Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

poniedziałek, 12 lipca 2010

„Zasada”

    
TAK - DOCZEKAŁEM SIĘ,
WRESZCIE TRZEŹWIEJĘ,
NIE ŻŁOPIĘ PIWA,
WÓDY NIE CHLEJĘ.


SPORO MAM Z TEGO
ZADOWOLENIA,
CHOĆ DUŻO JESZCZE
JEST DO ZROBIENIA.
BO CHOCIAŻ TERAZ
WSZYSTKO JEST INNE,
TO JA TAM WOLĘ
DMUCHAĆ NA ZIMNE.

PRZESTAŁEM BYWAĆ
W KNAJPACH, DANSINGACH,
ZA TO ZJAWIŁEM
SIĘ NA MITYNGACH.
JUŻ NIE SPOTYKAM
KUMPLI PIJACYCH,
LECZ TYLKO TAKICH,
TYCH TRZEŹWIEJĄCYCH.

SPOTYKAM TAKŻE
TRZEŹWE KOBIETY,
WRÓĆ ! TRZEŹWIEJĄCE,
BŁĄD MÓJ NIESTETY.
I JAKOŚ RAZEM
NAM TO WYCHODZI,
A PRZECIEŻ O TO
WSZYSTKIM NAM CHODZI.


NIE TRZYMAM W DOMU
ŻADNEJ BUTELKI,
NIC Z ALKOHOLU,
NAWET KROPELKI.
ZNIKŁY KIELISZKI
I PODAJNIKI,
JUŻ JE WYWIEŹLI,
PUSTE ŚMIETNIKI.

NIKT SIĘ Z GORZAŁĄ
DO MNIE NIE WBIJE,
NO, BO ON U MNIE
JEJ NIE WYPIJE.
JEST JESZCZE U MNIE
ZASADA TAKA,
ŻE ZA PRZYSŁUGĘ
NIE DAM KONIAKA.

NAJWYŻEJ ZA NIĄ
DAM MU ŻOŁĘDZI,
NIECH SE TEN BIMBER
Z NICH SAM UPĘDZI.



I ŻADNEJ SKŁADKI
Z NIKIM NIE ZROBIĘ,
TO JUŻ Z MEJ GŁOWY
WYBIŁEM SOBIE.


NIKOMU WIĘCEJ
JUŻ NIE POLEJĘ,
BO MNIE TAM NIE MA,
GDZIE COS SIĘ LEJE.
I NOSIĆ KOMUŚ
NIC NIE ZAMIERZAM,
BO JA W PRZECIWNYM
KIERUNKU ZMIERZAM.

GARNĘ DO ŚWIATA
RZECZY PRZYJEMNYCH,
ABY NIE ŁYKAĆ
LEKÓW NASENNYCH.
SYROPÓW ŻADNYCH
TAKŻE NIE PIJĘ,
ZROBIĘ Z CEBULI
I TEŻ PRZEŻYJĘ.

TORTA JA NIE ZJEM
ANI KRUSZYNY,
BO ALKOHOLU
SĄ W NIM DROBINY.
A JA NA PYŁKI
MAM UCZULENIE,
I PSU NA BUDĘ
MOJE LECZENIE.


SKLEPÓW Z GORZAŁĄ
WSZYSTKICH UNIKAM,
A JAK JUŻ MUSZĘ,
TO SZYBKO ZNIKAM.
I Z PIJANYMI
NIEWIELE GADAM,
BO ZA ODOREM
JA NIE PRZEPADAM.

TEŻ NA ALKOHOL
KASY NIE DAJĘ,
BO NIKT MI PÓŹNIEJ
JEJ NIE ODDAJE.
NIC W DOMU NIE MAM,
NIC CO MNIE KRĘCI,
CO SIĘ ODCISŁO
W MOJEJ PAMIĘCI.

LECZ SAM ALKOHOL
WIDZĘ CZASAMI,
JAK PIJĄ INNI
MIĘDZY KRZAKAMI.
I TAM GDZIE JESTEM,
GDZIE ZAMIESZKUJĘ,
TO GO CZASAMI
ZBYT MOCNO CZUJĘ.


WIĘC CÓŻ MAM ZROBIĆ
POWIEDZCIE PROSZĘ,
NIE DA SIĘ PRZECIEŻ
PRZEŻYĆ POD KLOSZEM.
TYLE ZAGROŻEŃ
NA KAŻDYM KROKU,
Z PRZODU, U GÓRY,
NA DOLE, Z BOKU.

JAK WĄŻ PO TRAWIE
CZŁOWIEK SIĘ WIJE,
I JEST SZCZĘŚLIWY,
ŻE DZIŚ NIE PIJE.
ŻE DZISIAJ WYGRAŁ
I ZEGAR TYKA,
ŻE DZIŚ JEST TRZEŹWY,
I GRA MUZYKA..


Zygi        
14.03.2010r.

niedziela, 11 lipca 2010

Moje AA - Mirek

    
     Pojawiając się któregoś dnia na swoim pierwszym mityngu AA Mirek czuł się okropnie. Był bardzo napięty i zdenerwowany. Przez to nie pamięta nawet jaka była pogoda tamtego dnia, ani żadnej innej mało istotnej rzeczy, które czasami mimowolnie zapadają w pamięć.
     Zaprowadzono go do starego, ponurego budynku mieszczącego się na tyłach dużego zakładu przemysłowego w Raciborzu. Paraliżujący strach z trudem pozwalał wytrwać wśród obcych mu ludzi, przed którymi - jak sądził - będzie musiał po raz pierwszy przyznać, że jest alkoholikiem. Kiedy to robił czuł jak z głowy odpływa krew, a gardło robi się ściśnięte i sztywne. Chciał żeby to wszystko jak najszybciej się skończyło. Nie wiedział jak się zachować, czy coś mówić, czy może lepiej milczeć. Najchętniej uciekłby od razu, ale jego wybujałe ego i duma nie pozwoliły mu się wtedy przyznać - przede wszystkim przed sobą - że po prostu się boi. Patrząc na zebranych nie widział w nich kolegów, nie widział w nich przyjaciół, nie potrafił odnaleźć się w rytuale. Kiedy zaczęli mówić modlitwę o pogodę ducha z tymi skupionymi, poważnymi minami – bez cienia uśmiechu, w dodatku trzymając się za ręce, wydawali mu się komiczni i niepoważni. Uważał, że muszą być naiwni skoro wierzą w to, że ktokolwiek może im pomóc. Życie którym żył dotychczas boleśnie przekonywało go, że może liczyć tylko na siebie samego.
     Grupa AA stanowiła dla Mirka zamknięty świat rządzący się niezrozumiałymi prawami, stosujący się do dziwnych reguł, obcy i jak wydawało mu się na początku nieprzyjazny, a w dodatku zupełnie do niego nie pasujący. On impulsywny, pobudzony, energiczny, nerwowy, napięty – oni spokojni, wyważeni, stonowani i powściągliwi. Ten świat do tej pory kojarzył mu się stereotypowo z głupimi uwagami znajomych, niewybrednymi żartami i obciachem. Komunałem, od którego wolał trzymać się z daleka. Oczywiście słyszał o alkoholikach wcześniej. Być alkoholikiem oznaczało ni mniej, ni więcej tylko być kimś gorszym – wyrzutkiem, którego już nikt nigdy nie potraktuje poważnie i z szacunkiem. Alkoholik jak sądził był pogardliwym synonimem człowieka upadłego.


     Starsi członkowie AA wywoływali na nim wrażenie grupy dobrych znajomych, którym chyba przeszkadza jego obecność, choć oczywiście w żaden sposób nie dali po sobie tego poznać. To byli mili ludzie, choć – jak uważał - momentami za bardzo przejęci swoją rolą. Niektórzy z nich wydawali mu się kimś w rodzaju religijnych fanatyków, ohydnych neofitów, którzy choć jeszcze wczoraj byli niegodnymi zaufania pijakami, dzisiaj stali się gorliwymi wyznawcami nowej religii. Wracając we wspomnieniach do tego wydarzenia przypomina sobie, że nie znalazł u nich tego czego początkowo podświadomie szukał. Nie znalazł chęci użalania się nad swoim losem.
     Wszyscy sprawiali wrażenie taktownych, spokojnych i ostrożnych. Był gotów przyznać, że to tylko taka poza na użytek nowicjuszy. W ich postawie doszukiwał się raczej wyniosłości niż pokory i pogodzenia się z losem. Słyszał o czym mówią, ale niewiele z tego rozumiał, choć gdybyście go wtedy o to zapytali udowadniałby, że jest zgoła inaczej. Obco brzmiały nazwy i słownictwo używane podczas spotkań. Wydawało mu się, że wszyscy mu się przyglądają i oceniają, co wywoływało w nim bunt i złość. No, bo jakim prawem ocenia go ktoś, kto zupełnie o nim nic nie wie. Sądził, że jego przypadek jest inny i wyjątkowy. Dopiero z czasem przekonał się jak prosta jest prawda. Wówczas nie wyobrażał sobie aby kiedykolwiek mógł stać się częścią tej grupy ludzi. Ufał tylko tym, którym się udało i którzy mówili mu, że dzięki tym spotkaniom nie piją. A on nie chciał pić. A może chciał nauczyć się picia kontrolowanego? Dziś, jak sam twierdzi, to już nie ważne.
     Z czasem przestał być tak krytycznie nastawiony. Teraz uważa, że po prostu usiłował zobaczyć w tych ludziach ideały – potrafili przecież z powodzeniem powstrzymać się od picia. A oni okazywali się zwykłymi ludźmi - pełnymi zalet i wad, zamiast mędrcami mającymi dla niego łatwe i gotowe rady. To budziło jego wątpliwości i wahanie do momentu, w którym zrezygnował z własnej źle pojętej dumy. Poczuł wtedy AA i ich przesłanie zawarte w prostych, nieskomplikowanych słowach, które na początku do niego nie przemawiały, ale z czasem stawały się coraz bardziej czytelne. I choć zabrzmi to dziwnie mówią do niego dalej, dając mu nadzieję na lepsze dzisiaj…

wtorek, 6 lipca 2010

Jutro mityng otwarty!

    
     Wielkimi krokami zbliża się środowy mityng otwarty. Zapraszamy wszystkich, którzy chcieliby dowiedzieć się czegoś na temat radzenia sobie z alkoholizmem w AA. Każdy będzie mile widziany. Zarówno Ci, dla których AA stało się bezpieczną przystanią, a także osoby które nie przyznają się do swojej bezsilności, ale chciałyby zobaczyć jak wygląda mityng, co się tam dzieje, o czym się mówi i czym się zajmujemy. Będzie nam szczególnie miło gościć osoby nieuzależnione, członków rodzin alkoholików, ich przyjaciół – wszystkich chętnych do poszerzenia swojej wiedzy o uzależnieniu od alkoholu. To właśnie dla Was jest spotkanie nazywane mityngiem otwartym. Zapraszamy serdecznie!

        
    Proponowany temat mityngu: Co zrobiłem aby uporządkować swoje życie po zaprzestaniu picia?

     Temat jest oczywiście jedynie sugestią. Nie musi zostać wykorzystany jeśli padnie inna propozycja. W życiu każdego biorącego udział w mityngu może wydarzyć się coś, czym zechce się podzielić z innymi i co może stać się tematem naszego spotkania.

poniedziałek, 5 lipca 2010

"Jakkolwiek Go pojmuję"

     
     Chińskie przysłowie powiada: Mądremu wystarczy raz usłyszeć prawdę, by w nią uwierzył, rozsądny wierzy za drugim razem, głupi musi usłyszeć ją trzy razy. Tak było w moim przypadku i wychodzi na to, że nie byłem ani mądry, ani rozsądny.
     Jak to możliwe żeby ten sam Bóg, który ściąga na mnie tyle plag, może mnie od nich uwolnić? Bóg, który odbiera mi wszystko, a zwłaszcza to co kocham, karmi bólem i cierpieniem?
Tak właśnie kiedyś myślałem, bo nigdy nie starałem się Go poznać.



PRZYPOWIEŚĆ O PTAKU

     Pewien ptak codziennie chronił się w suchych gałęziach drzewa stojącego pośród rozległego pustynnego krajobrazu. Razu pewnego trąba powietrzna wyrwała drzewo z korzeniami i biedny ptak musiał przelecieć co najmniej sto mil, zanim znalazł sobie nowe schronienie. Dotarł wreszcie do lasu, gdzie drzewa uginały się od owoców.
Gdyby uschnięte drzewo ocalało, nic nie skłoniłoby ptaka by poszybował w przestworza.

     I tak jest ze mną, Bóg ma swój plan i chce mojego dobra. Rozwalił mój stragan z cebulą, bym zwrócił na Niego uwagę. Dziś inni ludzie mnie otaczają, inne miejsca odwiedzam, inne niebo jest nad moją głową i inne słońce mi świeci. Choć wszystko jest inne to wcale nie jest gorsze, a czasami nawet jest dużo lepsze. Mam świadomość, że powierzając Mu swoje życie, zadba On o moje sprawy lepiej niż ja sam.

Nie wiem, mój Panie,
co mi się dziś przydarzy.
Wiem jedynie, że nie spotka nic mnie,
czego byś Ty nie przewidział i nie ustanowił
dla mojego większego dobra.

     On jeden przy mnie został, gdy inni we mnie już zwątpili. Dał mi wiarę w siebie, nauczył mnie czekać na coś co się już ziścić nie miało, pozwolił mi marzyć ale wskazał granicę i dał mądrość by klęskę zamienić w sukces. Gdy raz się nie udało, bo pułapki nie zauważyłem i praca moja została wyśmiana i zniszczona, On nie pozwolił mi się załamać, bym trud podjął na nowo. A przedewszystkim dał mi siłę i upór bym wysiłek swój ciągle wzmagał. To Jemu zawdzięczam że moje trzeźwienie przebiega tak spokojnie i pogodnie. Jego wola niech się dzieje, a moja niech będzie radość z życia.

Dziękuję Ci Boże żeś uczynił mnie na nowo wolnym człowiekiem.



Do zobaczenia w trzeźwości!
ZYGI

piątek, 2 lipca 2010

Służyć w AA?

    
     Służba w AA jest jednym z nieodzownych  warunków  mojego powrotu do zdrowia. Obok zdrowienia i jedności służba jest jednym z trzech legatów działalności Anonimowych Alkoholików.

     Pozwoliłem sobie otworzyć internet i poczytać co nieco na temat służb w AA. Przyznam bez ogródek, że nie spodobało mi się to co tam znalazłem. Z moich studiów wynika, że ktoś usiłujący znaleźć pomoc mógłby bez trudu dojść do przekonania , że nie ma tu czego szukać. Struktury AA – są już tak nadęte, że czytając periodyki wewnętrzne można dojść do wniosku, że AA zajmuje się tak bardzo sama sobą jako organizacją, że już nie ma w niej miejsca na nic innego. Uczone, a zarazem nadęte wywody na temat służb zdeprymowały mnie. Powiem szczerze nie chcę być częścią tej biurokratycznej maszyny, która szkoli siebie, szkoli innych, mogłaby szkolić wszystkich wokół i cały czas mówić o niesieniu pomocy innym alkoholikom. Moderatorzy, trenerzy, konwersujący ze sobą działacze różnego szczebla - wszystko to sprawia, że nowoczesne struktury AA zaczęły kojarzyć mi się z instytucją, a nie oddolnie tworzoną grupą osób, które chcą pomóc sobie nawzajem w trwaniu w trzeźwości.

   

    
     A ja chciałbym uczestniczyć jedynie w spotkaniach AA zwanych mityngami – takich, w których odnalazłbym odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Gdzie znalazłbym oparcie i warunki do poszukiwania swojej nowej tożsamości. Albo gdzie po prostu mógłbym w spokoju i bezpieczeństwie spędzić czas. Mityngi, podczas których wsłuchałbym się w głos płynący do mnie gdzieś z własnego wnętrza, gdzie usłyszałbym kilka ciepłych słów i poczuł otuchę, a nie szarpał się z organizacją i martwił o to kto poprowadzi kolejny mityng, kto i kiedy obejmie służby, czy za składkowe pieniądze lepiej kupić kawę tej , a może innej marki itd. Na poziomie podstawowym służby mają znaczenie tylko jeśli przyczyniają się do ułatwiania pracy grupy oraz pozytywnie wpływają na aktywny udział jej uczestników. Sądzę, że mają być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Chcę AA, w którym człowiek niesie pomoc drugiemu człowiekowi. Gdzie rozwijam swoją duchowość bez nadmiernej religijności, bez bezustannego przypominania jaką to wspaniałą organizacją jesteśmy, jak to nieustannie się poświęcamy w niesieniu pomocy obowiązkowo zaznaczając, że jesteśmy skromni i nie szukamy splendoru. No właśnie – czy rzeczywiście staliśmy się już, i tylko organizacją? Lada chwila okaże się, że aby prowadzić mityng potrzebny jest jakiś certyfikat albo może inne pozwolenie.

     Kilka razy na różnych mityngach spotykałem ludzi, którzy zachowywali się tak jakby siedzieli w knajpie wśród starych kumpli od kieliszka. Te zbyt głośne rozmowy, to poklepywanie po plecach, a nierzadko uściski. Ta agresja ubrana w szatę jednomyślności… Wykrzykiwane uwagi, zaczepki, pewność siebie, a do tego postawa, z której jednoznacznie wynika kto tu rządzi. Posługiwanie się niezrozumiałym językiem, dzięki któremu nowicjusz czuje się zagubiony jeszcze bardziej. Właściwie brakowało jedynie kufli z piwem na stołach. Nie podoba mi się takie AA. Zawsze chciałem trafić do grupy przyjaciół, ale wchodząc w takie towarzystwo odnosiłem nieodparte wrażenie, że jestem tam zbędny, że tylko przeszkadzam. Zdeprymowani nowoprzybyli w takich sytuacjach najczęściej już nie pojawiają się na kolejnych mityngach. Ale my oczywiście sobie nie mamy nic do zarzucenia. To ich wina – widać jeszcze nie osiągnęli swojego dna, mówimy. I dalej niesiemy święty sztandar posłania. Niech no tylko ktoś spróbuje go zbezcześcić!

     Czasami odnosiłem wrażenie, że AA służy niektórym ludziom do samorealizacji. Kiedyś zanim alkohol pozbawił ich stanowisk, rodzin i prestiżu społecznego byli ważni. I nadal chcą nimi być. Tym razem jednak odnaleźli się w nowym miejscu – strukturach AA. Są upierdliwi i męczący w kontaktach jak prezesi związku działkowców, kiedy trzeba coś załatwić. A w dodatku często nie mówią, a przemawiają do maluczkich, sobie pozostawiając właściwą i jedynie słuszną interpretację tego co jest, a co nie jest zgodne z tradycjami AA. Obyci na różnych szkoleniach przemawiają z piedestału, na którym sami się ustawili. Choć żaden z nich nie znał Billa i Boba zawsze odnosiłem wrażenie, że właśnie wrócili z Akron i zaprezentują nam nową Wielką Księgę.
    


     Jeśli służenie innym to dobro, to ważne jest aby jego czynienie było nieuświadomione, w przeciwnym wypadku staje się ono jedynie środkiem do budowania własnej pychy - zauważył kiedyś Gandhi. Dlatego służenie innym, właśnie na poziomie grupy jest tak ważne. To dzięki myciu szklanek i sprzątaniu sali po spotkaniu demontowałem swoje ego. To dzięki służbom uczyłem się odpowiedzialności i współpracy z innymi. Nawiązywałem kontakty, przezwyciężałem własny wstyd i nieśmiałość. To dlatego polecam ich przyjmowanie przez innych. I na pewno nie namawiam aby czynić to z przymusu. To byłoby dopiero złamanie zasad. Mówi się o tym, że już dwóch alkoholików może odbyć mityng. Nie wyobrażam sobie aby zaczynali od wyboru służb. Nie to jest celem naszego istnienia.

     I jeszcze jedno. Mój opis AA jest czysto subiektywny i muszę napisać, że dotyczy on jedynie nielicznych wyjątków, z jakimi zetknąłem się w czasie mojej dotychczasowej drogi do trzeźwości. Zdecydowana większość aowców to świetni ludzie, którym wiele zawdzięczam i którzy nauczyli mnie widzieć świat we właściwych proporcjach. Tym pozostanę dozgonnie wdzięczny. Ale i ci, którzy prowadzą grupę jako własną organizację nauczyli mnie czegoś wartościowego. To właśnie dzięki nim widzę jaki nie chcę się stać, za co dziękuję.
    

czwartek, 1 lipca 2010

"W Drodze"

    
MIAŁEŚ KIEDYŚ WIELKIE PLANY,
WIEŻE BABEL BUDOWAŁEŚ,
LECZ PRZY GRUZACH WIEŻY BABEL,
SAM SIĘ TAKŻE ROZSYPAŁEŚ.


MIAŁEŚ KIEDYŚ WSZYSTKO PRAWIE,
DZISIAJ NIE MASZ, CÓŻ TAK WYSZŁO,
NIGDY SZCZĘŚCIA NIE ZAZNAŁEŚ,
BO ZA ŁATWO WSZYSTKO PRZYSZŁO.

TO NIC, ŻE BOLAŁO,
ŻE BYŁO TAK ŹLE,
ŻE ŻYĆ SIĘ NIE CHCIAŁO,
BO WSZYSTKO NA NIE,
ŻE CIĄGLE POD GÓRĘ,
A WIATR W OCZY WIAŁ,
I RZECZY, TE KTÓRE,
BYĆ MOŻE BYŚ MIAŁ,
TO NIC, ŻE BOLAŁO,
ŻE W OCZACH BYŁ STRACH,
ŻE RÓŻNIE BYWAŁO,
NA JAWIE I W SNACH,
I DNI TAKIE SAME,
PONURE I ZŁE,
ODESZŁY W NIEZNANE,
ZAPADŁY WE MGŁĘ.


MIAŁEŚ KIEDYŚ KRĄG PRZYJACIÓŁ,
DZISIAJ NIE CHCĄ Z TOBĄ BYĆ,
TY JUŻ DLA NICH NIE ISTNIEJESZ,
BO JUŻ NIE CHCESZ Z NIMI PIĆ.

ZOSTAW STARE SWE TOBOŁY,
NIE PRZYDATNE DO NICZEGO,
PRZYJDŹ NA MITYNG - DO NAS „ W DRODZE ”,
KOLEŻANKO I KOLEGO.

TO NIC, ŻE TO NUDNE,
ŻE SENSU W TYM BRAK,
FAŁSZYWE I ZŁUDNE, I TRAFIA CIĘ SZLAG,
LECZ KIEDYŚ ZROZUMIESZ,
BO PRZYJDZIE TEN CZAS,
ŻE SAM JUŻ NIE UMIESZ,
I CHCESZ BYĆ WŚRÓD NAS,
TO NIC, ŻE DZIŚ PADA,
ŻE NIE CHCE SIĘ IŚĆ,
LECZ DOBRZE SIĘ SKŁADA,
BO ŚRODA JEST DZIŚ,
I MITYNG JEST „W DRODZE”,
WIĘC GNAJ TU CO SIŁ,
Z KULĄ PRZY NODZE,
BYLEBYŚ BYŁ.



ZYGI  29.01.2010R.

Znowu minął mityng

     
     Wczoraj spotkaliśmy się na mityngu. W nowe półrocze wkroczyliśmy z nowo wybranymi służbami. Po zadziwiająco zgodnej, prowadzonej zgodnie z zasadami dobrych obyczajów, dyskusji wybraliśmy naszych nowych przedstawicieli. Mamy obecnie nowego – starego rzecznika grupy, nowych prowadzących, skarbnika i osoby, które pomagać będą w przygotowywaniu kawy i herbaty. Znaczy – nowe idzie! Wspólnie zgodziliśmy się, że to przede wszystkim do osób funkcyjnych należało będzie witanie nowicjuszy i wstępny sponsoring. Chcielibyśmy aby każdy nowoprzybyły czuł się wśród nas jak najlepiej. Oczywiście właściwe odnoszenie się do takich osób jest obowiązkiem każdego z nas, w związku z czym wszyscy członkowie naszej grupy są otwarci i przyjaźni. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

     Zgodnie uznaliśmy też, że objęcie funkcji nie ma służyć budowaniu własnego ego, a jedynie ma pomagać w sprawnej organizacji naszych spotkań. Między innymi przez to decyzję o przystąpieniu naszej grupy do ogólnokrajowych służb AA odłożyliśmy w czasie.

     Słowa uznania należą się wszystkim, którzy przybyli do „Drogi” w to upalne środowe popołudnie. Do zobaczenia w przyszłym tygodniu!

Wasz Skryba