Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

piątek, 2 lipca 2010

Służyć w AA?

    
     Służba w AA jest jednym z nieodzownych  warunków  mojego powrotu do zdrowia. Obok zdrowienia i jedności służba jest jednym z trzech legatów działalności Anonimowych Alkoholików.

     Pozwoliłem sobie otworzyć internet i poczytać co nieco na temat służb w AA. Przyznam bez ogródek, że nie spodobało mi się to co tam znalazłem. Z moich studiów wynika, że ktoś usiłujący znaleźć pomoc mógłby bez trudu dojść do przekonania , że nie ma tu czego szukać. Struktury AA – są już tak nadęte, że czytając periodyki wewnętrzne można dojść do wniosku, że AA zajmuje się tak bardzo sama sobą jako organizacją, że już nie ma w niej miejsca na nic innego. Uczone, a zarazem nadęte wywody na temat służb zdeprymowały mnie. Powiem szczerze nie chcę być częścią tej biurokratycznej maszyny, która szkoli siebie, szkoli innych, mogłaby szkolić wszystkich wokół i cały czas mówić o niesieniu pomocy innym alkoholikom. Moderatorzy, trenerzy, konwersujący ze sobą działacze różnego szczebla - wszystko to sprawia, że nowoczesne struktury AA zaczęły kojarzyć mi się z instytucją, a nie oddolnie tworzoną grupą osób, które chcą pomóc sobie nawzajem w trwaniu w trzeźwości.

   

    
     A ja chciałbym uczestniczyć jedynie w spotkaniach AA zwanych mityngami – takich, w których odnalazłbym odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Gdzie znalazłbym oparcie i warunki do poszukiwania swojej nowej tożsamości. Albo gdzie po prostu mógłbym w spokoju i bezpieczeństwie spędzić czas. Mityngi, podczas których wsłuchałbym się w głos płynący do mnie gdzieś z własnego wnętrza, gdzie usłyszałbym kilka ciepłych słów i poczuł otuchę, a nie szarpał się z organizacją i martwił o to kto poprowadzi kolejny mityng, kto i kiedy obejmie służby, czy za składkowe pieniądze lepiej kupić kawę tej , a może innej marki itd. Na poziomie podstawowym służby mają znaczenie tylko jeśli przyczyniają się do ułatwiania pracy grupy oraz pozytywnie wpływają na aktywny udział jej uczestników. Sądzę, że mają być środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Chcę AA, w którym człowiek niesie pomoc drugiemu człowiekowi. Gdzie rozwijam swoją duchowość bez nadmiernej religijności, bez bezustannego przypominania jaką to wspaniałą organizacją jesteśmy, jak to nieustannie się poświęcamy w niesieniu pomocy obowiązkowo zaznaczając, że jesteśmy skromni i nie szukamy splendoru. No właśnie – czy rzeczywiście staliśmy się już, i tylko organizacją? Lada chwila okaże się, że aby prowadzić mityng potrzebny jest jakiś certyfikat albo może inne pozwolenie.

     Kilka razy na różnych mityngach spotykałem ludzi, którzy zachowywali się tak jakby siedzieli w knajpie wśród starych kumpli od kieliszka. Te zbyt głośne rozmowy, to poklepywanie po plecach, a nierzadko uściski. Ta agresja ubrana w szatę jednomyślności… Wykrzykiwane uwagi, zaczepki, pewność siebie, a do tego postawa, z której jednoznacznie wynika kto tu rządzi. Posługiwanie się niezrozumiałym językiem, dzięki któremu nowicjusz czuje się zagubiony jeszcze bardziej. Właściwie brakowało jedynie kufli z piwem na stołach. Nie podoba mi się takie AA. Zawsze chciałem trafić do grupy przyjaciół, ale wchodząc w takie towarzystwo odnosiłem nieodparte wrażenie, że jestem tam zbędny, że tylko przeszkadzam. Zdeprymowani nowoprzybyli w takich sytuacjach najczęściej już nie pojawiają się na kolejnych mityngach. Ale my oczywiście sobie nie mamy nic do zarzucenia. To ich wina – widać jeszcze nie osiągnęli swojego dna, mówimy. I dalej niesiemy święty sztandar posłania. Niech no tylko ktoś spróbuje go zbezcześcić!

     Czasami odnosiłem wrażenie, że AA służy niektórym ludziom do samorealizacji. Kiedyś zanim alkohol pozbawił ich stanowisk, rodzin i prestiżu społecznego byli ważni. I nadal chcą nimi być. Tym razem jednak odnaleźli się w nowym miejscu – strukturach AA. Są upierdliwi i męczący w kontaktach jak prezesi związku działkowców, kiedy trzeba coś załatwić. A w dodatku często nie mówią, a przemawiają do maluczkich, sobie pozostawiając właściwą i jedynie słuszną interpretację tego co jest, a co nie jest zgodne z tradycjami AA. Obyci na różnych szkoleniach przemawiają z piedestału, na którym sami się ustawili. Choć żaden z nich nie znał Billa i Boba zawsze odnosiłem wrażenie, że właśnie wrócili z Akron i zaprezentują nam nową Wielką Księgę.
    


     Jeśli służenie innym to dobro, to ważne jest aby jego czynienie było nieuświadomione, w przeciwnym wypadku staje się ono jedynie środkiem do budowania własnej pychy - zauważył kiedyś Gandhi. Dlatego służenie innym, właśnie na poziomie grupy jest tak ważne. To dzięki myciu szklanek i sprzątaniu sali po spotkaniu demontowałem swoje ego. To dzięki służbom uczyłem się odpowiedzialności i współpracy z innymi. Nawiązywałem kontakty, przezwyciężałem własny wstyd i nieśmiałość. To dlatego polecam ich przyjmowanie przez innych. I na pewno nie namawiam aby czynić to z przymusu. To byłoby dopiero złamanie zasad. Mówi się o tym, że już dwóch alkoholików może odbyć mityng. Nie wyobrażam sobie aby zaczynali od wyboru służb. Nie to jest celem naszego istnienia.

     I jeszcze jedno. Mój opis AA jest czysto subiektywny i muszę napisać, że dotyczy on jedynie nielicznych wyjątków, z jakimi zetknąłem się w czasie mojej dotychczasowej drogi do trzeźwości. Zdecydowana większość aowców to świetni ludzie, którym wiele zawdzięczam i którzy nauczyli mnie widzieć świat we właściwych proporcjach. Tym pozostanę dozgonnie wdzięczny. Ale i ci, którzy prowadzą grupę jako własną organizację nauczyli mnie czegoś wartościowego. To właśnie dzięki nim widzę jaki nie chcę się stać, za co dziękuję.
    

1 komentarz:

  1. W samej rzeczy ... to wszystko prawda!!!
    Zbyszek AA

    OdpowiedzUsuń