Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

piątek, 25 czerwca 2010

Alkohol w moim barku, cz.II

       
      Po tym pierwszym razie poszło już gładko. Najbardziej odpowiadały mi sytuacje, gdy zostawałem sam na dłuższy czas. Mogłem sobie wtedy zupełnie nieskrępowany folgować w korzystaniu z alkoholu. Jakże byłem głupi sądząc, że jestem na tyle sprytny, że nikt nie potrafi dostrzec mojego picia… Byłem tak obłudny, że w rozmowach z innymi chwaliłem się swoją wiedzą na temat objawów choroby, jej skutków oraz zasad postępowania. Uważałem najwidoczniej, że mnie te zasady nie dotyczą. W mojej chorej opinii zalecenia skierowane były do innych – nie do mnie. Także ta dotycząca trzymania w domu alkoholu. Sądziłem, że to gruba przesada. Byłem skłonny przyznać, że są inne – ważniejsze zalecenia. Ale właśnie to i kilka innych uważałem za błahe i zupełnie nie przystające do życia. Oderwane od niego równie zdecydowanie jak rozprawy o pustynnieniu klimatu w czasie powodzi. Na moja opinię nie miało wpływu nawet to, że po uzupełnieniu zapasów w barku prawie od razu pozwalałem sobie łapać za butelczynę. Logika moich wywodów – przedstawianych samemu sobie - opierała się na założeniu dużej ogólności zaleceń. Według mnie zasady skierowane były do wszystkich, a ponieważ wszyscy to nie ja, uważałem że mogę stosować je wybiórczo tak jak sam uznam za stosowne. Innymi słowy, część z nich nie jest skierowana do mnie, a zwłaszcza ta część, która bezpośrednio wpływała na moje myślenie o sobie jako osobie chorej. Tak to sprytnie tłumacząc doszedłem do wniosku, ze jestem innym alkoholikiem. Może nie lepszym, nie gorszym ale z pewnością innym – takim, któremu należy się specjalne traktowanie. I żyłbym w tym przeświadczeniu dalej gdyby nie kolejna alkoholowa wpadka. Kolejny wstyd, upokorzenie i depresja. A potem kolejna i jeszcze jedna…


     W AA często mówi się o tym, że masz tak daleko do sięgnięcia po alkohol, jak duża odległość w metrach cię od niego dzieli. Nie dla mnie były wówczas takie hasła. Ja wiedziałem lepiej. Kiedyś moja żona przyłapała mnie na skrytym pijaństwie, co w końcu stać się musiało. Było mi bardzo wstyd, ale nie za fakt picia ale za to, że dałem się przyłapać…
cdn
         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz