Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

niedziela, 15 sierpnia 2010

Jazda z przyzwoleniem cz.I

     Mierżą mnie poważne i nudne opinie na temat pijanych kierowców. Wygłaszane z powagą tyrady i wystąpienia, w których rozmówcy starają się przedstawić problem spłaszczając go do rozmiarów truizmu, a przy okazji dodając czarno - białą ocenę zjawiska. Zjawiska, które jest o wiele poważniejsze, niż powrót pijanego rowerem po wiejskiej potańcówce.
     To zjawisko to nic innego jak społeczne przyzwolenie. Przyzwolenie na picie w różnych sytuacjach, miejscach i okolicznościach, a nie tylko z kluczykami od stacyjki w ręce. Oczywiście i ja uważam, że jazda pod wpływem alkoholu jest przestępstwem i każdy, bez względu na zajmowane stanowisko i pozycję społeczną powinien ponosić tego czynu konsekwencje, jednakże bez zbędnego w tej sytuacji zadęcia. Nie jestem także wrogiem samego alkoholu. Sądzę jednak, że powoli zaczynamy dostrzegać naszą narodową przywarę, jaką bez wątpienia jest spożywanie alkoholu, jedynie poprzez pryzmat pijanych na drodze, nie dostrzegając złożoności tego fenomenu. To bardzo wygodne, ale i niebezpieczne, gdy większość zaczyna zrzucać odpowiedzialność za ten stan rzeczy, wyodrębniając jedynie dyżurną grupę napiętnowanych, zapominając przy tym, że ta grupa stanowi integralną część niej samej.
     Jakoś jestem dziwnie przekonany, że wszyscy ci wygłaszający mądre opinie eksperci, po wyłączeniu kamer, przestają być tak bezkompromisowi w momencie gdy problem ten dotyka ich samych, lub ich bliskich. Ich postawa budzi moje wątpliwości tym większe, im głośniej wygłaszają swoje – a może właśnie nie swoje - poglądy. Nie jestem też zwolennikiem podnoszenia kar. Coraz ostrzejsze kary nie przynoszą wciąż zadowalających rezultatów. Moja świętej pamięci babcia mówiła, że w czasie okupacji pod karą śmierci nie wolno było handlować mięsem, a ludzie i tak handlowali.


     Wciąż brakuje natomiast wskazania modelu postępowania. Ludzie lubią porównywać się do innych i grać życiowe role. Teraz lansowany w mediach typ twardziela pije i nierzadko jeździ samochodem. Na kpinę zakrawa fakt, że w programach informacyjnych prezenterki i ich rozmówcy z dezaprobatą kręcą głowami, marszcząc brwi poważnymi głosami potępiają pijanych kierowców, a zaraz po zakończeniu audycji na ekrany wkracza reklama piwa przekonująca, że dobra zabawa bez niego się nie obejdzie. Spece od reklamy docierają do podświadomości najczęściej młodych ludzi, mówiąc im jaki styl życia mają naśladować. Odpoczynek po ciężkiej pracy – piwo, emocje sportowe – piwo, impreza z przyjaciółmi – bez piwa się nie obejdzie. Mało tego - kup jedno, może ci się poszczęści i drugie dostaniesz za darmo. Oglądając ten świat można dojść do wniosku, że to normalne, że wszystkie sfery życia związane są z alkoholem, że miejsce tej substancji w życiu człowieka jest nieodzowne i pożądane. Jakże naiwnie przy tych profesjonalnych przedsięwzięciach wyglądają nieśmiałe próby lansowania postaw typu „Prowadzę - jestem trzeźwy”. Ostatnio toporne w swej wymowie i budżecie produkcje wzbogacone mają zostać o szokujące ujęcia wypadków... Tymczasem bohaterowie różnego rodzaju filmów i seriali, mający kłopoty z alkoholem, bez żadnych konsekwencji wracają do picia już po uporaniu się ze swoim, wydawałoby się poważnym problemem, i kilkanaście odcinków dalej pokazują widzom, że już umieją pić w sposób kontrolowany. W ten spoób widzowie otrzymują wiedzę na temat alkoholizmu. Na złośliwy chichot zakrawa fakt sponsorowania festiwalu muzycznego w Tychach im. Ryśka Riedla, noszącego nomen omen nazwę „Ku przestrodze”, przez największy na Śląsku browar. To są rzeczy z którymi się nie godzę. Niestety nie wiem jak zacząć zmieniać świat. Jestem już w wieku gdy człowiekowi pozostaje coraz mniej złudzeń. Są przecież odpowiednie instytucje państwowe, prywatne, społeczne. Są fundacje, ośrodki badań. Istnieją fundusze i całe programy społeczne opracowywane w pocie czoła za niemałe pieniądze. Teoretycznie jest wszystko, albo prawie wszystko. Zbudowany jest cały system i powołana cała armia specjalistów różnego szczebla. Tylko jakoś w rzeczywistości nic się nie zmienia.
     Przysłuchując się tym tyradom wygłaszanym przez różnej maści specjalistów obrzydzenie mnie bierze i mam chęć przełączyć kanał. Jedyną rzeczą dla której tego nie robię jest moje osobiste zainteresowanie problematyką uzależnień. Ale moi znajomi, których alkoholizm nie doświadczył tak mocno, mają to gdzieś i przełączają. Guzik ich obchodzi wystąpienie w telewizji ględzących znawców tematu. Uważają, że gadające głowy mówią o czymś zupełnie abstrakcyjnym. Są przekonani, że przekaz skierowany jest do uzależnionych, nie zaś do nich samych. W domyśle - pijak za kierownicą to z całą pewnością alkoholik, a więc nie ja. Młodzi ludzie też o wiele łatwiej identyfikują się z niegrzecznymi bohaterami, niż odpicowanymi, nieskazitelnymi, lalusiowatymi, natchnionymi rozsądkiem reprezentantami słusznej sprawy.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz