Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

środa, 14 września 2011

" DUSZA ALKOHOLIKA "

Dusza alkoholika
rzucona w ogień
szala rozsądku
wypaliła znamię na sumieniu

na moście do ukojenia
skopana dusza
wisi za balustradą nadziei

znów widziano go
jak zniknął w nurcie
rzeki pijaństwa




DLACZEGO JEDNI IDĄ DROGĄ A INNI NA SKRÓTY ?

Po dwudziestu latach wsłuchiwania się w tęsknoty ludzkich serc nie mam wątpliwości, że wszyscy przynosimy ze sobą na świat pragnienie Boga. Niezależnie od tego, czy ktoś jest religijny, czy nie, pragnienie to jest najgłębszą tęsknotą i najdrogocenniejszym skarbem każdego człowieka. Nadaje ono sens i znaczenie ludzkiemu istnieniu. Niektórzy to pragnienie tłumią, chowając je pod tyloma rozmaitymi zainteresowaniami, że przestają je dostrzegać. Możemy więc być zupełnie nieświadomi tego pragnienia. Możemy też przezywać je w innej formie niż szukanie Boga � jako tęsknotę za pełnią, dopełnieniem, spełnieniem. Jakkolwiek byśmy je opisywali, jest to zawsze tęsknota za miłością. Jest to głód miłości, pragnienie bycia kochanym i zbliżenia do źródła miłości. Tęsknota ta jest istotą ludzkiego ducha; jest źródłem naszych najgłębszych nadziei i najszlachetniejszych marzeń.
Niektórzy alkoholicy przed piciem nie podjęli rozwoju duchowego a przez to ich dojrzałość życiowa była minimalna, albo nie było jej wcale. Niedojrzałość, nie pozwoliła rozwinąć sztuki życia i osiągnąć taką jakość życia aby mieć z niego satysfakcję. W niedojrzałości człowiek skoncentrowany jest na swoim ego, chce brać, doznawać, czuć, zaspakajać swoje głody nową porcją wrażeń. Doświadczanie duchowości umożliwia człowiekowi wejście na taki etap rozwoju na którym człowiek jest zdolny się dzielić, dawać, wspierać, przekraczać własne ego. Ci którzy mieli kontakt z swoją duchowością, choćby w małym stopniu, częściej i szybciej do niej wracają, widzą w niej szansę dla swojego zdrowienia.
Duchowość to wrażliwość na wartości.
Duchowość to Dobro, którego warto pragnąć i o nie się starać, część ludzi nie została nauczona wrażliwości na to Dobro, ale niewiedza nie zwalania z odpowiedzialności za swój rozwój. Jednym alkoholikom brakuje umiejętności, innym wiedzy, a niektórym woli podjęcia decyzji rozwoju duchowego. Część alkoholików jest skoncentrowana na "doznawaniu" dobrego nastroju, co jest często kontynuacją uzależnienia. Uważają, że życie wtedy jest dobre, kiedy się dobrze czują. Mocno są skoncentrowani na tym aby poszukiwać" dobrego czucia", samopoczucia. Ci są jak skała "nie przemakalni" dla Dobra, wszystko w ich życiu ślizga się po powierzchni, skoncentrowani tylko na własnych przeżyciach, to co istotne w ich życiu po nich spływa. Kiedyś kupowali energię w puszkach i butelkach, tak załatwiali sobie dobre samopoczucie. Dziś domagają się tego od grup, ludzi, spotkań religijnych. To wielka pułapka być przywiązanym do przeżyć i tak chcieć czuć energię życia. Ci ludzi nie chcą zmiany, bo zmiana często boli, jest procesem, który trwa. Są nastawieni na szybki efekt. To wymaga decyzji, a decyzja wymaga udziału woli � a ta u alkoholików kuleje albo jej wcale nie ma. Wolę trzeba wyćwiczyć przez dyscyplinę, która uporządkuje życie, trzeba nauczyć się pokory, podejmowania wysiłku wewnętrznego, pewnej stałości, bez chwilowych zrywów, które są oparte na magicznym myśleniu. Życie jest trudnym wysiłkiem i wymaga wielu sprawności i umiejętności życiowych. Niektórzy alkoholicy oceniają swoje życie po przez "czucie", wartościowanie u nich dokonuje się, nie przez zmianę jakości życia ale przez siłę doznań. Taka koncepcja życia alkoholików, jest nadal infantylna. To czy alkoholicy podejmą rozwój duchowy czy nie, zależy oczywiście od nich samych, od zmiany koncepcji życia z "brać" na "dać" z "mieć" na "być", z "czuć" na "przeżywać"(doświadczać). To na skutek zmiany, przemiany, uporządkowania życia, odzyskania sensu życia, znalezienia odpowiedzi na pytanie po co żyję, odzyskuje się wpływ na to jak się żyje, czyli podejmuje się rozwój człowieka. Obserwuję alkoholików, którzy przyjeżdżają na spotkanie modlitewne, są szczęśliwi i mówią o swoim szczęściu, że się świetnie czują, tylko nie kontynuują tego "szczęścia" po przez podejmowanie dobrych decyzji ,nie podejmują rozwoju religijnego, nie włączają się w wspólnoty religijne, społeczne. Naładowali baterię na jakiś czas, mają dobre samopoczucie i to niektórym wystarczy, zostali poklepani, (zmiśowani), czują się fajnie. A Jak się inni z nimi czują?, oni zrobili sobie dobrze, czy są w stanie innym dać "Dobro" ? Czy znowu weszli w stare buty, choć lekko odświeżone. Część alkoholików jest znudzona monotonią trzeźwienia, szukają czegoś ekstra, wrażeń. Na jednym z spotkań, terapeuta alkoholik zaproponował zgromadzonym aby zrobić sobie "urlop od trzeźwości", duża liczba uzależnionych podjęła z entuzjazmem propozycję, były oklaski, świetny nastrój. Byłem zaskoczony jak łatwo ulegli czarowi, magicznego myślenia. Zachęcenie do urlopu od trzeźwości, to zachęcenie do urlopu od życia, od odpowiedzialności za proces własnego rozwoju, wiemy czym się to kończy. Trzeźwość to przecież zająć się życiem, uczyć się życia. Na szczęście później zdystansowano się od takiego pomysłu.
Rozwój człowieka to ciężka praca, aby żyć godnie � to podjąć pracę polegająca na zmaganiu z sobą, swoimi słabościami ale i rozwijaniem swojej potencjalności, talentów, które wcześniej trzeba odkryć. To kształtowanie wrażliwości swojego sumienia. Miarą dojrzałego człowieka, jest prawidłowo ukształtowane sumienie. Nie wystarczy wegetować, takie życie jest niegodne człowieka. Człowieka stać na świadome życie, jest istotą zdolną do refleksji, decyzji i działania. Minimalizm w życiu, jest groźny dla człowieka, bo może doprowadzić, do bolesnych konsekwencji. W trakcie picia alkoholik nauczył się wszystko minimalizować. Człowiek potrzebuje ideałów, wymagań, wysoko postawionej poprzeczki, aby nie stracić godności, siebie. Raz zdradzone ideały zostawiają w nas zawstydzenie, niektórych ono mobilizuje, przypomina im o bolesnej przeszłości, przestrzega aby nie bylin tylko konsumentami życia. Inni swoje zawstydzenie omijają z daleka, bo jest nie wygodne i trzeba coś z nimi zrobić, jakoś uśmierzyć. Terapeutycznie pozbywają się wszystkiego co sprawia im przykrość; wstydu, poczucia winy, wyrzutów sumienia, a wraz z nimi czasem najbardziej podstawowej wrażliwości moralnej. Komunikaty otrzymywane w czasie procesu terapii nie zawsze są właściwie rozumiane, "zadbaj o siebie" niejednokrotnie jest zamieniane na "czuj się dobrze". "Mi się teraz wszystko należy, przecież tak długo i ciężko cierpiałem." Czy można się dobrze czuć kiedy prawda o własnym życiu zawstydza, kiedy jest się winnym wielu cierpień, kiedy człowiek nie rozumie własnej przeszłości i aktualnego życia. To przecież nie czucie tu jest najważniejsze i pierwsze, ale prawda i to co z tej prawdy wyniknie dla dalszego losu człowieka. Trzeźwość często boli, kiedy podejmuje się porządkowanie swojego życia. Wystarczy spojrzeć na 12 kroków AA, tam jest odpowiedź, zawarta w krokach drabina rozwoju duchowego musi zaowocować nowym życiem, jeśli się ją konsekwentnie podejmie, ilu alkoholików ją podjęło? ........

Zadośćuczynienie, wdzięczność jest owocem zdrowienia, jest postawą normalizowania swoich stosunków z ludźmi i otaczającym światem. Ilu ludzi uzależnionych podejmuje to wyzwanie. Postawa roszczeniowa wobec świata i próba podporządkowania sobie innych, niejednokrotnie dzieli alkoholików między sobą, to "rogate" ego chce ciągle być pierwsze, bo inaczej czuje się gorsze i ostatnie. Pragnąć Dobra to Być dobrym, stać się (być) dobrym człowiekiem jest ważniejszym zadaniem od tego aby się dobrze czuć. Być Dobrym to uczestniczyć w Dobru , to nie tylko podziwiać wartości, zachwycać się, odkrywać je, mieć o nich wiedzę, ale zacząć je wprowadzać w życie, stosować je w życiu, liczyć się z nimi podejmując kolejne decyzje. Nie skazywać się na niewolnictwo od nastroju "robienia sobie dobrze", ale być w dobrym, a to wymaga ascezy, wysiłku, pokory, prawdy, wyrzeczeń.
Uzależnienie powoduje niezdolność do przeżywania siebie jako całości, uzależnionemu towarzyszy poczucie pustki wewnętrznej, stan wewnętrznej niepewności, wrażenie że czegoś brakuje. Uzależnienie popycha ludzi do ślepego przywiązania się do siebie, nie dając szans miłości dojrzałej, która mogłaby coś z siebie dać innym, chce nieustannie brać, jest infantylny, nie ma miejsca na rozwój duchowy. Ludzie uzależnieni interesują się wspieraniem samych siebie, pragną dopełnienia, marzą o szczęściu, ale nie chcą się rozwijać, nie mają ochoty znosić cierpień związanych z rozwojem, nie dbają o rozwój drugiego człowieka, zależy im aby był i służył ich zaspokojeniu.
W alkoholizmie jest obecny pierwiastek magiczny, po przez który, dąży się do kontroli i manipulacji to jest codzienność alkoholika. Przeciwieństwem magii jest duchowość, która przynosi uzdrowienie po przez otwarcie się na tajemnicę życia, na prawdę o nim. Praca nad sobą prowadzą do odkrycia doświadczenia nieograniczoności która wynika z rozwoju. Postawy duchowego życia można się nauczyć, tak jak można nauczyć się rozumienia duchowości........

Ks. Marcin Marsollek

środa, 17 sierpnia 2011

LATO, LATO !

Witam wszystkich po wakacjach i zachęcam do odwiedzenia mojego bloga "UŻYCZ MI", gdzie będę chciał się z wami podzielić moimi wakacyjnymi wspomnieniami.
zygi-grupawdrodze.blogspot.com

sobota, 2 lipca 2011

" SPOKÓJ DUCHA "

Nasze codzienne życie, alkoholików trzeźwiejących obfituje w różnego rodzaju “przeszkódki”, które wyprowadzają nas z równowagi. To może być czyjś komentarz, niemiła uwaga, krytyka naszej osoby, “złośliwość przedmiotów martwych”, “złośliwość losu”, wypadki, przypadki, i wiele innych.

Choć często mamy wrażenie, że to inni ludzie najczęściej są powodem naszej irytacji. Tak czy inaczej, stan podenerwowania nie jest ani przyjemny, ani nie powoduje lepszego działania. Najczęściej jest to poddanie się impulsowi i utrata przytomnego umysłu.

Jak więc zachować spokój?

Warto zdać sobie sprawę, że nasza reakcja na nieprzyjemności zależy całkowicie od nas samych. Tłumaczenie, że “to przecież on/ona powiedział/a to i tamto” jest oddawaniem kontroli nad własnym stanem emocjonalnym innym ludziom lub jakimś bliżej niesprecyzowanym siłom. A przecież jesteśmy w stanie podjąć decyzję o tym jak zareagować, potrzeba jedynie trochę dobrej woli i ćwiczenia. Nauczmy się choć trochę medytować – nawet najprostsza i krótka medytacja pozwala osiągnąć spokój umysłu i uzyskać spojrzenie z pewnej perspektywy. Ważne jest takie małe odłączenie od samego siebie, by stać się obserwatorem.Wyobraźmy sobie, że opuszczamy ciało, unosimy się nad nim coraz wyżej i wyżej aż będziemy mogli spojrzeć z góry na siebie i otaczających nas ludzi. Jesteśmy całkowicie niezaangażowani w nic obserwatorami. Jako obserwatorzy nie denerwujemy się i nie angażujemy się emocjonalnie. Po prostu obserwujemy bez oceniania. A może głębokie oddychanie pomoże, gdy zorientujemy się, że jesteśmy źli, lub unosimy się emocjami. Często najlepiej jest nie reagować pod wpływem emocji – możemy tego potem żałować. Bądźmy nie wzruszeni i pozwólmy by sprawy spływały po nas. Zrozummy, że zawsze będą ludzie zezłoszczeni, chamscy, mający zły dzień. Ich problemy nie muszą być naszymi. Jeśli są złośliwi, nie musimy być również złośliwi. Niech ich komentarze, złość i złośliwości spłyną po nas jak po kaczce. Jedynie gdy pozwolimy by te uczucia chwyciły nas, damy złości zasiać swe ziarno w naszym ciele i rozwijać się. Gdy się uśmiechniemy i zignorujemy je, często sprawy zaczną iść w dobrym kierunku. Nie zawsze jest to proste, ale trening czyni mistrza. Jeśli damy się ponieść emocjom, zauważmy to, ale nie gańmy siebie za niepowodzenie. Jesteśmy ludźmi, emocje są naszym ewolucyjnym wyposażeniem i nie ma co ich piętnować. Niech celem będzie świadomość tego, co się z nami dzieje i kontrola nad emocjami. Uważajmy też by nie wpaść w pułapkę ignorowania czyjejś złości za wszelką cenę. Nie chodzi tu o to, by się spiąć, zebrać w sobie i stłumić emocje, które się w nas już pojawiły. W ten sposób zamiast osiągać spokój ducha, hodujemy sobie wrzody żołądka lub inną chorobę. Dążmy do tego, by w świadomy sposób odcinać się od cudzych emocji, na tyle, na ile w danej chwili potrafimy. Szukajmy zrozumienia – gdy ktoś powie nam coś nieprzyjemnego, zamiast brać to do siebie, zrozummy, że nie jesteśmy w centrum świata tej osoby. Może miała ona zły poranek, ma problemy małżeńskie albo nie rozumie za dobrze całej sprawy. Zawsze jest jakiś powód złości i nieuprzejmości, jeśli potrafimy je zrozumieć, będzie nam łatwiej sobie z nimi poradzić. Bardzo ważna uwaga. Nasze ego kocha być w centrum zainteresowania i chętnie odnosi wszystko do siebie. To iluzja. A umiejętność wczucia się w czyjąś sytuację, zrozumienie jej i zrozumienie czyichś emocji bez egocentrycznego odnoszenia ich do siebie to ważna i piękna rzecz. Na koniec warto zauważyć, że najlepsze co możemy dla siebie zrobić, to zaakceptować, że jesteśmy istotami emocjonalnymi. Akceptacja nie oznacza jednak przyzwolenia na bezrefleksyjne działanie pod wpływem emocji. Akceptacja nie prowadzi do wymówek w rodzaju “bo się zdenerwowałam”. Akceptacja idzie w parze ze świadomością tego co się z nami dzieje, a jednocześnie z przekonaniem, że jesteśmy w stanie kształtować swoje reakcje i nauczyć się czerpać z emocji ważne informacje jednocześnie nie stając się ich niewolnikiem.
A spokój ducha jaki można uzyskać dzięki zdystansowaniu się od negatywnych opinii, cudzej złości i chamstwa, itp., pozwoli na zdrowe i sensowne funkcjonowanie. Mniej złości, to zdrowsze ciało i duch


Opracował: SIGIMUND

środa, 22 czerwca 2011

" ALKOHOLIK CZY TYLKO PIJAK ? "

Trawiąc niegdyś nad flaszką nocy i poranki,
Chory pijak stłukł wszystkie kieliszki i szklanki;
Klął miód, piwo znieważał, wino zwał tyranem.
Przyszedł potem do zdrowia i odtąd... pił dzbanem.


Ignacy Krasicki

Synonimy frazy pijak: Alkoholik, bibosz, menel, moczygęba, moczymorda, ochlaptus, pijus, opilec, opój, pijaczyna, pijaczysko, pijanica, pijus, żul
Niemal każdy z nas ma gotowy, zakorzeniony wizerunek alkoholika. Osoba obciążona chorobą alkoholową, według stereotypu, ma problemy w pracy, zaniedbuje rodzinę, bije żonę i dzieci, należy do innego, gorszego świata. I sporo w tym prawdy, jednak choroba ta ma różne stadia i przebieg. Rozwija się latami, jednak bardzo często, bez profesjonalnej pomocy, już nawet w początkowych etapach nie można jej zatrzymać. W "dobrej" rodzinie łatwiej chorować. Kiedy najbliżsi ukrywają problem, regulują długi, chcą wierzyć, że partner (choroba dotyczy obu płci, chociaż u kobiet zwykle rozwija się szybciej) po prostu jest rozrywkowy, albo przechodzi kryzys, nie ma przymusu wyjścia z picia. Nawet przed sobą nie trzeba przyznać się do choroby.
Mogą nadejść jednak takie dni, kiedy wstaniesz rano z łóżka i stwierdzisz, że to zupełnie nie tak.
Twoje coraz częstsze niedyspozycje spowodowane piciem oraz coraz silniejsze kojarzenie twojej osoby z alkoholem, zacznie skutkować stopniowym załamywaniem się twojej kariery zawodowej. Jako osoba niesolidna, mało wydajna i kompromitująca się podczas różnych imprez, zaczniesz trafiać powoli na boczny tor. Przestaniesz awansować, dostawać premie i podwyżki. Rzecz jasna, twój współmałżonek szybko się w tym zorientuje, przez co coraz częstsze kłótnie w domu wzbogacą się o nowy temat. Nieciekawy rozwój wypadków zacznie wreszcie do Ciebie docierać, wzbudzając niepokój, frustrację i złość na siebie i innych. Niestety, lata nadużywania alkoholu nauczą Cię, że najlepszym lekarstwem na wszelkie bolączki jest... alkohol. Im więcej szkód picie będzie czynić w twoim życiu, tym więcej będziesz pić. Ciągi alkoholowe będą coraz dłuższe, wielotygodniowe, pić będziesz od rana i coraz więcej. Przerwanie ciągu siłą własnej woli przestanie być możliwe - to organizm wymęczony codzienną intoksykacją i niedożywieniem będzie w pewnym momencie mówić "stop!". Niestety, odkryjesz, że przerwanie ciągu nie jest jeszcze końcem problemów, a wręcz przeciwnie - może być bardzo nieprzyjemne. A to za sprawą objawów abstynencyjnych, które zaczną towarzyszyć trzeźwieniu. Objawy abstynencyjne to przede wszystkim przypominające chorobę, bardzo złe samopoczucie psychiczne i fizyczne, stany lękowe, niepokój, bezsenność, drżenie rąk i całego ciała. I to one najprawdopodobniej sprawią, że zaczniesz wreszcie szukać pomocy. I tu masz do wyboru leczenie, lub odtrucie. Odtrucie, czyli detoksykacja, za którym nie idzie leczenie odwykowe, przynosi o wiele więcej szkody niż pożytku: daje złudne poczucie kontroli nad nałogiem i podtrzymuje w nałogu. Nie będziesz potrafił pogodzić się z myślą, że już nigdy żaden napój alkoholowy nie będzie dla Ciebie dozwolony. Będziesz się buntować. Prawie na pewno zechcesz sprawdzić, czy przypadkiem nie jesteś w stanie pić alkoholu w sposób kontrolowany, w małych ilościach i nie codziennie. I przeżyjesz kolejny wstrząs, gdy jedna, druga czy trzecia i czwarta taka próba pokażą Ci, że nie kontrolujesz swojego picia, że dla Ciebie każdy kontakt z alkoholem oznacza kolejny ciąg. Twój los się w tym miejscu waży. Możesz podjąć heroiczny wysiłek walki z nałogiem i pojedynek ten wygrać, czego z całych sił każdemu życzę. Może też jednak stać się i tak, a statystyka nie pozwala być optymistą, że poddasz się, że nie poradzisz sobie. I że wrócisz do picia.


Opracował: SIGIMUND

środa, 8 czerwca 2011

" KROK 6 "

Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru.




