Wiara ma to do siebie, Że jeszcze po zniknięciu Nie przestaje działać. Ernest Reman

sobota, 19 czerwca 2010

Moje AA - Rafał

      
     Rafał na swój pierwszy mityng trafił podczas pobytu na odwyku. Przedtem zupełnie się nie interesował działalnością grup Anonimowych Alkoholików. Starał się wręcz unikać miejsc kojarzących mu się z abstynencją. Póki pił nie zajmowało go także dokąd chodzi jego uzależniona żona. Był skupiony wyłącznie na sobie i swoim piciu. Nie zwracał uwagi na innych. Ostatnie piwa wypił jeszcze na dzień, zanim trafił na szpitalny oddział. Nie wyobrażał sobie życia bez alkoholu, ale ponieważ wcześniej narozrabiał i w oczy zajrzało mu widmo pójścia do więzienia, zdecydował się zadbać o swoją reputację przed grożącą mu rozprawą sądową. W ośrodku, w Skoczowie pierwszy raz usłyszał o funkcjonowaniu AA i sposobach radzenia sobie z własną słabością wobec alkoholu.


     Mityngi zorganizowane na oddziale nie spodobały mu się. Wszystkie były do siebie podobne – nudne, mdłe i pozbawione dla niego sensu. Brał w nich udział, bo chociaż teoretycznie nie były obowiązkowe, zostały wpisane w fakultatywny rozkład dnia dla pacjentów. Tłum ludzi na nich obecny nie sprzyjał skupieniu i poszukiwaniu w sobie odpowiedzi. Nie identyfikował się z ludźmi przychodzącymi z zewnątrz i opowiadającymi o swoim trzeźwieniu. Oni wszyscy mieli za sobą przynajmniej kilkumiesięczne, jak mu się wtedy wydawało dla niego nieosiągalne, staże trzeźwości. Nie rozumiał o czym mówią, ale stopniowo zaczynał przyglądać się sobie i swojej chorobie. Pod koniec pobytu w ośrodku, realizując jedno z terapeutycznych zadań, wybrał się wraz z kilkoma innymi pacjentami, na mityng odbywający się w miejscowym klubie abstynenta. Zaskoczył i poruszył go kameralny nastrój tam panujący. Było to zupełnie nowe i inne doświadczenie w porównaniu do niespokojnej, chaotycznej i hałaśliwej atmosfery mityngu w ośrodku. Tutaj klimat odpowiadał mu o wiele bardziej.

     Jednak pierwszym prawdziwie samodzielnym mityngiem Rafała, na którym się pojawił było spotkanie w rodzinnym Ustroniu. Pierwszy raz poszedł razem z żoną. Była słoneczna niedziela września. Dwa dni wcześniej wyszedł spod opieki terapeutów i zaczynał stawiać swoje pierwsze trzeźwe kroki. Towarzyszyła mu obawa i lęk, ale chciał zrobić dla siebie coś pozytywnego i nie trzeba było go namawiać. Pomimo, iż wiedział już jak przebiega spotkanie i czego się spodziewać nadal odczuwał tremę.

     Mityngi zorganizowane były w pomieszczeniu dawnego liceum, które dla własnych potrzeb wynajmował klub abstynenta. Kiedy podenerwowany wszedł na salę ujrzał osoby, jakie dobrze zapamiętał z czasów kiedy pił. W pierwszej chwili był zaskoczony ich obecnością, ale po chwili całe napięcie, które w sobie kumulował, opuściło go. Został bardzo mile przyjęty. Był pod wrażeniem. W czasie przerwy mógł bez obaw zwracać się do innych uczestników i zadawać im pytania. Spodobało mu się od razu na tyle, że zaczął chodzić na kolejne mityngi.

     Dziś Rafał nadal jest pod wrażeniem tego co zobaczył. To doświadczenie, gdy kilkanaście osób siedzi przy kawie, herbacie i oranżadzie w przyjemnej atmosferze - gdy nikt nie narzuca swojego zdania i nie usiłuje przekrzyczeć innych, niezwykle mu odpowiada. Nie ma wrzasków, zamieszania, tumultu i głupich rozmów o tym, że ktoś komuś coś obieca, albo coś załatwi. Jak sam mówi jeden słucha drugiego, żaden nie przerywa i to jest coś niesamowitego. Gdy coś cię boli, masz zmartwienie lub kłopot możesz to powiedzieć i wszyscy cię wysłuchają. Potem ktoś opowie jak to było w jego przypadku, albo w przerwie coś doradzi. Rafał dodaje, że to naprawdę wspaniałe i budujące gdy spotyka się znajomych, którzy chodzą na mityngi i potrafią nie pić. Czemu w takim razie miałby tam nie chodzić i on – pyta.

     Minęło już ponad trzy lata, a Rafał wraz z żoną dalej są obecni na mityngach. Dziś już nie musi się niczego wstydzić, a sam cieszy się ze swych osiągnięć. Choćby z tego, że może iść z nastoletnią córką pod rękę przez miasto i inni wskazują go jako przykład tego, któremu się udało uwolnić od alkoholowej zmory.
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz