak nauczyłem się asertywnie odmawiać alkoholu
Potrafiłem idealnie odmówić wejścia na jezdnię pod pędzące samochody, czy przebiegania przed pociągami. Ale jeśli chodziło o alkohol nawet pomyśleć „nie” jakoś mi nie wychodziło. Wprawdzie miałem zajęcia, na których ćwiczyliśmy odmawianie alkoholu. Ale co innego zabawa na terapii, co innego rozmowa z kompanami od flaszki, a co innego odmówienie samemu sobie.
Okazje do wypicia ciągle mi towarzyszyły, ale przebywając z ludźmi, którzy potrafili sobie odmówić alkoholu sam nabierałem tej mocy. Nie potrafię tu użyć określenia umiejętności. Odmawianie alkoholu przez alkoholika to coś więcej niż talent. Jest jakimś rodzajem samozaprzeczenia. To wyklucza samo siebie. Stawałem się trzeźwym alkoholikiem. Zaczynałem bardzo nielogiczny okres swojego życia. Trudno to zrozumieć ludziom, którzy nigdy nie byli uzależnieni, ale to coś jakby z przyrody usunąć wodę, a ona by miała dalej funkcjonować.
Na początku używałem alibi o leczeniu alkoholizmu. Nawet największe pijaki potrafiły zrozumieć, że nie piję bo się leczę. Oczywiście dla nich to był tylko stan przejściowy. Każde leczenie kiedyś się kończy. Potem zaczynałem mówić, że już nie chce pić. Byłem na tyle przekonujący, że dawano mi spokój – dopóki mi nie przejdzie. To był proces, który jednak w pewnym momencie zaowocował tym, że przestałem zauważać proponowanie alkoholu i moje odmowy. Stały się tak naturalne, ponieważ zaczęły stanowić prawdę o mnie.
W pewnych kwestiach muszę się przyznać do najlepszej postawy, do jakiej potrafiłem sięgnąć. Np. nie podnosiłem toastów zastępnikami. „Nie piję” było dla mnie postawą życiową, a nie tylko unikaniem alkoholu. Podobnie nie wchodziłem do knajp napić się koli. Abstynent to przecież nie jest idiota. Nie chodziłem już na imprezy, które były tylko pretekstem do sięgania po alkohol. Podczas spotkań, na których był alkohol, wychodziłem albo wtedy, gdy nie było już z kim pogadać, albo dlatego, że nie miałem obowiązku tkwić na nich w nieskończoność. Cały czas jednak dbałem o to by być wśród niepijących alkoholików. Do swojej terapki chodziłem jeszcze w drugim roku abstynencji, po terapii pogłębionej. Bywałem tam gdzie odbywały się większe spotkania otrzeźwieńców – zloty, warsztaty itp.
W końcu naprawdę przestałem zauważać alkohol. Przestał cokolwiek znaczyć w moim życiu. Albo zaczął nic nie znaczyć. Zostałem uwolniony, chociaż były czasy, że przez myśl by mi nie przeszło, że tak może być. Alkohol nie jest mi już do niczego potrzebny. Nawet monitor potrafię wyczyścić bez alkoholu. Kiedyś myślałem, że trzeba zaorać całe miasto i zbudować je od nowa, bez sklepów z alkoholem, bym miał szansę. Dziś znam moc słowa „nie” i wiem, że to dar pochodzący od Boga, który kiedyś objawił mi się w okolicznościach mojego upadku na alkoholowe dno i poprzez ludzi, którzy wtedy się wokół mnie znaleźli. Przecież to nie ja ich zaprosiłem do swojego życia, tylko oni mnie.
Alkohol nie jest groźny jedynie dla tych,
którzy umieją dojrzale myśleć, kochać i pracować.
Zaczerpnięto z "Jaras"
czwartek, 2 lutego 2012
czwartek, 26 stycznia 2012
" ALKOHOL NA FRONTACH II WOJNY ŚWIATOWEJ "
Alkohol towarzyszył człowiekowi w trudnych chwilach od niepamiętnych czasów i tak też było podczas II Wojny Światowej.
A oto kilka ciekawostek historycznych przekazanych potomnym :
Bitwa o Monte Cassino.
Miałem dziadka który często opowiadał mi o swoich "przygodach" wojennych...
Z polecenia głównego dowództwa rozdawano wśród zwykłych żołnierzy alkohol... (nie wiem dokładnie, wódka czy spirytus) ale ludzie na trzeźwo na pewno by tam nie poszli. Nabrali na tyle odwagi (czytaj głupoty) żeby spróbować ten ważny punkt zdobyć... Jak widać sie udało... Choć cena tego była wysoka...
Stalingrad
Inny przykład. Podczas "wojny szczurów" w ruinach Stalingradu, zdarzało się żołnierze obu stron zajmowali różne piętra tych samych budynków. Zdarzało się, że przerywali walkę wieczorami, spotykali się i razem pili flaszeczki.
Niemcy wycofując się niszczyli całą żywność oprócz alkoholu, który do tego często zatruwali. Wyniku wojny to nie zmieniło, ale na pewno spowodowało śmierć wielu czerwonoarmistów.
F. Halder w swoim dzienniku pod datą 16.12 1941 rok notuje: "Dać żołnierzom konserwy, spirytus w kostkach i czekoladę na 8 - 10 dni".
Nie uwierzycie ale tzw. SUCHY SPIRYTUS to paliwo; sami możecie go używać jako rozpałki do grilla .
Powiem szczerze że nie słyszałem o takiej możliwości spożywania go bez żadnych skutków ubocznych . Aż dziwne ze smakosze z pod znaku "Brzozowej" czy "Likieru na kościach" nie odkryli takiej możliwości
Tobruk
Jeśli idzie o tradycyjny bimber naszym żołnierzom na froncie włoskim wyszedł przypadkiem z jego powodu niezły numer. Kiedy w 1944 front zatrzymał się na zimę ułani którym znudziło się włoskie wino zrobili maszynkę do pędzenia bimbru. Oczywiście robili to tam gdzie dowództwo specjalnie nie zaglądało czyli na linii frontu. Niestety efektem ubocznym jej działania był dym. Niemcy początkowo pozwalali na tą działalność i z samochodowej chłodnicy kapał płyn, który zdaniem zainteresowanych walił jak TNT. Jednak po jakimś czasie Niemcom unoszący się znad urządzenia dym wyraźnie zaczął przeszkadzać i posłali tam kilka pocisków moździerzowych. Bimbrownię szlag trafił ale ludziom nic się nie stało. Niestety jakoś niedługo potem na odcinek trafił ktoś ze sztabu zbierający codzienne meldunki sytuacyjne. Pytany o to co słychać na odcinku główny inicjator pędzenia odrzekł. "Niemcy rozwalili mi destylarnie." Meldunek poszedł dalej i przy zmianie na język angielski na poziomie sztabu korpusu destylarnie zamieniono na rafinerię. U Anglików wywołało to niemałą sensację bo tak, tyle zdjęć lotniczych, praca wywiadu, a tu nikt nie doniósł o istnieniu włoskiej rafinerii do czasu aż ją Niemcy zniszczyli. Generalicja trochę z nudów trochę z ciekawości udała się na inspekcję odcinka. I tam na miejscu nasi ułani weterani Tobruku osobiście wytłumaczyli im co się stało i jak "rafineria" wyglądała.
Spożywanie alkoholu w rosyjskich formacjach militarnych ma długą tradycję. Pierwszy chyba wypowiedział się o tym Suworow (chodzi o dowódcę, a nie pisarza), który wprowadził zasadę, iż każdemu żołnierzowi przysługuje po kąpieli w bani (łaźni), 100 gram spirytusu. W armii brytyjskiej podczas II Wojny Światowej przydzielano deputat alkoholu.Oficerowie otrzymywali butelkę ginu a podoficerowie i żołnierze piwo (jak dobrze pamiętam były to racje tygodniowe). Co do benzydryny wydawanej pilotom amerykańskim realizującym nocne bombardowania to faktycznie była ona dość powszechnie stosowana. Jednak niekiedy miało to opłakane skutki- jedna z załóg (chyba zdecydowanie przesadziła z dawką) wyladowała na jednym z niemieckich lotnisk i wezwała obsługę do poddania się, czym wprawiła Niemców w osłupienie. W miejscowosci Cybinka znajduje się cmentarz czerwonoarmistów. Część pochowanych tam żołnierzy to ofiary degustacji zatrutego alkoholu (Niemcy nagminnie stosowali pod koniec wojny tą taktykę znając zamiłowanie Rosjan do trunków).
Linia Mołotowa
Nie wiem na ile jest to prawdą. Lecz słyszałem historie o piciu żołniezy na lini Mołotowa.
Wiemy że Niemcy przejeli te bunkry bez większych problemów .
Właśnie dlatego (są też inne powody np. nie dostarczenie sprzętu) że żołnierze Armii Czerwonej spili się do nieprzytomności a gdy już ochłoneli, nie wiedzieli że atak nastapił. I nie wiedzieli też jak znaleźli się w niemieckiej niewoli. Jest to śmieszne ale prawdopodobnie prawdziwe.
Siedlce
Niedawno w archiwum państwowym w Siedlcach znalazłem zapiski dotyczące "wyzwalania" tegoż miasta przez A.Cz. Datowana jest na 14 październik 44. Żołnierze rosyjscy po schlaniu sie poszli na ryby, wrzucili pare granatów do stawu. Ryby owszem wypłynęły, ale razem z nimi kable z dna stawu a miasto straciło na kilka dni prąd elektryczny.
Sławny przypadek w 1945 roku w Lęborku na Pomorzu. Niemcy nie zdążyli zniszczyć winiarni. Rosjanie spili się i wymordowali wielu ludzi, nawet Polaków. Niemiec, właściciel winiarni na widok tego co się stało, powiesił się od razu.
Paul Carell opisuje w "Operacji Barbarossa" wiele takich przypadków. Min. w czasie sowieckiej kontrofensywy pod Moskwą często Niemcom pomagał fakt, że po zdobyciu ich baz zaopatrzeniowych, Rosjanom odchodziła ochota do walki i zajmowali się plądrowaniem niemieckich składów w poszukiwaniu jedzenia i alkoholu. Tego typu sytuacje ułatwiały przeprowadzanie skutecznych kontrataków, gdyż czerwonoarmiści byli odurzeni np. francuskim koniakiem, czy hiszpańskim portwajnem. W 1943r. w okolicach Charkowa Rosjanie wstrzymali atak na 48 godzin, ponieważ najpierw musieli się rozprawić z ogromnymi ilościami wódki pozostawionej z ewakuowanego składu żywnościowego.
Gdy po wojnie zaczęto spisywać historie frontowe, a kombatanci z różnych krajów spotykali się w miejscach więkrzych bitew wyszła pomiędzy nimi ciekawa kwestia. U Rosjan prawie nie stwierdzano zgonów z powodu postrzału, np. w nogę, podczas gdy u aliantów zwykłe uszkodzenie barku oznaczało śmierć z powodu zakażenia. Gangrena, sepsa i zgon. A rosjanie... zawsze mieli pod ręką alkohol, żeby zdezynfekować ranę. Oprócz tego dezynfekowali się też wewnętrznie, a to łagodziło efekty równie groźnego po postrzale szoku pourazowego.
Amerykanie i ogolnie Alianci mieli doskonale rozwiniety system slużb medycznych i ratowniczych. Ściąganie rannych, oraz zaginionych z pola walki było zawsze priorytetem(w miare mozliwosci oczywiscie).
Przykładem destuktywnego działania alkoholu niech bedzie fakt tragedii 2 Armii LWP pod Budziszynem. To wiecznie pijany Świerczewski jest jej winien. Był doskonałym smakoszem wódy i fatalnym dowódcą, niezależnie od stopnia nietrzeźwości. Efektem jego dowodzenia było całkowite rozbicie jego 248 dywizji piechoty [przeżyło 5 żołnierzy z calej dywizji].
Ciekawe co było wcześniej?
Wojna czy alkohol?
A może to alkohol był przyczyną wojny?
A oto kilka ciekawostek historycznych przekazanych potomnym :
Bitwa o Monte Cassino.
Miałem dziadka który często opowiadał mi o swoich "przygodach" wojennych...
Z polecenia głównego dowództwa rozdawano wśród zwykłych żołnierzy alkohol... (nie wiem dokładnie, wódka czy spirytus) ale ludzie na trzeźwo na pewno by tam nie poszli. Nabrali na tyle odwagi (czytaj głupoty) żeby spróbować ten ważny punkt zdobyć... Jak widać sie udało... Choć cena tego była wysoka...
Stalingrad
Inny przykład. Podczas "wojny szczurów" w ruinach Stalingradu, zdarzało się żołnierze obu stron zajmowali różne piętra tych samych budynków. Zdarzało się, że przerywali walkę wieczorami, spotykali się i razem pili flaszeczki.
Niemcy wycofując się niszczyli całą żywność oprócz alkoholu, który do tego często zatruwali. Wyniku wojny to nie zmieniło, ale na pewno spowodowało śmierć wielu czerwonoarmistów.
F. Halder w swoim dzienniku pod datą 16.12 1941 rok notuje: "Dać żołnierzom konserwy, spirytus w kostkach i czekoladę na 8 - 10 dni".
Nie uwierzycie ale tzw. SUCHY SPIRYTUS to paliwo; sami możecie go używać jako rozpałki do grilla .
Powiem szczerze że nie słyszałem o takiej możliwości spożywania go bez żadnych skutków ubocznych . Aż dziwne ze smakosze z pod znaku "Brzozowej" czy "Likieru na kościach" nie odkryli takiej możliwości
Tobruk
Jeśli idzie o tradycyjny bimber naszym żołnierzom na froncie włoskim wyszedł przypadkiem z jego powodu niezły numer. Kiedy w 1944 front zatrzymał się na zimę ułani którym znudziło się włoskie wino zrobili maszynkę do pędzenia bimbru. Oczywiście robili to tam gdzie dowództwo specjalnie nie zaglądało czyli na linii frontu. Niestety efektem ubocznym jej działania był dym. Niemcy początkowo pozwalali na tą działalność i z samochodowej chłodnicy kapał płyn, który zdaniem zainteresowanych walił jak TNT. Jednak po jakimś czasie Niemcom unoszący się znad urządzenia dym wyraźnie zaczął przeszkadzać i posłali tam kilka pocisków moździerzowych. Bimbrownię szlag trafił ale ludziom nic się nie stało. Niestety jakoś niedługo potem na odcinek trafił ktoś ze sztabu zbierający codzienne meldunki sytuacyjne. Pytany o to co słychać na odcinku główny inicjator pędzenia odrzekł. "Niemcy rozwalili mi destylarnie." Meldunek poszedł dalej i przy zmianie na język angielski na poziomie sztabu korpusu destylarnie zamieniono na rafinerię. U Anglików wywołało to niemałą sensację bo tak, tyle zdjęć lotniczych, praca wywiadu, a tu nikt nie doniósł o istnieniu włoskiej rafinerii do czasu aż ją Niemcy zniszczyli. Generalicja trochę z nudów trochę z ciekawości udała się na inspekcję odcinka. I tam na miejscu nasi ułani weterani Tobruku osobiście wytłumaczyli im co się stało i jak "rafineria" wyglądała.
Spożywanie alkoholu w rosyjskich formacjach militarnych ma długą tradycję. Pierwszy chyba wypowiedział się o tym Suworow (chodzi o dowódcę, a nie pisarza), który wprowadził zasadę, iż każdemu żołnierzowi przysługuje po kąpieli w bani (łaźni), 100 gram spirytusu. W armii brytyjskiej podczas II Wojny Światowej przydzielano deputat alkoholu.Oficerowie otrzymywali butelkę ginu a podoficerowie i żołnierze piwo (jak dobrze pamiętam były to racje tygodniowe). Co do benzydryny wydawanej pilotom amerykańskim realizującym nocne bombardowania to faktycznie była ona dość powszechnie stosowana. Jednak niekiedy miało to opłakane skutki- jedna z załóg (chyba zdecydowanie przesadziła z dawką) wyladowała na jednym z niemieckich lotnisk i wezwała obsługę do poddania się, czym wprawiła Niemców w osłupienie. W miejscowosci Cybinka znajduje się cmentarz czerwonoarmistów. Część pochowanych tam żołnierzy to ofiary degustacji zatrutego alkoholu (Niemcy nagminnie stosowali pod koniec wojny tą taktykę znając zamiłowanie Rosjan do trunków).
Linia Mołotowa
Nie wiem na ile jest to prawdą. Lecz słyszałem historie o piciu żołniezy na lini Mołotowa.
Wiemy że Niemcy przejeli te bunkry bez większych problemów .
Właśnie dlatego (są też inne powody np. nie dostarczenie sprzętu) że żołnierze Armii Czerwonej spili się do nieprzytomności a gdy już ochłoneli, nie wiedzieli że atak nastapił. I nie wiedzieli też jak znaleźli się w niemieckiej niewoli. Jest to śmieszne ale prawdopodobnie prawdziwe.
Siedlce
Niedawno w archiwum państwowym w Siedlcach znalazłem zapiski dotyczące "wyzwalania" tegoż miasta przez A.Cz. Datowana jest na 14 październik 44. Żołnierze rosyjscy po schlaniu sie poszli na ryby, wrzucili pare granatów do stawu. Ryby owszem wypłynęły, ale razem z nimi kable z dna stawu a miasto straciło na kilka dni prąd elektryczny.
Sławny przypadek w 1945 roku w Lęborku na Pomorzu. Niemcy nie zdążyli zniszczyć winiarni. Rosjanie spili się i wymordowali wielu ludzi, nawet Polaków. Niemiec, właściciel winiarni na widok tego co się stało, powiesił się od razu.
Paul Carell opisuje w "Operacji Barbarossa" wiele takich przypadków. Min. w czasie sowieckiej kontrofensywy pod Moskwą często Niemcom pomagał fakt, że po zdobyciu ich baz zaopatrzeniowych, Rosjanom odchodziła ochota do walki i zajmowali się plądrowaniem niemieckich składów w poszukiwaniu jedzenia i alkoholu. Tego typu sytuacje ułatwiały przeprowadzanie skutecznych kontrataków, gdyż czerwonoarmiści byli odurzeni np. francuskim koniakiem, czy hiszpańskim portwajnem. W 1943r. w okolicach Charkowa Rosjanie wstrzymali atak na 48 godzin, ponieważ najpierw musieli się rozprawić z ogromnymi ilościami wódki pozostawionej z ewakuowanego składu żywnościowego.
Gdy po wojnie zaczęto spisywać historie frontowe, a kombatanci z różnych krajów spotykali się w miejscach więkrzych bitew wyszła pomiędzy nimi ciekawa kwestia. U Rosjan prawie nie stwierdzano zgonów z powodu postrzału, np. w nogę, podczas gdy u aliantów zwykłe uszkodzenie barku oznaczało śmierć z powodu zakażenia. Gangrena, sepsa i zgon. A rosjanie... zawsze mieli pod ręką alkohol, żeby zdezynfekować ranę. Oprócz tego dezynfekowali się też wewnętrznie, a to łagodziło efekty równie groźnego po postrzale szoku pourazowego.
Amerykanie i ogolnie Alianci mieli doskonale rozwiniety system slużb medycznych i ratowniczych. Ściąganie rannych, oraz zaginionych z pola walki było zawsze priorytetem(w miare mozliwosci oczywiscie).
Przykładem destuktywnego działania alkoholu niech bedzie fakt tragedii 2 Armii LWP pod Budziszynem. To wiecznie pijany Świerczewski jest jej winien. Był doskonałym smakoszem wódy i fatalnym dowódcą, niezależnie od stopnia nietrzeźwości. Efektem jego dowodzenia było całkowite rozbicie jego 248 dywizji piechoty [przeżyło 5 żołnierzy z calej dywizji].
Ciekawe co było wcześniej?
Wojna czy alkohol?
A może to alkohol był przyczyną wojny?
" CHOROBA ALKOHOLOWA "
Alkoholizm czyli uzależnienie od alkoholu to choroba.
Zaczyna się i rozwija najczęściej bez wiedzy chorego. Może doprowadzić do przedwczesnej śmierci. Jej objawy to:
◦subiektywne poczucie łaknienia alkoholu - pojawiają się doznania podobne do głodu i wewnętrznego przymusu wypicia oraz poczucie paniki i obawa, że nie wytrzyma się długo bez alkoholu
◦utrata kontroli nad piciem - po rozpoczęciu picia pojawia się niemożność decydowania o ilości wypijanego alkoholu i o momencie przerwania picia
◦objawy abstynencyjne - przerwa w piciu wywołuje miedzy innymi niepokój i drażliwość, dreszcze i drżenia mięśniowe, poty, nudności, zaburzenia świadomości i majaczenia; osoba uzależniona stara się usunąć dolegliwości przy pomocy alkoholu
◦zmiana tolerancji na alkohol - zwiększenie tolerancji - wypicie tej samej ilości powoduje słabsze efekty; obniżenie tolerancji - przy mniejszych dawkach alkoholu podobne efekty nietrzeźwości
◦koncentracja życia wokół picia - obecność alkoholu staje się bardzo ważna, koncentruje uwagę i zachowania wokół okazji do wypicia i dostępności alkoholu
◦zaburzenia pamięci i świadomości - po wypiciu pojawiają się "dziury pamięciowe", fragmenty wydarzeń znikają z pamięci; coraz więcej rzeczy dzieje się poza świadomością osoby uzależnionej
◦nawroty do picia po próbach utrzymania okresowej abstynencji - człowiek dostrzega, że picie wymyka się spod jego kontroli i próbuje bez powodzenia udowodnić, że potrafi nad tym zapanować
Skutki nadużywania alkoholu:
◦"Polimpsety alkoholowe" - powtarzające się epizody :urwanych filmów", "przerw w życiorysie", luki w pamięci - tzn. okresy alkoholowych zaburzeń pamięci związanych z piciem
◦Próby panowania nad piciem (np. ograniczenie sobie pory picia, rodzaju trunków, dobrowolne podejmowanie okresowej abstynencji w celu picia bez obaw w przyszłości).
◦Ciągi picia
◦Nawroty picia po okresach abstynencyjnych
◦Zaprzeczenie uzależnieniu (pacjent nie uważa się za alkoholika)
◦Nasilony lęk, ataki paniki bez powodu
◦Psychozy alkoholowe
◦Próby samobójcze/samouszkodzenia
Nazewnictwo
◦Alkoholowy Zespół Abstynencyjny
- Są to objawy pojawiające się u alkoholika po zaprzestaniu picia. Są to nudności, wymioty, bóle głowy, jadłowstręt, pocenie się, kołatanie serca. Potem z czasem dołączają się trudności zasypiania, lęk, koszmarne sny, drażliwość, wybuchowość, depresja. Objawy abstynencyjne ustępują po ponownym wprowadzeniu alkoholu do organizmu, jest to tzw. klin przynoszący ulgę, czy picie w nocy. Podobnie jest w narkomanii - dolegliwości występujące po wydaleniu z organizmu narkotyku łagodzi jego ponowne wprowadzenie (oczywiście łagodzi na krótki czas, po czym jest jeszcze gorzej). I to jest właśnie uzależnienie od środka odurzającego.
◦Ciąg alkoholowy
- Upijanie się dzień w dzień przez kilka dni lub tygodni. Zwykle poprzedzone okresem picia mniejszych ilości alkoholu. Ciąg alkoholowy jest pewnym dowodem, że jest się już alkoholikiem co najmniej w fazie krytycznej rozwoju uzależnienia od alkoholu.
◦objawy abstynencyjne - przerwa w piciu wywołuje miedzy innymi niepokój i drażliwość, dreszcze i drżenia mięśniowe, poty, nudności, zaburzenia świadomości i majaczenia; osoba uzależniona stara się usunąć dolegliwości przy pomocy alkoholu
◦Delirium tremens
- Inaczej majaczenie drżenie. Rozpoczyna się wieczorem i występuje w nocy. Alkoholicy doznają omamów wzrokowych lub słuchowych, towarzyszy temu bezsenność, lęk, niepokój ruchowy, utrata orientacji co do czasu, miejsca i otoczenia. Może wystąpić drżenie ramion, tułowia, karku. Może wystąpić podwyższona temperatura ciała. Delirium rozpoczyna się w 2-3 dobie po zaprzestaniu picia lub w czasie długiego ciągu alkoholowego. Pierwszymi sygnałami zagrażającego delirium są występujące po zaprzestaniu picia spłycenie snu, koszmarne sny i nadwrażliwość na bodźce słuchowe lub wzrokowe. Delirium lub objawy przeddeliryjne są sygnałem "osiągnięcia" fazy przewlekłej uzależnienia od alkoholu.
◦Padaczka alkoholowa
- Jest następstwem uszkodzenia mózgu przez alkohol. Napady padaczki alkoholowej występują najczęściej w 1-2 dobie po zaprzestaniu picia. Pierwsza pomoc obejmuje przede wszystkim włożenie jakiegoś przedmiotu między zęby (co zapobiega przegryzieniu języka) i ułożenie na miękkim podłożu. Prowokowane przez alkohol napady padaczki stanowią zawsze poważne niebezpieczeństwo utraty życia.
Tekst zaczerpnięty z serwisu - http://niepije.pl
Zaczyna się i rozwija najczęściej bez wiedzy chorego. Może doprowadzić do przedwczesnej śmierci. Jej objawy to:
◦subiektywne poczucie łaknienia alkoholu - pojawiają się doznania podobne do głodu i wewnętrznego przymusu wypicia oraz poczucie paniki i obawa, że nie wytrzyma się długo bez alkoholu
◦utrata kontroli nad piciem - po rozpoczęciu picia pojawia się niemożność decydowania o ilości wypijanego alkoholu i o momencie przerwania picia
◦objawy abstynencyjne - przerwa w piciu wywołuje miedzy innymi niepokój i drażliwość, dreszcze i drżenia mięśniowe, poty, nudności, zaburzenia świadomości i majaczenia; osoba uzależniona stara się usunąć dolegliwości przy pomocy alkoholu
◦zmiana tolerancji na alkohol - zwiększenie tolerancji - wypicie tej samej ilości powoduje słabsze efekty; obniżenie tolerancji - przy mniejszych dawkach alkoholu podobne efekty nietrzeźwości
◦koncentracja życia wokół picia - obecność alkoholu staje się bardzo ważna, koncentruje uwagę i zachowania wokół okazji do wypicia i dostępności alkoholu
◦zaburzenia pamięci i świadomości - po wypiciu pojawiają się "dziury pamięciowe", fragmenty wydarzeń znikają z pamięci; coraz więcej rzeczy dzieje się poza świadomością osoby uzależnionej
◦nawroty do picia po próbach utrzymania okresowej abstynencji - człowiek dostrzega, że picie wymyka się spod jego kontroli i próbuje bez powodzenia udowodnić, że potrafi nad tym zapanować
Skutki nadużywania alkoholu:
◦"Polimpsety alkoholowe" - powtarzające się epizody :urwanych filmów", "przerw w życiorysie", luki w pamięci - tzn. okresy alkoholowych zaburzeń pamięci związanych z piciem
◦Próby panowania nad piciem (np. ograniczenie sobie pory picia, rodzaju trunków, dobrowolne podejmowanie okresowej abstynencji w celu picia bez obaw w przyszłości).
◦Ciągi picia
◦Nawroty picia po okresach abstynencyjnych
◦Zaprzeczenie uzależnieniu (pacjent nie uważa się za alkoholika)
◦Nasilony lęk, ataki paniki bez powodu
◦Psychozy alkoholowe
◦Próby samobójcze/samouszkodzenia
Nazewnictwo
◦Alkoholowy Zespół Abstynencyjny
- Są to objawy pojawiające się u alkoholika po zaprzestaniu picia. Są to nudności, wymioty, bóle głowy, jadłowstręt, pocenie się, kołatanie serca. Potem z czasem dołączają się trudności zasypiania, lęk, koszmarne sny, drażliwość, wybuchowość, depresja. Objawy abstynencyjne ustępują po ponownym wprowadzeniu alkoholu do organizmu, jest to tzw. klin przynoszący ulgę, czy picie w nocy. Podobnie jest w narkomanii - dolegliwości występujące po wydaleniu z organizmu narkotyku łagodzi jego ponowne wprowadzenie (oczywiście łagodzi na krótki czas, po czym jest jeszcze gorzej). I to jest właśnie uzależnienie od środka odurzającego.
◦Ciąg alkoholowy
- Upijanie się dzień w dzień przez kilka dni lub tygodni. Zwykle poprzedzone okresem picia mniejszych ilości alkoholu. Ciąg alkoholowy jest pewnym dowodem, że jest się już alkoholikiem co najmniej w fazie krytycznej rozwoju uzależnienia od alkoholu.
◦objawy abstynencyjne - przerwa w piciu wywołuje miedzy innymi niepokój i drażliwość, dreszcze i drżenia mięśniowe, poty, nudności, zaburzenia świadomości i majaczenia; osoba uzależniona stara się usunąć dolegliwości przy pomocy alkoholu
◦Delirium tremens
- Inaczej majaczenie drżenie. Rozpoczyna się wieczorem i występuje w nocy. Alkoholicy doznają omamów wzrokowych lub słuchowych, towarzyszy temu bezsenność, lęk, niepokój ruchowy, utrata orientacji co do czasu, miejsca i otoczenia. Może wystąpić drżenie ramion, tułowia, karku. Może wystąpić podwyższona temperatura ciała. Delirium rozpoczyna się w 2-3 dobie po zaprzestaniu picia lub w czasie długiego ciągu alkoholowego. Pierwszymi sygnałami zagrażającego delirium są występujące po zaprzestaniu picia spłycenie snu, koszmarne sny i nadwrażliwość na bodźce słuchowe lub wzrokowe. Delirium lub objawy przeddeliryjne są sygnałem "osiągnięcia" fazy przewlekłej uzależnienia od alkoholu.
◦Padaczka alkoholowa
- Jest następstwem uszkodzenia mózgu przez alkohol. Napady padaczki alkoholowej występują najczęściej w 1-2 dobie po zaprzestaniu picia. Pierwsza pomoc obejmuje przede wszystkim włożenie jakiegoś przedmiotu między zęby (co zapobiega przegryzieniu języka) i ułożenie na miękkim podłożu. Prowokowane przez alkohol napady padaczki stanowią zawsze poważne niebezpieczeństwo utraty życia.
Tekst zaczerpnięty z serwisu - http://niepije.pl
sobota, 7 stycznia 2012
" BŁĘDNE KOŁO "
Oprac.: Wojciech Imielski
Niezwykle powszechne w psychologii zaburzeń (i nie tylko) zjawisko, polegające na wzajemnym, niepożądanym napędzaniu się dwóch elementów zachowania, sytuacji itd. Każdy z elementów tworzących błędne koło powoduje wystąpienie drugiego elementu, zaś drugi element powoduje ponowne wystąpienie pierwszego - na przykład: "mąż pije, bo żona marudzi zaś żona marudzi, bo mąż ciągle pije".
Błędne koło jest szczególnie użyteczne w wyjaśnianiu zaburzeń nerwicowych (przykładem mogą być zaburzenia czynności seksualnych, w uproszczeniu - "z powodu lęku przed fizycznym zbliżeniem z kobietą i ewentualną kompromitacją mężczyzna w sytuacji intymnej nie może osiągnąć wzwodu, z kolei brak erekcji powoduje wstyd, który nasila lęk przed zbliżeniem i kompromitacją... itd.")
Niezwykle powszechne w psychologii zaburzeń (i nie tylko) zjawisko, polegające na wzajemnym, niepożądanym napędzaniu się dwóch elementów zachowania, sytuacji itd. Każdy z elementów tworzących błędne koło powoduje wystąpienie drugiego elementu, zaś drugi element powoduje ponowne wystąpienie pierwszego - na przykład: "mąż pije, bo żona marudzi zaś żona marudzi, bo mąż ciągle pije".
Błędne koło jest szczególnie użyteczne w wyjaśnianiu zaburzeń nerwicowych (przykładem mogą być zaburzenia czynności seksualnych, w uproszczeniu - "z powodu lęku przed fizycznym zbliżeniem z kobietą i ewentualną kompromitacją mężczyzna w sytuacji intymnej nie może osiągnąć wzwodu, z kolei brak erekcji powoduje wstyd, który nasila lęk przed zbliżeniem i kompromitacją... itd.")
Subskrybuj:
Posty (Atom)