Kolejny krok zmierzenia się z pychą. Nie dość, że potrzebujemy przyznać się do błędów, wyrazić je publicznie, to jeszcze musimy stać się gotowi z nich zrezygnować i to w chwili, gdy niektóre błędy przynosiły ewidentne korzyści. Picie przynosiło ulgę, nie tylko krzywdę. Jakże często przyznawaliśmy się do winy tylko po to, aby pozbyć się nieznośnego poczucia winy, a nie po to, aby nie pić więcej. Krok 6 mówi, że przyznanie się to mało. Jeszcze trzeba podjąć decyzję o rezygnacji z zachowań, przyzwyczajeń, nawyków, które czasami są bardzo sztywne i oporne na zmiany.
My alkoholicy, powracający do zdrowia często mówimy: „Wciąż walczę z moimi wadami charakteru. Na różne sposoby usiłowałem się ich pozbyć, a one wciąż są. Coś nie skutkuje. Co robię źle?”
Pomimo szczerych wysiłków, by pracować nad programem, jakoś ciągle odczuwamy niepokój. Zrobiliśmy starannie Krok Czwarty i Piąty, ale wciąż nie znajdujemy spokoju umysłu, który świadczy o pogodzie ducha. Wyczuwamy, że czegoś nam brakuje, coś jest nie tak, ale nie wiemy co to takiego. Wkrada się czasami zwątpienie i powracając do zdrowia zaczynamy odczuwać nieudolność i rozczarowanie programem zdrowienia proponowanym przez Anonimowych Alkoholików.
Jedynym wywołującym zakłopotanie aspektem pracy nad krokiem Szóstym jest to, że wymaga on naszego bezpośredniego dialogu z Bogiem. Wymaga naszego głębszego spojrzenia na stosunek do Niego w odosobnieniu i samotności naszych serc i umysłów. Sprawia nam to olbrzymią trudność nie dlatego, że nie chcemy pracować nad tym Krokiem, ale dlatego, że nie wiemy jak. Szczególnie trudne jest to gdy nie zaakceptowaliśmy jeszcze obecności Siły Wyższej. Nawet gdy posiadamy ustaloną wiarę w swoją koncepcję Boga i mocne religijnie wychowanie; miewamy czasem kłopoty z zaakceptowaniem tego Kroku. Wczesne wychowanie religijne być może nauczyło nas, że musimy być „dobrzy”, jeśli oczekujemy dobrych rzeczy od Boga. Występuje uczucie, że musimy „wykazać się” przed Bogiem, że musimy „upiększyć nasze czyny” zanim zwrócimy się do Niego w modlitwie. Może nawet lękamy się, że gdyby On znał nas takimi jakimi naprawdę jesteśmy, to w ogóle by nie chciał, abyśmy byli blisko Niego w modlitwie. Czy tak bardzo wstydzimy się naszych czynów, że sami nie możemy na nie patrzeć, a tym bardziej dzielić się nimi z tak potężną istotą? Modlimy się o to, jacy chcielibyśmy być, albo jacy myślimy, że powinniśmy być, zamiast powiedzieć Mu prosto i szczerze jak to naprawdę z nami jest. Czy nie miałoby sensu, kiedy zwracamy się do Boga z naszymi wadami charakteru, przedstawić stan w jakim się znajdujemy, a nie ten , jaki chcielibyśmy, żeby był?. Przypomnijmy sobie nasze zmagania z Krokiem Pierwszym: Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, że przestaliśmy kierować własnym życiem”. Może nasze modlitwy brzmiały w ten sposób: „Boże, spraw abym mógł pić normalnie”. „Boże, pomóż mi kontrolować moje picie”. ”Panie, ja nie chcę tak pić...Chcę pić jak inni.” Te modlitwy były dla nas logiczne, bo przecież Bóg powinien chcieć, abyśmy pili przyzwoicie. Wołaliśmy” Dlaczego nie możesz mi tego dać? Modlę się do ciebie, a budzę się pijany! No tak jak Bóg może istnieć?” Teraz znamy już odpowiedź na te modlitwy. Czy były to modlitwy samolubne- modlitwy całkowicie skupione na naszych potrzebach, na życzeniach dla samych siebie?. Leczenie mogło się rozpocząć dopiero wtedy, gdy pokornie i szczerze zwróciliśmy się do Niego i powiedzieliśmy Mu, jak to naprawdę jest, dopiero wtedy, gdy mogliśmy Mu powiedzieć: „Boże, jestem bezsilny i przestałem kierować własnym życiem” Proces zdrowienia mógł się rozpocząć dopiero wtedy, gdy ustało zmaganie i walka i gdy rozpoczęła się akceptacja. Powracając do kroku Szóstego, może powinniśmy pamiętać o problemach, jakie napotkaliśmy przy Kroku Pierwszym. Może powinniśmy zaczynać modlitwę od uczciwego stwierdzenia tego co jest!” Boże, jestem niecierpliwy. ”Boże, jestem osobą nie tolerancyjną.” „Boże, brak mi wiary.” „Boże , jestem nieuprzejmy. ”Zamiast naszych marzeń i pragnień odnośnie tego, jakimi chcemy być, przedstawiamy Mu się, jacy w rzeczywistości jesteśmy. Nie ma potrzeby ukazywać się Bogu w jakikolwiek sposób odbiegający od rzeczywistości. Nie potrzebujemy „upiększać naszych czynów”. Bóg nie ma wobec nas takich zamiarów. On mówi nam, że nie możemy niczego uczynić , aby pozyskać Jego miłość, obojętnie jak wiele dajemy kościołowi, ile robimy dobrych uczynków, czy jak dobrymi jesteśmy samarytaninami. Jego miłości nie można zdobyć. Miłość Jego jest już nasza poprzez samą laskę. Łaska jest miłością i życzliwością, na którą nie trzeba zasługiwać. Nie trzeba jej zdobywać ani jej wyczekiwać. Ona po prostu istnieje. Czy wierzysz w to czy nie , zależy od tego, czy mamy wiarę.
Czym jest wiara?
To po prostu wierzenie w coś , czego nie trzeba budować. Jeśli brak wiary nie pozwala nam żyć spokojnie, to z pewnością jest wadą- wadą, która stoi na drodze do zdrowienia i do więzi z Bogiem, tak jak Go pojmujemy. Może ten brak wiary jest pierwszą wadą charakteru, do której powinniśmy Mu się uczciwie przyznać Alkoholizm określony jest jako choroba potrójna: fizyczna, psychiczna i duchowa. Zdrowienie musi obejmować wszystkie trzy płaszczyzny, a wiara w Siłę większa od nas samych jest istotną, niezbędną częścią zdrowienia. Należy pamiętać, że jeżeli znaleźliśmy wiarę w Siłę Wyższa, to również potem powinniśmy trzymać się jej świadomie każdego dnia. Nawet ci z długotrwałą, solidna trzeźwością i silną wiarą maja czasem chwile zwątpienia i wtedy powinni poprosić o siłę. Praca nad Krokiem Szóstym oraz stosowanie go, musi być procesem stałym. Wiara jest jak roślina, którą trzeba podlewać jeśli ma żyć. Wymaga troski i uwagi, aby zawsze być silną i zdrową. Może to jest właśnie pole, na którym moglibyśmy spożytkować siłę woli, która była tak bezużyteczna w naszych próbach zaprzestania picia na własną rękę. Wola to po prostu siła do dokonywania wyboru. Mamy siłę wybrać takie postępowanie, jakie jest potrzebne do podtrzymywania naszej wiary, bez względu na to jak niewielka może ona być. Możemy wybrać chodzenie na mitingi. Możemy wybrać codzienne czytanie materiałów. Możemy wybrać próbę rzetelnego praktykowania Dwunastu Kroków. Możemy wybrać pójście na całego w pogoni za trzeźwością. Możemy wybrać modlitwę niesamolubną. To samo dotyczy wad naszego charakteru. Możemy wybrać ich rozpoznanie, uświadomienie sobie i zaakceptowanie, a w rezultacie zdobyć pewną siłę, by nimi kierować, zamiast być kierowanym przez nie. Możemy wybrać uczciwe podzielenie się nimi z naszą Siłą Wyższą i zwrócenie się do Niej o pomoc w ich usunięciu, wierząc, że Ona je usunie. Doskonalmy nasz świadomy kontakt z Bogiem, tak jak Go rozumiemy, modląc się jedynie o poznanie Jego woli wobec nas. Chcemy, żeby pomagał nam podejmować decyzje, ale tak naprawdę to powinniśmy Go pytać jaka jest jego wola wobec nas. Bo On chce, abyśmy byli trzeźwi, zdolni stawić czoła życiu z godnością i spokojem – polegać na Jego sile i przewodnictwie, a nie na alkoholu. Przeprowadzenie takich drastycznych zmian w sposobie radzenia sobie z życiem wymaga od nas oprócz zdrowienia fizycznego i psychicznego, również zdrowienia duchowego. Konieczność zdrowienia duchowego jest szczególnie widoczna, kiedy spojrzymy na spustoszenia, jakich choroba dokonała w naszych stosunkach z innymi ludźmi. Stosunki z bliskimi stopniowo pogarszały się, zastępowaliśmy je alkoholem. Nie było miejsca dla tych, na których nam zależało. To samo działo się z naszym stosunkiem do Boga, jakkolwiek Go pojmowaliśmy. Następowało odłączenie od Niego – odstąpienie. Uważaliśmy, że już Go nie potrzebujemy, bo mieliśmy coś innego. Mieliśmy alkohol a pod jego działaniem mieliśmy wspaniałe przeżycia pseudo-duchowe. W stanie upojenia doświadczaliśmy wspaniałych uczuć, mieliśmy poczucie powodzenia, na trzeźwo rzadko odczuwane. Czuliśmy, że jesteśmy mocni, byliśmy w stanie zrobić cokolwiek byśmy chcieli, bądź stać się kimkolwiek kim byśmy chcieli. Czuliśmy, że posiadamy ogromną inteligencję i rozum; że jesteśmy ponad problemami całej reszty ludzkości. Nie potrzebowaliśmy wiary, więc komu potrzebny był Bóg? Alkohol stał się naszym bogiem. Bogiem, na którym można było polegać i do którego mieliśmy zaufanie większe niż do czegokolwiek i kogokolwiek innego. Bogiem, który ostatecznie niszczył nas i tych, których kochaliśmy. Leczenie duchowe rozpoczyna się wtedy, gdy to sobie uświadomimy i zwrócimy się do Siły Wyższej, która nie zawiedzie naszego zaufania. Do życzliwego i kochającego Boga, który będzie nas znał takimi, jakimi jesteśmy naprawdę, a mimo to będzie nas kochał i będzie się o nas troszczył. Boga, który da nam poczucie powodzenia, które nie zniknie po kilku godzinach. Boga, który może nam dać poczucie siły, które nie przeminie. Boga, który nie zabierze naszego bólu, ale da nam siłę na dalszą drogę, Jeśli Mu na to pozwolimy. Boga, który będzie kierował naszymi stosunkami z tymi, których kochamy. Boga, który będzie sobie cenić nasz stosunek do Niego i który na zawsze zostanie z nami. Musimy wyzbyć się schematu myślenia, który sprawia, że czujemy, że jesteśmy wszechwładni, że nasza siła może usunąć braki charakteru. Tak jak jesteśmy bezsilni wobec alkoholu, tak samo jesteśmy bezsilni wobec naszych wad charakteru. Potrzebujemy pomocy. Musimy stać się gotowi, aby Bóg je usunął. Nie możemy tego zrobić na własną rękę, tak jak na własną rękę nie mogliśmy przestać pić. Musimy zwrócić się do Niego w pokorze, by usunął nasze braki, a następnie wierzyć, że On to uczyni. My tylko musimy się do niego zwrócić.
Nie komplikujmy, tylko powoli oddajmy Bogu !


Opracował: SIGIMUND

czwartek, 26 maja 2011

" CZYM JEST DUCHOWOŚĆ ? "

My trzeźwiejący alkoholicy, w zasadzie po raz pierwszy jesteśmy w stanie tworzyć ustalenia poznawcze myśli. Zaczynamy szukać odpowiedzi na pytanie, co to jest duchowość i co to jest nasze własne istnienie. Dopatrujemy się znaczenia rzeczy i wydarzeń wokół nas i nasze relacje z nimi. Intelektualne zmagania doprowadziły nas do znaczenia pojęcia wyższych poziomów istnienia i Siły Wyższej. To stopniowe przebudzenie naszych myśli doprowadziły do zrozumienia samych siebie i otaczającego nas świata pod względem wewnętrznej świadomości. Przyjęcie i akceptacja istnienia Boga lub Siły Wyższej może być prawie niemożliwa aby w pełni ogarnąć rozumem. Staje się to możliwe dla nas dopiero wewnętrznie. Czując obecność Boga i nasz związek z Nim, możemy zrozumieć nasze własne doświadczenia. Gdy zaczynamy rozumieć siebie i świat wokół nas wewnętrznie, bez całkowitego zrozumienia psychicznego, intuicyjnie wyczuwamy, że jest to początek tego, co jest duchowością.

Więc, co to jest duchowość?

Duchowość jest Metodą, której używamy do zrozumienia Boga. Do zrozumienia rozległych, skomplikowanych tajemnic i energia, która porusza się w nas i wokół nas. Jest to interakcja między naszym wewnętrznym poczuciem energii i różnymi zjawiskami, które składają się na życie. Duchowość jest to wewnętrzne pragnienie ludzkości, by wiedzieć i być jak Bóg.
Jest to uczucie, które działa na nasz mózg podczas tych chwil strajku, gdzie nagle coś traci sens. Gdy nagle pojawia się coś tajemniczego, coś coś co jest częścią nas, ale jest również częścią wszystkiego wokół nas, łącząc w ten sposób nas ze wszechświatem, nas z Bogiem.
Aby stać się osobami duchowymi musimy dostosować się do Boga i tych aspektów, które wzmacniają i wyrównują. Czasami patrzymy w dal lub w nocne niebo i zachwycając się czujemy że nagle mały element układanki naszej egzystencji wchodzi na miejsce. Te kawałki są odczuwalne w nas na tyle, na ile mamy zmysłowych myśli w tym samym czasie. Możemy wtedy poczuć wibracje lub przepływ energii, a nasz mózg chce przypisać wzór myślom, lub odszukać miejsce w pamięci gdzie te uczucia istnieją. Tym samym nasze ciało-umysł działa w zgodzie z rozsądkiem i wiedzą.

Co zrobić z rzeczami których nie można zobaczyć i dotknąć a przecież …?

Stanie się istota duchowa prowadzi do poprawy własnych umiejętności dostępu do otaczającego nas wszechświata w sposób jasny. Jest to realizacja naszej boskiej natury i wewnętrznie wpływającej energii duchowej by kształtować zrozumienie czynników zewnętrznych.
Przebieg naszego życia zależy w dużym stopniu od naszego zdrowia psychicznego.
Umiejętność radzenia sobie ze swoimi emocjami i odnajdywania się w sytuacjach trudnych, ma jeszcze większy wpływ na nasze życie, niż zdolności umysłowe i iloraz inteligencji IQ.
Jest tak dlatego, że sfera emocjonalna jest dla człowieka czymś bardziej podstawowym niż intelekt i bardzo mocno wpływa na jego system motywacji.
Emocje i sfera psychiczna mają bardzo duży wpływ na nasze szczęście i poczucie radości życia - wiążą się bardzo mocno z naszą samoakceptacją i akceptacją innych oraz z jakością relacjami z naszym otoczeniem (relacji z partnerem, z rodziną i najbliższymi, z relacjami w pracy, poczuciem harmonii i dysharmonii z otaczającymi na ludźmi). Emocje szczególnie mocno wpływają na nasze dążenia i sposób postępowania, na to czy wierzymy, że coś możemy zrobić. Zazwyczaj od stanu emocji zależy czy rozpoczniemy realizację konkretnego celu (na przykład trzeźwienia) oraz jaką konsekwencję w tym wykazujemy.
Niezależnie od tego czy nasze cele mają bardziej charakter np. sukcesu w pracy, rozwijania się i uczenia, wyrażania się artystycznego lub duchowego, czy też po prostu dotyczą chęci tworzenia dobrych relacji ze swoim otoczeniem i bycia zadowolonym ze swojego życia - nasza umiejętność postępowania z własnymi emocjami i z emocjami innych ludzi decyduje w dużym stopniu o konsekwencji w dążeniu do danego celu i realizowaniu obranego planu. Praca z emocjami ma znaczenie z kilku powodów. Po pierwsze, jeśli nie pracujemy z emocjami, a jedynie rozwijamy logiczne myślenie, rozum, to nasze emocje mogą pozostać bardzo prymitywnymi i mało rozwiniętymi. Wtedy będziemy zwierzątkiem z bardzo ostrym umysłem racjonalnym, logicznym. Zapewne nie uczyni nas to szczęśliwymi, a nasze otoczenie nieraz oberwie od nas po głowie z powodu niedorozwoju naszej wrażliwej empatii. Dodatkowo często urazy emocjonalne, które w naszym ciele emocjonalnym krwawią i ropieją, niczym rany w ciele fizycznym. Powoduje to olbrzymi dyskomfort życia. Przeżywamy te rany, i nie potrafimy sobie z nimi poradzić. Praca z emocjami oznacza zwłaszcza rozwój uczuć wyższych. Uczucia wyższe działają na chore niższe emocje niczym lek na chorego. Rozwijając uniwersalną miłość i życzliwość w sercu, harmonizujemy i uzdrawiamy uczucia, wprowadzamy je w zdrową i zharmonizowaną częstotliwość, rezonującą z procesami życiowymi, prawem życia, nieskończoną duchową energią.


Opracował: SIGIMUND

środa, 18 maja 2011

" KRYZYS "

Myślę, że tak naprawdę nie da się przestać pić dopóki nie zobaczy się realnych korzyści z niepicia. Potrzebna jest rekompensata i kwita - nie ma cudów. Póki nie uwierzysz, tak w głębi siebie i do szpiku kości, że lepiej i sympatyczniej żyć bez alkoholu niż z nim będziesz miał ciężko. To tak jak z dziewczyną, z którą się rozstałeś. Albo będziesz tęsknił i co jakiś czas popadał w melancholie albo dojdziesz do wniosku, że to było dla was najlepsze rozwiązanie. Miło było ale nie pasujemy do siebie. Warto się też zastanowić czy alkohol w ogóle jest Ci do czegoś potrzebny.
Bezgłośnie w sobie, dość, już dość, ja chcę inaczej. Tyle prób i słów na wiatr... tyle lat... Już wiem, że sam nie dam rady...
Byłem tu, byłem tam... widziałem to sam, poczytałem to sam, im się przecież udało... żyją inaczej.
Mówię już głośno, ja też chcę tak...ja mam dość...
Szukamy, wychodzimy i powoli poznajemy, staramy się zrozumieć problem w sobie i siebie. Bez wzmacniacza i zagłuszacza, zaczynamy dostrzegać innych, zaczynamy przebudowę siebie. Uznajemy swoją bezsilność... Zmiany zaczynają od pomagania sobie... bo inaczej sie już nie da...
Podstawową sprawą w kwestii sprzyjania otrzeźwieniu alkoholika jest kryzys.


Pierwsze wysiłki w kierunku zaprzestania picia przez osobę a alkoholem mocno zbrataną wiążą się zawsze z kryzysem, który przybiera postać zbiegu przykrych okoliczności na tyle poważnych i dolegliwych, iż mogą skłonić alkoholika do rewizji swojego stosunku do alkoholu.
Alkoholik jest człowiekiem chorym, nie jest jednak dzieckiem. Traktować go jak chorego nie oznacza więc chronić go od odpowiedzialności za jego picie.

Pamiętam pierwszą refleksję , do jakiej doszedłem na ten temat, i która kazała mi inaczej spojrzeć na swój problem.
Gdy piłem, wszyscy ludzie pomagali mi na różne sposoby. Jeden pożyczył pieniądze, drugi pomógł załatwić zwolnienie lekarskie, jeszcze inny dał dodatkowo zarobić, bym nie stoczył się całkowicie na dno. I tak piłem bezpiecznie, bez strachu o jutro. Miałem strażników. Z perspektywy sześciu lat moje trzeźwości mogę powiedzieć, że naprawdę pomógł mi wtedy jeden – jedyny człowiek, który powiedział „nie”. Otóż groziła mi kolejna przykrość z powodu absencji w pracy. Tym razem szykowało się dyscyplinarne wymówienie, nie było możliwości załatwienia zwolnienia. Kolega, o którym mówię, był zaprzyjaźniony z dyrektorem zakładu. Jedno słowo wstawienia się za mną załagodziłoby sytuację. Wybrałem się do niego z ta banalną prośbą o niezbyt kosztowny gest, jeden telefon. I wtedy on powiedział „nie’. Naturalnie mógłby zatelefonować. Najprawdopodobniej ta protekcja byłaby skuteczna. Jednak nie. Nie, ponieważ jestem wystarczająco dorosły, by ponosić odpowiedzialność za to co czynię i wystarczająco inteligentny, by przewidzieć skutki swoich decyzji. W tym też decyzji sięgnięcia po alkohol. Naturalnie obraziłem się. Wyrzucono mnie z pracy i rozpocząłem swoje staczanie się. Przez wiele lat obwiniałem swojego kolegę, czyniąc go odpowiedzialnym za to staczanie. Zapłaciłem wielkie koszty moich wyborów w sprawie alkoholu. Teraz jestem mu wdzięczny za posunięcie, które przyspieszyło kryzys, a więc i otrzeźwienie. Z perspektywy lat wiem dobrze, że on właśnie pomógł mi najskuteczniej.
Zacząłem się też na serio zastanawiać nad tym wszystkim, gdy mnie wszyscy opuścili. Żona przestała doprowadzać mnie do poradni, gdzie na tyłach budynku, z takimi jak ja, natychmiast „zapijałem” anticol. Matka przywykła i nawet przestała reagować na mój żałosny widok, przestała lamentować. Najwyraźniej przestałem liczyć się w ich życiu, miały inne ważne sprawy. Żona przestała mówić o rozwodzie, lecz najwyraźniej poszukiwał mieszkania i pracy w innym mieście. Moja pijana głowa zarejestrowała to. Nie robiły na niej wrażenia awantury i sceny zazdrości. Wszyscy byli skupieni na czym innym. Nie istniałem. Zrezygnowali ze mnie. Zostałem sam i stoczyłem się na samo swoje dno. Wtedy dotarło do mnie, że muszę coś z tym zrobić, że tym razem coś się dzieje na serio, że muszę siebie ratować, bo nikt inny za mnie tego nie zrobi. Nikt mnie nie uratuje, bo nikomu już na mnie nie zależy. Pojechałem na odwyk i co prawda do trzeźwości było jeszcze daleko, jednak to był początek. To był przełom.
Nie wiem właściwie, czy rozpocząłbym leczenie, gdybym nie znalazł się bez rodziny, dosłownie na bruku, bez dachu nad głową i bez środków do życia. Autorem tego stanu rzeczy był ja sam chociaż trudno mi nawet teraz myśleć o tym bez przykrości, szczerze mówiąc wątpię, czy zdecydowałbym się na leczenie w innej sytuacji. To był dla mnie szok. Nie sądziłem, by mogłoby się to kiedykolwiek zdarzyć, bo przecież mimo wszystko, mimo kilkunastu lat, które trudno było wytrzymać, żyłem w słodkim przeświadczeniu, że „oni mnie przecież kochają”, że jestem nadzwyczajny, niezastąpiony i jedyny. Nie dostrzegałem sygnałów zagrożenia, byłem ślepy na to, że wali się nasze małżeństwo, na jej zmęczenie, rozpacz, desperację. Cóż zresztą mogłem widzieć poza alkoholem? Właściwie nic się nie liczyło. Więc to był szok, jednak nie wiem, czy w innym przypadku zdecydowałabym się na leczenie. I ta złość… pomogła mi na początku ta złość, że ja im wszystkim pokażę! Potem musiałem sobie z nią inaczej radzić, potem mi przeszkadzała, lecz na początku była bardzo pomocna. Zacząłam trzeźwieć na złość im wszystkim.

Alkoholicy zastanawiając się nad swoim piciem i trzeźwieniem odwołują się często do słowa „no”. Wielu jest przekonanych, że każdy alkoholik musi osiągnąć swoje dno, które pozwoli mu odbić się w kierunku trzeźwości. Owo dno oznacza ponoszenie różnego rodzaju kosztów, których wielkość zaczyna przewyższać znacznie rozmiary przyjemności i ulgi czerpanych z zaczarowanej butelki „wypij mnie”.
Powiedzenie, iż każdy alkoholik na swoje dno, oznacza różną głębię ugrzęźnięcia. Dla jednego dnem będzie właśnie samotność i odrzucenie społeczne, dla drugiego próba samobójcza, dla innego pobyt na oddziale psychiatrycznym i przeżycia związane z delirium. Są osoby, które uznają „za dno” wypicie nie konsumpcyjnego alkoholu, podczas gdy u innych fakt ten nie wywołuje większego wrażenia. W takim sensie „no” jest doświadczeniem indywidualnym.
Z takiego punktu widzenia „no” to doświadczenie kontynuacji, spotkanie z sytuacją, która brzmi jak komunikat: „skończyły się żarty”. Badania pokazują, że głębokość dna, które trzeba osiągnąć w swoim uzależnieniu, mocno zależy od stanu wiedzy społecznej na temat alkoholizmu. Przy niedostatecznej wiedz otoczenia częściej ma miejsce dno z pogranicza życia i śmierci – dno, z którego nie ma powrotu.

Kryzys – to słowo oddające w innym porządku znaczenie pojęcia dno. Otóż, gdy toczy się określony proces, narasta choroba, jednym z objawów tego procesu jest kryzys. Może on otworzyć nowe możliwości, zapoczątkować proces trzeźwienia, stanowić pierwszy krok powrotu do zdrowia.

1 - kryzysu nie należy łagodzić ani powstrzymywać.
2 - można go przyspieszyć.

W środowiskach trzeźwościowych można znaleźć takie oto zalecenia dla żon alkoholików:

• Nie musisz dłużej uciekać od choroby. Zacznij uczyć się opartej na faktach wiedzy o alkoholizmie.
• Nie musisz dłużej obwiniać alkoholika. Zacznij koncentrować się na swoich własnych działaniach – to dzięki nim możesz podnieść się, albo załamać.
• Nie musisz dłużej kontrolować picia alkoholika. Zacznij koncentrować się na jego potrzebie leczenia – zacznij namawiać go do leczenia.
• Nie musisz dłużej przychodzić „z pomocą” alkoholikowi. Zacznij pozwalać mu na cierpienie i ponoszenie odpowiedzialności za każdą konsekwencję wynikającą z jego picia.
• Nie musisz dłużej interesować się powodami picia alkoholika. Zacznij powracać do wzorów normalnego życia.
• Nie dłużej grozić. Zacznij mówić to, co myślisz i robić to, co mówisz.
• Nie musisz dłużej przyjmować lub wyłudzać obietnic. Zacznij odrzucać je.
• Nie musisz dłużej poszukiwać rady u osób niekompetentnych. Podejmij leczenie, którego celem będzie zdrowie w szerokim zakresie.
• Nie musisz dłużej ukrywać faktu, że szukasz pomocy. Zacznij otwarcie mówić o tym alkoholikowi.
• Nie musisz dłużej narzekać, gderać, wygłaszać kazań, przymilać się i robić wymówek. Zacznij informować alkoholika o jego niewłaściwym postępowaniu.
• Nie musisz dłużej pozwalać alkoholikowi na atakowanie ciebie i twoich dzieci. Zacznij ochraniać siebie.
• Nie musisz dłużej być marionetką. Zacznij istnieć osobno.

W krajach, gdzie wiedza o alkoholizmie jest bardziej dostępna, łatwo znaleźć wiele różnych broszur, poradników i kieszonkowych książeczek zawierających różnorakie informacje o chorobie alkoholowej i różne zalecenia. Te, które tu cytuję, są typowym przykładem takich instrukcji. Sądzę, że warto zatrzymać się chwilę przy niektórych z nich.
Zacznijmy od następującego: Nie musisz dłużej interesować się powodami picia alkoholika. W zdaniu tym zawarta jest zachęta, by zdystansować się od wymówek, narzekań i usprawiedliwiania alkoholika, przestać traktować je dosłownie i na serio, a za to popatrzeć na nie jak na symptom chorobowy, jako wyraz systemu iluzji i zaprzeczania.

Alkoholik pije, ponieważ jest uzależniony od alkoholu. Wszelkie inne wyjaśnienia prowadzą na manowce.

Czy to znaczy, że nie można, czy też nie należy nigdy łączyć picia alkoholu z takimi lub innymi powodami? Że każdy, kto dajmy na to mówi: „Tak się zdenerwowałem, że chyba łyknę coś mocniejszego?” - po prostu zawsze kłamie? Nie. Ludzie sięgają po alkohol, strzykawkę, tabletkę z wielu ważnych psychologicznych powodów: dla złagodzenia napięcia, poprawienia sobie nastroju, zyskania większej odwagi, zdobycia akceptacji otoczenia, znieczulenia fizycznego lub psychicznego bólu. Lecz każdy, kto żyje czy żył kiedykolwiek w rodzinie z problemem alkoholowym, świetnie zna różne warianty płyty „napiłem się, ponieważ…”, czy „muszę się napić, bo…”. Wielu z nas poddaje się uporczywemu brzmieniu tej monotonnej płyty. Jeśli tak się dzieje i w twoim przypadku, jeśli straciłaś, czy straciłeś dystans do całej sprawy, spróbuj uczynić jakieś wewnętrzne „stop”, by wprowadzić inne myślenie.
Oto ono: przecież nie każdy, kto się zdenerwował, sięga po kieliszek. Gdyby wszyscy ludzie, denerwujący się wszak wiele razy dziennie, sięgali po alkohol, wszyscy chodzilibyśmy pijani. Przecież nie każdy, kogo „nie rozumie żona”, upija się na umór. Wszak nie wszyscy, do których wtrąca się teściowa fundują sobie trzydniówkę. Jest z pewnością wiele innych, bardziej konstruktywnych sposobów, by radzić sobie z ustrojem społecznym, teściową, niesprawiedliwym szefem, własnym smutkiem, czy zniechęceniem. W tej sprawie człowiek z pewnością ma wybór, choć obszar wyboru osoby uzależnionej po wprowadzeniu do organizmu małej dawki alkoholu zmniejsza się gwałtownie: stosunkowo szybko alkoholik już nie ma wyjścia, musi pić dalej.
Jeśli jesteś osobą nieuzależnioną, lecz żyjesz w orbicie uzależnienia bliskiej ci osoby, wywód powyższy możesz przyjąć z większymi lub mniejszymi oporami. Jeśli przede wszystkim pojawiają ci się właśnie różne „ale”, jeśli miałbyś chęć bronić „swojego” alkoholika argumentami o jego wyjątkowo trudnych losach, większej wrażliwości czy inności, potraktuj proszę siłę swojej obrony jako wskaźnik własnego współ uzależnienia, siłę poddania się wersji nagranej na płycie. Wierz mi, wielu nadzwyczaj wrażliwych ludzi wcale nie „zalewa robaka”, wielu ludzi o losach nad wyraz skomplikowanych nie gustuje bynajmniej w alkoholu, wielu odmieńców żyje bez chemii. Człowiek miewa różne powody, by szukać pociechy i ulgi, jednak alkohol nie jest na szczęście jedynym lekarstwem na trudności życiowe i w ludzkich możliwościach leży dokonywanie w tej sprawie wyborów.
Oczywiście są ludzie, którzy gorzej radzą sobie z własnymi emocjami niż inni. Jest bardzo prawdopodobne, że Jan gorzej znosi kłopoty z zoną czy teściową niż Stanisław. Z tym samym szefem Anna radzi sobie bez większych trudności, Maria zaś przeżywa trudne emocje, które „musi zapić”. Te wszystkie sprawy są bardzo ważne w powracaniu do zdrowia i równowagi psychicznej, są dla alkoholika poważnymi tematami pracy psychologicznej, w grupie samopomocowej, czy w grupie terapeutycznej. By jednak dokonywać „powrotu do zdrowia”, oglądać te sytuacje z różnych punktów widzenia i uczyć się nowych, bardziej konstruktywnych zachowań wobec teściowej, szefa czy wobec własnego lęku czy złości, trzeba mieć do tego w miarę trzeźwy umysł. Oznacza to, że przede wszystkim trzeba przestać sięgać po kieliszek (proszek, strzykawkę).

Żadnych prawdziwych oględzin swojej psychologicznej sytuacji nie da się dokonać przy pomocy pijanego myślenia. To do niczego nie prowadzi.

W tej sprawie niezwykle ważna jest jeszcze jedna rzecz. Otóż wiem, jak trudno niektórym zonom (matkom, dzieciom) oderwać się od uzasadnień alkoholika i przestać interesować się powodami jego picia. Bowiem często to co on głosi jako powody swego picia, jest subtelnie związane z twoją osobą, z twoją samooceną lub poczuciem winy.
Skoro alkoholik pije, „ponieważ jesteś złą żoną (matką, córką), to aby móc przestać interesować się powodami jego picia, musisz mieć trzeźwy, jasny, zdrowy i do tego pozytywny pogląd na to, jaką jesteś żoną, córką lub matką. Jeśli w tej sprawie nie masz pewności, lub nazbyt obawiasz się opinii o sobie, ziarno w postaci obarczania siebie odpowiedzialnością za picie padnie na podatny grunt. Trudno ci będzie zdystansować się od tego, bowiem jego obrona trafia w twój najsłabszy punkt. Wierz mi, że każdy alkoholik potrafi to genialnie wyczuć i wykorzystać, jest bowiem zainteresowany w budowaniu maksymalnie mocnego alibi. A jeśli alkoholik pije, „ponieważ go nie kochasz” i jeśli jest to prawdą? Ponieważ go „nigdy nie kochałaś”. A ty, odbiorczyni tego zarzutu, po tylu latach udręk i chaosu właściwie już naprawdę nie wiesz, czy kiedykolwiek tego człowieka kochałaś… Jeśli dowiadujesz się, że problem picia zniknąłby, gdybyś kochała pijącego i to „tak jak jemu potrzeba”, jeśli to wszystko wprawia cię dodatkowo w zagubienie, bezradność, wściekłość… wiem, jak trudno przestać interesować się powodami picia alkoholika. Jego „powody” są snajperskim strzałem w miejsce twoich słabości.
Być może, by spełnić to ważne zalecenie, powtarzające się we wszystkich poradnikach dla bliskich alkoholika, musisz poczynić najpierw trochę porządków we własnym wnętrzu. W swoim widzeniu świata i siebie, w swoich uczuciach i postawach. Może będzie ci do tego potrzebna pomoc, bo samej zbyt trudno połapać się w tym wszystkim.
Stąd zalecenie: Podejmij leczenie, którego celem będzie zdrowienie w szerokim zakresie, oraz inne:
Nie musisz dłużej ukrywać faktu, że szukasz pomocy.

Opracowanie: SIGIMUND
Wykorzystano materiały z forum u Jarasa